Gdzie jest 6-letni Arian? Trwa akcja poszukiwawcza

Poszukiwania 6-letniego Ariana z Bremervörde w Dolnej Saksonii zaczęły się tydzień temu. Dziecko wyszło z domu niezauważone w poniedziałek wieczorem, 22 kwietnia. Kamera miejskiego monitoringu zarejestrowała chłopca biegnącego w stronę lasu. Od tego czasu służby ratunkowe przeczesują miasto i okolicę.

Wielka akcja poszukiwawcza

W niedzielę, 28 kwietnia, zaginionego chłopca szukało około 1200 osób. Na razie jednak nie natrafiono na żaden ślad. Arian jest dzieckiem autystycznym i zdaniem specjalistki może nie reagować na nawoływanie.

Akcja poszukiwawcza Ariana
Akcja poszukiwawcza Ariananull Daniel Bockwoldt/dpa/picture alliance

Jak relacjonowała rzeczniczka policji, w niedzielę setki ratowników przeczesały obszar na północ od domu chłopca. Utworzono półtorakilometrowy łańcuch ludzi, ponownie wykorzystano łodzie, drony i psy poszukiwawcze. Po raz pierwszy w akcji wzięli udział także kolarze. – Nigdy wcześniej nie prowadziłem poszukiwań na taką skalę – powiedział Jörg Wesemann, szef operacyjny policji w Rotenburgu. Poszukiwania trwały do zmroku i objęły obszar o powierzchni około 15 kilometrów kwadratowych. W poniedziałek (29.04.2024) są kontynuowane.

Policja jeszcze nie straciła nadziei. – Poddanie się nie wchodzi dla nas w rachubę – powiedziała jej rzeczniczka w niedzielę wieczorem. – Prowadzimy poszukiwania za dnia i w nocy – podkreśliła.

Poszerzenie obszaru poszukiwań

Obszar poszukiwań został poszerzony o bardziej odległe miejsca. Policja nadal wychodzi z założenia, że Arian nie padł ofiarą przestępstwa.

Gdzie jest 6-letni Arian? Trwa akcja poszukiwawcza
Gdzie jest 6-letni Arian? Trwa akcja poszukiwawcza null Daniel Bockwoldt/dpa/picture alliance

Przed weekendem rodzice Ariana wyjaśniali w mediach społecznościowych policji, w jaki sposób można pomóc ich synowi. – Wierzymy, że Arian wyruszył na wielką przygodę – napisali. Ich zdaniem może się przemieszczać i ukrywać nie tylko na terenie samego Bremervörde, ale i w okolicznych gminach. Podziękowali wszystkim za pomoc w poszukiwaniach.

Początkowo służby ratownicze próbowały zwabić autystycznego chłopca piosenkami dla dzieci, balonami i fajerwerkami, ale bez skutku. W weekend zmieniono taktykę. Teraz nakazano ratownikom zachowanie ciszy podczas poszukiwań.

(DPA/pedz)

Chcesz skomentować nasze artykuły? Dołącz do nas na facebooku! >>

Prasa o islamistach: Potrzeba „silnej reakcji państwa”

W sobotę (27.04.) setki osób protestowało przeciw rzekomo wrogiej islamowi  polityce Niemiec. Propagowano hasło: „Kalifat  jest rozwiązaniem”.

„Frankfurter Allgemeine Zeitung” komentuje: „Scena islamistyczna  już dawno odeszła od propagandy terroru w starym stylu. Zamiast tego wizerunek jest kształtowany przez grupy takie jak „Muslim Interaktiv”, które w dużej mierze działają w ramach prawnych. Starają się docierać do potomków rodzin imigrantów, mówiąc o ich odczuwanej lub doświadczanej dyskryminacji. Każda debata na temat chust, każdy spór o wartości zostaje wyolbrzymiony do maksimum, naładowany emocjami, a następnie profesjonalnie rozpowszechniony w internecie. Służą do tego takie działania takie jak demonstracja w Hamburgu, która była ukierunkowaną prowokacją. Grupy takie jak „Muslim Interaktiv” mają wspólny cel z radykalnymi islamistami  starej szkoły: podzielić społeczeństwo. Tylko metody są zupełnie inne. Oni chcą dać młodym ludziom poczucie, że nigdy nie będą należeć do Niemiec.”

„Mitteldeutsche Zeitung” uważa, że „1000 islamistów nie jest strasznych – ani dla Hamburga, ani dla Niemiec, jednak fakt, że hasła takie jak „Kalifat jest rozwiązaniem” są bezkarne, jest zdaniem dziennika nie do przyjęcia i wymaga mocnej reakcji państwa. „Przede wszystkim należy wątpić, czy demonstracja rzeczywiście musiała się odbyć w ten sposób. Ponieważ sam slogan ‘Kalifat jest rozwiązaniem' jest wyraźnie skierowany przeciwko Ustawie Zasadniczej. Dyktuje on surowe religijne zasady mniejszości w społeczeństwie, które w większości jest ukształtowane przez chrześcijaństwo i którego konstytucja jest neutralna w kwestiach światopoglądowych.” Gazeta przypomina, że ponadto niedawno w Berlinie został rozwiązany Kongres Palestyński za propagowanie haseł antyizraelskich i antysemickich, a gorąca atmosfera była wywołana wojną na Bliskim Wschodzie, co „można było zrozumieć”. Jednak takiego powodu nie było w Hamburgu – konstatuje komentator z Halle.

Niepokoje na berlińskim uniwersytecie. W tle antysemityzm

Problem ma wiele aspektów – zauważa „Rhein-Zeitung”, podkreślając, że aspektem budującym jest to, iż wielu muzułmanów w tym kraju jest zbulwersowanych takimi wydarzeniami. „Całkiem sporo z nich na własnej skórze doświadczyło islamskiego terroru i dlatego opuściło swoją ojczyznę. Jednak prawdą jest również, że islamofobia w tym kraju (w Niemczech) coraz więcej młodych muzułmanów, którzy nie mają poczucia przynależności, wpędza w szpony ekstremistów. Kto nie akceptuje tego, że islam nieodwołalnie jest częścią zglobalizowanych Niemiec, podobnie jak inne religie, ignoruje go lub nie traktuje go poważnie, działa na korzyść ekstremistów i tylko podsyca ogień”, pisze dziennik z Koblencji.

W „Koelner Stadt-Anzeiger” czytamy: „Fakt, że w centrum Hamburga między głównym dworcem kolejowym a Aussenalster, bez przeszkód mogą być wznoszone hasła potępiające Niemcy jako „dyktaturę wartości” i propagujące kalifat, jest nie do zniesienia i wymaga silnej reakcji państwa. Wprawdzie przywódcy polityczni w Niemczech muszą uważać, by zbyt nie zawęzić spektrum opinii na temat wojny na Bliskim Wschodzie. Ale z wydarzeniami w Hamburgu nie ma to nic wspólnego. Tamtejszym islamistom konflikt na Bliskim Wschodzie służy w najlepszym razie jako wehikuł. Imigranci, którzy nazywają Niemcy 'dyktaturą wartości', w każdym razie popełniają błąd, mówiąc to w Niemczech. W tej sprawie nie może być dwóch różnych opinii.”

Chcesz skomentować ten artykuł? Zrób to na facebooku! >>

Efekty płacy minimalnej. Luka płacowa w Niemczech zmalała

W kwietniu 2023 roku dobrze zarabiający otrzymywali średnio za godzinę pracy 2,98 razy więcej niż osoby pracujące w sektorze niskich płac, poinformował w poniedziałek (29.04) niemiecki Federalny Urząd Statystyczny. W roku 2022 współczynnik ten wynosił jeszcze 3,28. We wcześniejszych latach „nożyc płacowych” w Niemczech nie udawało się zwęzić.

„Napędem tej zmiany był relatywnie wysoki wzrost wynagrodzeń u osób mało zarabiających ze względu na podwyżkę płacy minimalnej” - wyjaśnił Urząd. Godzinowa płaca minimalna wzrosła od kwietnia 2022 do kwietnia 2023 z 9,82 euro do 12 euro. Najmniejsze zarobki wzrosły dzięki temu średnio o 12,4 procent, a najlepsze tylko o 1,9 procent.

"Najważniejsze jest dobre wykształcenie"

Zbliżony do pracodawców Instytut Niemieckiej Gospodarki (IW) ocenił, że zmniejszenie różnic w zarobkach może przeciwdziałać podziałom społecznym. – Najlepszą metodą są jednak dobre szanse na edukację i zdobywanie kwalifikacji oraz niskie bezrobocie – powiedział ekspert IW Christoph Schroeder.

Instytut ostrzega jednak przed zbyt silnym sztucznym pompowaniem wynagrodzeń poprzez podnoszenie płacy minimalnej. Zdaniem jego ekspertów, zbytnie zrównanie płac pracowników wykwalifikowanych i niewykwalifikowanych może wywołać niezadowolenie tych ostatnich i żądania podwyżek, co może wywołać spirale płacową.

(RTR/szym)

Susza w Hiszpanii zagraża rolnictwu

Niemcy. Spada zainteresowanie e-samochodami

W niedawnej ankiecie Instytutu Demoskopii w Allensbach zleconej przez Niemiecką Akademię Nauki i Inżynierii (Acatech) tylko 17 procent pytanych stwierdziło, że ich kolejnym samochodem może być e-auto. To trzeci spadek z rzędu. W 2021 r. liczba ta wynosiła 24 procent.

Istnieją znaczne problemy z akceptacją e-aut, przyznała Renate Köcher z Allensbach w związku z publikacją wyników badań w poniedziałek (29.04.). Obawę budzą przede wszystkim koszty, a także niewystarczająco rozbudowana sieć stacji zasilania. Sceptycy mają też wątpliwości co do tego, czy samochody elektryczne  są rzeczywiście bardziej przyjazne dla środowiska. Zastrzeżenia te są podobne jak w ubiegłych latach.

Więcej mitów niż faktów

Tylko część populacji uwzględnia zmiany technologiczne ostatnich kilku lat, twierdzi Köcher. Krytyka może jej zdaniem wynikać ze sposobu, w jaki ludzie uzyskują informacje o samochodach elektrycznych. Rozmowy z przyjaciółmi i kolegami są wymieniane jako najczęstsze źródło informacji, w następnej kolejności są telewizja i właściciele samochodów elektrycznych. Zamiast tego potrzebne są informacje oparte na faktach, uważa Köcher.

Jak podkreślił Thomas Weber, szef Acatech, jednym z przykładów słabego przepływu rzetelnych informacji jest wątpliwość wyrażona przez 60 procent respondentów co do przyjazności elektromobilności dla środowiska. Weber ma bardzo jasne stanowisko w tej sprawie: e-samochód ma zdecydowanie lepszy bilans CO2, nawet jeśli uwzględnimy produkcję akumulatora. A jeśli miks energii elektrycznej ulegnie poprawie, liczby te będą jeszcze lepsze.

Jego kolega z zarządu Acatech, Jan Wörner, wyraził ubolewanie z powodu krążących informacji, że potrzeba rzekomo 150 tysięcy przejechanych kilometrów, zanim samochód elektryczny stanie się opłacalny z perspektywy ochrony środowiska. Można z łatwością wyliczyć, że to nieprawda, twierdzi Wörner.

Tesla bez prądu

Chińskie auta najpopularniejsze

Badanie przynosi również złe wieści dla niemieckiego przemysłu samochodowego.

Na pytanie, gdzie powstają szczególnie dobre samochody elektryczne, najczęściej wymieniano Chiny  (29 procent). Niemcy znalazły się dopiero na drugim miejscu (20 procent). Jest to jednak wciąż znacznie lepiej niż w przypadku ojczyzny najbardziej znanego producenta samochodów elektrycznych, Tesli: USA (9 proc.) są dopiero na piątym miejscu – nawet za Japonią i Koreą.

Niemieccy producenci nie mogą też zbytnio liczyć na lojalność rodzimych klientów. Tylko 21 procent uczestników ankiety stwierdziło, że wolałoby niemieckie modele, nawet gdyby były nieco droższe.

W raporcie pojawiła się jednak także dobra wiadomość dla elektromobilności. W najnowszych statystykach ADAC trzyletnie samochody elektryczne osiągnęły lepsze wyniki niż silniki spalinowe w tym samym wieku. Na podstawie 3,5 miliona wezwań pomocy drogowej ustalono, że na 1000 samochodów elektrycznych, zaledwie 2,8 samochodu ulega awarii. To mniej niż połowa w porównaniu z autami spalinowymi w tym samym wieku (6,4 proc.).

(DPA/sier)

Chcesz skomentować ten artykuł? Zrób to na facebooku! >>

Nie rozpalaj grilla w ten sposób. 31-latek ciężko ranny

Tragicznie zakończyło się weekendowe grillowanie dla mieszkańca południowej Hesji w Niemczech. Jak poinformowała policja w Darmstadt, 59-letni mężczyzna próbował przyspieszyć rozpalanie grilla, polewając go płynnym spirytusem. 

W tym momencie doszło do zapłonu spirytusu i jego oparów, a płomień znad grilla miał objąć stojącego obok 31-letniego mężczyznę. Został on ciężko ranny. Jego stan był na tyle poważny, że został przetransportowany do szpitala śmigłowcem. Policja prowadzi dochodzenie w sprawie nieumyślnego uszkodzenia ciała.

Ani spirytus, ani benzyna

W związku z tym wypadkiem niemieckie media przypominają, że płynne rozpałki do grilla mogą być bardzo niebezpieczne, a spirytus czy benzyna w ogóle nie nadaje się do tego celu. Najbezpieczniejsze są rozpałki w postaci twardych kostek.

Rozpalając grilla należy też upewnić się, że stoi on na równej i twardej powierzchni i że w jego pobliżu nie bawią się dzieci. Grilla nie wolno rozpalać w zamkniętych albo słabo wentylowanych pomieszczeniach, bo może dojść do zatrucia tlenkiem węgla.

(DPA,AFP/szym)

Lider AfD przed sądem. Nazisowski slogan

Niemcy budują coraz większe domy

W ubiegłym roku nowe budynki miały o około dwanaście metrów kwadratowych więcej powierzchni, niż istniejące nieruchomości, jak podał portal porównawczy Check24 agencji informacyjnej AFP w poniedziałek (29.04.). Według badania, nowe domy  miały prawie 150 metrów kwadratowych powierzchni.

W analizie portalu, która opiera się na wykupionych polisach ubezpieczeniowych budynków mieszkalnych, za nowe budynki uznane zostały wszystkie domy ukończone w 2023 r. lub później. Miały one średnią wielkość 149,6 metrów kwadratowych, podczas gdy starsze budynki mieszkalne miały 137,3 metrów kwadratowych.

Casting na mieszkanie

„Rozwój ten wynika ze zmieniających się potrzeb mieszkaniowych  i większych możliwości ekonomicznych”, wyjaśnił André Boudon, dyrektor zarządzający ds. ubezpieczeń nieruchomości mieszkaniowych w Check24. Duża przestrzeń mieszkalna jest nie tylko funkcjonalna, ale także „oznaką dobrobytu”.

Według analizy, największe budynki mieszkalne – zarówno nowe jak i starsze – znajdują się w Bawarii, a w drugiej kolejności w Badenii-Wirtembergii  i Hesji. Ich średnia powierzchnia wynosi 148,7 metrów kwadratowych.

Bawaria: Najmodsze i największe domy 

Różnice pomiędzy istniejącymi już i nowymi budynkami są jednak szczególnie duże w Saksonii-Anhalt. Podczas gdy średnia powierzchnia mieszkalna nowych domów wynosiła 155,2 metrów kwadratowych, w przypadku starszych było to 127,7 metrów kwadratowych, co oznacza, że nowo wybudowane domy są o około 22 procent większe niż starsze nieruchomości. Różnice są również duże w Hamburgu i Szlezwiku-Holsztynie.

Średni wiek domów w Bawarii to 32 lata – tu domy są najmłodsze na tle całych Niemiec. „Im nowsze domy, tym są większe”, wyjaśnia Boudon. Ponieważ w Bawarii jest stosunkowo dużo nowych budynków, są one również odpowiednio duże, co podnosi średnią.

W Kraju Saary i w Saksonii-Anhalt są one średnio o 27 lat starsze niż w Bawarii. „W krajach związkowych, w których rośnie liczba ludności, automatycznie wzrasta popyt na nowe domy. W silnych gospodarczo regionach więcej osób może sobie pozwolić na budowę nowych domów”, wyjaśnia Boudon.

(AFP/sier)

Chcesz skomentować ten artykuł? Zrób to na facebooku! >>

Miliardy na kolej w Niemczech. Tysiące kilometrów torów do remontu

Niemiecka kolej Deutsche Bahn (DB) zamierza w tym roku wyremontować dwa tysiące kilometrów torów i odnowić dwa tysiące zwrotnic. „Inwestycje w infrastrukturę torową ze strony DB, państwa i landów sumują się tylko w roku 2024 na około 16,4 miliarda euro” - przekazała w poniedziałek (29.04.24) należąca do państwa spółka DB.

Niemiecka sieć kolejowa uchodzi za przeciążoną i zaniedbaną. Skutkuje to wieloma usterkami oraz koniecznościami napraw, co z kolei przekłada się na częste opóźnienia pociągów. Z danych DB wynika, że w marcu 2024 roku tylko 70,5 procent pasażerów pociągów dalekobieżnych w Niemczech dotarło do celu z opóźnieniem mniejszym niż 15 minut.

Potrzebne miliardy

Co roku w Niemczech przedstawiany jest raport na temat stanu sieci kolejowej. W jego najnowszej edycji (na rok 2022) szacuje się, że na remont przestarzałej infrastruktury potrzeba aktualnie 103,4 miliarda euro. Szczególnie duże zaległości są w przypadku mostów kolejowych (prawie 60 miliardów). Obecna ofensywa inwestycyjna ma na celu zatrzymać proces starzenia się infrastruktury, ale dopiero kolejny raport, na rok 2024, pokaże, czy się to udało.

Anzeige an einem Bahnhof - RE 1 Richtung Magdeburg mit Verspätung
Opóźnienia są zmorą podróżnych w Niemczech null Marcel Ibold/CHROMORANGE/picture alliance

Także sami Niemcy krytycznie oceniają stan kolei, wynika z sondażu przeprowadzonego na zlecenie Niemieckiej Akademii Wiedzy Technicznej. 65 proc. pytanych oceniło, że sieć kolejowa jest w bardzo złym albo raczej w złym stanie. Tylko 12 proc. oceniło, że w miarę dobrym. Mniej niż pół proc. uznało, że w bardzo dobrym. Jeszcze w 2015 roku pozytywne opinie przeważały nad negatywnymi w relacji 41 do 31 procent.

Lepiej na drogach

Dużo lepiej oceniany jest przez Niemców stan autostrad. Tutaj widoczna jest wyraźna przewaga pozytywnych opinii. Tylko 37 proc. pytanych uważa jednak, że powinno się inwestować więcej pieniędzy w kolej niż w drogi. 48 proc. domaga się równego traktowania szyn i autostrad.

Najważniejszym projektem DB w tym roku jest remont generalny niezwykle ważnej trasy kolejowej między Frankfurtem a Mannheim. Na czas remontu trasa ta zostanie całkowicie zamknięta na pięć miesięcy. To pierwsza z 40 dużych inwestycji planowanych w nadchodzących latach.

(DPA/szym)

Norwegia: najpiękniejsza linia kolejowa

„Na razie trochę spokoju”. Prasa o sytuacji w rządzie Scholza

U progu kampanii do Parlamentu Europejskiego po pierwszym weekendzie dużych wydarzeń partyjnych niemieckie gazety podsumowują sytuację w koalicji Olafa Scholza i na scenie politycznej.

„Nie wydaje się zbyt rozsądne, by na start kampanii wyborczej uderzać w koalicję perspektywą, że w końcu może znów powstać rząd złożony z CDU/CSU i SPD. W ten sposób (landowi) premierzy Boris Rhein i Markus Söder tylko dają kanclerzowi i Zielonym możliwość, by w kampanii lepiej się odgryźć: patrzcie: CDU, nadal nie zrozumiała, że to czas wielkich koalicji jest powodem dzisiejszych zmartwień” – pisze „Frankfurter Allgemeine Zeitung”.

„To przejrzysty manewr odwracający uwagę od własnych słabości, choć całkiem skuteczny. Takie twierdzenie nie jest całkowicie błędne. W kwestii polityki bezpieczeństwa, energii, migracji i gospodarki era Merkel nie przejdzie bowiem do historii RFN jako drogowskaz na przyszłość” – czytamy.

„Coś się stało z FDP”

Kölner Stadt-Anzeiger” pisze z kolei o konwencji FDP i relatywnie ugodowej postawie tego najmniejszego koalicjanta, którego liberalne postulaty gospodarcze wywoływały spory: „Coś się stało z FDP: swoje żądania zwrotu gospodarczego łaczy ona ze zmianą nastawienia. Podczas konwencji partii także flirt ze scenariuszem wyjścia z koalicji był marginalny. Kto chce naprawy gospodarki, będzie miał trudności, by osiągnąć to poprzez rozbicie rządu”.

„Lepiej nie rządzić niż rządzić źle – brzmi słynny bon mot Christiana Lindnera. Rozmowa o nierządzeniu i skragi na partnerów koalicyjnych zajmują dużo czasu i energii. W rządzeniu energia jest kumulowana znacznie lepiej” – zauważa gazeta z Kolonii.

„Na razie trochę spokoju”

O tym, że FDP nie opłaca się rozpad koalicji pisze też „Volksstimme” z Magdeburga w Saksonii-Anhalt: „Szef FDP Christian Lindner często prężył muskuły. Liberałowie chcą twardej polityki gospodarczej. Niemcy są w fazie gospodarczego spadku. W porównaniu z innymi wyraźnie stracili wpływy. W tym sensie ważne jest, aby myśleć, jak sytuacja może znów się poprawić. FDP, która w sondażach utrzymuje się na poziomie około 5 procent, teraz zaprezentowała program, dzięki któremu wyostrza swój kurs, ale jego wdrożenie jest więcej niż wątpliwe. Niektóre punkty – takie jak cięcia w sektorze społecznym czy dotacje – są bowiem w koalicji wysoce kontrowersyjne”.

„Uderzające jest to, że partnerzy w koalicji starają się obecnie uniknąć wzajemnego prowokowania się. Lindner też jasno pokazuje, że przed wyborami do Bundestagu 2025 nie chce zerwania koalicji. Na razie więc będzie trochę spokoju. Najpóźniej podczas negocjacji ws. kolejnego budżetu prawdopodobnie znów zrobi się głośniej” – pisze gazeta z Magdeburga.

Lubisz nasze artykuły? Zostań naszym fanem na facebooku! >> 

„Obywatele Rzeszy” chcieli obalić RFN. Rusza proces

Grupa tzw. Obywateli Rzeszy, skupiona  wokół Henryka XIII księcia Reuss Unia Patriotyczna, planowała w Niemczech według śledczych zamach stanu. Reuss prawdopodobnie chciał wtargnąć do Bundestagu i uwięzić członków parlamentu. Celem grupy byli szczególnie kanclerz Olaf Scholz, minister spraw zagranicznych Annalena Baerbock i lider opozycji Friedrich Merz.

Kim są „Obywatele Rzeszy"?

Zmasowana akcja policji 7 grudnia 2022 r. przerwała te plany: aresztowano 25 osób, w tym Reussa. Większość przebywa od tego czasu w areszcie. Przejęto 382 sztuki broni palnej i prawie 150 tys. sztuk amunicji. Pierwszy z trzech procesów przeciwko grupie, którą szacuje się na około 200 osób, rozpocznie się w poniedziałek (29.04.2024) przed Wyższym Sądem Krajowym w Stuttgarcie. Późniejsze postępowania toczą się przed sądami we Frankfurcie nad Menem i Monachium.

Czekali na zielone światło do akcji

W centrum śledztwa jest Henryk XIII, książę Reuss, potomek arystokratycznej rodziny, 72-letni agent nieruchomości z Frankfurtu nad Menem. Plany grupy obejmowały obsadzenie go w roli głowy państwa po dojściu do władzy przez zamach stanu. Z aktu oskarżenia wynika, że ​​grupa spodziewała się od współspiskowców zielonego sygnału do zamachu już we wrześniu 2022 roku. Do tych współspiskowców „Obywatele Rzeszy” zaliczali tajne grupy utworzone też przez przedstawicieli obcych rządów, armii i tajnych służb.

Zwolennicy Obywateli Rzeszy demonstrują z flagami Królewstwa Prus, Drezno, październik 2023
Zwolennicy "Obywateli Rzeszy" demonstrują z flagami Królewstwa Prus, Drezno, październik 2023null Daniel Schäfer/dpa/picture alliance

Po aresztowaniu grupy Reussa doszło do kolejnych obław i aresztowań, m.in. w listopadzie 2023 roku. Minister spraw wewnętrznych Nancy Faeser powiedziała wtedy: „Dzisiaj, kiedy ma miejsce jedna z masowych akcji przeciw wrogim wobec państwa działaniom prawicy, to musi głośno wybrzmieć: ta polaryzacja rośnie i każdego dnia na nowo musimy bronić naszej demokracji”.

Teorie spiskowe: wymysły grupy Reussa

Gotowa do przemocy grupa skupiona wokół Reussa najwyraźniej fantazjowała o użyciu helikopterów Bundeswehry pilotowanych przez jej zwolenników z armii. Planowane miało być nawet brutalne przejęcie niemieckiego koncernu zbrojeniowego Heckler&Koch z siedzibą w Oberndorf nad Neckarem. Podejrzani są oskarżeni o przynależność do organizacji terrorystycznej i planowanie zamachu stanu. Wszystkie trzy procesy będą prawdopodobnie gigantyczną sprawą, w której centralną kwestią będzie także ideologia „Obywateli Rzeszy”.

Według śledczych częścią tej ideologii jest pogląd Reussa, że w Niemczech rządzi swego rodzaju państwo wewnętrzne - „deep state”, które postawiło sobie za cel organizowanie mordów na dzieciach i młodzieży. Żaden wymysł nie był wystarczająco paranoiczny: według grupy powódź w dolinie Ahr w Nadrenii Północnej-Westfalii latem 2021 roku była jedynie próbą ukrycia zabójstw dzieci poprzez zalanie starych bunkrów rządowych. W otoczeniu Reussa miały pojawiać się teorie o 600 zabitych dzieciach.

Zamach stanu i umowa z Rosją

Jako sprzeciw wobec tego grupa miała planować przejęcie władzy przemocą. Spiskowcy chcieli następnie negocjować nowy traktat pokojowy z byłymi aliantami USA, Francją i Wielką Brytanią, ale zwłaszcza z Rosją. W celu przygotowania się do realizacji tych planów grupa prowadziła ćwiczenia strzeleckie i przeszukała pomieszczenia Bundestagu, aby być gotową na przejęcie władzy.

Zwolennicy Obywateli Rzeszy i skrajnej prawicy demonstrują w Berlinie
Zwolennicy "Obywateli Rzeszy" i skrajnej prawicy demonstrują w Berlinienull Paul Zinken/dpa-Zentralbild/picture alliance

Oskarżono w związku z tym m.in. byłą posłankę do Bundestagu z ramienia prawicowo-populistycznej AfD, byłą sędzię Birgit Malsack-Winkemann. Stanie przed sądem we Frankfurcie wraz z Reussem. W nowym „państwie Obywateli Rzeszy” Malsack-Winkemann miała zostać ministrem sprawiedliwości.

Służby szacują, że całkowita liczba „Obywateli Rzeszy” w Niemczech to 20 tys., z czego około 2300 to osoby przemocowe. Łączą ich odrzucenie demokracji, poglądy monarchistyczne, ksenofobia i antysemityzm. „Obywatele Rzeszy” nie uznają powojennego porządku i Republiki Federalnej za prawowitego następcę Rzeszy Niemieckiej. W niektórych przypadkach grupy te stosują otwarte groźby lub przemoc, grożą także porwaniami, jak np. w przypadku ministra zdrowia Karla Lauterbacha.

„Obywatele Rzeszy”: czy są zagrożeniem?

Dziennikarz i pisarz Tobias Ginsburg przez osiem miesięcy badał to środowisko, a podczas pandemii koronawirusa w latach 2020-2022 ukrywał się także wśród radykalnych działaczy antyszczepionkowych i zwolenników teorii spiskowych. W marcu ubiegłego roku pytany przez DW, czy ruch ten rzeczywiście stwarza zagrożenie, ocenił: - Odpowiedź na to pytanie nie jest tak łatwa, jak się początkowo wydaje. Ponieważ „Obywatele Rzeszy” nie są jednolitym ruchem ani odrębnym rodzajem ekstremizmu. To raczej zwolennicy teorii spiskowej głęboko zakorzenionej w historii Niemiec i narodowym socjalizmie.

Ale grupa ta podziela fantazję wszystkich prawicowych działaczy ekstremistycznych: - To idea jednolitego społeczeństwa, bez innych, obcych - uważa Ginsburg.

Wyroków we wszystkich trzech procesach należy spodziewać się dopiero w przyszłym roku.

Niemcy chcą aktywnego państwa - sondaż

Większość Niemców ma dziś pozytywny stosunek do państwa – wynika z sondażu Instytutu Allensbacha dla dziennika „Frankfurter Allgemeine Zeitung”. Tylko 18 procent ankietowanych przyznało, że państwo nie wzbudza w nich „przyjaznych skojarzeń”.

Państwo „przyjazne”

Niemcy oceniają państwo bardziej pozytywnie niż negatywnie. 44 procent respondentów ma pozytywny stosunek do państwa i chce, by przejęło ono więcej zadań. Przed 30 laty odsetek Niemców zadowolonych i niezadowolonych z państwa był podobny – podał Instytut Allensbacha.

Rolę państwa respondenci widzą we wszystkich dziedzinach życia. W skali priorytetów, na pierwsze miejsce wysuwają się zwalczanie przestępczości (94 proc. wskazań), w dziedzinie oświaty i szkolnictwa wyższego (odpowiednio 94 i 82 procent), rozwój gospodarczy (80 procent) oraz za hamulce inflacyjne (79 procent).

Wuppertal Deutschland 2024 | Spezialkräfte Einsatz an Schule nach Verletzung mehrerer Schüler
94% Niemców chce państwa, które dba o ich bezpieczeństwo null Pressefoto Otte/dpa/picture alliance

Państwo „przyjazne” nie jest jednak dla Niemców tożsame z państwem opiekuńczym i przeregulowanym. W odpowiedzi na pytanie: „Czy ma Pan(i) wrażenie, że państwo reguluje coraz więcej i ingeruje coraz mocniej w sferę wolności obywatelskich?”, 61 procent respondentów odpowiedziało twierdząco. Odsetek osób, przekonanych o rosnącym interwencjonizmie państwa wzrósł znacząco na przestrzeni ostatnich lat. Dla porównania: w roku 2012 wyniósł tylko 43 procent.

Regulacje w polityce energetycznej

Deutschland Braunkohlekraftwerk Jänschwalde und Windrad
Regulacje państwa Niemcy akceptują silnie w zakresie energiinull Patrick Pleul/dpa-Zentralbild/picture alliance


W ankiecie szczególnie wysoki poziom regulacji państwowych Niemcy postrzegają w obszarach  polityki mieszkaniowej oraz na rzecz zwiększenia udziału odnawialnych źródeł energii, zarówno w gospodarce narodowej, jak i w prywatnych gospodarstwach. Są to takie działania jak: efektywność energetyczna w domach, tworzenie ustawowych wymagań dla gospodarki i ekspansji odnawialnych źródeł energii.

Sondaż przeprowadził Instytutu Allensbacha w dniach 5-18 kwietnia na reprezentatywnej 1041 Niemców.

(AFP/schw)

Casting na mieszkanie

 

Demonstracja islamistów w Hamburgu. „Trudne do zniesienia”

„Widok tego rodzaju demonstracji islamistów na naszych ulicach jest trudny do zniesienia” – powiedziała niemiecka minister spraw wewnętrznych Nancy Faeser, komentując w rozmowie z dziennikiem „Tagesspiegel” sobotnią (27.04) manifestację w Hamburgu przeciwko rzekomo islamofobicznej polityce i kampanii medialnej w Niemczech.

Demonstracja islamistów w Hamburgu
Demonstracja islamistów w Hamburgunull Axel Heimken/dpa/picture alliance

W wiecu, który odbył się w dzielnicy St. Georg wzięło udział ponad 1000 osób. Według hamburskiego oddziału kontrwywiadu, Urzędu Ochrony Konstytucji, organizator jest blisko związany z grupą Muslim Interaktiv, która jest sklasyfikowana jako ekstremistyczna. Jak relacjonują media, organizatorzy wielokrotnie wzywali demonstrantów do wznoszenia okrzyków „Allahu Akbar” („Allah jest wielki”). Na plakatach widniały m.in. takie hasła, jak: „Niemcy = dyktatura wartości” i „Kalifat jest rozwiązaniem”. Mówcy oskarżali polityków i media o „tanie kłamstwa” i „tchórzliwe relacje”, które mają na celu stygmatyzację wszystkich muzułmanów w Niemczech jako islamistów w związku z wojną w Strefie Gazy.

Grupy islamistyczne w wizjerze służb

 Do incydentów nie doszło. Według minister Faeser dobrze się stało, że hamburska policja, angażując duże siły dla zapewnienia bezpieczeństwa w trakcie demonstracji, przeciwdziałała ewentualnym incydentom.

Minister spraw wewnętrznych Niemiec Nancy Faeser
Minister spraw wewnętrznych Niemiec Nancy Faesernull Britta Pedersen/dpa/picture alliance

Szefowa MSW podkreśliła, że niemieckie organy bezpieczeństwa maja na oku środowisko islamistów. Po objęciu zakazem działalności palestyńskiego Hamasu oraz grupy Samidun, pod obserwacją są również inne ugrupowania. „Inne grupy, które chcą podsycać emocje, radykalizować i werbować nowych islamistów, również są w centum zainteresowania naszych organów bezpieczeństwa” – powiedziała Faeser. Jak dodała, dotyczy to do domniemanego organizatora demonstracji w Hamburgu. Już w październiku ub. roku Muslim Interaktiv zorganizowała demonstrację w Hamburgu, pomimo zakazu. W lutym ubiegłego roku grupa zmobilizowała 3500 osób do udziału w wiecu przeciwko spaleniu Koranu w Szwecji.

DPA, ARD/ widz

Dwaj Ukraińcy zamordowani w Bawarii. Podejrzany to Rosjanin

Dwaj mężczyźni pochodzący z Ukrainy zostali zamordowani na terenie centrum handlowego w Murnau w Górnej Bawarii. W sobotę wieczorem (27.04) policja zatrzymała podejrzanego o zbrodnię 57-letniego Rosjanina. W niedzielę (28.04) sąd wydał nakaz jego aresztowania.

Okoliczności morderstwa na razie nie są jasne. Policja nie ustaliła, czy trzej mężczyźni się znali i czy doszło między nimi do kłótni związanej z rosyjską inwazją na Ukrainę. – Śledztwo jest w toku, ale potrzebujemy jeszcze trochę czasu – powiedział rzecznik miejscowej policji, cytowany w niedzielę przez agencję DPA.

„Katastrofa dla regionu”

Rzecznik sprecyzował, że ofiary to dwaj obywatele Ukrainy w wieku 23 i 36 lat, którzy mieszkali w powiecie Garmisch-Partenkirchen. Zmarli w wyniku ran kłutych – starszy z nich na miejscu zbrodni, a młodszy nieco później w szpitalu.

Do morderstwa doszło w sobotę po południu, około godziny 17:15 przed sklepem spożywczym. Domniemany sprawca zbiegł z miejsca przestępstwa, ale szybko został schwytany przez policję. Zatrzymano go w jego mieszkaniu.

Jeżeli okazałoby się, że zabójstwo popełniono na tle agresji Rosji przeciwko Ukrainie, „byłaby to katastrofa dla regionu” – oświadczył w niedzielę polityk z powiatu Garmisch-Partenkirchen Florian Streibl z partii Wolni Wyborcy (Freie Wähler).  – Bo nie może być tak, że ten konflikt jest przenoszony do nas – dodał poseł do landtagu Bawarii.

DPA,AFP/ widz

Von der Leyen ostrzega Niemców przed AfD: „Program niszczenia miejsc pracy”

Ursula von der Leyen zakpiła ze startu kampanii wyborczej AfD bez jej głównego kandydata Maksymilian Kraha. Jak zauważyła przewodnicząca Komisji Europejskiej, AfD chroni Kraha pomimo poważnych doniesień o jego związkach z Rosją i Chinami, choć – z drugiej strony – wycięła go z inauguracji kampanii. „Najpierw zarząd go przykrył, potem zarząd go ukrył. A jak by to było, gdyby AfD w końcu stawiła czoło prawdzie?” – powiedziała von der Leyen w niedzielę (28.04) w Akwizgranie na spotkaniu młodzieżówki CDU. Von der Leyen ubiega się o drugą kadencję na stanowisku szefowej Komisji Europejskiej jako kandydatka europejskiej centroprawicy.

Lider AfD przed sądem. Nazisowski slogan

Przypomniała, że AfD nawołuje Niemców do wyjścia z UE. Tymczasem wg szacunków Niemieckiego Instytutu Ekonomicznego (IW) dexit kosztowałby Niemcy około 10 proc. PKB – ostrzegła von der Leyen. Jak zaznaczyła, żadne państwo członkowskie nie czerpie więcej korzyści z europejskiego rynku wewnętrznego niż Niemcy, które sprzedają na nim 55 proc. swojego eksportu. Wyjście z UE oznaczałoby dla Niemiec utratę 400-500 mld euro rocznie i zniknięcie 2,2 mln miejsc pracy. „Program europejski AfD to program niszczenia miejsc pracy” – podsumowała polityczka CDU.

Sondaż: spadek AfD po aferach z Rosją i Chinami.

Wybory europejskie odbędą się 9 czerwca. Aresztowanie asystenta Krahapod zarzutem szpiegostwa na rzecz Chin, a także doniesienia o powiązaniach AfD z Rosją i Russiagate mogą mieć wpływ na wynik wyborczy tej skrajnie prawicowej i prorosyjskiej partii.

Według sondażu dla ZDF, opublikowanego w piątek (26.04.2024) przez Forschungsgruppe Wahlen, AfD uzyskałaby 15 procent, gdyby wybory europejskie odbyły się w niedzielę. Oznaczałoby to jej spadek z drugiego na trzecie miejsce w rankingu partii w Niemczech.

(DPA/mar)

Niemcy. Ponad tysiąc osób szuka zaginionego chłopca

Sześcioletni Arian z miejscowości Bremervörde-Elm zniknął z zeszły poniedziałek (22.04). Niepostrzeżenie wyszedł z domu i według nagrań z kamer monitoringu pobiegł do pobliskiego lasu. Do niedzieliposzukiwania chłopca okazały się bezowocne, ale policja na razie wyklucza, że zaginięcie były wynikiem przestępstwa.

Według policji chłopiec jest autystyczny. Początkowo podczas poszukiwań odtwarzano głośno piosenki dla dzieci, które Arian lubi, oraz za pomocą reflektorów oświetlano niebo nad okolicą wiązkami światła w nadziei, że zwróci to jego uwagę. Gdy to nic nie dało, po naradzie z ekspertem do spraw autyzmu postawiono na tzw. cichą strategię.

W sobotę (27.04) służby ratunkowe ponownie przeszukały rzekę Oste, dopływ Łaby, w pobliżu Elm, wykorzystując tak zwane łodzie sonarowe. Na lądzie ratownicy szli wzdłuż rzeki pieszo. Inne służby ratunkowe przeczesały obszar między Elm a gminą Oldendorf.

Około 30 żołnierzy sprawdziło  też pastwisko w okolicy. Poszukiwania trwały też nocą z pomocą noktowizorów, ale wciąż były bezskuteczne.

Przestępstwo i atak wilka mało prawdopodobne

W niedzielę wznowiono akcję poszukiwawczą, w której uczestniczy około 800 żołnierzy, strażaków, ratowników organizacji pomocowych i Federalnej Agencji Pomocy Technicznej (THW), którzy utworzyli ludzki łańcuch o długości ok. 1,5 km. Ponadto poszukiwania są kontynuowane z powietrza przy wykorzystaniu dronów, a także na rzece Oste. Rozmieszczany jest również zespół jeździecki. W niedzielę chłopca szuka łącznie około 1200 osób, podała policja.

Według rzecznika policji nic nie wskazuje na to, że doszło do przestępstwa. Bardzo mało prawdopodobne jest też, że Ariana zaatakował wilk, choć zwierzęta te występują w okolicy.

Niedzielne poszukiwania chłopca mają potrwać do godziny 19.00.

AFP/ widz

Berlin planuje pomniki na cześć imigrantów

Kultowa berlińska dzielnica Kreuzberg pozostaje nierozerwalnie związana z tureckimi imigrantami i ich potomkami – nawet jeśli dziś w tej zachodniej części miasta równie często można usłyszeć język angielski lub hiszpański co turecki czy niemiecki. 

Obecnie planuje się tu wznieść pomnik ku czci tak zwanych gastarbeiterów, w szczególności pierwszego pokolenia. Projekt przewiduje również osobny pomnik dla byłych „pracowników kontraktowych” z Wietnamu i innych „bratnich krajów socjalistycznych” pracujących w dawnym komunistycznym Berlinie Wschodnim.

Inicjatorem projektu jest socjaldemokratyczna senator Sevim Aydin, której nieżyjący już rodzice należeli do pierwszego pokolenia imigrantów z Turcji. Aydin mówi, że wkład migrantów w sukces Niemiec nie został doceniony.

– Migranci są zawsze przedstawiani w negatywnych kategoriach. Myślę, że nadszedł czas, aby odnieść się do pozytywnych rzeczy – także w przypadku pierwszego pokolenia – mówi Aydin DW. – Wielu z nich nie potrafiło mówić po niemiecku, ale pracowali, zakładali rodziny i rozwijali ten kraj – dodaje. – Chcę, aby głos tych ludzi został usłyszany.

Według Federalnego Urzędu Statystycznego ponad 25 procent z 83 milionów mieszkańców Niemiec ma pochodzenie migracyjne. Wśród dzieci liczba ta sięga 40 proc.

Mało symboli wielokulturowości Niemiec

Szacuje się, że w Niemczech istnieje ponad milion pomników. Jednak niewiele z nich odzwierciedla wielokulturową historię tego kraju. Nie ma żadnego pomnika narodowego. Frankfurt nad Menem po raz pierwszy zgłosił pomysł upamiętnienia „gastarbeiterów” w 2004 roku, ale realizacja tej idei nie jest spodziewana przed 2030 r.

Sevim Aydin
Berlińska senator Sevim Aydinnull Monika Skolimowska/dpa/picture alliance

Podczas gdy w Hamburgu i Bremerhaven istnieją już dwa muzea opowiadające historię niemieckiej emigracji za granicę, muzeum poświęcone imigracji do Niemiec ma zostać otwarte w Kolonii dopiero w 2029 roku. Projekt wyrósł z inicjatywy zapoczątkowanej przez tureckich migrantów pod koniec lat 80.

Senator Sevim Aydin ma nadzieję, że nowy projekt w Berlinie może zostać zrealizowany szybko, tak aby pierwsze pokolenie gastarbeiterów mogło go jeszcze zobaczyć za życia. Celem jest nie tylko zbudowanie bliźniaczych posągów lub pomników, ale także udokumentowanie historii imigracji zarobkowej po II wojnie światowej i doświadczeń imigrantów – na Zachodzie i Wschodzie.

– To powinno opowiadać o cierpieniu i radości – mówi Aydin. Miała sześć lat, gdy w 1978 roku, wraz z rodziną mogła dołączyć do ojca pracującego w Niemczech. Wyjechał on na początku lat sześćdziesiątych, pracując najpierw jako górnik, a następnie w fabryce, zanim otworzył kawiarnię w Berlinie. Matka Aydin była sprzątaczką.

Migranci w NRD i drastyczne restrykcje

Członkini komitetu doradczego pomnika i dyrektor muzeum FHXB Friedrichshain-Kreuzberg Natalie Bayer, mówi DW, że projekt będzie zwrócał uwagę również na problem rasizmu. Bayer, która została wychowana przez swoją koreańską matkę w byłych Niemczech Zachodnich, przyznaje: - Tak naprawdę nie powinno się porównywać. Myślę jednak, że rasistowskie doświadczenia wschodnioniemieckich „pracowników kontraktowych” były znacznie bardziej dramatyczne.

Największe grupy imigrantów przybyły w latach 80. do byłej Niemieckiej Republiki Demokratycznej (NRD) z Wietnamu i Mozambiku. Często pracownicy kontraktowi byli zmuszani do oddania paszportów po przyjeździe. Dla kobiet ciąża oznaczała aborcję lub deportację. Nowo przybyli żyli w dużej mierze odcięci od ludności wschodnioniemieckiej. Kontakt z nimi nie był uważany za pożądany.

Wietnamski pracownik kontraktowy w jednym ze wschodnioberlińskich zakładów, rok 1990
Wietnamski pracownik kontraktowy w jednym ze wschodnioberlińskich zakładów, rok 1990null Werner Schulze/IMAGO

Wielu przybyło z nadzieją lub obietnicą otrzymania dobrego wykształcenia i pracy. Byli oni wykorzystywani jako tania siła robocza do podtrzymywania rozpadającej się gospodarki NRD. Część ich zarobków była zatrzymywana bez ich zgody w celu uregulowania długów kraju lub zasilenia kasy państwowej.

– Byliśmy praktycznie współczesnymi niewolnikami – przyznaje Adelino Massuvira Joao, były pracownik kontraktowy. Większość Mozambijczyków wróciła do domu po upadku NRD. Wielu z nich nigdy nie otrzymało oczekiwanej po powrocie części wynagrodzenia ani obiecanego odszkodowania. Massuvira Joao, który pozostał w Niemczech, jest zaangażowany od wielu lat w kampanię na rzecz odzyskania wynagrodzenia od niemieckiego rządu.

Dyskryminacja i brudna robota

Dawne Niemcy Zachodnie podpisały pierwsze porozumienie rekrutacyjne z Włochami w połowie lat pięćdziesiątych XX wieku. W ślad za nimi poszły inne, głównie południowoeuropejskie kraje. Tureccy imigranci zaczęli przybywać na początku lat 60. i ostatecznie stali się największą grupą. Pracownicy gościnni zazwyczaj wykonywali źle płatne lub niechciane prace.

Migranci po obu stronach muru berlińskiego spotykali się w różnym stopniu z wykluczeniem, dyskryminacją i rasizmem. Żadne z obu państw niemieckich nie oczekiwało, że pracownicy zostaną na stałe.

Imigracja: szansa czy zagrożenie?

Gul Ataseven-Ozen przyjechała do Niemiec w 1972 roku, gdy miała 18 lat. Po pracy w dwóch fabrykach dostała zatrudnienie jako nauczycielka i zaangażowała się politycznie.

– Pomogliśmy zbudować Niemcy. Wiele osób z drugiego pokolenia zajęło się polityką lub biznesem, tak jak mój syn. Ja spędziłam 30 lat pracując w edukacji. Trzeba to uszanować. Chcemy pokazać następnym pokoleniom, a także tym już istniejącym, że również tu należymy, że braliśmy udział i wnieśliśmy swój wkład – powiedziała DW.

Zjednoczenie i kolejne trudności

Upadek muru miał negatywny wpływ na wielu migrantów w zachodnich i wschodnich Niemczech. Ci z byłej NRD znaleźli się w szczególnie niepewnej sytuacji. Fabryki zostały zamknięte, a oni stracili zarówno zatrudnienie, jak i pozwolenie na pracę.

– Wielu zostało deportowanych. Wielu wyjechało również dobrowolnie, ponieważ nastrój przestał być przyjemny – mówi Natalie Bayer dyrektor muzeum na Kreuzbergu. Lata 90. przyniosły wzrost przemocy na tle rasowym w całych Niemczech. – Polityka integracyjna cofnęła się o 70 króków – stwierdza Bayer.

Rasistowskie zamieszki w Rostoku Lichtenhagen w 1992 roku
W 1992 roku w Rostoku Lichtenhagen doszło do gwałtownych zamieszek o podłożu rasistowskim. Prawicowi ekstremiści podpalili m.in. budynek, w którym mieszkali obcokrajowcy oczekujący na azyl.null picture-alliance/ZB/B. Wüstneck

Burzliwe czasy w Niemczech

Berliński projekt pomnika o wartości pół miliona euro pojawia się w obliczu ujawnienia skrajnie prawicowych dyskusji na temat masowej deportacji imigrantów i obywateli niemieckich obcego pochodzenia. Podczas gdy rząd Niemiec stara się przyciągnąć więcej wykwalifikowanych pracowników z zagranicy ze względu na starzejące się społeczeństwo, zajmuje jednocześnie twarde stanowisko w sprawie nielegalnej migracji.

Badaczka migracji Noa Ha twierdzi, że centrolewicowy rząd koalicyjny opracował ambitny plan legislacyjny mający na celu modernizację Niemiec, zanim został skonfrontowany z różnymi kryzysami i wzrostem skrajnej prawicy.

To dopiero początek

– Musimy mówić o nowej niemieckiej tożsamości, która jest znacznie bardziej pluralistyczna –zapewnia Ha, dyrektor Niemieckiego Centrum Badań nad Integracją i Migracją (DeZIM).

Historyk i badacz migracji Patrice Poutrus, którego ojciec był Sudańczykiem i który sam dorastał w byłych Niemczech Wschodnich, powiedział, że z zadowoleniem przyjmuje każdy symbol, który uznaje mieszkańców o korzeniach migracyjnych.

Trudny awans społeczny imigrantów w Niemczech

Biorąc jednak pod uwagę obecny klimat polityczny, Poutrus dodaje, że obawia się, iż pomnik nie wywoła potrzebnej debaty na temat tego, kto lub co zostało upamiętnione w przeszłości, ani kogo należy dziś zaakceptować jako integralną część niemieckiego społeczeństwa.

Historia migracji musi być zintegrowana z każdym lokalnym muzeum, argumentuje Ha. Mówi, że po berlińskim pomniku powinno nastąpić tego samego rodzaju uznanie imigrantów w innych niemieckich miastach. – Niemiecki rząd powinien uruchomić zupełnie nowy program. Pomniki powinny być połączone z żądaniem politycznym – że jest to początek, a nie koniec – podsumowuje Ha.

Chcesz skomentować ten artykuł? Zrób to na facebooku! >>

Artykuł ukazał się pierwotnie nad stronach Redakcji Angielskiej DW

135 rzeźb. Akcja rodzin ofiar powodzi na rzece Ahr

Rodziny ofiar tragicznej powodzi w dolinie Ahru postanowiły upamiętnić zmarłych niezwykłą akcją. W sobotę na pokładzie statku pasażerskiego znalazło się 135 rzeźb artysty i performera, które symbolizują ludzi, którzy zginęli w nocy z 14 na 15 lipca 2021 roku. Statek wyruszył z Remagen pod Bonn i popłynął w kierunku Moguncji. W stolicy Nadrenii-Palatynatu rodziny miały przekazać pismo premier tego landu Malu Dreyer (SPD).

Prokuratura niedawno umorzyła dochodzenie w sprawie śmiertelnej katastrofy powodziowej w dolinie Ahru. Wcześniej prowadziła dochodzenie przez około dwa i pół roku przeciwko byłemu staroście Jürgenowi Pföhlerowi (CDU) i jednemu z pracowników sztabu kryzysowego m.in. za nieumyślne spowodowanie śmierci przez zaniechanie.

Policzek wymierzony poszkodowanym

Po szczegółowym dochodzeniu prokuratura doszła między innymi do wniosku, że była to nadzwyczajna klęska żywiołowa, której ekstremalnego zasięgu nie mogły przewidzieć osoby odpowiedzialne w okręgu Ahrweiler. Najbliżsi ofiar katastrofy nie chcą jednak zaakceptować tej decyzji. W dwóch przypadkach złożono na nią skargę. Inicjatorzy sobotniej akcji na statku również zaliczają się do tej grupy osób. Mówią o policzku wymierzonym poszkodowanym. W piśmie do premier landu, do którego dotarła agencja DPA, ostro skrytykowano ministra sprawiedliwości Herberta Mertina (FDP). Zarzuca się mu, że nie wywiązał się ze swoich obowiązków i nie uwzględnił wystarczająco skarg rodzin zmarłych.

Już w połowie lutego 135 rzeźb zostało ustawionych przed parlamentem w Moguncji pod koniec wysłuchania świadków podczas obrad komisji śledczej ds. powodzi w parlamencie Nadrenii-Palatynatu. Po wakacyjnej przerwie raport z komisji zostanie publicznie omówiony na wrześniowej sesji plenarnej.

W wyniku katastrofy powodziowej w Nadrenii-Palatynacie zginęło 136 osób, w tym 135 w regionie Ahru i jedna w okolicach Trewiru. Jedna osoba wciąż uważana jest za zaginioną.

W sąsiedniej Nadrenii Północnej-Westfalii podczas powodzi spowodowanej ulewnymi deszczami zginęło 49 osób. Tysiące domów zostało zniszczonych, a ulice i mosty podmyte.

Niemcy. Powracanie do życia po powodzi

(DPA/jar) 

Chcesz skomentować ten artykuł? Dołącz do nas na facebooku! >>

 

 

Stoltenberg w ARD chwali Niemcy i ostrzega Europę

„Żadna opcja nie jest pozbawiona ryzyka, gdy ma się takiego sąsiada jak Rosja” – powiedział Jens Stoltenberg w wywiadzie dla niemieckiej publicznej stacji telewizyjnej ARD, wyemitowanym w sobotę (27.04.) Jak dodał, Ukraina ma jednak prawo do obrony – a zachodni sojusznicy mogą i powinni wspierać atakowany kraj.

Stoltenberg pochwalił Niemcy za „dawanie dobrego przykładu”. Jest to „europejski sojusznik, który zapewnia Ukrainie największe wsparcie wojskowe” – stwierdził. Sekretarz generalny NATO wymienił jako przykład pomocy: czołgi, systemy obrony powietrznej, artylerię i amunicję.

W wywiadzie dla ARD Stoltenberg nie chciał odnieść się do usilnych żądań Ukrainy dotyczących dostarczenia niemieckich pocisków manewrujących Taurus. Podobnie jak wcześniej, szef NATO nie zamierza udzielać publicznych rad poszczególnym sojusznikom.

Apel o pomoc dla Ukrainy

Jens Stoltenberg jest przekonany, że Ukraina, która znalazła się w defensywie, będzie w stanie odeprzeć rosyjski atak. „Widzieliśmy męstwo i odwagę ukraińskich sił zbrojnych” – powiedział. Na początku wojny większość ekspertów spodziewała się, że rosyjscy najeźdźcy pokonają Ukrainę w ciągu kilku tygodni. Jednak Ukraińcy odzyskali znaczną część terytorium, które Rosja tymczasowo okupowała.

Charków. Elektrycy ryzykują życie

 „To, czego teraz (Ukraińcy) potrzebują, to więcej pomocy z naszej strony – a wtedy będą oni w stanie utrzymać swoje terytorium” – dodał Stoltenberg w telewizji ARD. Odniósł się w ten sposób do niedawnej decyzji USA o przekazaniu wielomiliardowej pomocy.

Scholz wciąż przeciw taurusom

W środę (24.04.) Waszyngton ogłosił także dostarczenie Ukrainie pocisków krótkiego zasięgu typu ATACMS o zasięgu do 300 kilometrów. Wcześniej USA dostarczały jedynie ATACMS o zasięgu 165 kilometrów. Decyzja USA zwiększa presję na Niemcy, by dostarczyły ukraińskiej armii pociski manewrujące Taurus – podaje agencja prasowa AFP.

Taurusy mają zasięg ponad 500 kilometrów. Oznacza to, że pociski te mogłyby dotrzeć z Ukrainy na terytorium Rosji i zniszczyć na przykład tamtejsze składy broni i centra dowodzenia. Możliwość bombardowania terytorium Rosji jest jednym z powodów, dla których kanclerz Niemiec Olaf Scholz (SPD) nie zgadza się na ich dostarczenie. Powołuje się on również na potrzebę niemieckiego zaangażowania w naprowadzanie pocisków manewrujących, co bezpośrednio zaangażowałoby członków Bundeswehry w wojnę. Zwolennicy dostaw taurusów odrzucają te argumenty.

(AFP/stef)

Chcesz skomentować ten artykuł? Dołącz do nas na facebooku! >>

Wojna rozbija ukraińskie rodziny

2,5 mln kobiet zatrudnione w ramach minipracy. Bieda na starość

Jak wynika z odpowiedzi rządu niemieckiego na zapytanie partii Lewica w Bundestagu oraz z danych Federalnej Agencji Pracy (BA), około 4,3 miliona kobiet w Niemczech pracuje w minimalnym wymiarze godzin i większość z nich nie ma żadnych dodatkowych źródeł dochodu.

Według badania, pod koniec września 2023 roku około 476 000 kobiet w Niemczech Wschodnich i około 3,8 miliona kobiet w zachodniej części kraju było zatrudnionych w minimalnym wymiarze godzin tj. w ramach tzw. minijob.

Około 2,5 miliona z ogólnej liczby 4,3 miliona pracujących na część etatu, czyli 58 procent, pracowało wyłącznie na zlecenie. Z tego 2,2 mln na zachodzie czyli prawie ośmiokrotnie więcej niż na wschodzie (około 290 000 kobiet). Dzieje się tak pomimo faktu, że mieszka tam tylko pięć razy więcej osób, jak podkreśla Partia Lewicy.

Z danych wynika także, że około 1,8 miliona kobiet w całych Niemczech pracuje w niepełnym wymiarze godzin – 1,6 miliona w zachodnich Niemczech i około 180 000 we wschodnich Niemczech.

Chociaż model zatrudnienia w ramach minipracy rośnie również w Niemczech Wschodnich, to według Lewicy jest on znacznie bardziej rozpowszechniony na zachodzie kraju. Jedną z przyczyn tego stanu rzeczy według partii jest słabiej rozwinięta struktura opieki nad dziećmi w Niemczech Zachodnich. Matki muszą więc zajmować się opieką nad dziećmi i dlatego nie są w stanie podjąć zatrudnienia, które obejmie je systemem ubezpieczeń społecznych.

Cele nie do osiągnięcia

„Rząd Niemiec postanowił doprowadzić do końca tego dziesięciolecia do zrównania płci” – powiedziała przewodnicząca partii Lewica w Bundestagu, Heidi Reichinnek. Ponadto, zgodnie z konstytucją ma on obowiązek zapewnienia równorzędnych warunków życia w Niemczech Wschodnich i Zachodnich. „Te cele są wyraźnie nierealizowane” – skrytykowała lewicowa polityk.

Zaapelowała o „stworzenie na terenie całego kraju miejsc w przedszkolach, przekształcenie pracy w ramach minijob w zatrudnienie w pełnym wymiarze godzin i zniesienie wspólnego opodatkowania małżonków”. Celem byłoby umożliwienie kobietom uczestnictwa w rynku pracy, a tym samym zapewnienie im bezpieczeństwa finansowego i zapobieganie ubóstwu na starość.

(AfP/jar) 

Chcesz komentować nasze artykuły? Dołącz do nas na Facebooku! >>

 

Miejsce Pamięci Sachsenhausen: Nienawistne wpisy w księgach gości

Dyrektor Fundacji Miejsc Pamięci w Brandenburgii, Axel Drecoll, skarży się na wzrost antysemickich napisów i nienawistnych wpisów w Miejscu Pamięci Sachsenhausen w Oranienburgu na północy Berlina.  – Musimy wymieniać księgi gości lub nie możemy ich już wystawiać, ponieważ są pełne nienawistnych wpisów – powiedział.

Od ataku terrorystycznego Hamasu na Izrael 7 października, odnotowuje się coraz większą liczbę ataków antysemickich i antyizraelskich.  – Bardzo się to nasiliło, w perfidny szczególnie w przypadku baraków 38 i 39, gdzie przebywali Żydowscy więźniowie – wskazał Axel Drecoll. Jak zaznaczył, trudno jest zapobiec takim działaniom i namierzyć sprawców, gdyż „Miejsce Pamięci jest dostępne dla wszystkich i codziennie odwiedza je nawet do 2000 osób”.  – Nie możemy go monitorować, nawet gdybyśmy chcieli. I musi pozostać otwartym, przejrzystym i wolnym miejscem – dodał.

Sprawcy zazwyczaj nieznani

Według dyrektora placówka bardzo dobrze współpracuje z siłami bezpieczeństwa, z lokalną policją, a także zgłasza jej przypadki używania antykonstytucyjnej symboliki. Jednak graffiti i nienawistne wiadomości nie pojawiają się tak często w zorganizowanych grupach, co utrudnia identyfikację sprawców.  – Dlatego nie jest nam tak łatwo zapobiec temu w przyszłości – stwierdził Axel Drecoll. Aby powstrzymać antysemityzm potrzebny jest znacznie większy sojusz. Nie wystarczy edukacyjna działalność miejsc pamięci. Jak podkreślił: „Potrzebna jest pomoc szkół i rodziców, sami nie możemy tego zrobić”. Drecoll z niepokojem spogląda też na aktualne wyniki sondaży wyborczych dotyczących AfD. Jak stwierdził: „Wszelkie zniesławiające, wrogie wyrażenia partii czy ugrupowań, które promują nienawiść wobec mniejszości, udaremniają naszą pracę”.

W latach 1936-1945 w obozie koncentracyjnym Sachsenhausen w Oranienburgu więziono ponad 200 000 osób, w tym Żydów oraz Sinti i Romów. Dziesiątki tysięcy więźniów zmarło z głodu, chorób, pracy przymusowej, eksperymentów medycznych i znęcania się lub padło ofiarą systematycznych operacji eksterminacyjnych prowadzonych przez SS.

Uczniowie spotykają się z ocalałym z Holokaustu

(AfP/jar) 

Chcesz komentować nasze artykuły? Dołącz do nas na Facebooku! >>

Prasa o Habecku: „Arogancja może się zemścić”

„Frankfurter Allgemeine Zeitung” podkreśla: „Właśnie dlatego, że Habeck (minister gospodarki Robert Habeck – red.) nie dał się poznać jako zacietrzewiony ideologicznie przeciwnik energii jądrowej, jak jego partyjny kolega Juergen Trittin, powinien był mieć siłę, aby przeprowadzić otwartą debatę na temat energetyki jądrowej w wyjątkowej pod względem politycznym sytuacji po 24 lutego 2022 roku, bez żadnych oddolnych wskazówek i zaleceń. Co prawda politycy i przedsiębiorstwa energetyczne już mają za sobą długą drogę w kierunku stopniowego wycofywania się z energetyki jądrowej, ale dzięki wiarygodnym zobowiązaniom z ich strony dałoby się znaleźć sposób na przedłużenie okresu eksploatacji jeszcze pozostałych elektrowni atomowych. W imię bezpieczeństwa dostaw i ograniczenia produkcji energii elektrycznej z węgla (tj. dla ochrony klimatu), minister gospodarki powinien był ponownie rozważyć wycofanie się Niemiec z energetyki jądrowej. Przede wszystkim wtedy, gdy uważa, że nadaje się na urząd kanclerza.”

„Muenchner Merkur” zaznacza: „Zieloni ministrowie Habeck i Lemke (minister środowiska Steffi Lemke – red.) to polityczni zawodnicy wagi ciężkiej. Razem udało im się zamknąć ostatnie reaktory jądrowe wbrew wszelkim przeciwnościom. Oboje są w branży wystarczająco długo, by to wiedzieć: ich pospieszne wystąpienia w Bundestagu były tylko preludium do bitwy o zdanie opinii publicznej, która ma teraz nastąpić w kwestii tego, czy rząd samowolnie odrzucił ostrzeżenia wyższych urzędników państwowych i oszukał społeczeństwo podczas wycofywania się kraju z energetyki jądrowej. Główna linia obrony jest już znana: Nie, nie przedstawiono mu żadnej notatki na temat krytycznych zastrzeżeń z jego ministerstwa, jak twierdzi Habeck. Ale mimo to nadal czuje się dobrze przez resort poinformowany. Czy to prawda i jak te dwa stwierdzenia pasują do siebie, musi wyjaśnić komisja śledcza. Opozycja z pewnością skorzysta z okazji, aby dać nauczkę rządowi na rok przed wyborami.”

„Augsburger Allgemeine” analizuje: „Ostatecznie to fizyk z Niemiec Wschodnich, Angela Merkel, wyciągnęła dla Niemiec wtyczkę z energii jądrowej. Pomerkelowska unia CDU/CSU teraz żałuje tej decyzji. Ale nie ma nic do powiedzenia na temat promieniotwórczego renesansu. Budowa nowych elektrowni jądrowych jest niezwykle kosztowna i wiąże się z wysokim ryzykiem. Poza tym w porównaniu z energią wiatrową i słoneczną nie są one konkurencyjne cenowo. W tym punkcie minister gospodarki Robert Habeck z partii Zielonych ma rację. Nawet byłe przedsiębiorstwa energetyki jądrowej – jak RWE, EON i ENBW – nie chcą powrotu do ery nuklearnej. Szansą na ochronę klimatu i efektywność ekonomiczną byłoby kontynuowanie działalności elektrowni atomowych. Niemcy niepotrzebnie pozbyły się tego atutu.”

Renesans energii jądrowej

„Allgemeine Zeitung” z Moguncji pisze: „Nie wiemy, co dokładnie wydarzyło się w ministerstwach gospodarki i środowiska, ale jedno jest pewne: doniesienia o pozytywnych i przypuszczalnie stłumionych opiniach ekspertów w tych resortach, opanowanych przez polityków z partii Zielonych, na temat przedłużenia czasu eksploatacji elektrowni atomowych, wpisują się w to, o co Zieloni są stale oskarżani – o podejmowanie nieracjonalnych, a motywowanych ideologicznie decyzji w polityce energetycznej kraju. Odpowiedzi ministerstwa gospodarki i jego szefa Roberta Habecka wydają się połowiczne i słabe i nie mogą rozwiać podejrzeń, że nie doszło tu do jakichś manipulacji. (…) Poza tym, oprócz wielu sporów w łonie koalicji rządowej, Habeck po raz kolejny uwikłał się w rzeczywisty skandal. Pojawia się pytanie, czy nie jest to dla niego o jedno potknięcie za dużo, które grozi mu upadkiem.”

„Rhein-Zeitung” z Koblencji przestrzega: „Osoby z bliskiego otoczenia Roberta Habecka usilnie starają się zachować dobry nastrój. Według ministerstwa gospodarki i ochrony klimatu, zajmującego się także polityką energetyczną kraju, wypowiedzi ministra Habecka zostały ‘skrócone', a wyciągnięte z nich wnioski są ‘nieprawidłowe'. Jednak minister ryzykuje bagatelizowaniem całej sprawy i wrażeniem nadmiernej pewności siebie. Oczywiste jest, że super rok wyborczy już rzuca na nią swój cień, zarówno po stronie CDU/CSU, jak i w kręgach polityka partii Zielonych Roberta Habecka. Zbytnia arogancja może się zemścić w kampanii wyborczej.”

„Mitteldeutsche Zeitung” z Halle stwierdza: „Potrzeba dużej ignorancji na temat funkcjonowania jakiegoś ministerstwa, aby być oburzonym faktem, że międzyresortowe notatki mogą się zmieniać. Projekty są poprawiane, odrzucane lub dostosowywane do okoliczności; jest to równie normalne, co banalne. Z drugiej strony, skrajnie naiwne jest przekonanie, że doradcy ministerialni są postaciami apolitycznymi, które bez żadnej partyjnej logiki mają na względzie wyłącznie dobro narodu niemieckiego. A przekonanie, że ministrowie muszą ślepo podążać za wszystkimi radami swojego wyspecjalizowanego w tym departamentu, jest wręcz niepokojący. Wręcz przeciwnie: ich zadaniem jest ocena faktów i podejmowanie decyzji politycznych.”

Zdaniem „Frankenpost” z Hof: „Teraz chodzi o to, aby w pełni zbadać tę sprawę. Jeśli bowiem pozostaną choćby tylko pozory, że minister został wprowadzony w błąd, lub że za jego wiedzą parlament nie został należycie poinformowany, będzie to cios siekierą w fundamenty naszej demokracji. Niezależnie od tego, czy Robertowi Habeckowi lub Steffi Lemke uda się udowodnić niewłaściwe postępowanie, oczywiste jest, że każdy obywatel ma prawo oczekiwać, że sprawa ta zostanie załatwiona w sposób przejrzysty. Musi to być całkowicie zrozumiałe i dostępne dla wszystkich, takie są zasady demokracji. Konieczne są zatem dalsze dochodzenia, a naszym obowiązkiem jest rzeczowa ocena faktów.”

Chcesz mieć stały dostęp do naszych treści? Dołącz do nas na Facebooku!

Bundestag łagodzi ustawę o ochronie klimatu

Niemiecka ustawa o ochronie klimatu dotychczas przewidywała indywidualne cele w zakresie emisji CO2 dla każdego sektora. Branże transportowa i budowlana wielokrotnie jednak ich nie osiągały. W piątek (26.04.2024) Bundestag przyjął budzącą kontrowersję nowelizację ustawy. Po ciągnących się miesiącami dyskusjach kluby poselskie koalicji rządowej zdecydowały się ją złagodzić w nadziei na zmniejszenie presji ze strony branży transportowej i budowlanej, które nie spełniały wcześniej ustalonych wymagań. Nowa ustawa znosi dotychczas obowiązujące górne limity emisji gazów cieplarnianych dla poszczególnych sektorów w gospodarce.

Ustawa musi jeszcze zostać przyjęta przez Bundesrat. Wniosek posła opozycyjnej CDU Thomasa Heilmanna, który chciał wstrzymania prac nad nowelizacją, został odrzucony przez Federalny Trybunał Konstytucyjny w czwartek (25.04.2024).

Dzięki nowelizacji w przyszłości działania służące poprawie ochrony klimatu będą konieczne tylko wtedy, gdy ogólny cel Niemiec dotyczący ograniczenia emisji CO2  będzie zagrożony. Po raz pierwszy zostanie to ponownie zweryfikowane w 2026 roku, co oznacza, że obecna koalicja rządowa już nie będzie musiała przyjmować żadnych nowych decyzji w sprawie ochrony klimatu. Niemcy jako całość osiągnęły swój cel klimatyczny na rok 2023, ale stało się tak między innymi ze względu na zmniejszenie tempa wzrostu gospodarczego. Jednak w perspektywie nadchodzących lat nie jest pewne, że uda się to powtórzyć.

Zgodnie z wcześniejszymi przepisami, sektor budowlany, a przede wszystkim transportowy, musiałyby uruchomić natychmiastowe programy, aby powrócić na właściwe tory. Niemcy już zostały za to sądownie ukarane, ponieważ ministrowie transportu i budownictwa nie wdrożyli takich programów. 

Strajk głodowy w Berlinie. Chodzi o klimat

„Wypatroszona ustawa”

Zmiana ustawy nastąpiła głównie na wniosek FDP. Minister transportu z tej partii, Volker Wissing zagroził drastycznymi środkami, w tym wprowadzeniem zakazu jazdy w weekendy, jeśli Bundestag nie przyjmie do lata reformy ustawy o ochronie klimatu. W takim przypadku Wissing musiałby przedstawić natychmiastowy program zmian gwarantujący, że sektor transportu osiągnie cele klimatyczne.

Reformę krytykuje opozycja. Polityk CDU i partyjny ekspert ds. energii Andreas Jung mówił o „wypatroszeniu” ustawy o ochronie klimatu i kroku wstecz w tym zakresie. Jego zdaniem poprzez złagodzenie wiążących celów klimatycznych dla poszczególnych branż najważniejsze cele ustawy zostały zniesione, a samej ustawie „wyrwano serce”.

W odpowiedzi na te zarzuty przewodniczący klubu poselskiego partii FDP w Bundestagu Christian Duerr oświadczył, że stara ustawa o ochronie klimatu przypominała wytyczne obowiązujące w gospodarce planowej. Tymczasem dla klimatu jest zupełnie obojętne, czy emisje CO2 są redukowane w sektorze energetycznym, przemysłowym czy transportowym.

Ambitne cele w redukowaniu emisji

Przewodnicząca klubu poselskiego partii Zielonych w Bundestagu Katharina Droege uważa, że „ustawa o ochronie klimatu spogląda w przyszłość”. Cele emisyjne zaś pozostają: „W przyszłości nie będzie można wyemitować ani jednego grama CO2 więcej”. Posłanka przyznała jednak, że Zieloni chcieliby, aby poszczególne sektory wzięły na siebie jeszcze jaśniej zarysowaną odpowiedzialność za ochronę klimatu.

Zgodnie ze zmienioną ustawą, Niemcy muszą zmniejszyć emisję gazów cieplarnianych o co najmniej 65 procent do 2030 roku w porównaniu ze stanem z roku 1990. Do roku 2040 mają one zostać zredukowane o 88 procent, a pełna neutralność emisyjna ma zostać osiągnięta do 2045 roku. W praktyce oznacza to, że w 2045 roku Niemcy chcą emitować tyle gazów cieplarnianych, ile może zostać pochłoniętych przez środowisko.

(DPA, RTR/jak)

Chcesz komentować nasze artykuły? Dołącz do nas na Facebooku! >>

Sondaż: AfD spada na trzecie miejsce przed eurowyborami

AfD traci poparcie. Według sondażu partia ta uzyskałaby tylko 15 procent (spadek o jeden punkt procentowy), gdyby wybory europejskie odbyły się w niedzielę.

Według barometru politycznego ZDF, opublikowanego w piątek (26.04.2024) przez Forschungsgruppe Wahlen, CDU/CSU jest na prowadzeniu z 30-procentowym poparciem, a Zieloni są na drugim miejscu z 17 procentami (wzrost o dwa punkty procentowe).

SPD jest na równi z AfD, również tracąc jeden punkt procentowy. Lewica i FDP otrzymałyby po trzy procent, Sojusz Sahry Wagenknecht (BSW) cztery procent (minus jeden), a pozostałe partie razem 13 procent (plus jeden).

Szpiegostwo i wpływy Rosji

Wybory europejskie odbędą się 9 czerwca. Trwająca debata na temat oskarżeń o wpływy i szpiegostwo ze strony krajów takich, jak Rosja i Chiny, może mieć wpływ na notowania AfD. Według Politbarometru 75 procent respondentów dostrzega w tym poważne zagrożenie dla Niemiec. Tylko 20 procent nie postrzega tego w ten sposób. Przeciwnego zdania jest 58 procent zwolenników AfD i 36 procent zwolenników partii Sahry Wagenknecht (BSW).

W ciągu ostatnich kilku dni cztery osoby zostały aresztowane pod zarzutem szpiegostwa na rzecz Chin, w tym pracownik czołowego kandydata AfD w wyborach europejskich, Maximiliana Kraha. Rzecznik chińskiego MSZ wezwał w piątek Niemcy do niepodważania stosunków dwustronnych.

(RTR/jak)

Chcesz komentować nasze artykuły? Dołącz do nas na Facebooku! >>

Euro 2024. Reprezentacja Ukrainy pod szczególną ochroną

Bezpieczeństwo będzie sprawa priorytetową dla władz Niemiec podczas rozgrywanych w tym kraju Mistrzostw Europy w Piłce Nożnej – zapewniła minister spraw wewnętrznych Nancy Faeser w rozmowie z dziennikiem „Rheinische Post”. Według niej wzmocnioną ochronę będzie mieć reprezentacja Ukrainy.

Siły bezpieczeństwa „będą chronić wszystkie drużyny, kibiców i gości, a oczywiście szczególnie dotyczy to reprezentacji ukraińskiej. Zrobimy wszystko dla ich bezpieczeństwa w Niemczech, tutaj obowiązywać będą jeszcze wyższe środki bezpieczeństwa” – zapowiedziała Faeser.

Jak podkreśliła, dla władz Niemiec obrona i zwalczanie „wszelkich możliwych zagrożeń” będą „na pierwszym miejscu”. „Jest to jedno z największych wydarzeń piłkarskich na świecie, odbywające się w szczególnie napiętej sytuacji politycznej. To wiąże się z wieloma wyzwaniami” – powiedziała niemiecka minister spraw wewnętrznych.

Władze szykują się na cyberataki

Oprócz zagrożeń związanych z islamskim terroryzmem, chuligaństwem i inna przestępczością, niemieckie władze przygotowane są także na ewentualne cyberataki. Jak poinformowała Faeser, niemiecki Federalny Urząd ds. Bezpieczeństwa Technik Informacyjnych (BSI) współpracuje z organizatorem turnieju UEFA, doradzając mu, jak chronić system sprzedaży biletów online.

Niemiecka minister spraw wewnętrznych Nancy Faeser
Niemiecka minister spraw wewnętrznych Nancy Faesernull Britta Pedersen/dpa/picture alliance

Minister zapowiedziała też wzmocnienie ochrony Domu Niemieckiego podczas letnich Igrzysk Olimpijskich w Paryżu. Niemcy skierują do tego zadania 150 funkcjonariuszy Policji Federalnej. Według Faeser policjanci z Niemiec i Francji mają się wzajemnie wspierać najpierw podczas Euro 2024, a następnie podczas igrzysk w Paryżu.

Stuprocentowe bezpieczeństwo nie jest możliwe

W miniony wtorek (23.04) w Neuss w Nadrenii Północnej-Westfalii zaprezentowano policyjne centrum sytuacyjne, w którym podczas turnieju Euro 2024 (od 14 czerwca do 14 lipca) pracować będą funkcjonariusze niemieckiej policji federalnej, policji krajów związkowych i ich międzynarodowych partnerów. Mieszczące się na 500 metrach kwadratowych powierzchni Międzynarodowe Centrum Współpracy Policji (IPCC) ma zajmować się wszystkim, co dotyczyć będzie bezpieczeństwa podczas rozgrywek. 

Herbert Reul, minister spraw wewnętrznych Nadrenii Północnej-Westfalii, przyznał, że zagrożenie „jest abstrakcyjnie wysokie”. „Traktujemy to poważnie, aby abstrakcja nie stała się konkretem” – powiedział Reul. „Duże wydarzenie, takie jak Mistrzostwa Europy, to duży wysiłek dla wszystkich organów bezpieczeństwa – podkreślił. I przyznał, że pomimo starannych przygotowań, nie ma czegoś takiego, jak stuprocentowe bezpieczeństwo.

(SID/ widz)

DW odwiedza kwaterę reprezentacji Polski w Hanowerze

Niemieckie media: „Zwrot w polskiej polityce zagranicznej”

Media w Niemczech odnotowały wygłoszone w czwartek (25.4.2024) exposé ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego.

Dziennik „Frankfurter Allgemeine Zeitung” („FAZ”) wybija w tytułe słowa Sikorskiego o „dekonstrukcji antyniemieckich mitów PiS”. „Minister zapowiada zwrot w polityce zagranicznej Polski” i ostro krytykuje politykę PiS, zarzucając jej, że „była pełna antyeuropejskich, antyniemieckich i antyzachodnich mitów” – czytamy.  

Niemcy i Francja najważniejszymi partnerami

Mimo licznych wtrąceń i krzyków polityków PiS Sikorski „nie pozwolił się zbić z tropu i rysował obraz Polski jako aktywnego partnera w transformacji Unii Europejskiej”. „W przeciwieństwie na przykład do Niemiec Polska nie uważa, że konieczna jest do tego zmiana traktatów UE czy porzucenie zasady jednomyślności. Niezależnie jednak od tego Niemcy i Francja są najważniejszymi partnerami Polski w UE, z którymi Polska mogłaby w przyszłości znowu konstruktywnie współpracować w ramach Trójkąta Weimarskiego” – pisze „FAZ”. I dodaje, że zwracając się do Niemiec, Sikorski powiedział, iż Polska powinna „otrzymać konstruktywne propozycje z Berlina w kwestii reparacji za straty wojenne w czasie II wojny światowej”.

Berlin (15.03.2024): spotkanie w formacie Trójkąta Weimarskiego
Berlin (15.03.2024): spotkanie w formacie Trójkąta Weimarskiegonull Ebrahim Noroozi/AP Photo/picture alliance

Jak zauważa niemiecki dziennik, największą część półtoragodzinnego przemówienia zajęła rosyjska wojna w Ukrainie. Sikorski zdecydowanie odrzucił rosyjskie insynuacje, jakoby Polska planowała aneksję zachodnich terytoriów Ukrainy. Zapewnił też o wsparciu Polski w drodze Ukrainy do UE. Polska jest gotowa do współpracy z nieimperialną Rosją, która szanuje prawo innych narodów do samostanowienia. Sikorski ostrzegł też Rosję, że jej atak na jedno z państw NATO zakończyłby się porażką Rosji – wskazuje „FAZ”.

Rekompensata za straty wojenne

Niemiecka agencja prasowa DPA rozpoczęła swoją relację z przemówienia Sikorskiego od apelu Polski do Niemiec w sprawie propozycji formy rekompensaty za straty poniesione podczas II wojny światowej. Przy czym decydujące byłyby niemieckie inwestycje w bezpieczeństwo Polski i całego regionu.

Sikorski podkreślił, że rząd Tuska jest w trakcie naprawy relacji z Niemcami. Zerwał z konfrontacyjną retoryką poprzedniego rządu i powrócił do rzeczowego dialogu – informuje DPA, wskazując na zapowiedzi intensyfikacji współpracy w Trójkącie Weimarskim.

Koniec z retoryką konfrontacji

Również inne niemieckie media podkreślają, że obecny rząd Donalda Tuska chce skończyć z „retoryką konfrontacji” pod adresem Berlina.

„Po zmianie rządu ton z Warszawy ma się teraz zasadniczo zmienić. Jednocześnie minister spraw zagranicznych Sikorski daje do zrozumienia, że nie ma zgody we wszystkich kwestiach. Zwłaszcza jeśli chodzi o odszkodowania” – czytamy w portalu prywatnej telewizji NTV. Autor podkreśla, że szef polskiej dyplomacji nie użył słowa „reparacje”. Rząd PiS „ostro strzelał w Niemcy”, teraz jednak – za rządu Tuska – ton stał się zdecydowanie bardziej przyjazny – zauważa NTV.

Lubisz nasze artykuły? Zostań naszym fanem na facebooku! >> 

Demonstracja jedności

Niemcy i Francja zbudują „czołg przyszłości”. Jest list intencyjny

W 2040 roku siły zbrojne Francji i Niemiec mają dysponować wyprodukowanym przez oba kraje nowoczesnym podstawowym lądowym systemem bojowym MGCS (Main Ground Combat System). Ministrowie obrony obu krajów Sebastien Lecornu i Boris Pistorius podpisali w Paryżu list intencyjny w sprawie budowy „czołgu przyszłości”, jak sami określili ten projekt. 

Według Lecornu opracowanie i produkcja systemu zlecona ma zostać m.in. koncernom Rheinmetall, KNDS i Thales. Celem jest sfinalizowanie odpowiednich umów do końca roku.

Ministrowie obrony Francji i Niemiec: Sebastian Lecornu (z prawej) i Boris Pistorius
Ministrowie obrony Francji i Niemiec: Sebastian Lecornu (z prawej) i Boris Pistoriusnull Kay Nietfeld/dpa/picture alliance

Spory o podział zadań

Pistorius powiedział z kolei, że pozostało jeszcze kilka kwestii do wyjaśnienia, jednak podpisanie listu intencyjnego jest „kamieniem milowym” dla realizacji projektu. Jego zdaniem nie ma wątpliwości, że projekt zdobędzie poparcie większości w niemieckim Bundestagu.

MGCS jest odpowiednikiem koordynowanego przez Francję systemu walki powietrznej Future Combat Air System (FCAS), w którym uczestniczy również Hiszpania. W przyszłości połączy on czołgi w sieci danych z bronią pomocniczą, taką jak drony i inne systemy bezzałogowe. System ma zastąpić czołgi Leopard i Leclerc. Nieporozumienia dotyczące podziału zadań we wspólnym projekcie doprowadziły do opóźnień i napięć między Berlinem a Paryżem. Według agencji DPA projekt podzielono na osiem filarów. Obu krajom przypadnie wiodąca rola w dwóch filarach, zaś cztery pozostałe maja być koordynowane wspólnie.

(DPA,RTR, AFP/ widz)

Armia przyszłości. Bundeswehra przedstawia plany

„Niewłaściwy człowiek, w niewłaściwym czasie”. Wallace ostro o Scholzu

Brak charyzmy u kanclerza Niemiec  Olafa Scholza  (SPD) przyćmiewa znaczące wsparcie, jakiego Niemcy udzielają Ukrainie – powiedział były brytyjski sekretarz obrony Ben Wallace niemieckiej agencji prasowej DPA w Londynie.

– To niewłaściwy człowiek, w niewłaściwym miejscu, w niewłaściwym czasie – skrytykował Scholza polityk partii konserwatywnej. Powtórzył też swój wcześniejszy zarzut pod jego adresem. 

– Nie rozumie, jak działa odstraszanie, nie rozumie dwuznaczności. Strategiczna słabość kanclerza jest na rękę prezydentowi Rosji Władimirowi Putinowi. Scholz nie rozumie potrzeby demonstrowania zgodności sojuszników, a swoim stylem komunikowania umniejsza rzeczywisty ogromny wkład Niemiec w dozbrojenie Ukrainy – dodał.

Deutschland Berlin | Ben Wallace, Verteidigungsminister Großbritannien | PK mit Boris Pistorius
Ben Wallace, były brytyjski sekretarz obronynull Nadja Wohlleben/REUTERS

Taurusy kością niezgody

Wallace, niegdyś postrzegany jako kandydat na następcę sekretarza generalnego NATO Jensa Stoltenberga, zaapelował, by Niemcy dostarczyły Ukrainie systemy pocisków manewrujących Taurus.

– Scholz musi zdecydować, czy chce, by Ukraina wygrała tę wojnę, czy nie – powiedział w odpowiedzi na kolejną odmowę Scholza dostarczenia Ukrainie taurusów z zasobów Bundeswehry.

Obawy Scholza dotyczące eskalacji są zrozumiałe, ale bezpodstawne – twierdzi konserwatywny polityk, który był ministrem obrony Wielkiej Brytanii w latach 2019-2023. Jego zdaniem Scholz mylił się, sugerując, że Brytyjczycy i Francuzi udali się na Ukrainę, by oprogramować taurusy.

–  Brytyjscy i francuscy żołnierze nie muszą jechać na Ukrainę, by programować pociski manewrujące – podkreślił Wallace.

Scholz stanowczo sprzeciwia się dostarczaniu Ukrainie pocisków manewrujących Taurus. Obawia się, że jeśli Niemcy dostarczą pociski o zasięgu 500 kilometrów, Niemcy mogą zostać bezpośrednio uwikłane w wojnę.

Ukraine | nach russischem Raketenangriff in Tschernihiw
Zbombardowany Czernichów po ataku rosyjskim 17 kwietnia br.null Valentyn Ogirenko/REUTERS

Zamrożenie konfliktu na rękę Rosji

Wallace ostrzegł również przed zamrożeniem wojny w Ukrainie. Odniósł się w ten sposób do wypowiedzi lidera frakcji socjaldemokratów w Bundestagu, Rolfa Mützenicha (SPD). 

–  Problem z zamrożeniem polega na tym, że trzeba je zagwarantować – powiedział Wallace. – Ukraińcy powiedzieliby, że Wielka Brytania, USA, Niemcy i Francja nie dotrzymały tej gwarancji. – W zamian za zamrożenie konfliktu Ukraińcy mogliby zażądać członkostwa w NATO, argumentował Wallace. 

Ukraina do NATO?

Wallace unikał odpowiedzi na pytanie, czy  członkostwo Ukrainy w NATO to realna opcja. – Nie będę spekulować, jak mógłby wyglądać deal z Ukrainą. Ukraina musi o tym zdecydować. To oni stracili tysiące rodaków. I to oni teraz walczą – też w naszej sprawie, a nie my. – Nie tylko Rosja, także Niemcy i Francja nie zdecydowałyby się na taki krok, twierdzi Wallace.

Bez gwarancji bezpieczeństwa, zamrożenie konfliktu dałoby tylko Rosji czas na dozbrojenie i nową agresję, tak jak było w przypadku aneksji Krymu – ostrzega polityk.

(dpa/schw)

Wojna rozbija ukraińskie rodziny

Prasa o przemówieniu Macrona: „Błędna diagnoza”

Handelsblatt” zauważa: „W Berlinie dużo mówi się o przełomie w obronności oraz o europejskiej suwerenności w gospodarce. W rzeczywistości jednak Niemcy wciąż się ociągają w kwestiach militarnych oraz nie tracą nadziei, że USA pozostaną gwarantem polityki bezpieczeństwa. Z Donaldem Trumpem wszystko będzie dobrze – tak mniej więcej wygląda zakres myślenia strategicznego.

Dziennik „Frankfurter Allgemeine Zeitung” ocenia wystąpienie Emmanuela Macrona raczej krytycznie, pisząc: „Prezydent Francji dostrzega niebezpieczeństwo, że ‘nasza Europa’ może umrzeć. Jednak to, co teraz proponuje, aby temu zapobiec, to raczej drobiazgi. Jeśli przyjąć za miarę wcześniejsze analizy francuskiego prezydenta, o Europę w zasadzie nie trzeba się martwić. Niegdyś mówił o ‘śmierci mózgowej’ NATO, co okazało się błędną diagnozą. Dzięki Putinowi sojusz żyje i ma się dobrze. (…) Powtarzające się nawoływania Macrona do jedności europejskiej, którym znów towarzyszy wypaczony obraz stosunków transatlantyckich, służą tej sprawie równie mało, jak standardowe mętne tyrady na temat polityki europejskiej, które można usłyszeć w Brukseli czy Berlinie. ‘Europa’ nie ma problemu z przekonaniami czy rozpoznaniem problemu, ale raczej z działaniem. (…) Jeśli Macron teraz znowu wymyśli takie drobnostki, jak europejska akademia wojskowa, a wkład Francji w pomoc zbrojeniową dla Kijowa pozostanie nieproporcjonalny, obraz ten niewiele się zmieni.”

Frankfurter Rundschau” zaznacza: „Jednego nie można odmówić prezydentowi Francji Emmanuelowi Macronowi: jego miłość do ‘Europy’, jak teraz nazywa Unię Europejską, znalazła ujście w gorliwym przywiązaniu do humanistycznych wartości europejskich demokracji. To, że jego wystąpienie na czcigodnym Uniwersytecie Sorbona w Paryżu jednocześnie zawierało banalne wyborcze akcenty polityczne, dla 46-letniego Francuza nie stanowi sprzeczności. Półtora miesiąca przed wyborami europejskimi otwarcie wezwał francuskich rolników do ‘wzmocnienia’ wspólnej polityki rolnej, co po prostu oznacza większą pomoc finansową. W pierwszych reakcjach w stolicy Francji- niektórzy komentatorzy pytali, czy usłyszeli dyskurs europejskiego męża stanu czy może szefa kampanii wyborczej.”

Jak pisze regionalny dziennik „Die Glocke”: „Po raz kolejny Francuz – a niestety nie kanclerz Niemiec – wślizguje się w rolę siły napędowej Europy. Macron ma całkowitą rację, gdy dąży do tego, by europejska strategia obronna ze wspólnymi projektami zbrojeniowymi była realizowana w sposób równie zdecydowany, jak wspólna polityka przemysłowa i badawcza. (...) Berlin powinien zdecydowanie przyjąć ów impuls z Paryża. Tylko wtedy, gdy dwaj najważniejsi gracze UE – Francja i Niemcy – nadadzą tempo i zjednoczą siły, pojawi się tak pilnie potrzebna dynamika.”

Chcesz mieć stały dostęp do naszych treści? Dołącz do nas na Facebooku!

Niewykorzystany potencjał. Migranci ratunkiem dla berlińskiej administracji

Dane od dawna są alarmujące. W ciągu najbliższych siedmiu lat w Berlinie na emeryturę przejdzie około 43 tys. osób zatrudnionych w administracji. To co trzeci z obecnych pracowników. Z roku na rok rośnie też liczba osób, które na własne życzenie zwalniają się z pracy i przenoszą do sektora prywatnego. W 2023 roku berlińskim urzędom i instytucjom brakowało ponad siedmiu tysięcy pracowników, szczególnie w takich obszarach, jak: zdrowie, usługi socjalne, edukacja, budownictwo i architektura, geodezja czy IT.

„W 2030 roku z obecnymi strukturami nie będziemy już w stanie w pełni wykonywać swojej pracy” – przyznał Stefan Evers, berliński senator ds. finansów w wywiadzie dla dziennika „Der Tagesspiegel”. Rozwiązanie niedoboru personelu uznał za jedno z najważniejszych politycznych zadań w najbliższych latach.

Wykorzystać potencjał

Żeby rozwiązać problem braku wykwalifikowanych pracowników, Berlin opracował plan zaradczy. Chce m.in. budować mieszkania na wynajem dla personelu oraz podwyższyć urzędnicze pensje, by móc konkurować z lepiej opłacanymi posadami w urzędach federalnych. To jednak nie wystarczy, dlatego berlińska administracja zamierza dotrzeć do grupy, która dotąd nie jest szczególnie licznie reprezentowana w strukturach urzędów: osób ze środowisk migranckich. Wielu z nich ma wyższe wykształcenie zdobyte za granicą, mimo to, nie jest im łatwo zdobyć pracę w instytucjach publicznych. Teraz ma się to zmienić.

– Administracja zorientowana na usługi wymaga perspektyw i doświadczeń wszystkich ludzi żyjących w naszym społeczeństwie migracyjnym. Wzmacnia to zaufanie i identyfikację berlińczyków z instytucjami państwowymi. Przyciągnięcie większej liczby osób ze środowisk migracyjnych do berlińskiej administracji jest również ważną inwestycją w przyszłość ze względu na niedobór personelu w służbie cywilnej spowodowany zmianami demograficznymi – mówi DW Katarzyna Niewiedział, pełnomocniczka Senatu Berlina ds. integracji i migracji.

Potrzebne zmiany

Niewiedział, Polka z pochodzenia, jest zwoleniczką zmian w strukturach administracyjnych i otwarcia się na migrantów. Pełnomocniczka zwraca uwagę, że Berlin jako pierwszy w Niemczech, poprzez tzw. Ustawę otwartych drzwi, zobowiązał się do szczególnego promowania zatrudnienia osób ze środowisk migracyjnym w sektorze publicznym – zgodnie z ich udziałem w populacji Berlina. Według danych Niemieckiego Urzędu Statystycznego, na koniec 2022 roku co czwarty mieszkaniec stolicy Niemiec pochodził z zagranicy.

Katarina Niewiedzial
Katarzyna Niewiedział, pełnomocniczka berlińskiego Senatu ds. integracji i migracjinull Jonas Holthaus

W praktyce jednak otrzymać pracę w administracji migrantom nie jest łatwo. – Na przykład uznawanie kwalifikacji zawodowych i akademickich uzyskanych za granicą nadal nie jest sprawą oczywistą. Zagraniczne doświadczenie zawodowe oraz zdobyte poza administracją również nie są łatwo akceptowane – wymienia Niewiedział. – Ogłoszenia o pracę często nie docierają do potencjalnych kandydatów. Może to wynikać ze sposobu, w jaki są one adresowane, sposobu ich rozpowszechniania czy kryteriów doboru. Tutaj również musimy się poprawić.

Nauka w praktyce

By przyciągnąć potencjalnych kandydatów do pracy w administracji w Berlinie pół roku temu powstał program szkoleniowy „Steps to public service” w ramach programu „IQ - Integracja poprzez kwalifikacje“. Program szkoleniowy jest ofertą Regionalnej Sieci Integracyjnej w Berlinie (RIN Berlin), która jest realizowana przez Berlińską Wyższą Szkołę Ekonomii i Prawa (HWR – Hochschule für Wirtschaft und Recht Berlin). Na uczelni tej kwalifikacje zdobywają m.in. przyszli berlińscy urzędnicy. Od niedawna w seminariach biorą udział także migranci zainteresowani pracą w administracji miasta. 

– Program jest indywidualnie dostosowany do potrzeb każdej osoby – wyjaśnia DW Anna Stahl-Czechowska z Berlińskiej Regionalnej Sieci Integracyjnej. Najpierw oceniane są kwalifikacje, doświadczenie zawodowe i znajomość języka niemieckiego. Następnie kandydaci otrzymują plan podnoszenia kwalifikacji.

Praca w Niemczech. Rekruterzy szukają pracowników za granicą

W praktyce wygląda to tak, że absolwent danego kierunku dokształca się w tych dziedzinach, z którymi nie miał styczności na studiach czy podczas wcześniejszej pracy. Może to być np. prawo administracyjne, informatyka czy cyfryzacja. Szansę na udział w programie mają osoby z wyższym wykształceniem (z tytułem licencjata lub wyższym), w zawodach innych niż techniczne. Mogą to być przykładowo absolwenci administracji, prawa, informatyki, ale też innych kierunków: politologii czy socjologii. Po uzupełnieniu kwalifikacji będą mogli aplikować o pracę w berlińskich instytucjach.

Wiele wakatów, a o pracę trudno

Na pracę w administracji liczy Ganna Malenko, 38-letnia uchodźczyni z Ukrainy. Dwa lata temu, w kwietniu 2022 roku, przyjechała do Berlina z Odessy. W Ukrainie ostatnio pracowała w biurze nieruchomości, ale wcześniej także w administracji miejskiej. Do Niemiec przyjechała bez znajomości języka niemieckiego, dziś mówi już płynnie i uczęszcza na kurs C1. Już wcześniej Malenko próbowała znaleźć pracę w Berlinie. Mimo uznanych kwalifikacji zawodowych – bezskutecznie.

Ganna Malenko
Ganna Malenko liczy, że wkrótce uda jej się znaleźć zatrudnienie w administracjinull Monika Stefanek/DW

– To paradoks – mówi Ukrainka w rozmowie z DW. – Jest wiele wakatów, ale znaleźć pracę wcale nie jest łatwo, zwłaszcza zgodną ze swoimi kwalifikacjami. Większość pracodawców, do których wysyłałam podania o pracę, nawet mi nie odpowiedziała. Nie chcę tracić czasu, dlatego zdecydowałam się na udział w programie. 

W programie „Steps to public service” Ganna uczestniczy od września 2023 roku. Do tej pory wzięła udział w seminariach m.in. z zarządzania konfliktami, wiedzy o finansach, ekonomii, public relations.

– Wiele rzeczy jest podobnych w administracji w Niemczech i w Ukrainie – stwierdza. – Ale są też niuanse.

Ganna liczy, że hospitacje, które także są częścią programu, przybliżą ją do wymarzonej pracy. Na razie pilnie chodzi na zajęcia i zbiera kolejne zaświadczenia.

– W Ukrainie przez całe moje dotychczasowe życie miałam jeden segregator na dokumenty. W Berlinie, w ciągu dwóch lat pobytu, zapełniłam już dwa – śmieje się, przyznając, że wszelkiego rodzaju dokumenty, zaświadczenia i dyplomy mają w Niemczech szczególne znaczenie.

Chcesz skomentować ten artykuł? Dołącz do nas na facebooku! >>

Nowa niemiecka partia kontra AfD. „Alternatywa to my”

Sojusz Sahry Wagenknecht, w skrócie BSW, powstał zaledwie w styczniu br., ale w sondażach partia ta osiąga już 6-7 procent poparcia w całych Niemczech, zaś na wschodzie kraju – nawet kilkanaście procent. Partia jest nowa, ale tworzą ją znane twarze: była komunistka i wieloletnia czołowa polityk niemieckiej lewicy Die Linke Sahra Wagenknecht zwerbowała część znanych postaci swej dawnej partii, jak eurodeputowany Fabio de Masi czy posłanka Lewicy Amira Mohamed Ali. To jednak nie jedyny powód rosnącej popularności nowego ugrupowania.

Według Sahry Wagenknecht tajemnica sukcesu jej partii tkwi przede wszystkim w słabości i błędach koalicji rządzącej w Niemczech.

– Mamy w Niemczech rząd, który jest bardzo niepopularny, prowadzi problematyczną politykę; który podjął błędne decyzje w wielu obszarach – powiedziała polityk na spotkaniu ze Stowarzyszeniem Prasy Zagranicznej (VAP) w Berlinie. – Niemiecka gospodarka jest w kryzysie. Istnieje zagrożenie, że wiele gałęzi przemysłu przeniesie się gdzieś indziej; mamy, a przynajmniej mieliśmy ostatnio, ponadprzeciętną inflację. Ludzie to odczuwają i dlatego odwracają się od  partii koalicji SPD, Zielonych i FDP – dodała.

Alternatywa dla Alternatywy dla Niemiec

To też powód, jak mówiła, dla którego tak mocno wzrosły w ostatnim roku notowania populistyczno-prawicowej Alternatywy dla Niemiec (AfD), będącej obecnie drugą siłą polityczną w Niemczech z 18-procentowym poparciem, zaś w niektórych wschodnich landach, jak Turyngia czy Saksonia jest na czele sondaży.

– Był to dla nas jeden z argumentów na rzecz założenia nowej partii – przyznała Wagenknecht. Jej zdaniem Lewica już nie potrafi dotrzeć do wyborców, którzy są niezadowoleni i „życzą sobie innej partii, poważnej alternatywy”. Zdaniem polityk sondaże potwierdzają, że „większość wyborców AfD popiera tę partię w ramach protestu” i nie popiera skrajnie prawicowych poglądów.  

 – Tym ludziom proponujemy teraz prawdziwą, poważną alternatywę, bez prawicowych ekstremistów i neonazistów – powiedziała.

Sahra Wagenknecht była współorganizatorką antywojennych demonstracji w Niemczech
Sahra Wagenknecht była współorganizatorką antywojennych demonstracji w Niemczechnull Joerg Carstensen/picture alliance

Podobnie jak AfD, partia Wagenknecht domaga się zaprzestania dostaw broni do Ukrainy, krytykuje sankcje wobec Rosji jako nieskuteczne i wzywa do rozpoczęcia negocjacji w celu zakończenia wojny. Jednak szefowa BSW zaprzecza, by w sprawie polityki zagranicznej jej ugrupowanie zajmowało takie same stanowisko, jak populistyczna prawica. Wskazała, że AfD popiera np. zbrojenie się Niemiec. – Nie chodzi nam o normalizację stosunków z Rosją, ale o to, by zrobić wszystko, co w naszej mocy, aby zakończyć tę wojnę – powiedziała. – Oczywiście potępiamy wojnę napastniczą, która narusza prawo międzynarodowe. Ale to nie zmienia faktu, że musimy myśleć o tym, jak ją zakończyć.

Oferta dla Putina

W ocenie niemieckiej polityk dostawy broni, w tym najnowszy amerykański pakiet pomocy militarnej dla Ukrainy o wartości 61 mld dolarów, „nie pomogą zakończyć wojny”. – Żądamy negocjacji – podkreśliła Wagenknecht, która już w ubiegłym roku współorganizowała w Berlinie antywojenne „Marsze dla pokoju”, a w przeszłości wiele razy sugerowała, że to rozszerzenie NATO na wschód sprowokowało agresję obawiającej się o swe bezpieczeństwo Rosji.

A jak konkretnie wyobraża sobie negocjacje z Rosją Putina? Pierwszy krok to „zamrożenie wojny”. – Złożyłabym ofertę, że przestaniemy dostarczać broń (Ukrainie), jeżeli jednocześnie nastąpi zawieszenie broni i rozpoczną się negocjacje – powiedziała szefowa BSW. – Nie wiem, czy Putin chce negocjować (…) ale dlaczego nie poddamy go próbie i nie przedstawimy oferty? Wtedy Rosja musiałaby odpowiedzieć i wiedzieliśmy, czy są skłonni do rozmów czy nie – dodała.

Wagenknecht powołała się też na niedawną publikację w „Foreign Affairs”, według której w pierwszych miesiącach po rosyjskiej napaści na Ukrainę toczyły się intensywne negocjacje pokojowe, a strony były gotowe na ustępstwa, przewidujące m.in. neutralność Ukrainy i wycofanie przez Rosję sprzeciwu wobec członkostwa Kijowa w UE. Ukraina miała zerwać negocjacje po ujawnieniu masakry w Buczy, dokonanej przez rosyjskie wojska. Jednak zdaniem niemieckiej polityk stracono wówczas szansę na zakończenie wojny.

Pierwszy test: eurowybory

Pierwszym testem dla BSW będą wybory do Parlamentu Europejskiego. W środę (24.04.2024) partia przedstawiła swój program wyborczy. Szefowa partii mówi, że celem jest wynik na poziomie 5 proc. albo wyższy. Jednym z głównych haseł BSW w kampanii przed eurowyborami jest pokój i to, by „Europa znów była pokojowym mocarstwem”. Slogany na plakatach wyborczych nawiązują także do sprawiedliwości społecznej i rozwoju gospodarczego. Nieobecny jest z kolei temat polityki migracyjnej, ważny dla pozostałych partii, szczególnie antyimigranckiej AfD.

– Nie chcemy podsycać resentymentów – tłumaczyła dziś zagranicznym dziennikarzom Amira Mohamed Ali z BSW. Ugrupowanie opowiada się jednak w swoim programie za ograniczeniem migracji do Niemiec, m.in. poprzez przeprowadzanie procedur azylowych na granicach UE i w krajach trzecich. Za kluczowe uważa też likwidację przyczyn migracji, jaką są konflikty.

Na dużo więcej niż w eurowyborach BSW może liczyć w wyborach regionalnych w Brandenburgii, Turyngii i Saksonii jesienią tego roku, gdzie obecnie ma – według różnych sondaży – od 10 do 17 procent poparcia.

Chcesz mieć stały dostęp do naszych treści? Dołącz do nas na Facebooku!

Zdrowie. Coraz więcej zaburzeń odżywiania wśród dziewcząt

Na zaburzenia odżywiania szczególnie często cierpią dziewczęta w wieku od 12 do 17 lat. W latach 2012-22 odnotowano wzrost o ok. 54 procent. Podczas gdy w 2012 r. zarejestrowano 90 przypadków na 10 tysięcy ubezpieczonych, dziesięć lat później było ich już 139. Wyniki przedstawiła Kupiecka Kasa Chorych (KKH).

Według raportu za ten stan rzeczy odpowiedzialne są nie tylko trendy dotyczące urody propagowane w mediach społecznościowych, które mogą mocno obciążać psychikę i prowadzić np. do zaburzenia odżywiania. Prawdopodobne jest, że także pandemia koronawirusa odcisnęła piętno na nastoletnich dziewczętach. Tylko w latach 2019-2022, przypadających w większości na okres pandemii, KKH odnotowała wzrost zaburzeń odżywiania o 38 procent w tej kategorii wiekowej.

Nie tylko media społecznościowe

Jednocześnie odsetek dziewcząt w wieku od 12 do 17 lat cierpiących na zaburzenia odżywiania jest prawie cztery razy wyższy niż w przypadku chłopców w tym samym wieku. U nastolatków płci męskiej odnotowano w analogicznym okresie 38 przypadków na 10 000 ubezpieczonych. KKH ocenia, że w 2022 r. około 455 000 osób w Niemczech było leczonych ambulatoryjnie z powodu anoreksji, bulimii tzw. binge eating, czyli zaburzenia z napadami objadania się.

Analiza kasy chorych wykazała, że im intensywniejsze korzystanie z mediów społecznościowych, tym większe ryzyko niezadowolenia z własnego ciała, zawstydzania i poniżania z powodu wyglądu i związanych z tym zaburzeń odżywiania. Może to również tłumaczyć znaczny wzrost liczby podczas pandemii, ponieważ dzieci i młodzież były w tym czasie bardziej aktywne na kanałach takich, jak Instagram i TikTok.

Chcesz być zdrowy? Jedz jak Wiking!

Sygnały alarmowe

Szczególnie podatna na zaburzenia odżywiania jest młodzież, która już ma problemy ze zdrowiem psychicznym lub niską samoocenę. Sygnałem alarmowym jest sytuacja, w której osoby dotknięte zaburzeniami odżywiania wkładają nieproporcjonalnie dużo wysiłku we własny wygląd, nagle rezygnują z ulubionych hobby i spędzają czas wyłącznie w mediach społecznościowych. Inne sygnały obejmują wycofanie społeczne, wahania wagi ciała i rzucające się w oczy zachowania dotyczące żywienia, w tym ograniczone wybory żywieniowe, wymioty lub stosowanie środków przeczyszczających.

W raporcie przeanalizowano anonimowe dane od posiadaczy ubezpieczenia w KKH z 2012 r. oraz z lat 2019-2022. Anoreksja to zaburzenie, w którym ludzie głodzą się do poziomu zagrażającej życiu niedowagi. W przypadku bulimii osoby cierpiące na to zaburzenie odczuwają silny przymus kontrolowania swojej masy ciała; wymiotują po obfitym jedzeniu i zażywają środki przeczyszczające, aby uniknąć przybrania na wadze. Natomiast tzw. zaburzeniu binge eating towarzyszy nawracające, niekontrolowane objadanie się, co prowadzi do znacznej nadwagi, a nawet otyłości.

(AFP/stef)

Chcesz mieć stały dostęp do naszych treści? Dołącz do nas na Facebooku!

Niemcy. W bananach znowu znaleziono narkotyki

Podczas rozpakowywania towaru pracownicy kilku supermarketów w Berlinie i w okolicach Poczdamu w Brandenburgii natrafili w czwartek (25.04.2024) na ukryte między bananami paczki niewiadomego pochodzenia. Według wstępnej oceny były to narkotyki. Niektóre media podają, że prawdopodobnie była to kokaina.

Ze względu na dużą liczbę znalezionych paczek oraz supermarketów, w których miało to miejsce, śledztwo przejęła wspólna grupa ds. środków odurzających składająca się z pracowników brandenburskiego Urzędu Śledczego, berlińskiej policji oraz Urzędu Celnego Berlina i Brandenburgii. Służby nie podają więcej szczegółów.

Niemcy od dłuższego czasu są celem przemytu narkotyków, w tym kokainy. W ubiegłym roku w sklepie z owocami w Groß Kreutz w Brandenburgii kilkakrotnie odkryto duże ilości kokainy. Paczki były ukryte w skrzynkach po bananach i pochodziły z Ameryki Południowej. Według policji banany służyły jako kamuflaż dla przerzutu narkotyków.

(DPA/stef)

Narkomania w Berlinie: Jak dzielnica walczy o swoje sąsiedztwo

Spiegel. Kontrole graniczne nie służą ograniczaniu imigracji

Według raportu Wspólnego Centrum Analityczno-Strategicznego ds. Nielegalnej Migracji (GASIM), który cytuje „Spiegel”, należy spodziewać się ponownego wzrostu liczby zatrzymań policyjnych i wniosków o azyl w Niemczech. Siatki przemytników ludzi mogą zaś reklamować się wśród potencjalnych imigrantów „niemal gwarantowanymi perspektywami pozostania w Niemczech:”

W skład centrum GASIM wchodzą przedstawiciele m.in. ogólnoniemieckich urzędów i instytucji: policji kryminalnej (BKA), Urzędu ds. Migracji i Uchodźców (Bamf), służby wywiadowczej (BND) oraz Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Według analizy Niemcy pozostaną „głównym krajem docelowym nielegalnej migracji w UE”.

Sonda: Kontrole na granicy z Polską. Co mówią ludzie na pograniczu?

Jak informuje „Spiegel”, kontrole na granicach Niemiec, m.in. z Polską, Czechami, Austrią i Szwajcarią, nie natrafiają na jednoznaczną aprobatę ekspertów. Ich zdaniem „bardziej prawdopodobne jest, że doprowadzą one w dłuższej perspektywie do zmian w sposobie działania (przemytników)”. Kontrole graniczne mogłyby nawet zostać wykorzystane przez przemytników ludzi do uzasadniania pobierania wyższych stawek od migrantów za pomoc w przedostaniu się do RFN.

Najwięcej przemytu przez Polskę

Według raportu w 2023 r. w Niemczech zatrzymano blisko 40 tysięcy osób, które zostały przemycone do kraju. To o 119 procent więcej niż rok wcześniej. 42 procent osób zatrzymanych przez władze wjechało do Niemiec przez Polskę, 29 procent przez Austrię, a 23 procent przez Czechy.

Szczególnie często przemyt osób miał miejsce w 2023 r. przy użyciu furgonetek lub innych pojazdów. Dotyczyło to ponad 1200 przypadków i łącznej liczby 17,5 tys. przemycanych osób – pisze „Spiegel”. „Oznacza to, że liczba przypadków wzrosła ponad dwukrotnie w porównaniu z rokiem poprzednim, a liczba przemyconych prawie pięciokrotnie” – czytamy.

W październiku ub. r. rząd Niemiec wprowadził stacjonarne kontrole na granicach z Polską, Czechami i Szwajcarią. Obecnie obowiązują one do 15 czerwca, ale najprawdopodobniej zostaną przedłużone przynajmniej na czas Mistrzostw Europy w Piłce Nożnej, które potrwają do połowy lipca. Kontrole graniczne od niemal dziewięciu lat mają miejsce także na granicy z Austrią.

Jak podaje „Spiegel”, powołując się na dane Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, od października 2023 r. aresztowano 708 podejrzanych o przemyt ludzi oraz uniemożliwiono 17 600 nielegalnych wjazdów do Niemiec.

Chcesz skomentować ten artykuł? Dołącz do nas na facebooku! >>

Koszty pracy w Niemczech i Polsce. Są nowe dane

Koszty pracy w Niemczech rosły w 2023 roku wolniej niż średnia w Unii Europejskiej – podał w czwartek (25.04.2024) Federalny Urząd Statystyczny w Wiesbaden. W ubiegłym roku pracodawcy w Niemczech musieli zapłacić za godzinę pracy 41,30 euro, czyli o 4,8 proc. więcej niż w roku 2022.

Średnio w UE stawka za godzinę pracy z uwzględnieniem dodatkowych kosztów wzrosła o 5,3 proc. W statystyce uwzględniono koszty pracy w przemyśle i u prywatnych usługodawców.

W Niemczech wysokie koszty

Porównanie z innymi krajami wykazało, że po raz kolejny koszty pracy w Niemczech są o około 30 proc. wyższe niż średnia w UE. Powyżej średniej europejskiej plasują się także Luksemburg (53,90 euro za godzinę), Dania (48,10 euro) i Belgia (47,10 euro).

Z kolei do krajów Unii z najniższymi kosztami pracy zaliczają się Węgry (12,80 euro), Rumunia (11 euro) i Bułgaria (9,30 euro). W Polsce koszty za godzinę pracy wynoszą 14,50 euro i są o 10 eurocentów wyższe od Chorwacji i o 20 eurocentów niższe niż na Litwie – wyliczył niemiecki urząd statystyczny. U innych sąsiadów Polski koszty pracy są wyższe – i tak na przykład w Czechach wynoszą 18 euro, a na Słowacji – 17,20 euro

Polska w czołówce

Wraz z rosnącym uprzemysłowieniem i przenoszeniem produkcji z regionów o wysokich płacach, rosną również koszty pracy w krajach Europy Środkowej i Wschodniej. Najwyższe stopy wzrostu w 2023 roku odnotowano na Węgrzech (+19,9 proc.), Rumunii (+16,1 proc.) i w Polsce (+15,9 proc.). Najmniejszy wzrost z kolei we Włoszech (1,4 proc.), Danii (2,5 proc.) i na Malcie (3,2 proc.)

Jak wynika z obliczeń statystyków, Szwecja jest jedynym krajem UE, który odnotował w ubiegłym roku spadek kosztów pracy. Godzina kosztowała szwedzkich pracodawców 38,90 euro – o ponad 3 proc. mniej niż w roku 2022. 

(DPA/dom)

Chcesz skomentować ten artykuł? Dołącz do nas na facebooku! >>

Czy kobiety są lepszymi kierowcami ciężarówek? Historia Brigitte

Globalne ocieplenie. „Cel 1,5 stopnia nadal wykonalny”

Przed rozpoczęciem obrad Petersberskiego Dialogu Klimatycznego w Berlinie Jennifer Morgan, specjalna pełnomocniczka do spraw ochrony klimatu w niemieckim ministerstwie spraw zagranicznych, oceniła, że wciąż są szanse na to, by ocieplenie Ziemi nie przekroczyło 1,5 stopnia Celsjusza.

– Dobra wiadomość jest taka: może się to nam jeszcze udać i mamy wszelkie niezbędne do tego środki i technologie – powiedziała Morgan dziennikom „Rheinische Post” i „General-Anzeiger”.

Podkreśliła, że najwięcej do zrobienia mają najwyżej rozwinięte państwa – członkowie grupy G20 – które są odpowiedzialne za ponad 80 procent światowych emisji gazów cieplarnianych. Wskazała, że w skali globalnej Chiny spalają ponad połowę węgla i wciąż z rozmachem budują nowe elektrownie węglowe.

Ośrodek narciarski we Francji
Zmiany klimatyczne widać było w tym roku na wielu stokach narciarskich w Europie null Durand Thibaut/ABACA/imago images

Czas nagli

Jennifer Morgan postuluje jednak podjęcie szybkich działań na rzecz ochrony klimatu. Przypomina, że według naukowców mamy jeszcze mniej czasu, niż sądziliśmy. – Wszyscy muszą zrobić więcej, jeśli chcemy ograniczyć globalne ocieplenie do 1,5 stopnia – podkreśliła pełnomocniczka. Za kluczową sprawę uznała finansowanie. Zapowiedziała dyskusje o przekształceniu Banku Światowego w taki sposób, aby mógł on wspierać przyjazną dla klimatu transformację także w skali międzynarodowej.

Egzystencjalne zagrożenie

Osiągnięcie globalnego celu ochrony klimatu zależy zdaniem Morgan przede wszystkim od tego, czy uda nam się zużywać znacznie mniej węgla, ropy i gazu. Świat ma bowiem do czynienia z „egzystencjalnym zagrożeniem” i wszystkie państwa powinny traktować ten temat w taki właśnie sposób.

Dialog w Berlinie przed konferencją w Baku

Wysocy rangą przedstawiciele około 40 państw wezmą 25 i 26 kwietnia w Berlinie udział w 15. Petersberskim Dialogu Klimatycznym. Spotkanie ma charakter przygotowawczy przed listopadowym szczytem klimatycznym ONZ (COP 29) w stolicy Azerbejdżanu Baku. Obrady mają doprowadzić do ożywienia międzynarodowej dyplomacji klimatycznej.

Chcesz skomentować ten artykuł? Zrób to na facebooku! >>

W porozumieniu paryskim z 2015 roku społeczność międzynarodowa uzgodniła, że będzie dążyć do ograniczenia globalnego ocieplenia do poziomu poniżej dwóch stopni, a optymalnie do 1,5 stopnia w porównaniu z epoką przedindustrialną. Na razie jednak ocieplenie Ziemi się nasila, co sprawia, że groźba przekroczenia granicy 1,5º wydaje się coraz bardziej realna.

(AFP/pesz)

Rekordowe temperatury

„Pożyteczni idioci”. Niemiecka prasa o aferze wokół AfD

Po Russiagate i doniesieniach nt. działań na rzecz Kremla od kilku dni głównym tematem wokół AfD jest zatrzymanie asystenta głównego kandydata tej partii w eurowyborach. Zarzut to szpiegostwo na rzecz Chin: przekazywanie cennych informacji z działań PE oraz nt. chińskiej opozycji w Europie. Pomimo afery szpiegowskiej poseł AfD Maximilian Krah pozostaje liderem populistycznej partii na wybory do Parlamentu Europejskiego, a partia go broni. Komentatorzy w największych niemieckich gazetach są tym oburzeni.

AfD to „pożyteczni idioci”

„Jeśli nieekstremistyczna część AfD miała rację, że partia ta jest moralnie lepsza od establishmentu, bo zrzesza prawdziwych patriotów z czystymi kontami, powinno być im łatwo się oczyścić. Zamiast tego w letnim podejściu do szemranej relacji Kraha z Chinami i Rosją widać całą podwójną moralność AfD, jeśli w ogóle można tu jeszcze mówić o moralności. Fakt, że teraz skarży się, że rząd i inne partie ją zaatakowały, to kiepski żart, biorąc pod uwagę, z czym po drodze jest samej AfD. Czy jej wyborcom przeszkadza to, że jest tak zdeprawowana? Niestety zdecydowanie za mało. Bo nie wiedzą co robią” – pisze o sprawie „Frankfurter Allgemeine Zeitung”.

„W ostatnich tygodniach AfD została przekształcona nie do poznania. Jako partia, która nie jest alternatywą za, ale przeciw Niemcom. Która tak otwarcie agituje przeciw liberalnej demokracji i zachodnim wartościom, że nie tylko toleruje, ale wręcz dąży do podejrzanych kontaktów z autokratami i oligarchami – i teraz ma jeszcze w swoich szeregach masową sprawę szpiegowską. Przewodniczący Chrupalla i Weidel nieprzekonująco usiłują zminimalizować szkody. Działają bez planu i nieporadnie. Pozostawia to niepochlebny obraz AfD jako ryzyka dla bezpieczeństwa Niemiec i pożytecznych idiotów” – cenia „Kölner Stadt-Anzeiger” z Kolonii.

„Odpowiedzialni są także liderzy AfD”

„Liderzy AfD Alice Weidel i Tino Chrupalla mają problem, by wypchnąć słonia Maksymiliana Kraha ze składu porcelany. Początek europejskiej kampanii wyborczej i prawdopodobnie też większość pozostałych wydarzeń Weidel i Chrupalla rozegrają bez wyraźnego głównego kandydata. Brakuje jednak woli i konsekwencji, by całkowicie wykluczyć z wyścigu” – pisze „Leipziger Volkszeitung”.

Lider AfD przed sądem. Nazisowski slogan

„Ale to nie tylko Krah jest odpowiedzialny za to nieszczęście. Odpowiedzialni są także liderzy partii, którzy nie zapobiegli jego kandydaturze. Bo zarzuty zbyt bliskich stosunków z Rosją i Chinami chodzą za nim od dawna. Od dłuższego czasu podejrzewany o nie był także jego aresztowany pracownik. Głównie z powodów taktycznych wspierał swojego saksońskiego kolegę partyjnego Chrupalla, także  Weidel go nie powstrzymała” – czytamy.

„AfD liczy, że historia wygaśnie”

„Już samo zdemaskowanie chińskiego szpiega w otoczeniu europosła Maximiliana Kraha to skandal. A że przybiera on teraz coraz większe rozmiary to sprawa polityka AfD i przywództwa jego partii – a nie agentów Pekinu. W Alternatywie dla Niemiec to reguła, że jeśli pojawiają się zarzuty przeciw jej prominentnym członkom - jak Björn Höcke, Petr Bystron czy obecnie Krah – w pierwszej fazie partia nie chce o nich nic wiedzieć” – pisze „Volksstimme”.

„W drugiej fazie zainteresowani wyrażają własną niewiedzę, nieświadomość bezprawia i personalnych konsekwencji: Krah ani myśli zrezygnować z kandydowania w wyborach europejskich. Potem następuje faza trzecia: kierownictwo partii udziela mu wsparcia i – podobnie jak sam ludowy pretorianin Krah – liczy, że historia szybko wygaśnie. Tak się nie stanie: polityczna odpowiedzialność Kraha za szpiegostwo na rzecz Pekinu to żadnen mały grzeszek, a palący powód, aby wycofać się z kandydowania” – ocenia gazeta z Magdeburga.

(DPA/mar)

 

Chiny i Rosja szpiegują w Niemczech na potęgę. „Musimy działać szybko”

Biuro prasowe niemieckiego prokuratora generalnego pracuje ostatnio na wysokich obrotach: „Aresztowanie w związku z podejrzeniem o agenturalną działalność w tajnych służbach” to nagłówek jego komunikatu prasowego z 23 kwietnia. Dokładnie taki sam nagłówek ma komunikat z poprzedniego dnia. W obu tych wypadkach czwórce podejrzanych, trzem mężczyznom i jednej kobiecie, zarzuca się szpiegostwo na rzecz Chin.

„Aresztowania pod zarzutem działalności wywiadowczej i członkostwa w zagranicznej organizacji terrorystycznej ‘Doniecka Republika Ludowa' (DRL)” to z kolei tytuł wiadomości z 18 kwietnia dotyczącej dwóch mężczyzn, którzy na zlecenie Rosji mieli planować ataki na cele wojskowe w Niemczech.

Szpiedzy Chin w Niemczech: „Musimy działać szybko” 

Aresztowania wywołały pełne zaniepokojenia komentarze. Pełen obaw jest przewodniczący parlamentarnej komisji ds. kontroli tajnych służb, poseł Partii Zielonych Konstantin von Notz. – Musimy wreszcie zrozumieć, że tu się rozchodzi o nadzwyczaj poważne i całkiem realne zagrożenie naszego bezpieczeństwa – podkreśla. – Jako zdolna do obrony demokracja musimy działać szybko i zdecydowanie, zarówno w zakresie ścigania karnego, jak i ujawniania szpiegowskich struktur i sieci przez wszystkie organy bezpieczeństwa – apeluje.

Że tak się właśnie dzieje, zapewnia w rozmowie z DW Thomas Haldenwang, prezes Urzędu Ochrony Konstytucji (BfV), czyli kontrwywiadu. – Zainicjowaliśmy te dochodzenia. A gdy dowody były jednoznaczne, sprawę mogliśmy przekazać policji i prokuraturze – wyjaśnia.

Kontrwywiad kreśli globalne cele Chin

Dla szefa niemieckiego kontrwywiadu obecny rozwój sytuacji nie jest zaskoczeniem. To, do czego według kierowanego przezeń urzędu Chiny są zdolne, można przeczytać w raporcie o ochronie konstytucji z 2023 roku: „Globalne ambicje Chin są realizowane przez ogólne dążenie do coraz większej potęgi, co wzmocni własne dążenia do organizacji i przywództwa, a także pozwoli na jeszcze większą intensyfikację działań szpiegowskich, jak i wywierania wpływu przez podmioty państwowe”.

Trudne stosunki niemiecko-chińskie

O potencjale zagrożeń prezes BfV mówił również na sympozjum zorganizowanym przez jego urząd w Berlinie, które odbyło się w dniu aresztowania podejrzanej o szpiegostwo trójki. – Chiny mają czas – tłumaczy Haldenwang w odpowiedzi na pytanie DW o to, jaką strategię szpiegowską ma ten kraj. – Do 2049 roku chcą stać się potęgą polityczną, militarną i gospodarczą numer jeden na świecie. W tym kierunku zmierzają stale, zarówno w sposób legalny, jak i z użyciem środków nielegalnych – wyjaśnia szef Urzędu Ochrony Konstytucji.

Klasyczne cele szpiegów: uniwersytety i firmy

Przykładem tego jest wykorzystywanie chińskich pracowników naukowych i studentów goszczących na niemieckich uniwersytetach. – Ci ludzie są zobowiązani do przekazywania informacji państwu – mówi Haldenwang. Niemiecka minister oświaty i badań Bettina Stark-Watzinger z FDP traktuje to ostrzeżenie równie poważnie: – W naszych kontaktach z Chinami nie możemy być naiwni – mówi. Potrzebne jest „jeszcze bardziej krytyczne wyważanie ryzyka i korzyści z takiej współpracy, zwłaszcza w nauce i na uniwersytetach”.

Tak samo ocenia to również Urząd Ochrony Konstytucji w odniesieniu do gospodarki. Jego prezes zwraca uwagę, że skutkiem każdego joint venture i każdej inwestycji bezpośredniej jest przyjazd menedżerów i innych pracowników z Chin do Niemiec, co otwiera kolejną furtkę do potencjalnych działań szpiegowskich: – Tajemnice handlowe mogą trafić także do Chin – uważa Haldenwang.

Potwierdzają to m.in. ostatnie doniesienia mediów o wieloletnim wykradaniu tajemnic Volkswagena poprzez cyberataki. Ich ślady prowadzą własnie do Chin.

Szpieg w zespole polityka AfD?

Do tego scenariusza może pasować człowiek aresztowany z podejrzenia o działalność agenturalną. Szczególnie pikantnym jest fakt, że to bliski współpracownik Maximiliana Kraha, czołowego kandydata Alternatywy dla Niemiec (AfD) w rozpisanych na czerwiec wyborach europejskich. Tę partię, którą Urząd Ochrony Konstytucji obserwuje w całym kraju jako przypadek podejrzenia o skrajnie prawicową działalność, coraz to posądza się również o utrzymywanie bliskich kontaktów z Rosją.

Ustalenia służb wywiadowczych mówią, że kierowane z Moskwy działania szpiegowskie inaczej niż w wypadku działań chińskich koncentrują się często na celach krótkoterminowych. Po sprzecznym z prawem międzynarodowym ataku Rosji na Ukrainę ta diagnoza zdaniem Haldenwanga wydaje jeszcze bardziej słuszna niż kiedykolwiek wcześniej. – W obliczu gorącej wojny z ogromnym użyciem siły przez Rosję zaniechaniem byłoby nie wychodzić z założenia, że jej służby wywiadowcze są zdolne i skłonne do prowadzenia złożonych operacji w Europie – uważa szef BfV.

Celują w ludzi o prorosyjskich poglądach

Prezes Urzędu Ochrony Konstytucji spodziewa się dalszego wzrostu aktywności rosyjskich szpiegów. Stąd również konieczność zatrudnienia nowego personelu. Krótko po rozpoczęciu wojny Niemcy wydaliły w 2022 r. około 40 dyplomatów podejrzanych o działalność szpiegowską, którzy byli akredytowani przy rosyjskiej ambasadzie w Berlinie. Jednak ich miejsca miały już zostać zapełnione.

Prezydent Rosji Władimir Putin bierze również na celownik mieszkających w Niemczech ludzi z rosyjskim pochodzeniem. – Jak dotąd społeczność ta okazała się bardzo odporna na takie próby – podkreśla Haldenwang. W tym kręgu ludzi zdarzają się jednak również pojedyncze przypadki osób mocno sympatyzujących z Putinem i Rosją. – Pod tym względem może tu istnieć pewna grupa ludzi, którzy również są gotowi działać tak, jak tego oczekuje Rosja – sądzi szef niemieckiego kontrwywiadu.

Minister Faeser chwali

Niemiecka minister spraw wewnętrznych Nancy Faeser pozytywnie podsumowuje bezprecedensowe aresztowanie sześciorga podejrzanych o szpiegostwo w ciągu sześciu dni: – Nasze organy bezpieczeństwa, przede wszystkim Urząd Ochrony Konstytucji, znacznie wzmocniły ochronę kontrwywiadowczą. Dzięki temu chronimy się przed hybrydowymi zagrożeniami ze strony rosyjskiego reżimu, ale także przed szpiegostwem ze strony Chin. Najnowsze sukcesy śledcze tego dowodzą.

„Dostrzegamy coraz silniejsze próby”. Urząd przestrzega przed „naiwnością” wobec Chin

Po zatrzymaniach podejrzanych szpiegów Chin niemiecki Urząd Ochrony Konstytucji wzywa polityków i firmy do zachowania czujności w kontaktach z państwami autorytarnymi, zwłaszcza z Chinami. „Dostrzegamy coraz silniejsze próby wywierania wpływu nielegalnymi środkami w polityce, biznesie i nauce, ale także klasyczne szpiegostwo” – stwierdził w środę wiceprezes Federalnego Urzędu Ochrony Konstytucji (BfV) Sinan Selen podczas konferencji dotyczącej bezpieczeństwa w Berlinie, wspólnego wydarzenia Urzędu i stowarzyszenia ASW (Sojusz na rzecz Bezpieczeństwa w Gospodarce).

Sinan Selen, wiceszef Urzędu Ochrony Konstytucji i Volker Wagner, ASW
Sinan Selen, wiceszef Urzędu Ochrony Konstytucji i Volker Wagner, ASWnull Britta Pedersen/dpa/picture alliance

Odbyło się ono pod hasłem „Aspiracje Chin na świecie – wpływ na bezpieczeństwo niemieckich firm i polityki”. Ostrzegano na nim, że Chiny stosują szereg nielegalnych metod: zarówno kasyczne szpiegostwo, jak i cyberataki, uzależnianie ekonomiczne czy kradzież technologii. Niemcy są na to szczegónie narażone i stanowią atrakcyjny cel z uwagi na rozwinięty sektor przemysłowy i technologiczną, otwartość w relacjach gospoodarczych z Chinami i mocną pozycję w regionie.

– Myślę, że jesteśmy na drodze od bardzo naiwnego i wysokiego poziomu optymistycznego nastawienia do partnerów gospodarczych do bardziej realistycznego, być może bardziej odpornego i zróżnicowanego podejścia, jeśli chodzi o partnerstwa i ochronę Niemiec jako celu inwestycji – dodał Selen.

Wg Urzędu najwyższy czas dokonać w tej kwestii realistycznej oceny. Jak przestrzega, w przypadkach,  gdzie niemieccy menedżerowie byli ws. zagranicznych inwestycji „zbyt naiwni i optymistyczni”, ich firmy „praktycznie się rozwiązały”.

Napięta wizyta w Chinach

Jak przestrzegł Selen, chińskie firmy prezentują się jako prywatne, ale w rzeczywistości wszystkie podlegają i są wspierane przez chiński reżim: – Niemieccy gracze wchodzą w interakcje nie tylko z tymi chińskimi odpowiednikami, z ich partnerami handlowymi. W tle jest całe chińskie państwo... które ma własne interesy i korzysta ze wszystkich dostępnych w tym celu środków.

Środki bezpieczeństwa w Chinach

Selen wskazał też, że Urząd Ochrony Konstytucji, czyli kontrwywiad, zwracał już uwagę na zagrożenia związane z oprogramowaniem do rozliczeń podatkowych, które dają władzom państw dostęp do danych firm.

Na konferencji rozmawiano o tym, jak zwiększyć bezpieczeństwo Europejczyków i ich działalności w państwach autorytarnych. Już teraz aby zabezpieczyć się przed tym ryzykiem, a także złośliwym oprogramowaniem, niemieckie firmy wysyłają teraz swoich pracowników do Chin z „pustymi” urządzeniami, które działają poza korporacyjnymi sieciami.

Dyrektor zarządzający ASW Günther Schotten przestrzegł z kolei, że osoby podróżujące do Chin służbowo powinny pamiętać, że ich dokumenty nie są bezpieczne także, jeśli przechowuje się je w chińskich sejfach hotelowych.

Wiceszef Urzędu wzywa do ochrony

Wiceszef Urzędu Ochrony Konstytucji przestrzegł, że chińscy przywódcy realizują długoterminowy cel – „światowe przywództwo” do 2049 r. – właśnie poprzez gromadzenie wiedzy i wpływów w obszarze robotyki, lotnictwa i kosmonautyki, automatyzacji. Wg Selena, izolacja Chin nie jest dobrym rozwiązaniem dla Zachodu. Zamiast tego należy rozpoznać ryzyka i zwłaszcza w kluczowych technologiach ograniczyć zależności od Chin i wdrożyć solidne środki bezpieczeństwa.

Chiny mocno skupiają się na budowaniu zależności gospodarczych, aby mogły je w przyszłości wykorzystać politycznie – powiedziała z kolei kierowniczka Centrum Chin na Uniwersytecie w Bremie Sandra Heep. W relacjach Chin z Rosją nie chodzi głównie o kwestie gospodarczych, a o podobieństwa ideologiczne – postrzeganie siebie jako mocarstw, które po „okresie upokorzenia” chcą odzyskać poprzedni status.

Jak dodał prezes ASW Alexander Borgschulze, ochrona przed szpiegostwem przemysłowym nie dotyczy więc tylko firmy, ale także całą RFN, którą obce mocarstwa „próbują systematycznie osłabić”.

W tym kontekście Selen wspomniał o ostatnich ustaleniach mediów ws. Volkswagena: wg „Spiegla” i ZDF niemiecki gigant był od lat szpiegowany i okradany z tajemnic zakładowych – prawdopodobnie przez hakerów właśnie z Chin. „To wpisuje się to całkowicie w nasz obraz sytuacji” – stwierdził wiceszef Urzędu Ochrony Konstytucji.

Aresztowania szpiegów. AfD jako chińska kolumna

Wpisują się w niego też inne ostatnie doniesienia. W poniedziałek w Dreźnie zatrzymano podejrzanego o szpiegostwo na rzecz Chin asystenta europosła AfD Maksymiliana Kraha. Prokuratura Generalna podała, że od stycznia ubiegłego roku wielokrotnie przekazywał on informacje o negocjacjach i decyzjach w Parlamencie Europejskim i szpiegował członków chińskiej opozycji w Niemczech. Sam Krah, jak inni członkowie AfD, od dawna prezentował bezkrytyczne stanowisko wobec Chin i Rosji.

Maximilian Krah
Maximilian Krahnull Sebastian Kahnert/dpa/picture alliance

W środę w Berlinie na wspólnej konferencji z brytyjskim premierem Rishi Sunakiem do sprawy odniósł się Olaf Scholz. – Nie możemy zaakceptować szpiegostwa przeciwko nam, nieważne z jakiego pochodzi ono kraju – powiedział kanclerz. – Zarzuty wobec AfD są bardzo niepokojące – ocenił, dodając, że nie będzie dalej komentował sprawy, aby nie zaszkodzić postępowaniu sądowemu.

Także w  poniedziałek w Duesseldorfie i Bad Homburg aresztowano trzy osoby podejrzane o szpiegostwo na rzecz Chin. Dwóch mężczyzn i jedna kobieta mieli pozyskiwać informacje o technologii wojskowej w Niemczech, przydatne dla zwiększenia zdolności bojowej chińskiej marynarki wojennej.

Groźne doniesienia ws. działalności Chin zbiegły się w czasie z ujawnieniem Russiagate. Tak media określiły akcję Kremla mającą na celu wpłynięcie na wynik czerwcowych wyborów do PE poprzez dezinformację, fake newsy i korumpowanie polityków. Przedmiotem tych działań Rosji mieli być w Niemczech również działacze AfD.

(DPA, Reuters/mar)

Lubisz nasze artykuły? Zostań naszym fanem na facebooku! >> 

Eurowybory: polityk AfD nadal liderem mimo afery o szpiegostwo dla Chin

W środę (24.04.2024) podczas spotkania kryzysowego w Berlinie przywódcy partii AfD Alice Weidel i Tino Chrupalla uzgodnili z europosłem Maximilianem Krahem, że chociaż powinien zrezygnować z planowanego na weekend pierwszego wystąpienia w kampanii wyborczej do Parlamentu Europejskiego, to nadal pozostaje liderem partii na te wybory.

Ponadto przywództwo partii potwierdziło, że gotowe materiały wyborcze wideo z udziałem polityka nie zostaną  opublikowane. Pierwotnie o tym informowała gazeta „Bild”. Nie będą także drukowane plakaty z Krahem. Nie ogłoszono jednak żadnych dalszych konsekwencji. Po spotkaniu Krah powiedział, że nie ma sobie nic do zarzucenia. Tymczasem krytycy wyrazili wątpliwości co do jego niewinności. A Federalny Urząd Ochrony Konstytucji ostrzegł w środę niemieckich polityków i przedsiębiorstwa przed naiwnością w kontaktach z autorytarnymi państwami, takimi jak Chiny.

Rozmowa kryzysowa w ścisłym gronie

Rozmowa przywódców AfD z Maximilianem Krahem odbyła się w środę o dziewiątej rano i trwała 20 minut. Według Kraha miała przyjazny i konstruktywny charakter. Polityk nie weźmie udziału w starcie kampanii wyborczej do Parlamentu Europejskiego w sobotę w Donaueschingen w Badenii-Wirtembergii.

„Kto jednak myśli, że oznacza to koniec mojej kandydatury na lidera w tych wyborach, ten się myli. Jestem i będę czołowym kandydatem” – dodał polityk AfD, który weźmie udział w innych spotkaniach wyborczych. Zapowiedział także, że dziś jeszcze zwolni swojego asystenta, który obecnie przebywa w areszcie z podejrzeniem szpiegostwa na rzecz Chin.

Chrupalla und Weidel wstrzymują się od komentarzy

Przewodniczący AfD ustosunkowali się do sprawy na piśmie, stwierdzając: „Przeprowadzono rozmowę z Krahem na temat poważnych zarzutów szpiegostwa wobec jego pracownika oraz związanych z tym szkód wizerunkowych. Krah zdecydował, że nie będzie tymczasowo uczestniczył w zbliżającej się kampanii wyborczej, aby nie obciążać kampanii i reputacji partii”.

„Wszelkie próby ingerencji obcych państw poprzez szpiegostwo, ale także próby kupowania opinii i stanowisk muszą zostać wyjaśnione i powstrzymane z wszelką surowością” – czytamy w oświadczeniu Weidel i Chrupalli.

AfD nie uda się jednak uniknąć publicznej debaty na temat możliwych uchybień tej partii. Na żądanie klubów poselskich SPD, Zielonych i FDP w czwartek dojdzie do debaty w Bundestagu na temat zagrożeń demokracji i roli w tym Rosji, Chin oraz AfD.  

Skandal szpiegowski obciążeniem

Na niecałe siedem tygodni przed wyborami europejskimi, które odbędą się 9 czerwca, afera szpiegowska ciąży na partii jeszcze bardziej niż wcześniejsze doniesienia o możliwych powiązaniach Maximiliana Kraha i jego partyjnego kolegi Petra Bystrona (drugiego na liście wyborczej AfD) z Rosją.

Asystent Kraha miał przekazywać informacje z Parlamentu Europejskiego do Chin i szpiegować chińskich opozycjonistów w Niemczech. W środę Krah mówił o nieprzyjemnej sprawie. Jednak, jak podkreślił: „nie ma osobiście sobie nic do zarzucenia”.

Ale jego polityczni przeciwnicy nie dają temu wiary. Krah uchodził za „najgłośniejszego wasala Chin” z obozu prawicowego w Parlamencie Europejskim w ciągu upływającej kadencji – powiedział eurodeputowany Zielonych, Reinhard Bütikofer, w radiu Deutschlandfunk. „Faktycznie nie mogę sobie wyobrazić, że Krah nie wiedział, co jego pracownik robi” – dodał polityk.

Służby bezpieczeństwa prawdopodobnie miały Jiana G. na celowniku od dłuższego czasu. Fakt, że śledczy podjęli działania teraz, może wynikać również z tego, że nie chcieli ryzykować jego ucieczki za granicę. Jak dotąd Jian G. nie był osiągalny do skomentowania całej sytuacji.

Niezmienna kandydatura

To, co stanie się dalej z głównym kandydatem AfD Maximilianem Krahem, będzie zależeć od wyników dochodzenia w sprawie jego pracownika i czy on sam nie zostanie przy tym obciążony. Kraha jako głównego kandydat nie da się po prostu wymienić. Lista kandydatów AfD została złożona w terminie i nie może już zostać zmieniona. Jest to możliwe jedynie w przypadku śmierci kandydata lub utraty przez niego prawa do kandydowania, na przykład w wyniku procesu karnego. Według niemieckiego federalnego Biura Wyborczego, gdy kandydat został upoważniony do kandydowania, nie może po prostu wycofać się ze swojej kandydatury przed wyborami. Teoretycznie, członek parlamentu taki jak Maximilian Krah może zrzec się mandatu zaraz po tym, jak zostanie wybrany.

Tymczasem Urząd Ochrony Konstytucji ostrzega, że Chiny korzystają z całego spektrum metod. W środę w ramach konferencji bezpieczeństwa w Berlinie eksperci omawiali „globalne dążenia Chin”. Jak podkreślił w rozmowie z agencją DPA wiceszef kontrwywiadu Sinan Selen, Parlament Europejski jest dla Rosji i Chin ważną platformą do pozyskiwania informacji oraz wpływania na decyzje. Zapytany później na konferencji prasowej, czy odniósł wrażenie, że chińskie służby specjalne już skutecznie wywierają wpływ na niemieckich parlamentarzystów w Bundestagu lub Parlamencie Europejskim, powiedział: „Tak, trzeba to wziąć pod uwagę”.

Istnieje wymiana polityczna z Chinami, która jest „więcej niż pożądana” i nie jest to temat dla Urzędu Ochrony Konstytucji. Oprócz tego istnieją jednak również metody nielegalne. I można wyjść z założenia, że Chiny również stosują pełen zakres takich metod w Niemczech.

Lider AfD przed sądem. Nazisowski slogan

(DPA/jar) 

Lubisz nasze artykuły? Zostań naszym fanem na facebooku! >> 

„Dzień gwałtu”. Ostrzeżenie przed niebezpiecznym trendem na TikToku

Niepokój władz Berlina wzbudziły widea, które krążą w internecie i rozpowszechniają fałszywą informację, jakoby dziś, 24 kwietnia przypadał „National Rape Day”, czyli „narodowy dzień gwałtu”, w którym napaści seksualne rzekomo pozostają bezkarne.

Jak podaje agencja DPA, we wtorek (23.04.) senatorka ds. edukacji w Berlinie Katharina Guenther-Wuensch wysłała w tej sprawie list do około 800 szkół w stolicy Niemiec, przestrzegając w nim, że „narodowy dzień gwałtu” jest coraz bardziej nagłaśniany również w szkołach w Niemczech.

Wyjaśnia ona, że już w 2021 roku po raz pierwszy na TikToku pojawiło się wideo, zachęcające do seksualnych napaści na młode kobiety i dziewczynki 24 kwietnia. Wprawdzie wówczas film został usunięty i zdemaskowany jako fake news, ale temat powraca. „Aktualnie ta fałszywa informacja znów coraz chętniej jest podchwytywana przez użytkowników TikToka i jest rozpowszechniana m.in. poprzez czaty w szkołach” – ostrzega berlińska senatorka.

Nauczyciele musza być czujni

Apeluje do nauczycieli o zwiększanie świadomości na temat tej formy fałszywych wiadomości w Internecie oraz poważne traktowanie uczniów, którzy poruszą ten temat. „Napaść na tle seksualnym, przymus seksualny i gwałt są przestępstwami zgodnie z paragrafem 177 niemieckiego Kodeksu karnego, które należy natychmiast zgłaszać. Dotyczy to również rozpowszechniania treści podżegających do czynów niezgodnych z prawem” – podkreśliła.

Według agencji DPA, wydział edukacji w Senacie (czyli rządzie krajowym) Berlina wyjaśnił, że sami uczniowie w kilku szkołach zwrócili uwagę na tę sprawę, a list miał być środkiem zapobiegawczym.

„Odrażający trend”

Także tygodnik „Der Spiegel” pisze w internetowym wydaniu o zaniepokojeniu rodziców i nauczycieli w Hamburgu trendem na TikToku. Nie jest jasne, jak to się zaczęło w 2021 roku, a oryginalne wideo już nie istnieje. Według „Spiegla” podejrzewano, że był to niesmaczny żart w związku z Miesiącem Świadomości Napaści na tle Seksualnym (Sexual Assault Awareness Month) w kwietniu i kampanii mającej na celu podniesienie świadomości na ten temat i edukowanie o tym, jak zapobiegać przemocy seksualnej w USA.

Według danych z narzędzia statystycznego Google w tym roku od 9 kwietnia w Niemczech znów wzrosło wyszukiwanie hasła „National Rape Day” „Zasadniczo jest to coroczny i odrażający trend, z którego szkoły i rodzice często nie zdają sobie sprawy” – mówi w rozmowie ze „Spieglem” dyrektorka szkoły i pierwsza ambasadorka cyfrowa Dolnej Saksonii Silke Mueller. „Potrzebujemy o wiele więcej uwagi i świadomości tego, co dzieje się w sieciach społecznościowych, aby dzieci nie były pozostawione same sobie” – dodaje.

 

Pomoc Palestyńczykom. Niemcy wznowią współpracę z UNRWA

Jak wynika ze wspólnego oświadczenia opublikowanego w środę (24.04.2024) przez ministerstwa rozwoju i spraw zagranicznych, z zadowoleniem przyjęły one raport z dochodzenia ws.  Agencji Narodów Zjednoczonych ds. Pomocy Uchodźcom Palestyńskim na Bliskim Wschodzie (UNRWA), które prowadzi była francuska minister spraw zagranicznych Catherine Colonne.

Zalecenia raportu Colonny muszą zostać bezzwłocznie wdrożone. „W tym kontekście i wspierając te zalecenia rząd niemiecki wkrótce będzie kontynuować współpracę z UNRWA w Strefie Gazy” – czytamy.

Oba ministerstwa wskazują, że Australia, Kanada, Szwecja i Japonia już podjęły ten krok. Niemcy będą ściśle współpracować z najbliższymi partnerami międzynarodowymi w sprawie wypłaty dodatkowych środków. Krótkoterminowe potrzeby finansowe UNRWA w Strefie Gazy są obecnie pokrywane z innych dostępnych środków – wynika z oświadczenia.

Zarzuty pod adresem UNRWA 

Dochodzenie ws. UNRWA zostało wszczęte wskutek zarzutów, że pracownicy agencji byli zamieszani w atak na izraelskie tereny graniczne dokonany przez radykalną islamską organizację palestyńską Hamas  7 października, w wyniku którego zginęło ponad 1200 osób. Niemcy i inne państwa wstrzymały tymczasowo płatności dla UNRWA. Niemiecki rząd jednak wspierał inne organizacje humanitarne zaopatrujące ludność palestyńską.

Jak podkreślają obecnie oba niemieckie ministerstwa: „Kontynuując ścisłą współpracę, wspieramy kluczową i niezastąpioną rolę UNRWA w zapewnianiu pomocy ludności w Strefie Gazy”. „To jest obecnie ważniejsze niż kiedykolwiek, ze względu na utrzymującą się tam humanitarną katastrofę”. Jednocześnie oba resorty zaapelowały, aby agencja pomocowa ONZ poprawiła kontrolę w obsadzaniu swoich stanowisk oraz wprowadziła zewnętrzny nadzór. Konieczne jest także ciągłe weryfikowanie list pracowników z izraelskimi organami bezpieczeństwa i rozszerzanie szkoleń wewnętrznych.

(RTR/jar)

Chcesz mieć stały dostęp do naszych treści? Dołącz do nas na Facebooku!

Cypr. Wyspa przyciąga bogatych Rosjan i Irańczyków