Niemiecka minister wzywa do kolejnego rozszerzenia UE

Przed przypadającą 1 maja br. 20. rocznicą rozszerzenia  w 2004 rokuUE o państwa Europy Środkowej i Wschodniej, w tym o Polskę, szefowa niemieckiej dyplomacji Annalena Baerbock apeluje o szybkie przyjęcie nowych członków do Wspólnoty.

Niebezpieczne szare strefy

„Polityczne i geograficzne ‚szare strefy' na Bałkanach albo na wschód od UE są bardzo niebezpieczne” – napisała w artykule dla zagranicznych mediów. „Nie możemy pozwolić sobie na istnienie takich ‚szarych stref' gdyż stanowią one zaproszenie dla (prezydenta Rosji Władimira) Putina do ingerencji i destabilizacji” – dodała. 

„Najpóźniej od rozpoczęcia rosyjskiej wojny przeciwko Ukrainie wiemy, że rozszerzenie naszej UE jest dziś geopolityczną koniecznością” – uważa Baerbock. Jej zdaniem, tak jak 20 lat temu, tak i dziś dla milionów Europejek i Europejczyków możliwość stania się obywatelem UE jest szansą i obietnicą. „Nie możemy zaprzepaścić szansy na uczynienie naszej Unii większą i silniejszą – a tym samym także bezpieczniejszą” – podkreśliła niemiecka minister.

Konieczne reformy UE

Baerbock przypomniała też, że pokolenie rozszerzenia UE z 2004 roku musiało wykazać się odwagą, by „ nie dać się zwieść przeciwnym wiatrom i populistycznym hasłom”. „Nasze pokolenie stoi teraz w obliczu zadania obrony i wzmocnienia pokojowego i wolnościowego projektu europejskiego, nawet jeśli będzie to nas kosztować niewiarygodnie dużo siły” – zaapelowała Baerbock. Aby się powiodło, konieczne są reformy, w tym ograniczenie możliwości stosowania weta w Radzie UE – uważa szefowa niemieckiej dyplomacji.

Jej artykuł miał ukazać się w poniedziałek (29.04.2024) w gazetach m.in. na Litwie, Łotwie, w Grecji i Rumunii. 

W środę, 1 maja, Baerbock spotka się z szefem polskiej dyplomacji Radosławem Sikorskim w Słubicach i Frankfurcie nad Odrą, gdzie wspólnie wezmą udział w Pikniku Europejskim z okazji 20. rocznicy wstąpienia Polski do UE oraz spotkaniu ze studentami Uniwersytetu Europejskiego Viadrina.

(DPA/widz)

Lubisz nasze artykuły? Zostań naszym fanem na facebooku! >> 

​​​​​​​Niemcy: kolejne systemy obrony powietrznej dla Ukrainy

Najnowsza dostawa dla Ukrainy obejmuje dwa systemy obrony powietrznej Skynex z amunicją, dziesięć gąsienicowych bojowych wozów piechoty Marder i 7500 sztuk 155-milimetrowej amunicji artyleryjskiej, jak ogłosił niemiecki rząd w zaktualizowanym przeglądzie na swojej stronie internetowej.

Ukraińska ambasada w Niemczech podziękowała dziś (30.04.2024) Niemcom w serwisie internetowym X za dostawę broni, dzięki której Berlin „po raz kolejny potwierdził swoją wiodącą rolę”.

Ambasador Ołeksij Makiejew napisał na X: „To niemiecka bitwa połączonych broni, która ratuje ukraińskie życie!”

 

Według strony internetowej, dostarczono również pociski do systemu obrony powietrznej Iris-T SLM, most czołgowy typu Biber oraz amunicję do różnych systemów uzbrojenia.

Rosja od miesięcy nieustannie atakuje ukraińskie miasta i infrastrukturę. Dlatego też Kijów wielokrotnie prosił swoich sojuszników o dostarczenie dodatkowych systemów obrony powietrznej. Wielomiesięczne opóźnienie pakietu pomocowego z USA doprowadziło do niedoboru amunicji dla ukraińskich sił zbrojnych, które walczą z potężną rosyjską ofensywą na wschodzie kraju.

Według informacji rządowych, Niemcy do tej pory dostarczyły Ukrainie dwa rakietowe systemy ziemia-powietrze Patriot, a także inne systemy obrony powietrznej Iris-T SLM i Skynex.

Chcesz mieć stały dostęp do naszych treści? Dołącz do nas na Facebooku!

Marek Prawda w „Tagesspieglu”: Zmieniliśmy tożsamość UE

Berliński dziennik „Der Tagesspiegel” publikuje w przeddzień 20. rocznicy rozszerzenia Unii Europejskiej wywiad z Markiem Prawdą, podsekretarzem stanu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych w Warszawie, byłym ambasadorem Polski w Berlinie (2006-2012). Wiceszef polskiej dyplomacji wskazuje, że dzięki akcesji z 2004 roku, UE „zmieniła swoją tożsamość” i „stała się bardziej wschodnia”. „Tożsamość europejska opiera się na wzajemnej wrażliwości. Dziś UE zrozumiała, że potrzebuje wschodniej ekspertyzy, aby poradzić sobie z Rosją Putina. Nie jest to możliwe bez Polski” – tłumaczy Prawda.

Niemcy potrzebują silnej Polski

Zdaniem Marka Prawdy wojna w Ukrainie pokazała, że UE to coś więcej niż wyłącznie „fabryka przepisów”.  Pytany o oczekiwania Polski wobec Niemiec wiceszef MSZ przyznaje, że potrzebna jest partnerska współpraca oraz uznanie skali obecnych zagrożeń. Za sprzeczność uważa zaś opinię powtarzaną przez poprzedni rząd Prawa i Sprawiedliwości o tym, że „Niemcy chcą, aby Polska była słaba”. „Niemcy realizują swoje interesy. Aby to zrobić, potrzebują silnej Europy, a to nie jest możliwe ze słabą Polską. Pod tym względem jest to jedna z największych sprzeczności w retoryce PiS” – stwierdza Prawda.

Emmanuel Macron, Olaf Scholz i Donald Tusk podczas spotkania sojuszu w marcu br. w Berlinie
Trójkąt Weimarski jest Polsce niezbędny - mówi Marek Prawda. Na zdjęciu: Emmanuel Macron, Olaf Scholz i Donald Tusk podczas spotkania sojuszu w marcu br. w Berlinienull Tobias Schwarz/AFP/Getty Images

Wiceszef dyplomacji przyznaje, że UE musi wziąć większą odpowiedzialność za obronę – bez względu na to, kto zostanie prezydentem USA. „Kiedyś mówiło się, że UE nie może stać się konkurentem dla NATO. Ludzie byli ostrożni. Dziś nie mamy już tego luksusu. Bez ścisłej współpracy między Polską, Niemcami i Francją nie ma rozwiązania problemu. Zawirowania na świecie pokazują nowe poczucie wspólnoty” – czytamy.

Kluczowe bezpieczeństwo

Na pytanie „Tagesspiegla” dotyczące polskich żądań reparacyjnych za straty poniesione w wyniku drugiej wojny światowej Marek Prawda przyznaje, że z prawnego punktu widzenia sprawa została rozwiązana. Trwają jednak poszukiwania innych rozwiązań, w tym np. świadczeń dla ofiar narodowego socjalizmu w Polsce. „Ważną kwestią jest bezpieczeństwo. W tym obszarze również możemy sobie wyobrazić więcej współpracy. Bezpieczeństwo Polski jest bezpieczeństwem Niemiec, powiedziała minister spraw zagranicznych Baerbock” – przypomina Prawda.

Reparacje dla Polski. „Kreatywny“ kompromis?

Ubiegłoroczną zmianę władzy w Polsce i kursu z anty- na proeuropejski wiceszef dyplomacji postrzega jako dowód na to, że można wygrać nierówne wybory i przeciwstawić się fali populizmu, tak jak to zrobił Donald Tusk. „To doświadczenie jest w Europie bardzo pożądane” – podkreśla Marek Prawda.

O Trójkącie Weimarskim mówi zaś, że ten sojusz „jest Polsce niezbędny”. „Od dłuższego czasu byliśmy użytecznym łącznikiem w Europie. Ale kontynent zmienia swoje oblicze. Nie chodzi już tylko o zasypywanie przepaści między bogatymi i biednymi. Europa jest dziś wspólnotą przeznaczenia. W tym względzie Polacy i Niemcy są sobie niezbędni” – konkluduje Prawda.

Chcesz skomentować ten artykuł? Dołącz do nas na facebooku! >>

Prasa o islamistach: Potrzeba „silnej reakcji państwa”

W sobotę (27.04.) setki osób protestowało przeciw rzekomo wrogiej islamowi  polityce Niemiec. Propagowano hasło: „Kalifat  jest rozwiązaniem”.

„Frankfurter Allgemeine Zeitung” komentuje: „Scena islamistyczna  już dawno odeszła od propagandy terroru w starym stylu. Zamiast tego wizerunek jest kształtowany przez grupy takie jak „Muslim Interaktiv”, które w dużej mierze działają w ramach prawnych. Starają się docierać do potomków rodzin imigrantów, mówiąc o ich odczuwanej lub doświadczanej dyskryminacji. Każda debata na temat chust, każdy spór o wartości zostaje wyolbrzymiony do maksimum, naładowany emocjami, a następnie profesjonalnie rozpowszechniony w internecie. Służą do tego takie działania takie jak demonstracja w Hamburgu, która była ukierunkowaną prowokacją. Grupy takie jak „Muslim Interaktiv” mają wspólny cel z radykalnymi islamistami  starej szkoły: podzielić społeczeństwo. Tylko metody są zupełnie inne. Oni chcą dać młodym ludziom poczucie, że nigdy nie będą należeć do Niemiec.”

„Mitteldeutsche Zeitung” uważa, że „1000 islamistów nie jest strasznych – ani dla Hamburga, ani dla Niemiec, jednak fakt, że hasła takie jak „Kalifat jest rozwiązaniem” są bezkarne, jest zdaniem dziennika nie do przyjęcia i wymaga mocnej reakcji państwa. „Przede wszystkim należy wątpić, czy demonstracja rzeczywiście musiała się odbyć w ten sposób. Ponieważ sam slogan ‘Kalifat jest rozwiązaniem' jest wyraźnie skierowany przeciwko Ustawie Zasadniczej. Dyktuje on surowe religijne zasady mniejszości w społeczeństwie, które w większości jest ukształtowane przez chrześcijaństwo i którego konstytucja jest neutralna w kwestiach światopoglądowych.” Gazeta przypomina, że ponadto niedawno w Berlinie został rozwiązany Kongres Palestyński za propagowanie haseł antyizraelskich i antysemickich, a gorąca atmosfera była wywołana wojną na Bliskim Wschodzie, co „można było zrozumieć”. Jednak takiego powodu nie było w Hamburgu – konstatuje komentator z Halle.

Niepokoje na berlińskim uniwersytecie. W tle antysemityzm

Problem ma wiele aspektów – zauważa „Rhein-Zeitung”, podkreślając, że aspektem budującym jest to, iż wielu muzułmanów w tym kraju jest zbulwersowanych takimi wydarzeniami. „Całkiem sporo z nich na własnej skórze doświadczyło islamskiego terroru i dlatego opuściło swoją ojczyznę. Jednak prawdą jest również, że islamofobia w tym kraju (w Niemczech) coraz więcej młodych muzułmanów, którzy nie mają poczucia przynależności, wpędza w szpony ekstremistów. Kto nie akceptuje tego, że islam nieodwołalnie jest częścią zglobalizowanych Niemiec, podobnie jak inne religie, ignoruje go lub nie traktuje go poważnie, działa na korzyść ekstremistów i tylko podsyca ogień”, pisze dziennik z Koblencji.

W „Koelner Stadt-Anzeiger” czytamy: „Fakt, że w centrum Hamburga między głównym dworcem kolejowym a Aussenalster, bez przeszkód mogą być wznoszone hasła potępiające Niemcy jako „dyktaturę wartości” i propagujące kalifat, jest nie do zniesienia i wymaga silnej reakcji państwa. Wprawdzie przywódcy polityczni w Niemczech muszą uważać, by zbyt nie zawęzić spektrum opinii na temat wojny na Bliskim Wschodzie. Ale z wydarzeniami w Hamburgu nie ma to nic wspólnego. Tamtejszym islamistom konflikt na Bliskim Wschodzie służy w najlepszym razie jako wehikuł. Imigranci, którzy nazywają Niemcy 'dyktaturą wartości', w każdym razie popełniają błąd, mówiąc to w Niemczech. W tej sprawie nie może być dwóch różnych opinii.”

Chcesz skomentować ten artykuł? Zrób to na facebooku! >>

Szef dyplomacji Francji: potrzebujemy drugiej polisy na życie obok NATO

„Musimy zawrzeć drugą polisę na życie obok NATO” – mówi szef francuskiej dyplomacji w opublikowanym dziś (29.04.2024) wywiadzie dla niemieckiego dziennika „Die Welt”. Stéphane Séjourné wyjaśnia koncepcję wzmocnienia europejskiej obronności i autonomii strategicznej UE, przedstawioną przez prezydenta Francji Emmanuela Macrona.

„W zasadzie co cztery lata jesteśmy zależni od decyzji 250 tys. amerykańskich wyborców w swing states (stanach niezdecydowanych – red.). Oczywiście Stany Zjednoczone pozostają bliskim sojusznikiem, ale musimy być w stanie rozwijać własną suwerenność i strategiczną autonomię” – powiedział Séjourné.

„Bezwzględnie potrzebujemy standaryzacji systemów uzbrojenia na poziomie europejskim. Celem musi być interoperacyjność, tzn. aby materiały wojskowe mogły być używane przez wszystkie kraje bez żadnych problemów. Europa musi stać się światowym liderem rynku w tej dziedzinie” – podkreślił, dodając, że taka filozofia przyświeca również innym propozycjom Macrona, np. dotyczących sektorów żywności i zdrowia czy polityki przemysłowej. „Europa musi ponownie postrzegać siebie jako potęgę i uwolnić się od zależności” – mówił francuski polityk.

Wzmocnić europejski filar NATO

Jak wyjaśnił, nie chodzi o tworzenie konkurencyjnych standardów wobec NATO. „Chodzi raczej o interoperacyjność całego sprzętu. Byłby to ważny krok w kierunku wzmocnienia europejskiego filaru NATO. Rozwój europejskiego przemysłu obronnego nie powinien być jednak substytutem, ale uzupełnieniem” – powiedział Séjourné.

Francja dostarczyła Ukrainie m.in. pociski manewrujące Storm Shadow/Scalp
Francja dostarczyła Ukrainie m.in. pociski manewrujące Storm Shadow/Scalpnull Malcolm Park/Avalon/Photoshot/picture alliance

Według niego prezydent Macron, ostrzegając kilka dni temu w przemówieniu na Sorbonie przed „śmiercią Europy”, zarysował zagrożenia dla naszego kontynentu. „Wojna w Ukrainie wyraźnie pokazuje, że żyjemy w czasach w wielkich geopolitycznych wstrząsów. Wrogie państwa chcą ponownie podzielić świat na dwa bloki” – powiedział. I zapewnił, że Macron zamierza „intensywnie przedyskutować” swoje propozycje z niemieckim rządem, aby uzgodnić stanowiska.

Europejska tarcza antyrakietowa

Polityk odrzucił też sugestię, jakoby Francja nie należała do liderów pomocy militarnej dla Ukrainy. „Na przykład, jako pierwsi dostarczyliśmy Ukraińcom zachodnie czołgi. Wyposażamy ich w zdolności, które mają dla nich kluczowe znaczenie – takie jak pociski Scalp. Znaczne szkody wyrządzone rosyjskiej armii na Krymie pokazują, jak dobrze one działają” – mówił.

Séjourné wyjaśniał także, dlaczego Francja nie przystąpiła do niemieckiej inicjatwy europejskiej tarczy antyrakietowej ESSI. Ostatnio zamiar udziału w tym projekcie, obejmujących 21 krajów, zgłosiła Polska. „Niemiecki projekt ma na celu zakup przez europejskich partnerów niemieckiego sprzętu, amerykańskich Patriotów i izraelskich pocisków Arrow. Francja posiada własny sprzęt obrony powietrznej i nie ma ani zamiaru, ani potrzeby kupowania zagranicznego sprzętu. Nie oznacza to, że zniechęcamy naszych partnerów do wzmacniania obrony powietrznej, wręcz przeciwnie. Zachęcamy ich jednak do zakupu europejskiego sprzętu w perspektywie długofalowej. Mam na myśli w szczególności system SAMP/T NG (system obrony powietrznej opracowany przez Francję i Włochy – przyp. red.), który wkrótce będzie dostępny i którego wydajność będzie znakomita” – powiedział francuski minister. I dodał: „Uzależniając się, Europejczycy szykują sobie problemy na przyszłość”.

Lubisz nasze artykuły? Zostań naszym fanem na facebooku! >> 

„Na razie trochę spokoju”. Prasa o sytuacji w rządzie Scholza

U progu kampanii do Parlamentu Europejskiego po pierwszym weekendzie dużych wydarzeń partyjnych niemieckie gazety podsumowują sytuację w koalicji Olafa Scholza i na scenie politycznej.

„Nie wydaje się zbyt rozsądne, by na start kampanii wyborczej uderzać w koalicję perspektywą, że w końcu może znów powstać rząd złożony z CDU/CSU i SPD. W ten sposób (landowi) premierzy Boris Rhein i Markus Söder tylko dają kanclerzowi i Zielonym możliwość, by w kampanii lepiej się odgryźć: patrzcie: CDU, nadal nie zrozumiała, że to czas wielkich koalicji jest powodem dzisiejszych zmartwień” – pisze „Frankfurter Allgemeine Zeitung”.

„To przejrzysty manewr odwracający uwagę od własnych słabości, choć całkiem skuteczny. Takie twierdzenie nie jest całkowicie błędne. W kwestii polityki bezpieczeństwa, energii, migracji i gospodarki era Merkel nie przejdzie bowiem do historii RFN jako drogowskaz na przyszłość” – czytamy.

„Coś się stało z FDP”

Kölner Stadt-Anzeiger” pisze z kolei o konwencji FDP i relatywnie ugodowej postawie tego najmniejszego koalicjanta, którego liberalne postulaty gospodarcze wywoływały spory: „Coś się stało z FDP: swoje żądania zwrotu gospodarczego łaczy ona ze zmianą nastawienia. Podczas konwencji partii także flirt ze scenariuszem wyjścia z koalicji był marginalny. Kto chce naprawy gospodarki, będzie miał trudności, by osiągnąć to poprzez rozbicie rządu”.

„Lepiej nie rządzić niż rządzić źle – brzmi słynny bon mot Christiana Lindnera. Rozmowa o nierządzeniu i skragi na partnerów koalicyjnych zajmują dużo czasu i energii. W rządzeniu energia jest kumulowana znacznie lepiej” – zauważa gazeta z Kolonii.

„Na razie trochę spokoju”

O tym, że FDP nie opłaca się rozpad koalicji pisze też „Volksstimme” z Magdeburga w Saksonii-Anhalt: „Szef FDP Christian Lindner często prężył muskuły. Liberałowie chcą twardej polityki gospodarczej. Niemcy są w fazie gospodarczego spadku. W porównaniu z innymi wyraźnie stracili wpływy. W tym sensie ważne jest, aby myśleć, jak sytuacja może znów się poprawić. FDP, która w sondażach utrzymuje się na poziomie około 5 procent, teraz zaprezentowała program, dzięki któremu wyostrza swój kurs, ale jego wdrożenie jest więcej niż wątpliwe. Niektóre punkty – takie jak cięcia w sektorze społecznym czy dotacje – są bowiem w koalicji wysoce kontrowersyjne”.

„Uderzające jest to, że partnerzy w koalicji starają się obecnie uniknąć wzajemnego prowokowania się. Lindner też jasno pokazuje, że przed wyborami do Bundestagu 2025 nie chce zerwania koalicji. Na razie więc będzie trochę spokoju. Najpóźniej podczas negocjacji ws. kolejnego budżetu prawdopodobnie znów zrobi się głośniej” – pisze gazeta z Magdeburga.

Lubisz nasze artykuły? Zostań naszym fanem na facebooku! >> 

„Obywatele Rzeszy” chcieli obalić RFN. Rusza proces

Grupa tzw. Obywateli Rzeszy, skupiona  wokół Henryka XIII księcia Reuss Unia Patriotyczna, planowała w Niemczech według śledczych zamach stanu. Reuss prawdopodobnie chciał wtargnąć do Bundestagu i uwięzić członków parlamentu. Celem grupy byli szczególnie kanclerz Olaf Scholz, minister spraw zagranicznych Annalena Baerbock i lider opozycji Friedrich Merz.

Kim są „Obywatele Rzeszy"?

Zmasowana akcja policji 7 grudnia 2022 r. przerwała te plany: aresztowano 25 osób, w tym Reussa. Większość przebywa od tego czasu w areszcie. Przejęto 382 sztuki broni palnej i prawie 150 tys. sztuk amunicji. Pierwszy z trzech procesów przeciwko grupie, którą szacuje się na około 200 osób, rozpocznie się w poniedziałek (29.04.2024) przed Wyższym Sądem Krajowym w Stuttgarcie. Późniejsze postępowania toczą się przed sądami we Frankfurcie nad Menem i Monachium.

Czekali na zielone światło do akcji

W centrum śledztwa jest Henryk XIII, książę Reuss, potomek arystokratycznej rodziny, 72-letni agent nieruchomości z Frankfurtu nad Menem. Plany grupy obejmowały obsadzenie go w roli głowy państwa po dojściu do władzy przez zamach stanu. Z aktu oskarżenia wynika, że ​​grupa spodziewała się od współspiskowców zielonego sygnału do zamachu już we wrześniu 2022 roku. Do tych współspiskowców „Obywatele Rzeszy” zaliczali tajne grupy utworzone też przez przedstawicieli obcych rządów, armii i tajnych służb.

Zwolennicy Obywateli Rzeszy demonstrują z flagami Królewstwa Prus, Drezno, październik 2023
Zwolennicy "Obywateli Rzeszy" demonstrują z flagami Królewstwa Prus, Drezno, październik 2023null Daniel Schäfer/dpa/picture alliance

Po aresztowaniu grupy Reussa doszło do kolejnych obław i aresztowań, m.in. w listopadzie 2023 roku. Minister spraw wewnętrznych Nancy Faeser powiedziała wtedy: „Dzisiaj, kiedy ma miejsce jedna z masowych akcji przeciw wrogim wobec państwa działaniom prawicy, to musi głośno wybrzmieć: ta polaryzacja rośnie i każdego dnia na nowo musimy bronić naszej demokracji”.

Teorie spiskowe: wymysły grupy Reussa

Gotowa do przemocy grupa skupiona wokół Reussa najwyraźniej fantazjowała o użyciu helikopterów Bundeswehry pilotowanych przez jej zwolenników z armii. Planowane miało być nawet brutalne przejęcie niemieckiego koncernu zbrojeniowego Heckler&Koch z siedzibą w Oberndorf nad Neckarem. Podejrzani są oskarżeni o przynależność do organizacji terrorystycznej i planowanie zamachu stanu. Wszystkie trzy procesy będą prawdopodobnie gigantyczną sprawą, w której centralną kwestią będzie także ideologia „Obywateli Rzeszy”.

Według śledczych częścią tej ideologii jest pogląd Reussa, że w Niemczech rządzi swego rodzaju państwo wewnętrzne - „deep state”, które postawiło sobie za cel organizowanie mordów na dzieciach i młodzieży. Żaden wymysł nie był wystarczająco paranoiczny: według grupy powódź w dolinie Ahr w Nadrenii Północnej-Westfalii latem 2021 roku była jedynie próbą ukrycia zabójstw dzieci poprzez zalanie starych bunkrów rządowych. W otoczeniu Reussa miały pojawiać się teorie o 600 zabitych dzieciach.

Zamach stanu i umowa z Rosją

Jako sprzeciw wobec tego grupa miała planować przejęcie władzy przemocą. Spiskowcy chcieli następnie negocjować nowy traktat pokojowy z byłymi aliantami USA, Francją i Wielką Brytanią, ale zwłaszcza z Rosją. W celu przygotowania się do realizacji tych planów grupa prowadziła ćwiczenia strzeleckie i przeszukała pomieszczenia Bundestagu, aby być gotową na przejęcie władzy.

Zwolennicy Obywateli Rzeszy i skrajnej prawicy demonstrują w Berlinie
Zwolennicy "Obywateli Rzeszy" i skrajnej prawicy demonstrują w Berlinienull Paul Zinken/dpa-Zentralbild/picture alliance

Oskarżono w związku z tym m.in. byłą posłankę do Bundestagu z ramienia prawicowo-populistycznej AfD, byłą sędzię Birgit Malsack-Winkemann. Stanie przed sądem we Frankfurcie wraz z Reussem. W nowym „państwie Obywateli Rzeszy” Malsack-Winkemann miała zostać ministrem sprawiedliwości.

Służby szacują, że całkowita liczba „Obywateli Rzeszy” w Niemczech to 20 tys., z czego około 2300 to osoby przemocowe. Łączą ich odrzucenie demokracji, poglądy monarchistyczne, ksenofobia i antysemityzm. „Obywatele Rzeszy” nie uznają powojennego porządku i Republiki Federalnej za prawowitego następcę Rzeszy Niemieckiej. W niektórych przypadkach grupy te stosują otwarte groźby lub przemoc, grożą także porwaniami, jak np. w przypadku ministra zdrowia Karla Lauterbacha.

„Obywatele Rzeszy”: czy są zagrożeniem?

Dziennikarz i pisarz Tobias Ginsburg przez osiem miesięcy badał to środowisko, a podczas pandemii koronawirusa w latach 2020-2022 ukrywał się także wśród radykalnych działaczy antyszczepionkowych i zwolenników teorii spiskowych. W marcu ubiegłego roku pytany przez DW, czy ruch ten rzeczywiście stwarza zagrożenie, ocenił: - Odpowiedź na to pytanie nie jest tak łatwa, jak się początkowo wydaje. Ponieważ „Obywatele Rzeszy” nie są jednolitym ruchem ani odrębnym rodzajem ekstremizmu. To raczej zwolennicy teorii spiskowej głęboko zakorzenionej w historii Niemiec i narodowym socjalizmie.

Ale grupa ta podziela fantazję wszystkich prawicowych działaczy ekstremistycznych: - To idea jednolitego społeczeństwa, bez innych, obcych - uważa Ginsburg.

Wyroków we wszystkich trzech procesach należy spodziewać się dopiero w przyszłym roku.

Von der Leyen ostrzega Niemców przed AfD: „Program niszczenia miejsc pracy”

Ursula von der Leyen zakpiła ze startu kampanii wyborczej AfD bez jej głównego kandydata Maksymilian Kraha. Jak zauważyła przewodnicząca Komisji Europejskiej, AfD chroni Kraha pomimo poważnych doniesień o jego związkach z Rosją i Chinami, choć – z drugiej strony – wycięła go z inauguracji kampanii. „Najpierw zarząd go przykrył, potem zarząd go ukrył. A jak by to było, gdyby AfD w końcu stawiła czoło prawdzie?” – powiedziała von der Leyen w niedzielę (28.04) w Akwizgranie na spotkaniu młodzieżówki CDU. Von der Leyen ubiega się o drugą kadencję na stanowisku szefowej Komisji Europejskiej jako kandydatka europejskiej centroprawicy.

Lider AfD przed sądem. Nazisowski slogan

Przypomniała, że AfD nawołuje Niemców do wyjścia z UE. Tymczasem wg szacunków Niemieckiego Instytutu Ekonomicznego (IW) dexit kosztowałby Niemcy około 10 proc. PKB – ostrzegła von der Leyen. Jak zaznaczyła, żadne państwo członkowskie nie czerpie więcej korzyści z europejskiego rynku wewnętrznego niż Niemcy, które sprzedają na nim 55 proc. swojego eksportu. Wyjście z UE oznaczałoby dla Niemiec utratę 400-500 mld euro rocznie i zniknięcie 2,2 mln miejsc pracy. „Program europejski AfD to program niszczenia miejsc pracy” – podsumowała polityczka CDU.

Sondaż: spadek AfD po aferach z Rosją i Chinami.

Wybory europejskie odbędą się 9 czerwca. Aresztowanie asystenta Krahapod zarzutem szpiegostwa na rzecz Chin, a także doniesienia o powiązaniach AfD z Rosją i Russiagate mogą mieć wpływ na wynik wyborczy tej skrajnie prawicowej i prorosyjskiej partii.

Według sondażu dla ZDF, opublikowanego w piątek (26.04.2024) przez Forschungsgruppe Wahlen, AfD uzyskałaby 15 procent, gdyby wybory europejskie odbyły się w niedzielę. Oznaczałoby to jej spadek z drugiego na trzecie miejsce w rankingu partii w Niemczech.

(DPA/mar)

Sikorski w BamS: Czy Niemcy posłuchają Polski?

„Niemieccy politycy wydają się być zadowoleni z tego, że Rosja dopiero za cztery do pięciu lat będzie gotowa (do ataku na NATO) i uważają, że do tego czasu Niemcy będą przygotowane (do obrony). Problemem jest to, że Rosja, zanim dotrze do Niemiec, musi przejść przez inne kraje” – powiedział Radosław Sikorski w wywiadzie dla „Bild am Sonntag”.

„Rosja w ostatnich 500 latach naszej historii wielokrotnie atakowała Polskę. Nie bylibyśmy więc (atakiem) zaskoczeni. Rosja poniosłaby porażkę, ponieważ jako Zachód jesteśmy zdecydowanie silniejsi niż Rosja. Ukraina nie walczy dziś sama. W przeciwieństwie do czasów minionych tym razem nie walczylibyśmy sami” – wyjaśnił szef polskiej dyplomacji.

Putin wykorzysta Ukrainę jak Hitler Czechosłowację

„Stoimy przed wyborem – albo będziemy mieli pokonaną rosyjską armię poza granicami Ukrainy, albo zwycięską rosyjską armię na granicy z Polską” -  podkreślił minister. W przypadku zwycięstwa Putin postąpi z Ukrainą tak jak Hitler z Czechosłowacją – „wykorzysta potencjał przemysłowy i ludzki Ukrainy do dalszej wojny”.

„Lepiej byłoby zatrzymać Putina na Ukrainie – 500 do 700 kilometrów stąd” – zaznaczył Sikorski. 

Zdaniem ministra nie ma obecnie przesłanek wskazujących na zamiar użycia przez Moskwę broni atomowej. „Nie ma fizycznych oznak wskazujących na wydobycie głowic z magazynów. Wiedzielibyśmy o tym z wyprzedzeniem” – wyjaśnił. Sikorski zaznaczył, że Putin nie decyduje sam o użyciu broni atomowej, a łańcuch decyzyjny obejmuje ministerstwo obrony i sztab naczelny.  Putin musiałby przekonać swoich generałów. Jak dodał, Waszyngton wyraźnie ostrzegł Rosję przed sięgnięcie po broń atomową.   

Niemcy, słuchajcie Polaków!

Sikorski ma nadzieję na zmianę decyzji Niemiec w sprawie przekazania Ukrainie pocisków manewrujących Taurus. „Stany Zjednoczone przekazały Ukrainie rakiety dalekiego zasięgu – słynne rakiety ATACMS o zasięgu 300 km. Mam nadzieję, że niemiecki kanclerz zrozumie, że chodzi o reakcję na drastyczną eskalację ze strony Rosji. Rosjanie zniszczyli 70 proc. potencjału  wytwarzania energii elektrycznej. To jest właściwie zbrodnia wojenna” – powiedział Sikorski. Scholz odmówił przekazania armii ukraińskiej Taurusów, gdyż ich obsługa wymagałaby jego zdaniem udziału niemieckich żołnierzy.  

„Myślę, że teraz wiemy wszyscy, że Putin reaguje tylko na presję, na najmocniejsze  argumenty czystej siły. Ostrzegaliśmy Niemców przed tym w kontekście Nord Stream, ale wtedy nas nie słuchano. Mam nadzieję, że teraz posłuchacie nas” – powiedział Sikorski. Szef polskiej dyplomacji spotka się w przyszłym tygodniu z niemiecką minister spraw zagranicznych Annaleną Baerbock.  

Lubisz nasze artykuły? Zostań naszym fanem na facebooku! >> 

Prof. Ziemer: „Koniecznie należy ożywić Traktat o dobrym sąsiedztwie”

DW: – Panie Profesorze, na początku pana kariery naukowej zajmował się Pan jako politolog krajami frankofońskimi. W którym momencie w spektrum Pana zainteresowań pojawiła się Europa Wschodnia i Polska?

Prof. Dr. hab. Klaus Ziemer*:  – Już na drugim roku studiów zauważyłem, że Polski prawie nie było w dyskursie w społeczeństwie niemieckim, mimo strasznej polityki okupacyjnej podczas II wojny światowej. Toteż nauczyłem się polskiego i w 1972 r. w ramach egzaminu państwowego z historii napisałem pracę o stosunkach między Hitlerem i Piłsudskim. Następnie – ponieważ na uniwersytecie w Heidelbergu zaistniała korzystna okazja wzięcia udziału w projekcie badawczym – doktoryzowałem się na temat frankofońskiej Afryki. Z Polską nadal byłem na różne sposoby związany, a od 1975 r. jestem żonaty z Polką. Od początku lat 80. całkowicie skoncentrowałem się zawodowo na Polsce i ówczesnych krajach „realnego socjalizmu".

– Kierował pan Niemieckim Instytutem Historycznym w Warszawie w czasie, kiedy Polska znajdowała się w procesie akcesyjnym oraz bezpośrednio po wstąpieniu Polski do UE. Mocno obecna w stosunkach bilateralnych była wówczas jak i jest dziś tematyka dotycząca historii Polski i Niemiec (debata o odszkodowaniach za pracę przymusową, Erika Steinbach i Centrum przeciwko Wypędzeniom). Kiedy dyskurs historyczny w obopólnych relacjach będzie odgrywał mniejszą rolę?

– W pierwszym dziesięcioleciu lat 2000. mogłem śledzić w Warszawie wymienione debaty, jak chociażby postulaty Eryki Steinbach utworzenia „Centrum przeciwko Wypędzeniom“ w Berlinie i żądania „Powiernictwa Pruskiego" zwrotu nieruchomości niemieckim wypędzonym. Jednocześnie w 2001 r. w Polsce wywołała szok publikacja polsko-amerykańskiego historyka Jana Tomasza Grossa o Jedwabnem, mówiąca o tym, że w tej miejscowości w północnowschodniej Polsce w 1941 r. Polacy zamordowali swych żydowskich współobywateli. Stawiała pod znakiem zapytania stereotyp, jakoby Polacy od końca XVIII wieku zawsze byli ofiarami albo bohaterami, także w walce o wolność innych. Było to dla mnie wówczas irytujące – obserwować, jak niewiele, czy też w jak mało zróżnicowany sposób debaty w sąsiednim kraju przenikają do opinii publicznej w Niemczech i w Polsce. Chociażby odrzucenie skargi Powiernictwa Pruskiego przez Europejski Trybunał Praw Człowieka w październiku 2008 r. stało się w Polsce wiadomością dnia we wszystkich mediach, podczas gdy w Niemczech ledwo zostało to zarejestrowane.

Niemieccy i polscy historycy od ponad pół wieku sukcesywnie prowadzą owocny dialog. Liczne prace naukowe także młodych niemieckich historyczek i historyków na przykład o niemieckich zbrodniach wojennych w Polsce wypełniły w międzyczasie całe regały. Jednakże mają one swój odbiór wśród publiczności fachowej i nie docierają do szerokiej opinii publicznej.

– Które wątki polsko-niemieckiej historii są pana zdaniem niewystarczająco obecne w Niemczech?

– Przede wszystkim w niemieckich podręcznikach historii prawie w ogóle nie pojawia się niemiecka polityka okupacyjna w Polsce oraz w całej okupowanej przez Niemcy w II wojnie światowej Europie Środkowo-Wschodniej i Południowo-Wschodniej. I odpowiednio mała jest tu też odnośna wiedza. Jeśli Polacy mogliby być pewni, że przynajmniej większość Niemców wie, co działo się w Polsce podczas okupacji niemieckiej, dyskusja o tym w większości polskich mediów mogłaby odbywać się prawdopodobnie nieco bardziej spokojnie.

Istotną kwestią jest wykorzystywanie historii w polityce. Zrozumiały jest protest strony polskiej, kiedy w niemieckich i międzynarodowych mediach mówi się o „polskich obozach koncentracyjnych", mając na myśli niemieckie obozy śmierci na terytorium dzisiejszej Polski.

Reparacje dla Polski. „Kreatywny“ kompromis?

Czymś innym jest jednak, jeśli w programie szkolnym za rządów PiS polska młodzież ma uczyć się przede wszystkim być dumną z polskiej historii, podczas gdy jej ciemne strony, które także istnieją, mają pozostawać w dużej mierze raczej wyparte.

PiS używał wyliczeń szkód wojennych poniesionych z winy Niemiec oraz ponawianego ciągle żądania reparacji w wysokości ponad biliona euro, aby legitymizować własną bieżącą politykę - wywołując i podtrzymując odpowiednio antyniemieckie nastawienie w społeczeństwie.

Należy mieć nadzieję, że planowany w Berlinie „Dom Niemiecko-Polski" nie tylko otrzyma godny pomnik upamiętniający polskie ofiary zbrodni podczas II wojny światowej, lecz też stanie się żywym miejscem dyskusji o historii, gdzie będzie toczyć się rzeczowa debata na trudne historyczne tematy nie tylko wśród wyspecjalizowanych historyków.

– Obserwując stosunki polsko-niemieckie w przeszłości, zwłaszcza w dziesięcioleciach po II wojnie światowej, można stwierdzić, że inicjatywy obywatelskie, dążące do zbliżenia między Polską a Niemcami, często wyprzedzały o krok oficjalną politykę. Gdzie znajdują się one dziś ?

– Brak komunikacji między Niemcami a Polską po 1945 r. został przełamany najpierw przez inicjatywy kościelne, jak Memorandum Wschodnie Kościoła Ewangelickiego w Niemczech i wymiana listów między katolickimi biskupami z Polski i Niemiec w 1965 r. Willy Brandt powiedział kiedyś, że dialog kościołów i ich wiernych poprzedził dialog polityków. Ostatnimi laty, kiedy rząd PiS zredukował do minimum stosunki na płaszczyźnie państwowej, liczne spotkania polsko-niemieckie odbywały się z ramienia społeczeństw obywatelskich, w ramach partnerstw miast (funkcjonuje ich kilkaset), poprzez wymianę w środowisku akademickim, aktywności Polsko-Niemieckiej Współpracy Młodzieży, czy w obszarze gospodarki.

Gest, który przeszedł do historii

– Od ponad 20 lat Polska jest obok Niemiec członkiem Unii Europejskiej. Jak pana zdaniem wypada bilans koegzystencji w tych strukturach?

– Za rządów pod przewodnictwem PO Polska w konstruktywny sposób dążyła do wprowadzania swoich interesów do UE, chociażby poprzez przedstawioną razem ze Szwecją inicjatywę Partnerstwa Wschodniego UE, które miało przybliżyć do UE sześć byłych republik Związku Radzieckiego, w tym Ukrainę. Zupełnie odmienna była polityka Polski za rządów PiS (2015-23). Zarzucano UE, że jest zdominowana przez duże państwa, szczególnie przez Niemcy i dąży do ograniczenia suwerenności państw członkowskich. Polska wraz z Chorwacją w 2016 r. powołała do życia Inicjatywę Trójmorza, do której należy wszystkich 12 państw UE ze środkowo-wschodniej i południowo-wschodniej Europy. Ta „Inicjatywa" mająca pomóc Polsce odzyskać wiodącą rolę w jej „tradycyjnym" obszarze wpływów w Europie Wschodniej, zdołała jednak dotychczas wykazać jedynie nieznaczną skuteczność. Rozbudowa infrastruktury transportowej od państw bałtyckich po Morze Czarne i Adriatyk – jeden z jej głównych, aczkolwiek bardzo kosztownych celów – jest popierana także przez nowy rząd.

– W latach rządu PiS odczuwalna była twarda retoryka ze strony Polski w relacjach bilateralnych. Po zmianie rządu w grudniu 2023 r. możliwe stało się zbliżenie w stosunkach polsko-niemieckich. Jakie zadania w kontekście bilateralnym są pilne teraz, po latach stagnacji?

– Przede wszystkim koniecznie należy ożywić na płaszczyźnie rządowej „Traktat polsko-niemiecki o dobrym sąsiedztwie“ z 1991 r. Przewidywane bowiem w umowie np. coroczne konsultacje międzyrządowe od r. 2018 się nie odbywały. Pierwsze spotkanie obu rządów z szerokim udziałem ministerstw zostało wyznaczone teraz na lipiec. Z pewnością odbywają się rozmowy przygotowawcze, podczas których sondowana jest priorytetowość najważniejszych tematów do omówienia.

– Tradycyjnie Polska jest nieufna w kwestii bliskości między Rosją i Niemcami. Po najeździe przez Rosję Ukrainy w lutym 2022 r. Niemcy skorygowały swoją politykę wschodnią. Dąży się także do wspólnych kroków w kwestii wojny obronnej w Ukrainie („współpracować ścislej, lepiej i w zsynchronizowany sposób" deklarowała minister spraw zagranicznych Baerbock w Brukseli). Jednakże oczekiwania Europy Wschodniej w stosunku do Niemiec nie zawsze są spełniane. Jakie są tego przyczyny?

– Wielokrotnie Niemcy traktowały Rosję jako tego „właściwego“ sąsiada na wschodzie. Region pomiędzy budził niewielkie zainteresowanie. Społeczeństwa tego regionu nie były prawie postrzegane jako samodzielne podmioty. Odpowiednio niewielkie są kompetencje w kwestiach historii i problematyki dotyczącej krajów, które po II wojnie światowej stały się częścią sowieckiej strefy wpływów czy nawet częścią ZSRR. Konieczna jest gruntowna zmiana myślenia także wśród elit politycznych. Punktem wyjściowym powinien być nowy system współrzędnych, jaki powstał po napaści Rosji na Ukrainę. Upłynie zapewne trochę czasu, zanim taka zmiana myślenia rzeczywiście będzie zinternalizowana przez elity polityczne. Dodatkowo dochodzi pewna niemiecka wstrzemięźliwość, jeśli chodzi o zaspokajanie potrzeb militarnych Ukrainy. Stoi za tym pewnie obawa, by nie zostać wciągniętym w bezpośrednią konfrontację militarną z Rosją.

– W ostatnich miesiącach można było odnotować starania o ożywienie Trójkąta Weimarskiego  formatu dla dyskursu politycznego między Polską, Francją i Niemcami. Jakie możliwości otwierają się przed tą trilateralną wymianą?

– O konkretnych obszarach polityki, których ma dotyczyć współpraca trilateralna, będzie pewnie mowa w najbliższym czasie podczas spotkań przygotowawczych na płaszczyźnie rządowej. Minister spraw zagranicznych Sikorski w swym exposé przed Sejmem podkreślił znaczenie Trójkąta Weimarskiego. Można by chociażby rozważyć, w jaki sposób mogłaby być wspierana Ukraina z ramienia inicjatyw tego trilateralnego formatu. Impulsy odnośnie obszarów współpracy mogłyby nadchodzić także od naukowców, chociażby za pośrednictwem trilateralnej fundacji Genshagen spod Berlina.

Emmanuel Macron, Olaf Scholz i Donald Tusk podczas spotkania Trójkąta Weimarskiego w Berlinie, marzec 2024
Emmanuel Macron, Olaf Scholz i Donald Tusk podczas spotkania Trójkąta Weimarskiego w Berlinie, marzec 2024null Tobias Schwarz/AFP/Getty Images

 

– Jak wpływa wojna prowadzona przez Rosję w Ukrainie i dążenie do integracji Ukrainy z Zachodem na stosunki niemiecko-polskie?

– W przeszłości rządy Niemiec i Polski rzeczywiście zajmowały odmienne pozycje przynajmniej w stosunku do militarnej integracji Ukrainy z Zachodem. I tak na szczycie NATO w 2008 r. w Bukareszcie doszło do ostrych napięć pomiędzy przedstawicielami rządów Polski i Niemiec w sprawie przystąpienia Ukrainy do NATO, popieranego przez Polskę, ale kategorycznie odrzucanego przez Niemcy, uwzględniające stanowisko Rosji. Wojna prowadzona przez Rosję w Ukrainie doprowadziła w Niemczech do „punktu zwrotnego" (Zeitenwende) w stosunkach z Rosją i do przybliżenia do pozycji Polski. Obie strony popierają ścisłą współpracę Ukrainy z Zachodem i współpracują na rzecz pomocy militarnej dla Ukrainy.

Po wstąpieniu do UE Ukraina byłaby wyraźnie najbiedniejszym jej krajem członkowskim, do którego płynęłoby wiele środków unijnych. Dotknęłoby to przede wszystkim Polskę, która od lat jest największym odbiorcą netto środków z UE. Zanim Ukraina i inne państwa, mające dziś status państw kandydujących, będą mogły stać się członkami UE, Unia – aby zachować zdolność działania – musiałaby gruntownie zmienić swoją konstytucję. To potrwa kilka lat. W tym czasie strona niemiecka i polska z pewnością będą w ścisłym dialogu na temat konsekwencji, jakie będą wynikać z zapowiadających się zmian w UE.

– Podczas wizyty inauguracyjnej w styczniu 2024 r. w Berlinie minister spraw zagranicznych RP Radosław Sikorski akcentował, że Polska i Niemcy będą szukać wspólnych pól do owocnej współpracy, zarówno bilateralnej, jak też europejskiej i międzynarodowej. O jakich obszarach współpracy mogłaby być mowa?

– W obszarze bilateralnym mogłyby to być próby podejścia w konstruktywny sposób do kwestii reparacji. W kontekście prawa międzynarodowego problem jest rozwiązany. W obu społeczeństwach, szczególnie oczywiście w Polsce, istnieje jednakże poczucie, że tutaj oprócz istotnej pomocy dla żyjących jeszcze ofiar niemieckiej polityki okupacyjnej powinien także mieć miejsce wkład materialny o wymiarze symbolicznym, jak chociażby odbudowa zniszczonych historycznych budynków, np. Pałacu Saskiego i Pałacu Brühla w Warszawie. Albo że Niemcy powinny wesprzeć finansowo ważne w przyszłości projekty infrastrukturalne, jak np. budowę linii kolejowej dużych prędkości między Warszawą i Berlinem, która nie tylko połączyłaby jeszcze bardziej oba społeczeństwa, lecz też zapewniła lepszą integrację z odpowiednimi europejskimi sieciami szyn kolejowych.

– Czy centrum Europy może przesunąć się w najbliższych latach bardziej na wschód?

– Poprzez wojnę Rosji w Ukrainie już teraz obszar między Niemcami a Rosją bardzo zyskał na znaczeniu, przede wszystkim Polska, kraj Unii Europejskiej o największej kompetencji historycznej w regionie. Trzeba mieć nadzieję, że w duchu odpowiedzialności europejskiej wykorzysta ona te kompetencje w procesie integracji jej wschodnich sąsiadów w zachodnich strukturach współpracy. Trójkąt Weimarski mógłby być formatem służącym co najmniej do przygotowania podstawowych decyzji odnośnie tego procesu.

*Prof. Dr. hab. Klaus Ziemer - (ur. 1946) niemiecki politolog i historyk. Wykładał politologię na uniwersytecie w Trewirze oraz na uniwersytecie im. kard. Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. W latach 1998-2008 był dyrektorem Niemieckiego Instytutu Historycznego w Warszawie. Laureat tegorocznej Nagrody Viadriny, przyznawanej przez Uniwersytet Europejski we Frankfurcie nad Odrą za wkład i zaangażowanie w pojednanie i współpracę między Polską i Niemcami.

Stoltenberg w ARD chwali Niemcy i ostrzega Europę

„Żadna opcja nie jest pozbawiona ryzyka, gdy ma się takiego sąsiada jak Rosja” – powiedział Jens Stoltenberg w wywiadzie dla niemieckiej publicznej stacji telewizyjnej ARD, wyemitowanym w sobotę (27.04.) Jak dodał, Ukraina ma jednak prawo do obrony – a zachodni sojusznicy mogą i powinni wspierać atakowany kraj.

Stoltenberg pochwalił Niemcy za „dawanie dobrego przykładu”. Jest to „europejski sojusznik, który zapewnia Ukrainie największe wsparcie wojskowe” – stwierdził. Sekretarz generalny NATO wymienił jako przykład pomocy: czołgi, systemy obrony powietrznej, artylerię i amunicję.

W wywiadzie dla ARD Stoltenberg nie chciał odnieść się do usilnych żądań Ukrainy dotyczących dostarczenia niemieckich pocisków manewrujących Taurus. Podobnie jak wcześniej, szef NATO nie zamierza udzielać publicznych rad poszczególnym sojusznikom.

Apel o pomoc dla Ukrainy

Jens Stoltenberg jest przekonany, że Ukraina, która znalazła się w defensywie, będzie w stanie odeprzeć rosyjski atak. „Widzieliśmy męstwo i odwagę ukraińskich sił zbrojnych” – powiedział. Na początku wojny większość ekspertów spodziewała się, że rosyjscy najeźdźcy pokonają Ukrainę w ciągu kilku tygodni. Jednak Ukraińcy odzyskali znaczną część terytorium, które Rosja tymczasowo okupowała.

Charków. Elektrycy ryzykują życie

 „To, czego teraz (Ukraińcy) potrzebują, to więcej pomocy z naszej strony – a wtedy będą oni w stanie utrzymać swoje terytorium” – dodał Stoltenberg w telewizji ARD. Odniósł się w ten sposób do niedawnej decyzji USA o przekazaniu wielomiliardowej pomocy.

Scholz wciąż przeciw taurusom

W środę (24.04.) Waszyngton ogłosił także dostarczenie Ukrainie pocisków krótkiego zasięgu typu ATACMS o zasięgu do 300 kilometrów. Wcześniej USA dostarczały jedynie ATACMS o zasięgu 165 kilometrów. Decyzja USA zwiększa presję na Niemcy, by dostarczyły ukraińskiej armii pociski manewrujące Taurus – podaje agencja prasowa AFP.

Taurusy mają zasięg ponad 500 kilometrów. Oznacza to, że pociski te mogłyby dotrzeć z Ukrainy na terytorium Rosji i zniszczyć na przykład tamtejsze składy broni i centra dowodzenia. Możliwość bombardowania terytorium Rosji jest jednym z powodów, dla których kanclerz Niemiec Olaf Scholz (SPD) nie zgadza się na ich dostarczenie. Powołuje się on również na potrzebę niemieckiego zaangażowania w naprowadzanie pocisków manewrujących, co bezpośrednio zaangażowałoby członków Bundeswehry w wojnę. Zwolennicy dostaw taurusów odrzucają te argumenty.

(AFP/stef)

Chcesz skomentować ten artykuł? Dołącz do nas na facebooku! >>

Wojna rozbija ukraińskie rodziny

Eksperci w Tagesspieglu: Polska wykorzystała szansę w UE

„Polska potrafiła wykorzystać członkostwo w UE i uczestnictwo w unijnym rynku wewnętrznym jako siłę napędową modernizacji” – ocenił Kai-Olaf Lang z niemieckiego think tanku Fundacja Nauki i Polityki podczas dyskusji zorganizowanej przez redakcję dziennika „Tagesspiegel” z okazji 20. rocznicy wstąpienia Polski do UE.  

Redakcja wydawanej w Berlinie gazety opublikowała w sobotę relację z przebiegu debaty. 

EU katalizatorem przemian w Polsce

Do podobnego wniosku doszła Irene Hahn-Fuhr, która przez wiele lat kierowała warszawskim biurem zbliżonej do partii Zieloni Fundacji Heinricha Boella. Jej zdaniem członkostwo w UE stało się „katalizatorem” przemian, natrafiając w Polsce na „żyzną glebę” z powodu umiłowania przez Polaków wolności i ich gotowości do efektywnej pracy. Jako przykład podała cyfryzację, chociażby w administracji, znacznie bardziej zaawansowaną w Polsce niż w Niemczech

Eksperci wskazali na „demokratyczną odporność” polskiego społeczeństwa, która doszła do głosu podczas niedawnych wyborów parlamentarnych. Zwrócili też uwagę na głębokie podziały w polskim społeczeństwie.

Problem z suwerennością

„Dla wielu Polaków zmiany przebiegały zbyt szybko” – uważa Agnieszka Łada-Konefał, wicedyrektorka Niemieckiego Instytutu Spraw Polski (DPI) w Darmstadt. Konflikt na linii miasta-wieś nie jest jednak, jak zastrzegła, tylko polskim problemem, lecz występuje także w Niemczechi Francji.

Agnieszka Łada-Konefał
Agnieszka Łada-Konefałnull Grzegorz Litynski

Hahn-Fuhr wskazała na inne od niemieckiego rozumienie w Polsce pojęcia narodowej suwerenności, co wynika z doświadczeń z komunizmem. „Stopień oddania suwerenności strukturom unijnym jest w Polsce punktem spornym” – tłumaczyła.

Łada-Konefał zwróciła uwagę na brak zrozumienia w UE dla polskich ostrzeżeń przed Rosją. Z czasem Polska stała się odważniejsza i ma poczucie własnej wartości. „Nie chcemy być dłużej uczniami słuchającymi nauk z Zachodu” – powiedziała. Potwierdził to Lang mówiąc, że wielu Polaków uważa, iż „boksują w niższej wadze niż powinni”.

Polacy nie chcą być nadal uczniami

Eksperci potwierdzili znany fakt, iż Niemcy zbyt mało wiedzą o Polsce. Nowym zjawiskiem jest spadek zainteresowania Niemcami. „Obraz Niemców w Polsce stał się bardziej realistyczny” – oceniła Łada-Konefał. Zdaniem Langa jest to przejaw normalizacji. „Poprzez członkostwo w UE powstała nowa bliskość (między Polakami a Niemcami), ale także potencjał konfliktów, coś w rodzaju stresu kooperacyjnego” – wyjaśnił politolog dodając, że w relacjach międzynarodowych konflikty są normalnym zjawiskiem. Decydująca jest jego zdaniem „kultura ich rozwiązywania”, która w ostatnich latach zanikła. „Teraz pojawiła się nowa szansa” – powiedział Lang.   

Chcesz skomentować ten artykuł? Dołącz do nas na facebooku! >>

Berliner Zeitung: PiS próbuje zrobić z Sikorskiego rosyjskiego agenta

„Swoim przemówieniem Radosław Sikorski chciał osiągnąć dwa cele. Po pierwsze, chciał pokazać Zachodowi, ale także własnym wyborcom, że Polska powróciła do europejskiej wspólnoty. Po drugie, chciał pokazać wyborcom PiS i innych prawicowych partii, że Polska prowadzi niezależną politykę, chociaż obecny liberalny rząd Donalda Tuska opowiada się za głębszą europejską integracją” – czytamy w „Berliner Zeitung”.

Minister zarzucił PiS, że podczas epidemii koronawirusa chciało zdegradować UE do roli strefy wolnego handlu. „W strefach wolnego handlu nie przeznacza się milionów euro na wzajemną pomoc, nie kupuje się wspólnie broni i nie wprowadza się sankcji” – cytuje ministra autor.

Sikorski krytykuje prawicę za porównanie UE do ZSRR

Zwracając się do polityków skrajnej prawicy – PiS i Konfederacji, które porównują członkostwo w UE z wcześniejszym panowaniem Związku Sowieckiego w Polsce, Sikorski powiedział, że w ten sposób „bezczeszczą groby Polaków, którzy rzeczywiście zginęli z rąk sowieckich ciemiężców”. Autor zwrócił uwagę na fragment przemówienia szefa MSZ, w którym mówił on o błogosławieństwie polskiego papieża dla wstąpienia Polski do UE.

„Minister Sikorski zna bardzo dobrze prawicę. Sam pochodzi z tego obozu, a w latach 2005-2007 był ministrem obrony w pierwszym rządzie PiS. Według kryteriów zachodniej polityki jest światopoglądowo konserwatystą. To tłumaczy prawdopodobnie odwołanie się do Jana Pawła II” – wyjaśnił autor.

Zdaniem „Berliner Zeitung”, Sikorski wypowiedział słowa, „których od dawna w polskiej polityce nie słyszano”. Powiedział - „Polska jest gotowa do współpracy z nieimperialną Rosją, która przestrzega prawa innych narodów do samostanowienia”.

Czy możliwa jest nieimperialna Rosja?

 Autor pisze, że polscy politycy uważają, iż „nieimperialna Rosja” nie jest możliwa. Jego zdaniem prawicowo-populistyczne skrzydło PiS wykorzysta te słowa przeciwko Sikorskiemu. „PiS spróbuje zrobić z Sikorskiego 'rosyjskiego agenta'” – przepowiada autor.

„Berliner Zeitung” zwraca ponadto uwagę na wypowiedź Sikorskiego dotyczącą roli Chin. Szef MSZ przypomniał, że Chiny były w minionych stuleciach ofiarą polityki kolonialnej i wyraził nadzieję, że władze w Pekinie sprzeciwią się „współczesnemu kolonializmowi” w wykonaniu Władimira Putina.

Na zakończenie autor zreferował fragment przemówienia ministra, w którym mówił on o kilkakrotnie większym potencjale wojskowym, ludnościowym i gospodarczym UE i NATO w porównaniu z Rosją. „Dochód narodowy na głowę w Polsce jest o jedną trzecią większy niż w Rosji, chociaż nie mamy ropy, gazu ani złóż złota. I nie napadamy na nikogo. Nasze dochody są bardziej równo podzielone” – tłumaczył.

„Berliner Zeitung” zwraca uwagę na zmianę stanowiska Sikorskiego, który jeszcze kilka miesięcy temu wzywał do przygotowania się do ewentualnej wojny na terytorium Polski. „Dzisiaj jego słowa brzmiały inaczej” – konkluduje autor. 

Chcesz mieć stały dostęp do naszych treści? Dołącz do nas na Facebooku!

  

Prasa o Habecku: „Arogancja może się zemścić”

„Frankfurter Allgemeine Zeitung” podkreśla: „Właśnie dlatego, że Habeck (minister gospodarki Robert Habeck – red.) nie dał się poznać jako zacietrzewiony ideologicznie przeciwnik energii jądrowej, jak jego partyjny kolega Juergen Trittin, powinien był mieć siłę, aby przeprowadzić otwartą debatę na temat energetyki jądrowej w wyjątkowej pod względem politycznym sytuacji po 24 lutego 2022 roku, bez żadnych oddolnych wskazówek i zaleceń. Co prawda politycy i przedsiębiorstwa energetyczne już mają za sobą długą drogę w kierunku stopniowego wycofywania się z energetyki jądrowej, ale dzięki wiarygodnym zobowiązaniom z ich strony dałoby się znaleźć sposób na przedłużenie okresu eksploatacji jeszcze pozostałych elektrowni atomowych. W imię bezpieczeństwa dostaw i ograniczenia produkcji energii elektrycznej z węgla (tj. dla ochrony klimatu), minister gospodarki powinien był ponownie rozważyć wycofanie się Niemiec z energetyki jądrowej. Przede wszystkim wtedy, gdy uważa, że nadaje się na urząd kanclerza.”

„Muenchner Merkur” zaznacza: „Zieloni ministrowie Habeck i Lemke (minister środowiska Steffi Lemke – red.) to polityczni zawodnicy wagi ciężkiej. Razem udało im się zamknąć ostatnie reaktory jądrowe wbrew wszelkim przeciwnościom. Oboje są w branży wystarczająco długo, by to wiedzieć: ich pospieszne wystąpienia w Bundestagu były tylko preludium do bitwy o zdanie opinii publicznej, która ma teraz nastąpić w kwestii tego, czy rząd samowolnie odrzucił ostrzeżenia wyższych urzędników państwowych i oszukał społeczeństwo podczas wycofywania się kraju z energetyki jądrowej. Główna linia obrony jest już znana: Nie, nie przedstawiono mu żadnej notatki na temat krytycznych zastrzeżeń z jego ministerstwa, jak twierdzi Habeck. Ale mimo to nadal czuje się dobrze przez resort poinformowany. Czy to prawda i jak te dwa stwierdzenia pasują do siebie, musi wyjaśnić komisja śledcza. Opozycja z pewnością skorzysta z okazji, aby dać nauczkę rządowi na rok przed wyborami.”

„Augsburger Allgemeine” analizuje: „Ostatecznie to fizyk z Niemiec Wschodnich, Angela Merkel, wyciągnęła dla Niemiec wtyczkę z energii jądrowej. Pomerkelowska unia CDU/CSU teraz żałuje tej decyzji. Ale nie ma nic do powiedzenia na temat promieniotwórczego renesansu. Budowa nowych elektrowni jądrowych jest niezwykle kosztowna i wiąże się z wysokim ryzykiem. Poza tym w porównaniu z energią wiatrową i słoneczną nie są one konkurencyjne cenowo. W tym punkcie minister gospodarki Robert Habeck z partii Zielonych ma rację. Nawet byłe przedsiębiorstwa energetyki jądrowej – jak RWE, EON i ENBW – nie chcą powrotu do ery nuklearnej. Szansą na ochronę klimatu i efektywność ekonomiczną byłoby kontynuowanie działalności elektrowni atomowych. Niemcy niepotrzebnie pozbyły się tego atutu.”

Renesans energii jądrowej

„Allgemeine Zeitung” z Moguncji pisze: „Nie wiemy, co dokładnie wydarzyło się w ministerstwach gospodarki i środowiska, ale jedno jest pewne: doniesienia o pozytywnych i przypuszczalnie stłumionych opiniach ekspertów w tych resortach, opanowanych przez polityków z partii Zielonych, na temat przedłużenia czasu eksploatacji elektrowni atomowych, wpisują się w to, o co Zieloni są stale oskarżani – o podejmowanie nieracjonalnych, a motywowanych ideologicznie decyzji w polityce energetycznej kraju. Odpowiedzi ministerstwa gospodarki i jego szefa Roberta Habecka wydają się połowiczne i słabe i nie mogą rozwiać podejrzeń, że nie doszło tu do jakichś manipulacji. (…) Poza tym, oprócz wielu sporów w łonie koalicji rządowej, Habeck po raz kolejny uwikłał się w rzeczywisty skandal. Pojawia się pytanie, czy nie jest to dla niego o jedno potknięcie za dużo, które grozi mu upadkiem.”

„Rhein-Zeitung” z Koblencji przestrzega: „Osoby z bliskiego otoczenia Roberta Habecka usilnie starają się zachować dobry nastrój. Według ministerstwa gospodarki i ochrony klimatu, zajmującego się także polityką energetyczną kraju, wypowiedzi ministra Habecka zostały ‘skrócone', a wyciągnięte z nich wnioski są ‘nieprawidłowe'. Jednak minister ryzykuje bagatelizowaniem całej sprawy i wrażeniem nadmiernej pewności siebie. Oczywiste jest, że super rok wyborczy już rzuca na nią swój cień, zarówno po stronie CDU/CSU, jak i w kręgach polityka partii Zielonych Roberta Habecka. Zbytnia arogancja może się zemścić w kampanii wyborczej.”

„Mitteldeutsche Zeitung” z Halle stwierdza: „Potrzeba dużej ignorancji na temat funkcjonowania jakiegoś ministerstwa, aby być oburzonym faktem, że międzyresortowe notatki mogą się zmieniać. Projekty są poprawiane, odrzucane lub dostosowywane do okoliczności; jest to równie normalne, co banalne. Z drugiej strony, skrajnie naiwne jest przekonanie, że doradcy ministerialni są postaciami apolitycznymi, które bez żadnej partyjnej logiki mają na względzie wyłącznie dobro narodu niemieckiego. A przekonanie, że ministrowie muszą ślepo podążać za wszystkimi radami swojego wyspecjalizowanego w tym departamentu, jest wręcz niepokojący. Wręcz przeciwnie: ich zadaniem jest ocena faktów i podejmowanie decyzji politycznych.”

Zdaniem „Frankenpost” z Hof: „Teraz chodzi o to, aby w pełni zbadać tę sprawę. Jeśli bowiem pozostaną choćby tylko pozory, że minister został wprowadzony w błąd, lub że za jego wiedzą parlament nie został należycie poinformowany, będzie to cios siekierą w fundamenty naszej demokracji. Niezależnie od tego, czy Robertowi Habeckowi lub Steffi Lemke uda się udowodnić niewłaściwe postępowanie, oczywiste jest, że każdy obywatel ma prawo oczekiwać, że sprawa ta zostanie załatwiona w sposób przejrzysty. Musi to być całkowicie zrozumiałe i dostępne dla wszystkich, takie są zasady demokracji. Konieczne są zatem dalsze dochodzenia, a naszym obowiązkiem jest rzeczowa ocena faktów.”

Chcesz mieć stały dostęp do naszych treści? Dołącz do nas na Facebooku!

Rosja i Iran mają sposoby na zachodnie sankcje

Iran to wie, Chiny to wiedzą i rząd USA najwyraźniej też to wie: pomimo obowiązywania sankcji nałożonych na irański przemysł naftowy, rekordowe ilości ropy naftowej trafiają z Iranu do Państwa Środka.

– Jeśli wierzyć chińskiemu rządowi, kraj ten nie importuje ropy z Iranu. Zero. Ani jednej baryłki. Zamiast tego importuje dużo malezyjskiej ropy naftowej. Do tego stopnia, że według oficjalnych danych chińskich służb celnych, kraj ten kupuje ponad dwa razy więcej malezyjskiej ropy niż Malezja faktycznie produkuje – opisuje cały proceder specjalizujący się w sprawach energii dziennikarz agencji Bloomberg Javier Blas.

Według niego dzięki prostym sztuczkom irańska ropa staje się malezyjską ropą. Handlarze ropą twierdzą, że „to najprostsza i najtańsza droga obejścia amerykańskich sankcji”. W ten sposób w zeszłym roku Malezja stała się czwartym po Arabii Saudyjskiej, Rosji i Iraku dostawcą ropy naftowej do Chin. 

W omijaniu sankcji Iranowi od wielu lat pomagają Zjednoczone Emiraty Arabskie. Przez Dubaj często przechodzi do Islamskiej Republiki to, co figuruje na długich listach zakazanych towarów USA i UE. Zakazane dostawy ropy naftowej są również aranżowane i przetwarzane przez Emiraty Arabskie.

Przez Dubaj do Iranu trafia wiele produktów z długich list zakazanych towarów UE i USA
Przez Dubaj do Iranu trafia wiele produktów z długich list zakazanych towarów UE i USAnull Imaginechina/Tuchong/imago images

Niezależnie od tego, czy chodzi o części zamienne do pojazdów czy samolotów, Iran już dawno zmodyfikował swoje łańcuchy dostaw w taki sposób, że wszystko, na co jest popyt w Iranie, można nabyć za pośrednictwem centrów handlowych i finansowych, takich jak Dubaj. Jest to wprawdzie droższe niż bezpośredni import. Ale zachodnie sankcje, zwłaszcza te nałożone przez USA, są obchodzone w ten sposób od wielu lat.

Azja Środkowa jako centrum przeładunkowe

Także Rosja ma takie centra przeładunkowe dla towarów objętych sankcjami. Również w tym przypadku nie ma prawie żadnego produktu, którego nie można nabyć za pośrednictwem kraju trzeciego. Na przykład części zamienne do niemieckich luksusowych samochodów lub komponenty elektroniczne, które są wykorzystywane do sterowania bronią. Kluczową rolę odgrywają tu byłe republiki radzieckie w Azji Środkowej. Przewaga Moskwy polega na tym, że Federacja Rosyjska jest połączona z krajami takimi jak Kazachstan i Kirgistan unią celną, która sprawia, że transgraniczny handel towarami jest banalnie prosty.

Oznacza to, że objęte sankcjami produkty z Zachodu, które powinny być dla Rosji niedostępne, mogą przedostawać się przez granice międzynarodowe niemal bez przeszkód. Kontrola? Niemal niemożliwa. Sama granica między Federacją Rosyjską a Kazachstanem ma około 7500 kilometrów długości. Armenia to kolejny przykład: sprzedaż niemieckich samochodów i części samochodowych wzrosła tam w zeszłym roku o prawie 1000 procent.

Odkąd 22 lutego 2024 r. UE wprowadziła 13. pakiet sankcji wobec Moskwy, Rosja jest krajem o największej liczbie sankcji na świecie. Potwierdzają to dane Castellum.AI, amerykańskiej platformy compliance dla sektora prywatnego. A jednak Rosja kontynuuje swą wojnę przeciwko Ukrainie, a rosyjska gospodarka wcale się nie załamuje.

Rosyjski rząd podniósł właśnie prognozę wzrostu gospodarczego na ten rok z 2,3 do 2,8 procent PKB. Międzynarodowy Fundusz Walutowy (MFW) przewiduje nawet wzrost produktu krajowego brutto o 3,2 procent. Uzasadnienie prognozy MFW to zimny prysznic dla zachodnich zwolenników sankcji: wysokie wydatki rządowe i inwestycje związane z wojną przeciwko Ukrainie, a także wysokie dochody z eksportu ropy naftowej – osiągane pomimo zachodnich sankcji – napędzą rosyjską gospodarkę.

Najwięcej sankcji w historii

Do wybuchu wojny w Ukrainie, najwięcej sankcji obowiązywało przeciwko Iranowi. W ciągu ponad dwóch lat po rosyjskiej inwazji na Ukrainę Stany Zjednoczone i UE wielokrotnie nakładały nowe pakiety sankcji. Obecnie Rosja objęta jest ponad 5000 różnych ukierunkowanych sankcji. To więcej niż nałożona na Iran, Wenezuelę, Birmę i Kubę razem.

Sankcje wprowadzone w odpowiedzi na rosyjską inwazję są wymierzone przeciwko politykom i urzędnikom, w tym przeciwko prezydentowi Władimirowi Putinowi, oligarchom, dużym firmom, instytucjom finansowym i aparatowi wojskowo-przemysłowemu, wymienia Castellum.AI. Uzupełniają je daleko idące sankcje w sektorze finansowym, które ograniczają dostęp rosyjskich banków do międzynarodowych rynków finansowych – na przykład poprzez wykluczenie ich z międzynarodowego systemu płatności Swift. Pozbawiają również rosyjski bank centralny dostępu do rezerw walutowych i rezerw złota przechowywanych w krajach G7.

Ałmaty w Kazachstanie. Filia rosyjskiego Alfabanku
Ałmaty w Kazachstanie. Filia rosyjskiego Alfabanku null Anatoly Weisskopf/DW

Haczyk polega na tym, że tylko sankcje nałożone przez Radę Bezpieczeństwa ONZ są wiążące z punktu widzenia prawa międzynarodowego. I jest cały szereg państw jak Indie, Brazylia czy Chiny, które nie przyłączyły się do tych sankcji.

Brak alternatywy

Po co więc nakładać nowe sankcje, jeśli nie można osiągnąć celu, jakim jest zmiana postępowania państw?

– Żyjemy w epoce sankcji. Gdyby nie nałożono żadnych, byłoby to niczym milczące poparcie. Albo jakby w ogóle nie było reakcji na atak, który narusza prawo międzynarodowe – mówi DW Christian von Soest, ekspert w Niemieckim Instytucie Studiów Globalnych i Regionalnych (GIGA) i autor opublikowanej rok temu książki pt. „Sankcje. Potężna broń czy bezsilny manewr?”.

Według niego faktem jest, że sankcje nie doprowadziły do zmiany zachowania Rosji czy Iranu. Jednak USA i UE są w trakcie zaostrzania restrykcji. Według raportu „Wall Street Journal” Stany Zjednoczone przygotowują sankcje przeciwko wielu chińskim bankom w celu wykluczenia ich z globalnego systemu finansowego. Władze chcą zapobiec pomocy finansowej Pekinu dla rosyjskiej produkcji obronnej, donosi amerykańska gazeta finansowa, powołując się na „osoby zaznajomione ze sprawą”.

Także UE wprowadziła zmiany, które mają prowadzić do lepszego egzekwowania sankcji. Od stycznia 2023 r. ma pełnomocnika ds. sankcji, którym jest doświadczony dyplomata David O'Sullivan. – Jego zadaniem jest na przykład podróżowanie do krajów postsowieckich w sąsiedztwie Rosji i przekonywanie tamtejszych rządów do przestrzegania sankcji – wyjaśnia Christian von Soest.

– Obecnie istnieje również tak zwana klauzula „no Russia”, która ma na celu zmuszenie eksporterów do udowodnienia, że dostarczane towary, maszyny, pojazdy, części samochodowe, nie są wysyłane do Rosji. Znamy taką klauzulę końcowego przeznaczenia z ustawy o kontroli broni przeznaczonej do działań wojennej – dodaje ekspert ds. sankcji.

Presja narasta również w przypadku Zjednoczonych Emiratów Arabskich. „ZEA stały się rajem dla obchodzenia irańskich i rosyjskich sankcji” – stwierdza amerykański think tank Atlantic Council. Dlatego też Grupa Specjalna ds. Przeciwdziałania Praniu Pieniędzy (FATF), międzynarodowy organ koordynujący utworzony przez G7, UE i OECD w celu zwalczania prania pieniędzy, umieściła Zjednoczone Emiraty Arabskie na tzw. szarej liście. Lista ta obejmuje kraje, co do których istnieje według FATF zwiększone ryzyko prania pieniędzy i finansowania terroryzmu.

– Generalnym problemem jest to, że zarówno Rosja, jak i Iran mają sposoby na obejście sankcji – mówi Christian von Soest. Teraz musimy zobaczyć, co przyniosą poszczególne działania.

Sankcje nie osłabiły rosyjskiej gospodarki

Chcesz komentować nasze artykuły? Dołącz do nas na Facebooku! >>

Sondaż: AfD spada na trzecie miejsce przed eurowyborami

AfD traci poparcie. Według sondażu partia ta uzyskałaby tylko 15 procent (spadek o jeden punkt procentowy), gdyby wybory europejskie odbyły się w niedzielę.

Według barometru politycznego ZDF, opublikowanego w piątek (26.04.2024) przez Forschungsgruppe Wahlen, CDU/CSU jest na prowadzeniu z 30-procentowym poparciem, a Zieloni są na drugim miejscu z 17 procentami (wzrost o dwa punkty procentowe).

SPD jest na równi z AfD, również tracąc jeden punkt procentowy. Lewica i FDP otrzymałyby po trzy procent, Sojusz Sahry Wagenknecht (BSW) cztery procent (minus jeden), a pozostałe partie razem 13 procent (plus jeden).

Szpiegostwo i wpływy Rosji

Wybory europejskie odbędą się 9 czerwca. Trwająca debata na temat oskarżeń o wpływy i szpiegostwo ze strony krajów takich, jak Rosja i Chiny, może mieć wpływ na notowania AfD. Według Politbarometru 75 procent respondentów dostrzega w tym poważne zagrożenie dla Niemiec. Tylko 20 procent nie postrzega tego w ten sposób. Przeciwnego zdania jest 58 procent zwolenników AfD i 36 procent zwolenników partii Sahry Wagenknecht (BSW).

W ciągu ostatnich kilku dni cztery osoby zostały aresztowane pod zarzutem szpiegostwa na rzecz Chin, w tym pracownik czołowego kandydata AfD w wyborach europejskich, Maximiliana Kraha. Rzecznik chińskiego MSZ wezwał w piątek Niemcy do niepodważania stosunków dwustronnych.

(RTR/jak)

Chcesz komentować nasze artykuły? Dołącz do nas na Facebooku! >>

FAZ: Niedokończone rozszerzenie UE na wschód

„Polska, Czechy i Węgry powinny wkrótce przyjąć euro” – pisze „Frankfurter Allgemeine Zeitung” („FAZ”). Niemiecki dziennik analizuje gospodarcze efekty rozszerzenia UE na wschód. Nadmienia, że 20 lat temu radość z tego „historycznego aktu” nie była powszechna. W Niemczech przeważały obawy przed nowymi imigrantami i nisko opłacanymi pracownikami zalewającymi rynek pracy, a ówczesny kanclerz Gerhard Schröder podsycał obawy przed migracją zarobkową i ostrzegał przed „dumpingiem podatkowym”.

Ekspansja na wschód

W rezultacie dwóch na trzech Niemców postrzegało rozszerzenie UE bardziej jako ryzyko niż szansę. „Co za błędny wniosek. Dzięki ekspansji na wschód ludzie wzbogacili się, także w Niemczech”. Większy efekt wzrostu odnotowały nowe kraje członkowskie, które „imponująco nadrobiły zaległości” – pisze „FAZ”. Dziennik podaje, że od 2004 roku polski PKB na mieszkańca podwoił się, zagraniczne inwestycje wywołały boom gospodarczy w całym regionie, stopa bezrobocia należy do najniższych w UE, a płace zbliżyły się do standardów UE.

Ale poparcie dla UE spada, a eurosceptyczne partie zyskują na popularności – pisze „FAZ”, dodając, że częściowo jest to spowodowane różnicą w poziomie dobrobytu panującego w miastach i na wsi: „Co drugie weto wobec decyzji Brukseli pochodziło ostatnio z Węgier – kraju, który „chyba najmniej wykorzystał swoje możliwości” – a forint, w przeciwieństwie do korony i złotego, stracił połowę swojej wartości względem dolara”.

Demonstracja jedności

Niezakończony proces

„Obstrukcyjna polityka” Viktora Orbana pokazuje również, że UE nie może tak dalej funkcjonować, zwłaszcza jeśli ma się rozwijać. Musi najpierw zaostrzyć własne zasady, zreformować procesy, wyjaśnić związki finansowe, zanim nowi członkowie (Ukraina, Mołdawia, kraje Bałkanów Zachodnich) będą mogli do niej dołączyć. Dopóki tak się nie stanie, trzeba starać się zacieśnić więzy gospodarcze – pisze „FAZ”.

Często przywoływana pokojowa transformacja społeczna, ekologiczna i polityczna „jeszcze się nie zmaterializowała nawet 20 lat po przystąpieniu” 10 państw do UE. Wiele wskazuje na to, że „spójność będzie poddawana dalszym testom”, a kolejne kroki w kierunku wyrównania warunków życia w UE będą znacznie trudniejsze. Wyższy dług publiczny, niski wskaźnik urodzeń, transformacja energetyczna, brak wykwalifikowanych pracowników – to tylko niektóre z wyzwań.

„Słowacy i Bałtowie czerpią korzyści z integracji z dużym rynkiem kapitałowym euro. Polska, Czechy i Węgry mogłyby podkreślić swoje członkostwo w UE poprzez ostateczne przyjęcie euro. Ich przystąpienie do wspólnej waluty byłoby krokiem w kierunku zakończenia rozszerzenia UE na wschód”.

Chcesz skomentować nasze artykuły? Dołącz do nas na facebooku! >>

Niemieckie media: „Zwrot w polskiej polityce zagranicznej”

Media w Niemczech odnotowały wygłoszone w czwartek (25.4.2024) exposé ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego.

Dziennik „Frankfurter Allgemeine Zeitung” („FAZ”) wybija w tytułe słowa Sikorskiego o „dekonstrukcji antyniemieckich mitów PiS”. „Minister zapowiada zwrot w polityce zagranicznej Polski” i ostro krytykuje politykę PiS, zarzucając jej, że „była pełna antyeuropejskich, antyniemieckich i antyzachodnich mitów” – czytamy.  

Niemcy i Francja najważniejszymi partnerami

Mimo licznych wtrąceń i krzyków polityków PiS Sikorski „nie pozwolił się zbić z tropu i rysował obraz Polski jako aktywnego partnera w transformacji Unii Europejskiej”. „W przeciwieństwie na przykład do Niemiec Polska nie uważa, że konieczna jest do tego zmiana traktatów UE czy porzucenie zasady jednomyślności. Niezależnie jednak od tego Niemcy i Francja są najważniejszymi partnerami Polski w UE, z którymi Polska mogłaby w przyszłości znowu konstruktywnie współpracować w ramach Trójkąta Weimarskiego” – pisze „FAZ”. I dodaje, że zwracając się do Niemiec, Sikorski powiedział, iż Polska powinna „otrzymać konstruktywne propozycje z Berlina w kwestii reparacji za straty wojenne w czasie II wojny światowej”.

Berlin (15.03.2024): spotkanie w formacie Trójkąta Weimarskiego
Berlin (15.03.2024): spotkanie w formacie Trójkąta Weimarskiegonull Ebrahim Noroozi/AP Photo/picture alliance

Jak zauważa niemiecki dziennik, największą część półtoragodzinnego przemówienia zajęła rosyjska wojna w Ukrainie. Sikorski zdecydowanie odrzucił rosyjskie insynuacje, jakoby Polska planowała aneksję zachodnich terytoriów Ukrainy. Zapewnił też o wsparciu Polski w drodze Ukrainy do UE. Polska jest gotowa do współpracy z nieimperialną Rosją, która szanuje prawo innych narodów do samostanowienia. Sikorski ostrzegł też Rosję, że jej atak na jedno z państw NATO zakończyłby się porażką Rosji – wskazuje „FAZ”.

Rekompensata za straty wojenne

Niemiecka agencja prasowa DPA rozpoczęła swoją relację z przemówienia Sikorskiego od apelu Polski do Niemiec w sprawie propozycji formy rekompensaty za straty poniesione podczas II wojny światowej. Przy czym decydujące byłyby niemieckie inwestycje w bezpieczeństwo Polski i całego regionu.

Sikorski podkreślił, że rząd Tuska jest w trakcie naprawy relacji z Niemcami. Zerwał z konfrontacyjną retoryką poprzedniego rządu i powrócił do rzeczowego dialogu – informuje DPA, wskazując na zapowiedzi intensyfikacji współpracy w Trójkącie Weimarskim.

Koniec z retoryką konfrontacji

Również inne niemieckie media podkreślają, że obecny rząd Donalda Tuska chce skończyć z „retoryką konfrontacji” pod adresem Berlina.

„Po zmianie rządu ton z Warszawy ma się teraz zasadniczo zmienić. Jednocześnie minister spraw zagranicznych Sikorski daje do zrozumienia, że nie ma zgody we wszystkich kwestiach. Zwłaszcza jeśli chodzi o odszkodowania” – czytamy w portalu prywatnej telewizji NTV. Autor podkreśla, że szef polskiej dyplomacji nie użył słowa „reparacje”. Rząd PiS „ostro strzelał w Niemcy”, teraz jednak – za rządu Tuska – ton stał się zdecydowanie bardziej przyjazny – zauważa NTV.

Lubisz nasze artykuły? Zostań naszym fanem na facebooku! >> 

Demonstracja jedności

Niemcy i Francja zbudują „czołg przyszłości”. Jest list intencyjny

W 2040 roku siły zbrojne Francji i Niemiec mają dysponować wyprodukowanym przez oba kraje nowoczesnym podstawowym lądowym systemem bojowym MGCS (Main Ground Combat System). Ministrowie obrony obu krajów Sebastien Lecornu i Boris Pistorius podpisali w Paryżu list intencyjny w sprawie budowy „czołgu przyszłości”, jak sami określili ten projekt. 

Według Lecornu opracowanie i produkcja systemu zlecona ma zostać m.in. koncernom Rheinmetall, KNDS i Thales. Celem jest sfinalizowanie odpowiednich umów do końca roku.

Ministrowie obrony Francji i Niemiec: Sebastian Lecornu (z prawej) i Boris Pistorius
Ministrowie obrony Francji i Niemiec: Sebastian Lecornu (z prawej) i Boris Pistoriusnull Kay Nietfeld/dpa/picture alliance

Spory o podział zadań

Pistorius powiedział z kolei, że pozostało jeszcze kilka kwestii do wyjaśnienia, jednak podpisanie listu intencyjnego jest „kamieniem milowym” dla realizacji projektu. Jego zdaniem nie ma wątpliwości, że projekt zdobędzie poparcie większości w niemieckim Bundestagu.

MGCS jest odpowiednikiem koordynowanego przez Francję systemu walki powietrznej Future Combat Air System (FCAS), w którym uczestniczy również Hiszpania. W przyszłości połączy on czołgi w sieci danych z bronią pomocniczą, taką jak drony i inne systemy bezzałogowe. System ma zastąpić czołgi Leopard i Leclerc. Nieporozumienia dotyczące podziału zadań we wspólnym projekcie doprowadziły do opóźnień i napięć między Berlinem a Paryżem. Według agencji DPA projekt podzielono na osiem filarów. Obu krajom przypadnie wiodąca rola w dwóch filarach, zaś cztery pozostałe maja być koordynowane wspólnie.

(DPA,RTR, AFP/ widz)

Armia przyszłości. Bundeswehra przedstawia plany

„Niewłaściwy człowiek, w niewłaściwym czasie”. Wallace ostro o Scholzu

Brak charyzmy u kanclerza Niemiec  Olafa Scholza  (SPD) przyćmiewa znaczące wsparcie, jakiego Niemcy udzielają Ukrainie – powiedział były brytyjski sekretarz obrony Ben Wallace niemieckiej agencji prasowej DPA w Londynie.

– To niewłaściwy człowiek, w niewłaściwym miejscu, w niewłaściwym czasie – skrytykował Scholza polityk partii konserwatywnej. Powtórzył też swój wcześniejszy zarzut pod jego adresem. 

– Nie rozumie, jak działa odstraszanie, nie rozumie dwuznaczności. Strategiczna słabość kanclerza jest na rękę prezydentowi Rosji Władimirowi Putinowi. Scholz nie rozumie potrzeby demonstrowania zgodności sojuszników, a swoim stylem komunikowania umniejsza rzeczywisty ogromny wkład Niemiec w dozbrojenie Ukrainy – dodał.

Deutschland Berlin | Ben Wallace, Verteidigungsminister Großbritannien | PK mit Boris Pistorius
Ben Wallace, były brytyjski sekretarz obronynull Nadja Wohlleben/REUTERS

Taurusy kością niezgody

Wallace, niegdyś postrzegany jako kandydat na następcę sekretarza generalnego NATO Jensa Stoltenberga, zaapelował, by Niemcy dostarczyły Ukrainie systemy pocisków manewrujących Taurus.

– Scholz musi zdecydować, czy chce, by Ukraina wygrała tę wojnę, czy nie – powiedział w odpowiedzi na kolejną odmowę Scholza dostarczenia Ukrainie taurusów z zasobów Bundeswehry.

Obawy Scholza dotyczące eskalacji są zrozumiałe, ale bezpodstawne – twierdzi konserwatywny polityk, który był ministrem obrony Wielkiej Brytanii w latach 2019-2023. Jego zdaniem Scholz mylił się, sugerując, że Brytyjczycy i Francuzi udali się na Ukrainę, by oprogramować taurusy.

–  Brytyjscy i francuscy żołnierze nie muszą jechać na Ukrainę, by programować pociski manewrujące – podkreślił Wallace.

Scholz stanowczo sprzeciwia się dostarczaniu Ukrainie pocisków manewrujących Taurus. Obawia się, że jeśli Niemcy dostarczą pociski o zasięgu 500 kilometrów, Niemcy mogą zostać bezpośrednio uwikłane w wojnę.

Ukraine | nach russischem Raketenangriff in Tschernihiw
Zbombardowany Czernichów po ataku rosyjskim 17 kwietnia br.null Valentyn Ogirenko/REUTERS

Zamrożenie konfliktu na rękę Rosji

Wallace ostrzegł również przed zamrożeniem wojny w Ukrainie. Odniósł się w ten sposób do wypowiedzi lidera frakcji socjaldemokratów w Bundestagu, Rolfa Mützenicha (SPD). 

–  Problem z zamrożeniem polega na tym, że trzeba je zagwarantować – powiedział Wallace. – Ukraińcy powiedzieliby, że Wielka Brytania, USA, Niemcy i Francja nie dotrzymały tej gwarancji. – W zamian za zamrożenie konfliktu Ukraińcy mogliby zażądać członkostwa w NATO, argumentował Wallace. 

Ukraina do NATO?

Wallace unikał odpowiedzi na pytanie, czy  członkostwo Ukrainy w NATO to realna opcja. – Nie będę spekulować, jak mógłby wyglądać deal z Ukrainą. Ukraina musi o tym zdecydować. To oni stracili tysiące rodaków. I to oni teraz walczą – też w naszej sprawie, a nie my. – Nie tylko Rosja, także Niemcy i Francja nie zdecydowałyby się na taki krok, twierdzi Wallace.

Bez gwarancji bezpieczeństwa, zamrożenie konfliktu dałoby tylko Rosji czas na dozbrojenie i nową agresję, tak jak było w przypadku aneksji Krymu – ostrzega polityk.

(dpa/schw)

Wojna rozbija ukraińskie rodziny

Prasa o przemówieniu Macrona: „Błędna diagnoza”

Handelsblatt” zauważa: „W Berlinie dużo mówi się o przełomie w obronności oraz o europejskiej suwerenności w gospodarce. W rzeczywistości jednak Niemcy wciąż się ociągają w kwestiach militarnych oraz nie tracą nadziei, że USA pozostaną gwarantem polityki bezpieczeństwa. Z Donaldem Trumpem wszystko będzie dobrze – tak mniej więcej wygląda zakres myślenia strategicznego.

Dziennik „Frankfurter Allgemeine Zeitung” ocenia wystąpienie Emmanuela Macrona raczej krytycznie, pisząc: „Prezydent Francji dostrzega niebezpieczeństwo, że ‘nasza Europa’ może umrzeć. Jednak to, co teraz proponuje, aby temu zapobiec, to raczej drobiazgi. Jeśli przyjąć za miarę wcześniejsze analizy francuskiego prezydenta, o Europę w zasadzie nie trzeba się martwić. Niegdyś mówił o ‘śmierci mózgowej’ NATO, co okazało się błędną diagnozą. Dzięki Putinowi sojusz żyje i ma się dobrze. (…) Powtarzające się nawoływania Macrona do jedności europejskiej, którym znów towarzyszy wypaczony obraz stosunków transatlantyckich, służą tej sprawie równie mało, jak standardowe mętne tyrady na temat polityki europejskiej, które można usłyszeć w Brukseli czy Berlinie. ‘Europa’ nie ma problemu z przekonaniami czy rozpoznaniem problemu, ale raczej z działaniem. (…) Jeśli Macron teraz znowu wymyśli takie drobnostki, jak europejska akademia wojskowa, a wkład Francji w pomoc zbrojeniową dla Kijowa pozostanie nieproporcjonalny, obraz ten niewiele się zmieni.”

Frankfurter Rundschau” zaznacza: „Jednego nie można odmówić prezydentowi Francji Emmanuelowi Macronowi: jego miłość do ‘Europy’, jak teraz nazywa Unię Europejską, znalazła ujście w gorliwym przywiązaniu do humanistycznych wartości europejskich demokracji. To, że jego wystąpienie na czcigodnym Uniwersytecie Sorbona w Paryżu jednocześnie zawierało banalne wyborcze akcenty polityczne, dla 46-letniego Francuza nie stanowi sprzeczności. Półtora miesiąca przed wyborami europejskimi otwarcie wezwał francuskich rolników do ‘wzmocnienia’ wspólnej polityki rolnej, co po prostu oznacza większą pomoc finansową. W pierwszych reakcjach w stolicy Francji- niektórzy komentatorzy pytali, czy usłyszeli dyskurs europejskiego męża stanu czy może szefa kampanii wyborczej.”

Jak pisze regionalny dziennik „Die Glocke”: „Po raz kolejny Francuz – a niestety nie kanclerz Niemiec – wślizguje się w rolę siły napędowej Europy. Macron ma całkowitą rację, gdy dąży do tego, by europejska strategia obronna ze wspólnymi projektami zbrojeniowymi była realizowana w sposób równie zdecydowany, jak wspólna polityka przemysłowa i badawcza. (...) Berlin powinien zdecydowanie przyjąć ów impuls z Paryża. Tylko wtedy, gdy dwaj najważniejsi gracze UE – Francja i Niemcy – nadadzą tempo i zjednoczą siły, pojawi się tak pilnie potrzebna dynamika.”

Chcesz mieć stały dostęp do naszych treści? Dołącz do nas na Facebooku!

TikTok pod pręgierzem USA i UE

Nie ma chyba innej aplikacji tak popularnej wśród dzieci i młodzieży na całym świecie jak TikTok. Oraz innej, która jest aż tak kontrowersyjna. W minionych dniach chińska wideoplatforma kolejny raz naraziła się na nieprzyjemności. Oto przegląd sytuacji.

Co USA mają przeciwko TikTokowi?

Senat Stanów Zjednoczonych opowiedział się za przymusową sprzedażą chińskiej aplikacji w USA. Wcześniej ustawę przegłosowała Izba Reprezentantów. Teraz trafi ona na biurko prezydenta Joego Bidena, który już zapowiedział, że ją podpisze.

W myśl ustawy TikTok ma zostać sprzedany w ciągu 270 dni przez swój chiński koncern macierzysty Bytedance, a termin ten można ewentualnie przedłużyć o 90 dni. W przeciwnym razie TikTok musiałby zostać usunięty z App-Store'ów Apple'a, Google'a & Co.

Amerykańska inicjatywa parlamentarna przeciwko TikTokowi zrodziła się z obaw dotyczących ochrony danych: Bytedance jest podejrzewany o umożliwianie Komunistycznej Partii Chin dostępu do danych użytkowników. W USA to około 170 milionów ludzi. Konkretnie przypuszcza się, że TikTok mógłby zostać zmuszony do wydania danych użytkowników. Poza tym Chiny mogłyby wykorzystywać algorytm TikToka do celów propagandowych i dezinformacyjnych. Przedsiębiorstwo odrzuca te zarzuty.

Wielu młodych ludzi spędza całe godziny na TikToku
Skrolowanie bez końca: wielu młodych ludzi spędza całe godziny na TikTokunull Zacharie Scheurer/dpa-tmn/picture alliance

Dlaczego UE prowadzi postępowanie?

Również Unia Europejska kolejny raz wzięła TikToka na celownik, choć z zupełnie innych przyczyn. Nowe postępowanie ma służyć sprawdzeniu, czy funkcja nagradzająca nowej aplikacji TikTok Lite naraża na szwank zdrowie psychiczne młodzieży, a przez to narusza unijne przepisy. Aplikacja pojawiła się w kwietniu i jest obecnie dostępna w Europie jedynie we Francji i Hiszpanii.

Duże platformy społecznościowe jak Facebook, X (dawniej Twitter), Instagram i właśnie TikTok muszą od sierpnia 2023 roku spełniać normy Aktu o usługach cyfrowych (DSA), który ma uniemożliwiać nielegalną i szkodliwą działalność online. Zakazane są też tak zwane dark patterns, czyli praktyki manipulacyjne, służące przywiązywaniu użytkowników do platform.

AfD przyciąga coraz więcej młodszych wyborców

Komisja Europejska krytykuje TikToka za wprowadzenie aplikacji TikTok Lite w obu krajach UE bez uprzedniej odpowiedniej oceny zagrożeń. Koncern miał do 18 kwietnia czas na przedłożenie sprawozdania na ten temat, ale nie dotrzymał tego terminu. Otrzymał następnie nowy, 24-godzinny termin i według własnego oświadczenia przedstawił żądaną ocenę ryzyka 23 kwietnia.

Znana ze swoich nagrań tańców i popularna wśród młodzieży aplikacja w ten sposób na razie uniknęła grzywny. Unia może bowiem nakładać kary pieniężne w wysokości do jednego procenta rocznych przychodów przedsiębiorstwa. Mogła również zostać zablokowana sporna funkcja nagradzająca nowej wersji aplikacji (patrz niżej).

Już w lutym Unia wdrożyła postępowanie przeciwko TikTokowi. Chodziło wówczas między innymi o domniemaną niewystarczającą ochronę młodzieży.

Szczególnie popularne są filmy z tańcami na TikToku
Szczególnie popularne są filmy z tańcami na TikTokunull ROBIN UTRECHT/picture alliance

Uzależnienie od TikTok Lite

TikTok Lite zawiera nowy system punktowy, którego nie ma w wersji standardowej. Kto ogląda wiele filmów, lajkuje – czyli pozytywnie ocenia – treści, otrzymuje cyfrowe monety. Te monety można wymieniać na bony, na przykład na zakupy w Amazonie. Zdaniem Komisji Europejskiej ta funkcja jest szczególnie uzależniająca.

TikTok Lite jest szczególnie popularny wśród dzieci i młodzieży. Według warunków użytkowania osoby korzystające z aplikacji muszą mieć co najmniej 13 lat, a jeśli mają poniżej 18 lat, to oficjalną zgodę na to muszą wyrazić rodzice lub inni opiekunowie. Według innego zarzutu Komisji nie da się jednak stwierdzić, czy wiek użytkowników jest skutecznie weryfikowany.

Artykuł ukazał się pierwotnie na stronach Redakcji Niemieckiej DW.

Chcesz mieć stały dostęp do naszych treści? Dołącz do nas na Facebooku!

Nowa niemiecka partia kontra AfD. „Alternatywa to my”

Sojusz Sahry Wagenknecht, w skrócie BSW, powstał zaledwie w styczniu br., ale w sondażach partia ta osiąga już 6-7 procent poparcia w całych Niemczech, zaś na wschodzie kraju – nawet kilkanaście procent. Partia jest nowa, ale tworzą ją znane twarze: była komunistka i wieloletnia czołowa polityk niemieckiej lewicy Die Linke Sahra Wagenknecht zwerbowała część znanych postaci swej dawnej partii, jak eurodeputowany Fabio de Masi czy posłanka Lewicy Amira Mohamed Ali. To jednak nie jedyny powód rosnącej popularności nowego ugrupowania.

Według Sahry Wagenknecht tajemnica sukcesu jej partii tkwi przede wszystkim w słabości i błędach koalicji rządzącej w Niemczech.

– Mamy w Niemczech rząd, który jest bardzo niepopularny, prowadzi problematyczną politykę; który podjął błędne decyzje w wielu obszarach – powiedziała polityk na spotkaniu ze Stowarzyszeniem Prasy Zagranicznej (VAP) w Berlinie. – Niemiecka gospodarka jest w kryzysie. Istnieje zagrożenie, że wiele gałęzi przemysłu przeniesie się gdzieś indziej; mamy, a przynajmniej mieliśmy ostatnio, ponadprzeciętną inflację. Ludzie to odczuwają i dlatego odwracają się od  partii koalicji SPD, Zielonych i FDP – dodała.

Alternatywa dla Alternatywy dla Niemiec

To też powód, jak mówiła, dla którego tak mocno wzrosły w ostatnim roku notowania populistyczno-prawicowej Alternatywy dla Niemiec (AfD), będącej obecnie drugą siłą polityczną w Niemczech z 18-procentowym poparciem, zaś w niektórych wschodnich landach, jak Turyngia czy Saksonia jest na czele sondaży.

– Był to dla nas jeden z argumentów na rzecz założenia nowej partii – przyznała Wagenknecht. Jej zdaniem Lewica już nie potrafi dotrzeć do wyborców, którzy są niezadowoleni i „życzą sobie innej partii, poważnej alternatywy”. Zdaniem polityk sondaże potwierdzają, że „większość wyborców AfD popiera tę partię w ramach protestu” i nie popiera skrajnie prawicowych poglądów.  

 – Tym ludziom proponujemy teraz prawdziwą, poważną alternatywę, bez prawicowych ekstremistów i neonazistów – powiedziała.

Sahra Wagenknecht była współorganizatorką antywojennych demonstracji w Niemczech
Sahra Wagenknecht była współorganizatorką antywojennych demonstracji w Niemczechnull Joerg Carstensen/picture alliance

Podobnie jak AfD, partia Wagenknecht domaga się zaprzestania dostaw broni do Ukrainy, krytykuje sankcje wobec Rosji jako nieskuteczne i wzywa do rozpoczęcia negocjacji w celu zakończenia wojny. Jednak szefowa BSW zaprzecza, by w sprawie polityki zagranicznej jej ugrupowanie zajmowało takie same stanowisko, jak populistyczna prawica. Wskazała, że AfD popiera np. zbrojenie się Niemiec. – Nie chodzi nam o normalizację stosunków z Rosją, ale o to, by zrobić wszystko, co w naszej mocy, aby zakończyć tę wojnę – powiedziała. – Oczywiście potępiamy wojnę napastniczą, która narusza prawo międzynarodowe. Ale to nie zmienia faktu, że musimy myśleć o tym, jak ją zakończyć.

Oferta dla Putina

W ocenie niemieckiej polityk dostawy broni, w tym najnowszy amerykański pakiet pomocy militarnej dla Ukrainy o wartości 61 mld dolarów, „nie pomogą zakończyć wojny”. – Żądamy negocjacji – podkreśliła Wagenknecht, która już w ubiegłym roku współorganizowała w Berlinie antywojenne „Marsze dla pokoju”, a w przeszłości wiele razy sugerowała, że to rozszerzenie NATO na wschód sprowokowało agresję obawiającej się o swe bezpieczeństwo Rosji.

A jak konkretnie wyobraża sobie negocjacje z Rosją Putina? Pierwszy krok to „zamrożenie wojny”. – Złożyłabym ofertę, że przestaniemy dostarczać broń (Ukrainie), jeżeli jednocześnie nastąpi zawieszenie broni i rozpoczną się negocjacje – powiedziała szefowa BSW. – Nie wiem, czy Putin chce negocjować (…) ale dlaczego nie poddamy go próbie i nie przedstawimy oferty? Wtedy Rosja musiałaby odpowiedzieć i wiedzieliśmy, czy są skłonni do rozmów czy nie – dodała.

Wagenknecht powołała się też na niedawną publikację w „Foreign Affairs”, według której w pierwszych miesiącach po rosyjskiej napaści na Ukrainę toczyły się intensywne negocjacje pokojowe, a strony były gotowe na ustępstwa, przewidujące m.in. neutralność Ukrainy i wycofanie przez Rosję sprzeciwu wobec członkostwa Kijowa w UE. Ukraina miała zerwać negocjacje po ujawnieniu masakry w Buczy, dokonanej przez rosyjskie wojska. Jednak zdaniem niemieckiej polityk stracono wówczas szansę na zakończenie wojny.

Pierwszy test: eurowybory

Pierwszym testem dla BSW będą wybory do Parlamentu Europejskiego. W środę (24.04.2024) partia przedstawiła swój program wyborczy. Szefowa partii mówi, że celem jest wynik na poziomie 5 proc. albo wyższy. Jednym z głównych haseł BSW w kampanii przed eurowyborami jest pokój i to, by „Europa znów była pokojowym mocarstwem”. Slogany na plakatach wyborczych nawiązują także do sprawiedliwości społecznej i rozwoju gospodarczego. Nieobecny jest z kolei temat polityki migracyjnej, ważny dla pozostałych partii, szczególnie antyimigranckiej AfD.

– Nie chcemy podsycać resentymentów – tłumaczyła dziś zagranicznym dziennikarzom Amira Mohamed Ali z BSW. Ugrupowanie opowiada się jednak w swoim programie za ograniczeniem migracji do Niemiec, m.in. poprzez przeprowadzanie procedur azylowych na granicach UE i w krajach trzecich. Za kluczowe uważa też likwidację przyczyn migracji, jaką są konflikty.

Na dużo więcej niż w eurowyborach BSW może liczyć w wyborach regionalnych w Brandenburgii, Turyngii i Saksonii jesienią tego roku, gdzie obecnie ma – według różnych sondaży – od 10 do 17 procent poparcia.

Chcesz mieć stały dostęp do naszych treści? Dołącz do nas na Facebooku!

Macron ostrzega przed „śmiercią Europy”

– Istnieje ogromne ryzyko osłabienia, a nawet pozostania w tyle – dodał francuski prezydent. W tym samym miejscu, na paryskim Uniwersytecie Sorbona, w 2017 roku Emmanuel Macorn wygłosił przemówienie na temat polityki europejskiej, uznawane za przełomowe. – Czas, w którym Europa zaopatrywała się w energię i nawozy z Rosji, wytwarzała swoje produkty w Chinach i oddawała swoje bezpieczeństwo w ręce USA, wreszcie dobiegł końca – zaznaczył Macron w czwartkowym (25.04.2024) przemówieniu, powtarzając swój apel o większą suwerenność Europy.

Suwerenność i bezpieczństwo Europy

– Silna Europa to Europa, która budzi szacunek i dba o swoje bezpieczeństwo – powiedział francuski prezydent, wzywając do „wiarygodnej europejskiej obrony”. – W nadchodzących miesiącach zapraszam wszystkich partnerów do zbudowania europejskiej inicjatywy obronnej – mówił.

Taka inicjatywa miałaby obejmować między innymi utworzenie europejskiej akademii wojskowej. Niezbędne są również europejskie zdolności w zakresie cyberbezpieczeństwa. – Europa musi być w stanie bronić tego, co jest bliskie jej sercu; z sojusznikami, jeśli są na to gotowi, ale także samodzielnie, jeśli będzie to konieczne – podkreślił.

Jak apelował Macron, „Europa musi pokazać, że nigdy nie będzie wasalem USA”. Ponadto wezwał ponownie, by preferować europejską produkcję sprzętu wojskowego i zaciągać z tego tytułu wspólne długi; żądań tych Berlin jeszcze w pełni nie podziela.

Emmanuel Macron zapowiedział, że Francja odegra w tym swoją rolę. Odstraszanie nuklearne, którym dysponuje, jest – jak zaakcentował – „istotnym elementem obrony kontynentu europejskiego”. – Dzięki tej wiarygodnej obronie możemy budować gwarancje bezpieczeństwa, których oczekują nasi partnerzy w całej Europie – podkreślił.

Francuski prezydent opowiedział się również za ściślejszą współpracą w walce z nielegalną imigracją. Skrytykował przy tym brytyjskie plany deportacji imigrantów do Rwandy, choć bezpośrednio tego planu nie wskazał. – Nie wierzę w model, który polega na znajdowaniu państw trzecich na kontynencie afrykańskim – mówił. Jego zdaniem jest to „geopolityka cynizmu, która zdradza nasze wartości, tworzy nowe zależności i okaże się całkowicie nieefektywna”.

Dlaczego Niemcy nie mają własnej broni atomowej?

Handel, obronność, energia

W odniesieniu do polityki gospodarczej, Emmanuel Macron wezwał do „reorientacji” europejskiej polityki handlowej, by lepiej bronić interesów własnych Europy. – To nie może zadziałać, jeśli jesteśmy jedynymi, którzy przestrzegają zasad handlu (...), podczas gdy Chińczycy i Amerykanie tego nie robią, a zamiast tego subwencjonują krytyczne sektory.

Preferencyjne traktowanie europejskich produktów w dziedzinie obronności i przestrzeni kosmicznej powinno być zapisane w traktatach europejskich. Powinny też istnieć wyjątki w zakresie subwencji w kluczowych sektorach, jak sztuczna inteligencja i zielone technologie. Obejmuje to również energię jądrową, która jest niskoemisyjna. – Powinniśmy zobowiązać się do stworzenia Europy energii jądrowej – apelował Emmanuel Macron. Wezwał jednocześnie do dalszego rozszerzania europejskiego sojuszu nuklearnego, który liczy już 15 członków.

Mając na uwadze zbliżające się wybory, francuski prezydent ostrzegł przed „powrotem propagandy i dezinformacji”. Wprawdzie nacjonaliści i antyeuropejczycy już nie wzywają swoich krajów do opuszczenia UE, ale zachęcają do lekceważenia jej zasad. – Nie chcą opuścić wspólnego domu i go burzyć, ale też i chcą łamać jego zasady i przestać płacić czynsz – mówił Emmanuel Macron.

Obóz Macrona jest obecnie daleko w tyle za prawicowo-populistyczną partią Zjednoczenie Narodowe (Rassemblement national / RN), która w sondażach uzyskuje około 30 procent głosów. Macron już w roku 2017 – w tej samej reprezentacyjnej sali wykładowej na Sorbonie – wzywał do większej suwerenności Europy i silniejszej wspólnej obrony.

(AFP/jak)

Chcesz komentować nasze artykuły? Dołącz do nas na Facebooku! >>

Pentagon był przygotowany. Broń dla Ukrainy już czeka

Teraz wszystko ma się odbyć szybko: amerykańskie dostawy amunicji trafią do Ukrainy przez Polskę, Niemcy i inne kraje Europy. Departament obrony w Waszyngtonie poczynił już w minionych miesiącach przygotowania na „dzień X”.

Chodziło o podjętą niedawno przez Kongres decyzję o zatwierdzeniu nowego pakietu pomocy dla Ukrainy wartości 60 miliardów dolarów (56 miliardów euro). Na froncie we wschodniej Ukrainie siły ukraińskie znajdują się już od miesięcy pod zmasowanym ostrzałem rosyjskiej artylerii, na który prawie nie są już w stanie odpowiadać z powodu braku amunicji.

Ukraina. Kobiety rozminowują teren

– Myślę, że departament obrony w minionych tygodniach ciężko pracował, żeby osiągnąć gotowość – powiedział w wywiadzie dla DW były naczelny dowódca amerykańskich wojsk lądowych w Europie Ben Hodges. Niemiecki ekspert w sprawach bezpieczeństwa Nico Lange interpretuje to tak, że Pentagon zdążył już przygotować transporty, które teraz bardzo szybko dotrą na zachodnie granice Ukrainy.

Zdecentralizowana logistyka w Ukrainie

Stamtąd – jak wyjaśnia Nico Lange w rozmowie z DW – dostawy będą przewożone na front za pomocą pomysłowego, zdecentralizowanego systemu transportowego, który chroni je przed rosyjskim atakiem z powietrza. – Nowy sprzęt nie zostanie w całości załadowany na jeden pociąg, który mógłby być wtedy atrakcyjnym celem uderzenia, lecz zostanie podzielony na różne pociągi, które jeżdżą także w nocy, i trafi następnie do odpowiednich miejsc operacji – tłumaczy ekspert. Ukraina dysponuje obecnie również flotą zachodnich pojazdów do przewożenia ciężkich ładunków drogami. W Ukrainie obowiązuje nocna godzina policyjna, co utrudnia rosyjskim szpiegom lokalizację szlaków zaopatrzenia.

Emerytowany generał Ben Hodges
Generał dywizji Ben Hodges był do przejścia w stan spoczynku w 2017 roku naczelnym dowódcą sił amerykańskich w Europie. Mieszka w Niemczechnull DW

– Rosyjskie lotnictwo wojskowe, które ma ogromną przewagę pod względem liczby i jakości samolotów, nie było dotychczas w stanie zniszczyć ani jednego pociągu ani konwoju, który przewoził amunicję bądź sprzęt z Rzeszowa do Ukrainy i przez Ukrainę – mówi były amerykański generał dywizji Ben Hodges.

Z Niemiec do Rzeszowa

Po polskiej stronie granicy z Ukrainą regionalne lotnisko w Rzeszowie jest najważniejszym punktem odbioru zachodniej pomocy. Hodges zakłada, że lądują tam amerykańskie samoloty przylatujące z Niemiec. Czy to koleją, czy samolotami C-17, które transportują sprzęt do Rzeszowa – logistyka sił amerykańskich potrafi według niego działać szybko.

Pojazdy wojskowe USA na nabrzeżu w Bremerhaven w północnych Niemczech.
Amerykańskie pojazdy wojskowe na nabrzeżu w Bremerhaven w północnych Niemczech. Tamtejszy port należy od końca II wojny światowej do najważniejszych baz logistycznych sił zbrojnych USA w Europienull Jochen Tack/dpa/picture alliance

Hodges ocenia, że Niemcy są najważniejszym węzłem transportowym, jeśli chodzi o amerykańskie dostawy dla Ukrainy – „ze względu na ich położenie geograficzne, świetnie rozwiniętą infrastrukturę, a wreszcie prawie 80-letnią obecność USA w Niemczech i współpracę z tym krajem”.

Na południowym zachodzie Niemiec, w Nadrenii-Palatynacie, znajduje się również największy magazyn amunicji sił amerykańskich poza USA. Miesau Army Depot leży bardzo blisko największej bazy amerykańskiego lotnictwa wojskowego w Europie w Ramstein.

Pociski ATACMS o zasięgu 300 kilometrów

Ben Hodges powiedział, że częścią najnowszego pakietu pomocy są po raz pierwszy pociski artyleryjskie typu ATACMS o zasięgu 300 kilometrów, o czym zapewnili go jego rozmówcy w Waszyngtonie. Wcześniej prezydent Joe Biden zgadzał się na dostawy broni o zasięgu tylko 150 kilometrów, czyli podobnym do tego, jaki mają przekazywane Ukrainie pociski Scalp i Storm Shadow z Francji i Wielkiej Brytanii.

Lotnisko w Rzeszowie
Lotnisko w Rzeszowie przeobraziło się w ciągu dwóch lat pełnoskalowej rosyjskiej inwazji na Ukrainę w najważniejszy punkt zaopatrzenia Ukrainy w broń i amunicję z Zachodunull Laine Nathan/abaca/picture alliance

Hodges uważa, że dzięki nowym dostawom Ukraina będzie mogła atakować struktury dowodzenia oraz magazyny amunicji i broni Rosjan. Co więcej: – Zamiast czekać na start rosyjskich rakiet i samolotów, a następnie próbować je przechwytywać lub zestrzeliwać, znacznie efektywniej jest zniszczyć miejsce, z którego nadlatują – wskazuje amerykański wojskowy.

Artykuł ukazał się pierwotnie na stronach Redakcji Niemieckiej DW.

Charków. Elektrycy ryzykują życie

„Pożyteczni idioci”. Niemiecka prasa o aferze wokół AfD

Po Russiagate i doniesieniach nt. działań na rzecz Kremla od kilku dni głównym tematem wokół AfD jest zatrzymanie asystenta głównego kandydata tej partii w eurowyborach. Zarzut to szpiegostwo na rzecz Chin: przekazywanie cennych informacji z działań PE oraz nt. chińskiej opozycji w Europie. Pomimo afery szpiegowskiej poseł AfD Maximilian Krah pozostaje liderem populistycznej partii na wybory do Parlamentu Europejskiego, a partia go broni. Komentatorzy w największych niemieckich gazetach są tym oburzeni.

AfD to „pożyteczni idioci”

„Jeśli nieekstremistyczna część AfD miała rację, że partia ta jest moralnie lepsza od establishmentu, bo zrzesza prawdziwych patriotów z czystymi kontami, powinno być im łatwo się oczyścić. Zamiast tego w letnim podejściu do szemranej relacji Kraha z Chinami i Rosją widać całą podwójną moralność AfD, jeśli w ogóle można tu jeszcze mówić o moralności. Fakt, że teraz skarży się, że rząd i inne partie ją zaatakowały, to kiepski żart, biorąc pod uwagę, z czym po drodze jest samej AfD. Czy jej wyborcom przeszkadza to, że jest tak zdeprawowana? Niestety zdecydowanie za mało. Bo nie wiedzą co robią” – pisze o sprawie „Frankfurter Allgemeine Zeitung”.

„W ostatnich tygodniach AfD została przekształcona nie do poznania. Jako partia, która nie jest alternatywą za, ale przeciw Niemcom. Która tak otwarcie agituje przeciw liberalnej demokracji i zachodnim wartościom, że nie tylko toleruje, ale wręcz dąży do podejrzanych kontaktów z autokratami i oligarchami – i teraz ma jeszcze w swoich szeregach masową sprawę szpiegowską. Przewodniczący Chrupalla i Weidel nieprzekonująco usiłują zminimalizować szkody. Działają bez planu i nieporadnie. Pozostawia to niepochlebny obraz AfD jako ryzyka dla bezpieczeństwa Niemiec i pożytecznych idiotów” – cenia „Kölner Stadt-Anzeiger” z Kolonii.

„Odpowiedzialni są także liderzy AfD”

„Liderzy AfD Alice Weidel i Tino Chrupalla mają problem, by wypchnąć słonia Maksymiliana Kraha ze składu porcelany. Początek europejskiej kampanii wyborczej i prawdopodobnie też większość pozostałych wydarzeń Weidel i Chrupalla rozegrają bez wyraźnego głównego kandydata. Brakuje jednak woli i konsekwencji, by całkowicie wykluczyć z wyścigu” – pisze „Leipziger Volkszeitung”.

Lider AfD przed sądem. Nazisowski slogan

„Ale to nie tylko Krah jest odpowiedzialny za to nieszczęście. Odpowiedzialni są także liderzy partii, którzy nie zapobiegli jego kandydaturze. Bo zarzuty zbyt bliskich stosunków z Rosją i Chinami chodzą za nim od dawna. Od dłuższego czasu podejrzewany o nie był także jego aresztowany pracownik. Głównie z powodów taktycznych wspierał swojego saksońskiego kolegę partyjnego Chrupalla, także  Weidel go nie powstrzymała” – czytamy.

„AfD liczy, że historia wygaśnie”

„Już samo zdemaskowanie chińskiego szpiega w otoczeniu europosła Maximiliana Kraha to skandal. A że przybiera on teraz coraz większe rozmiary to sprawa polityka AfD i przywództwa jego partii – a nie agentów Pekinu. W Alternatywie dla Niemiec to reguła, że jeśli pojawiają się zarzuty przeciw jej prominentnym członkom - jak Björn Höcke, Petr Bystron czy obecnie Krah – w pierwszej fazie partia nie chce o nich nic wiedzieć” – pisze „Volksstimme”.

„W drugiej fazie zainteresowani wyrażają własną niewiedzę, nieświadomość bezprawia i personalnych konsekwencji: Krah ani myśli zrezygnować z kandydowania w wyborach europejskich. Potem następuje faza trzecia: kierownictwo partii udziela mu wsparcia i – podobnie jak sam ludowy pretorianin Krah – liczy, że historia szybko wygaśnie. Tak się nie stanie: polityczna odpowiedzialność Kraha za szpiegostwo na rzecz Pekinu to żadnen mały grzeszek, a palący powód, aby wycofać się z kandydowania” – ocenia gazeta z Magdeburga.

(DPA/mar)

 

Chiny i Rosja szpiegują w Niemczech na potęgę. „Musimy działać szybko”

Biuro prasowe niemieckiego prokuratora generalnego pracuje ostatnio na wysokich obrotach: „Aresztowanie w związku z podejrzeniem o agenturalną działalność w tajnych służbach” to nagłówek jego komunikatu prasowego z 23 kwietnia. Dokładnie taki sam nagłówek ma komunikat z poprzedniego dnia. W obu tych wypadkach czwórce podejrzanych, trzem mężczyznom i jednej kobiecie, zarzuca się szpiegostwo na rzecz Chin.

„Aresztowania pod zarzutem działalności wywiadowczej i członkostwa w zagranicznej organizacji terrorystycznej ‘Doniecka Republika Ludowa' (DRL)” to z kolei tytuł wiadomości z 18 kwietnia dotyczącej dwóch mężczyzn, którzy na zlecenie Rosji mieli planować ataki na cele wojskowe w Niemczech.

Szpiedzy Chin w Niemczech: „Musimy działać szybko” 

Aresztowania wywołały pełne zaniepokojenia komentarze. Pełen obaw jest przewodniczący parlamentarnej komisji ds. kontroli tajnych służb, poseł Partii Zielonych Konstantin von Notz. – Musimy wreszcie zrozumieć, że tu się rozchodzi o nadzwyczaj poważne i całkiem realne zagrożenie naszego bezpieczeństwa – podkreśla. – Jako zdolna do obrony demokracja musimy działać szybko i zdecydowanie, zarówno w zakresie ścigania karnego, jak i ujawniania szpiegowskich struktur i sieci przez wszystkie organy bezpieczeństwa – apeluje.

Że tak się właśnie dzieje, zapewnia w rozmowie z DW Thomas Haldenwang, prezes Urzędu Ochrony Konstytucji (BfV), czyli kontrwywiadu. – Zainicjowaliśmy te dochodzenia. A gdy dowody były jednoznaczne, sprawę mogliśmy przekazać policji i prokuraturze – wyjaśnia.

Kontrwywiad kreśli globalne cele Chin

Dla szefa niemieckiego kontrwywiadu obecny rozwój sytuacji nie jest zaskoczeniem. To, do czego według kierowanego przezeń urzędu Chiny są zdolne, można przeczytać w raporcie o ochronie konstytucji z 2023 roku: „Globalne ambicje Chin są realizowane przez ogólne dążenie do coraz większej potęgi, co wzmocni własne dążenia do organizacji i przywództwa, a także pozwoli na jeszcze większą intensyfikację działań szpiegowskich, jak i wywierania wpływu przez podmioty państwowe”.

Trudne stosunki niemiecko-chińskie

O potencjale zagrożeń prezes BfV mówił również na sympozjum zorganizowanym przez jego urząd w Berlinie, które odbyło się w dniu aresztowania podejrzanej o szpiegostwo trójki. – Chiny mają czas – tłumaczy Haldenwang w odpowiedzi na pytanie DW o to, jaką strategię szpiegowską ma ten kraj. – Do 2049 roku chcą stać się potęgą polityczną, militarną i gospodarczą numer jeden na świecie. W tym kierunku zmierzają stale, zarówno w sposób legalny, jak i z użyciem środków nielegalnych – wyjaśnia szef Urzędu Ochrony Konstytucji.

Klasyczne cele szpiegów: uniwersytety i firmy

Przykładem tego jest wykorzystywanie chińskich pracowników naukowych i studentów goszczących na niemieckich uniwersytetach. – Ci ludzie są zobowiązani do przekazywania informacji państwu – mówi Haldenwang. Niemiecka minister oświaty i badań Bettina Stark-Watzinger z FDP traktuje to ostrzeżenie równie poważnie: – W naszych kontaktach z Chinami nie możemy być naiwni – mówi. Potrzebne jest „jeszcze bardziej krytyczne wyważanie ryzyka i korzyści z takiej współpracy, zwłaszcza w nauce i na uniwersytetach”.

Tak samo ocenia to również Urząd Ochrony Konstytucji w odniesieniu do gospodarki. Jego prezes zwraca uwagę, że skutkiem każdego joint venture i każdej inwestycji bezpośredniej jest przyjazd menedżerów i innych pracowników z Chin do Niemiec, co otwiera kolejną furtkę do potencjalnych działań szpiegowskich: – Tajemnice handlowe mogą trafić także do Chin – uważa Haldenwang.

Potwierdzają to m.in. ostatnie doniesienia mediów o wieloletnim wykradaniu tajemnic Volkswagena poprzez cyberataki. Ich ślady prowadzą własnie do Chin.

Szpieg w zespole polityka AfD?

Do tego scenariusza może pasować człowiek aresztowany z podejrzenia o działalność agenturalną. Szczególnie pikantnym jest fakt, że to bliski współpracownik Maximiliana Kraha, czołowego kandydata Alternatywy dla Niemiec (AfD) w rozpisanych na czerwiec wyborach europejskich. Tę partię, którą Urząd Ochrony Konstytucji obserwuje w całym kraju jako przypadek podejrzenia o skrajnie prawicową działalność, coraz to posądza się również o utrzymywanie bliskich kontaktów z Rosją.

Ustalenia służb wywiadowczych mówią, że kierowane z Moskwy działania szpiegowskie inaczej niż w wypadku działań chińskich koncentrują się często na celach krótkoterminowych. Po sprzecznym z prawem międzynarodowym ataku Rosji na Ukrainę ta diagnoza zdaniem Haldenwanga wydaje jeszcze bardziej słuszna niż kiedykolwiek wcześniej. – W obliczu gorącej wojny z ogromnym użyciem siły przez Rosję zaniechaniem byłoby nie wychodzić z założenia, że jej służby wywiadowcze są zdolne i skłonne do prowadzenia złożonych operacji w Europie – uważa szef BfV.

Celują w ludzi o prorosyjskich poglądach

Prezes Urzędu Ochrony Konstytucji spodziewa się dalszego wzrostu aktywności rosyjskich szpiegów. Stąd również konieczność zatrudnienia nowego personelu. Krótko po rozpoczęciu wojny Niemcy wydaliły w 2022 r. około 40 dyplomatów podejrzanych o działalność szpiegowską, którzy byli akredytowani przy rosyjskiej ambasadzie w Berlinie. Jednak ich miejsca miały już zostać zapełnione.

Prezydent Rosji Władimir Putin bierze również na celownik mieszkających w Niemczech ludzi z rosyjskim pochodzeniem. – Jak dotąd społeczność ta okazała się bardzo odporna na takie próby – podkreśla Haldenwang. W tym kręgu ludzi zdarzają się jednak również pojedyncze przypadki osób mocno sympatyzujących z Putinem i Rosją. – Pod tym względem może tu istnieć pewna grupa ludzi, którzy również są gotowi działać tak, jak tego oczekuje Rosja – sądzi szef niemieckiego kontrwywiadu.

Minister Faeser chwali

Niemiecka minister spraw wewnętrznych Nancy Faeser pozytywnie podsumowuje bezprecedensowe aresztowanie sześciorga podejrzanych o szpiegostwo w ciągu sześciu dni: – Nasze organy bezpieczeństwa, przede wszystkim Urząd Ochrony Konstytucji, znacznie wzmocniły ochronę kontrwywiadowczą. Dzięki temu chronimy się przed hybrydowymi zagrożeniami ze strony rosyjskiego reżimu, ale także przed szpiegostwem ze strony Chin. Najnowsze sukcesy śledcze tego dowodzą.

„Dostrzegamy coraz silniejsze próby”. Urząd przestrzega przed „naiwnością” wobec Chin

Po zatrzymaniach podejrzanych szpiegów Chin niemiecki Urząd Ochrony Konstytucji wzywa polityków i firmy do zachowania czujności w kontaktach z państwami autorytarnymi, zwłaszcza z Chinami. „Dostrzegamy coraz silniejsze próby wywierania wpływu nielegalnymi środkami w polityce, biznesie i nauce, ale także klasyczne szpiegostwo” – stwierdził w środę wiceprezes Federalnego Urzędu Ochrony Konstytucji (BfV) Sinan Selen podczas konferencji dotyczącej bezpieczeństwa w Berlinie, wspólnego wydarzenia Urzędu i stowarzyszenia ASW (Sojusz na rzecz Bezpieczeństwa w Gospodarce).

Sinan Selen, wiceszef Urzędu Ochrony Konstytucji i Volker Wagner, ASW
Sinan Selen, wiceszef Urzędu Ochrony Konstytucji i Volker Wagner, ASWnull Britta Pedersen/dpa/picture alliance

Odbyło się ono pod hasłem „Aspiracje Chin na świecie – wpływ na bezpieczeństwo niemieckich firm i polityki”. Ostrzegano na nim, że Chiny stosują szereg nielegalnych metod: zarówno kasyczne szpiegostwo, jak i cyberataki, uzależnianie ekonomiczne czy kradzież technologii. Niemcy są na to szczegónie narażone i stanowią atrakcyjny cel z uwagi na rozwinięty sektor przemysłowy i technologiczną, otwartość w relacjach gospoodarczych z Chinami i mocną pozycję w regionie.

– Myślę, że jesteśmy na drodze od bardzo naiwnego i wysokiego poziomu optymistycznego nastawienia do partnerów gospodarczych do bardziej realistycznego, być może bardziej odpornego i zróżnicowanego podejścia, jeśli chodzi o partnerstwa i ochronę Niemiec jako celu inwestycji – dodał Selen.

Wg Urzędu najwyższy czas dokonać w tej kwestii realistycznej oceny. Jak przestrzega, w przypadkach,  gdzie niemieccy menedżerowie byli ws. zagranicznych inwestycji „zbyt naiwni i optymistyczni”, ich firmy „praktycznie się rozwiązały”.

Napięta wizyta w Chinach

Jak przestrzegł Selen, chińskie firmy prezentują się jako prywatne, ale w rzeczywistości wszystkie podlegają i są wspierane przez chiński reżim: – Niemieccy gracze wchodzą w interakcje nie tylko z tymi chińskimi odpowiednikami, z ich partnerami handlowymi. W tle jest całe chińskie państwo... które ma własne interesy i korzysta ze wszystkich dostępnych w tym celu środków.

Środki bezpieczeństwa w Chinach

Selen wskazał też, że Urząd Ochrony Konstytucji, czyli kontrwywiad, zwracał już uwagę na zagrożenia związane z oprogramowaniem do rozliczeń podatkowych, które dają władzom państw dostęp do danych firm.

Na konferencji rozmawiano o tym, jak zwiększyć bezpieczeństwo Europejczyków i ich działalności w państwach autorytarnych. Już teraz aby zabezpieczyć się przed tym ryzykiem, a także złośliwym oprogramowaniem, niemieckie firmy wysyłają teraz swoich pracowników do Chin z „pustymi” urządzeniami, które działają poza korporacyjnymi sieciami.

Dyrektor zarządzający ASW Günther Schotten przestrzegł z kolei, że osoby podróżujące do Chin służbowo powinny pamiętać, że ich dokumenty nie są bezpieczne także, jeśli przechowuje się je w chińskich sejfach hotelowych.

Wiceszef Urzędu wzywa do ochrony

Wiceszef Urzędu Ochrony Konstytucji przestrzegł, że chińscy przywódcy realizują długoterminowy cel – „światowe przywództwo” do 2049 r. – właśnie poprzez gromadzenie wiedzy i wpływów w obszarze robotyki, lotnictwa i kosmonautyki, automatyzacji. Wg Selena, izolacja Chin nie jest dobrym rozwiązaniem dla Zachodu. Zamiast tego należy rozpoznać ryzyka i zwłaszcza w kluczowych technologiach ograniczyć zależności od Chin i wdrożyć solidne środki bezpieczeństwa.

Chiny mocno skupiają się na budowaniu zależności gospodarczych, aby mogły je w przyszłości wykorzystać politycznie – powiedziała z kolei kierowniczka Centrum Chin na Uniwersytecie w Bremie Sandra Heep. W relacjach Chin z Rosją nie chodzi głównie o kwestie gospodarczych, a o podobieństwa ideologiczne – postrzeganie siebie jako mocarstw, które po „okresie upokorzenia” chcą odzyskać poprzedni status.

Jak dodał prezes ASW Alexander Borgschulze, ochrona przed szpiegostwem przemysłowym nie dotyczy więc tylko firmy, ale także całą RFN, którą obce mocarstwa „próbują systematycznie osłabić”.

W tym kontekście Selen wspomniał o ostatnich ustaleniach mediów ws. Volkswagena: wg „Spiegla” i ZDF niemiecki gigant był od lat szpiegowany i okradany z tajemnic zakładowych – prawdopodobnie przez hakerów właśnie z Chin. „To wpisuje się to całkowicie w nasz obraz sytuacji” – stwierdził wiceszef Urzędu Ochrony Konstytucji.

Aresztowania szpiegów. AfD jako chińska kolumna

Wpisują się w niego też inne ostatnie doniesienia. W poniedziałek w Dreźnie zatrzymano podejrzanego o szpiegostwo na rzecz Chin asystenta europosła AfD Maksymiliana Kraha. Prokuratura Generalna podała, że od stycznia ubiegłego roku wielokrotnie przekazywał on informacje o negocjacjach i decyzjach w Parlamencie Europejskim i szpiegował członków chińskiej opozycji w Niemczech. Sam Krah, jak inni członkowie AfD, od dawna prezentował bezkrytyczne stanowisko wobec Chin i Rosji.

Maximilian Krah
Maximilian Krahnull Sebastian Kahnert/dpa/picture alliance

W środę w Berlinie na wspólnej konferencji z brytyjskim premierem Rishi Sunakiem do sprawy odniósł się Olaf Scholz. – Nie możemy zaakceptować szpiegostwa przeciwko nam, nieważne z jakiego pochodzi ono kraju – powiedział kanclerz. – Zarzuty wobec AfD są bardzo niepokojące – ocenił, dodając, że nie będzie dalej komentował sprawy, aby nie zaszkodzić postępowaniu sądowemu.

Także w  poniedziałek w Duesseldorfie i Bad Homburg aresztowano trzy osoby podejrzane o szpiegostwo na rzecz Chin. Dwóch mężczyzn i jedna kobieta mieli pozyskiwać informacje o technologii wojskowej w Niemczech, przydatne dla zwiększenia zdolności bojowej chińskiej marynarki wojennej.

Groźne doniesienia ws. działalności Chin zbiegły się w czasie z ujawnieniem Russiagate. Tak media określiły akcję Kremla mającą na celu wpłynięcie na wynik czerwcowych wyborów do PE poprzez dezinformację, fake newsy i korumpowanie polityków. Przedmiotem tych działań Rosji mieli być w Niemczech również działacze AfD.

(DPA, Reuters/mar)

Lubisz nasze artykuły? Zostań naszym fanem na facebooku! >> 

Pomoc Palestyńczykom. Niemcy wznowią współpracę z UNRWA

Jak wynika ze wspólnego oświadczenia opublikowanego w środę (24.04.2024) przez ministerstwa rozwoju i spraw zagranicznych, z zadowoleniem przyjęły one raport z dochodzenia ws.  Agencji Narodów Zjednoczonych ds. Pomocy Uchodźcom Palestyńskim na Bliskim Wschodzie (UNRWA), które prowadzi była francuska minister spraw zagranicznych Catherine Colonne.

Zalecenia raportu Colonny muszą zostać bezzwłocznie wdrożone. „W tym kontekście i wspierając te zalecenia rząd niemiecki wkrótce będzie kontynuować współpracę z UNRWA w Strefie Gazy” – czytamy.

Oba ministerstwa wskazują, że Australia, Kanada, Szwecja i Japonia już podjęły ten krok. Niemcy będą ściśle współpracować z najbliższymi partnerami międzynarodowymi w sprawie wypłaty dodatkowych środków. Krótkoterminowe potrzeby finansowe UNRWA w Strefie Gazy są obecnie pokrywane z innych dostępnych środków – wynika z oświadczenia.

Zarzuty pod adresem UNRWA 

Dochodzenie ws. UNRWA zostało wszczęte wskutek zarzutów, że pracownicy agencji byli zamieszani w atak na izraelskie tereny graniczne dokonany przez radykalną islamską organizację palestyńską Hamas  7 października, w wyniku którego zginęło ponad 1200 osób. Niemcy i inne państwa wstrzymały tymczasowo płatności dla UNRWA. Niemiecki rząd jednak wspierał inne organizacje humanitarne zaopatrujące ludność palestyńską.

Jak podkreślają obecnie oba niemieckie ministerstwa: „Kontynuując ścisłą współpracę, wspieramy kluczową i niezastąpioną rolę UNRWA w zapewnianiu pomocy ludności w Strefie Gazy”. „To jest obecnie ważniejsze niż kiedykolwiek, ze względu na utrzymującą się tam humanitarną katastrofę”. Jednocześnie oba resorty zaapelowały, aby agencja pomocowa ONZ poprawiła kontrolę w obsadzaniu swoich stanowisk oraz wprowadziła zewnętrzny nadzór. Konieczne jest także ciągłe weryfikowanie list pracowników z izraelskimi organami bezpieczeństwa i rozszerzanie szkoleń wewnętrznych.

(RTR/jar)

Chcesz mieć stały dostęp do naszych treści? Dołącz do nas na Facebooku!

Cypr. Wyspa przyciąga bogatych Rosjan i Irańczyków

Pomoc USA dla Ukrainy. „Dostawy jeszcze w tym tygodniu”

Pakiet jest wart łącznie 95 miliardów dolarów (385 miliardów złotych). 61 miliardów dolarów z tej kwoty przeznaczone jest dla zaatakowanej przez Rosję Ukrainy. Po zdominowanej przez opozycyjnych Republikanów Izbie Reprezentantów projekt ustawy zatwierdził również Senat, w którym większość mają Demokraci Bidena. Za głosowało 79 senatorów, przeciw padło 18 głosów.

Biden podpisze natychmiast

Biden zapowiedział, że podpisze ustawę, gdy tylko „trafi ona jutro na moje biurko”, i zwróci się do mieszkańców USA. Dostawy broni i sprzętu na Ukrainę mają się rozpocząć według prezydenta jeszcze w tym tygodniu. Przyjęcie pakietu pomocy dowodzi według niego, że Stany Zjednoczone stoją „zdecydowanie za demokracją i wolnością”, a „przeciwko tyranii i uciskowi”.

Według lidera demokratycznej większości w Senacie Chucka Schumera przesłanie jest takie, że USA „nie odwrócą się plecami” od Ukrainy. Rzecznik Pentagonu powiedział we wtorek, że nowa pomoc mogłaby być dostarczona Ukrainie „w ciągu kilku dni”.

Lider Demokratów w Senacie Chuck Schumer
Lider Demokratów w Senacie Chuck Schumernull Annabelle Gordon/CNP/abaca/picture alliance

Podziękowania od Zełenskiego

Prezydent Ukrainy podziękował Senatowi USA za uchwalenie wielomiliardowego pakietu pomocy dla jego kraju. Wołodymyr Zełenski cieszy się, że ustawa zostanie wkrótce podpisana.

Ustawa pozwala Bidenowi na konfiskatę i sprzedaż rosyjskich aktywów, a także przekazanie Ukrainie uzyskanych w ten sposób pieniędzy na finansowanie odbudowy kraju. Ten krok został przyjęty z zadowoleniem przez inne państwa z grupy G7.

Głębokie podziały, głębokie rysy

Rosja rozpoczęła wojnę przeciwko Ukrainie w lutym 2022 roku. Teraz ukraińska armia cierpi na brak amunicji i ma trudności z rekrutacją nowych żołnierzy. Ukraina liczy się z tym, że w nadchodzących miesiącach może dojść do jeszcze silniejszej od dotychczasowych, letniej ofensywy rosyjskiej.

Debata na temat wsparcia dla Ukrainy odsłoniła w USA głębokie podziały między Demokratami a Republikanami, ale także głębokie rysy w samej partii konserwatywnej. Podczas gdy niektórzy republikańscy twardogłowi sprzeciwiają się wysyłaniu pieniędzy za granicę, Demokraci uważają pomoc dla Ukrainy za inwestycję w zabezpieczanie Stanów Zjednoczonych przeciw rosyjskiej agresji.

Podziękowania również z Izraela

Podziękowania dla amerykańskiego Senatu za przyjęcie pakietu pomocy napłynęły tymczasem również z Izraela. Dla kraju, który znajduje się w stanie wojny z islamistyczną organizacją palestyńską Hamas, przeznaczono 13 miliardów dolarów. Pakiet jest „wyraźnym dowodem siły naszego sojuszu i wysyła mocną wiadomość do wszystkich naszych wrogów”, oświadczył izraelski minister spraw zagranicznych Israel Katz w internetowym serwisie X, dawniej Twitter.

Oprócz tego pakiet obejmuje również wsparcie w wysokości dziewięciu miliardów dolarów dla znajdujących się w potrzebie mieszkańców Strefy Gazy oraz osiem miliardów dolarów pomocy dla Tajwanu, uznawanego przez Chiny za zbuntowaną prowincję, która powinna zostać zjednoczona z kontynentem, o ile to konieczne także przy użyciu wojska.

Tiktok musi zostać sprzedany

Ustawa przyjęta teraz przez Senat jest wymierzona również w internetową sieć Tiktok. Platforma ma zostać wyłączona z chińskiego koncernu Bytedance, w przeciwnym razie zostanie usunięta z amerykańskiego rynku. Ta szczególnie popularna wśród młodych ludzi aplikacja z wideofilmami jest podejrzewana o umożliwianie Pekinowi szpiegowania w USA oraz manipulowanie 170 milionami amerykańskich użytkowników Tiktoka. Przedsiębiorstwo temu zaprzecza.

Ustawa daje koncernowi Bytedance rok na sprzedaż Tiktoka. Gdyby Tiktok nie spełnił tego ultimatum, apka miałaby zostać usunięta z amerykańskich sklepów Apple’a i Google’a z aplikacjami.

Tiktok jest niezmiernie popularny zwłaszcza wśród młodych i pod względem czasu spędzanego w aplikacji już dawno wyprzedził takich konkurentów, jak Facebook czy Instagram. Na całym świecie Tiktok ma ponad miliard użytkowników. Również w Unii Europejskiej Tiktok znajduje się pod coraz większą presją polityczną. W marcu weszły w życie unijne reguły, których celem jest ograniczenie siły rynkowej Bytedance i innych wielkich koncernów wykorzystujących cyfrowe technologie, takich jak Amazon, Apple czy Meta.

(AFP/pedz)

Charków. Elektrycy ryzykują życie

Die Welt: polska demonstracja siły w Waszyngtonie

Niemiecki dziennik przypomina o niedawnej wizycie prezydenta Andrzeja Dudy w USA i jego spotkaniu z byłym amerykańskim prezydentem i kandydatem w tegorocznych wyborach prezydenckich Donaldem Trumpem. Rozmawiali oni o pomocy militarnej dla Ukrainy. „Krótko po spotkaniu Trumpa i Dudy Izba Reprezentantów USA, po kilkumiesięcznej blokadzie przez Republikanów, zgodziła się na pomoc wojskową dla Ukrainy w wysokości 61 mld dolarów. Od tego czasu jest wiele spekulacji o powodach zmiany nastawienia części Partii Republikańskiej” – piszą Stefanie Bolzen i Philipp Fritz.  „Być może jednak była to perswazja polskiego prezydenta Dudy? Wciąż jest on starym przyjacielem prawdopodobnego republikańskiego kandydata na prezydenta (Donalda) Trumpa” – dodają.

Jak pisze niemiecki dziennik, w minionych tygodniach „Polska rozpoczęła dyplomatyczną ofensywę w Waszyngtonie, aby zapewnić, że Ukraina otrzyma pilnie potrzebną pomoc wojskową”. „Polscy doradcy polityczni, dyplomaci i politycy, jak na przykład przewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych w polskim parlamencie Paweł Kowal byli ostatnio bardziej aktywni w USA” – zauważa „Welt”, przypominając także o wizycie Dudy i premiera Donalda Tuska w Waszyngtonie i ich wspólnym spotkaniu z prezydentem Joe Bidenem.

Ważna rola Polski w NATO

„Jako państwo frontowe na wschodniej flance NATO, jako militarna waga ciężka i centrum logistyczne dla zachodnich dostaw uzbrojenia dla Ukrainy Polska awansowała na pozycję kluczowego członka Sojuszu” – ocenia „Welt”. Jak dodaje, świadczy o tym także wczorajsza (23.04) wizyta szefa NATO Jensa Stoltenberga i brytyjskiego premiera Rishi Sunaka w Warszawie. Jednakże z USA Polska tradycyjnie utrzymuje bliskie relacje, podkreśla dziennik.

„Warszawa faktycznie dysponuje pewnym instrumentarium, aby wywierać wpływ w Waszyngtonie, którego nie mają inne europejskiej państwa” – dodaje niemiecka gazeta. Cytuje eksperta Polityki Insight Marka Świerczyńskiego, który wskazuje m.in., że w Waszyngtonie docenia się to, iż Polska przeznacza bardzo dużo pieniędzy na obronność, kupując wiele sprzętu w USA. 

Politycy zabiegają o względy Polonii

„Ponadto, w USA żyje od ośmiu do dziesięciu milionów Polaków albo osób polskiego pochodzenia. Wielu z nich nadal czuje się związanych ze swą ojczyzną i uzależnia swoje decyzje wyborcze od tego, czy kandydat bierze pod uwagę interesy bezpieczeństwa Polski. Trump już w czasie swojej kampanii wyborczej w 2017 roku zabiegał o względy polskiej diaspory, Polonii. Także politycy Demokratów często mają ciepłe słowa dla ‚polskich Amerykanów’. Jednym z powodów jest to, że oprócz Nowego Jorku, Polacy mieszkają głównie w tzw. swing states na Środkowym Zachodzie, gdzie czasami wystarczy kilka tysięcy głosów, aby wygrać stan w wyborach prezydenckich. Duda mógł przypomnieć o tym Trumpowi w Nowym Jorku” – spekuluje niemiecki dziennik.

Wojna rozbija ukraińskie rodziny

Spotkanie Dudy z Trumpem jest też sygnałem dla innych Europejczyków, że w przypadku wyborczego zwycięstwa Trumpa polska polityka może pomóc dotrzeć do republikańskiego establishmentu – niezależnie od tego, jak duży był faktycznie udział Polski w odblokowaniu pakietu pomocy dla Ukrainy” – ocenia „Welt”.

Lubisz nasze artykuły? Zostań naszym fanem na facebooku! >> 

Prasa: część AfD staje się zagrożeniem dla bezpieczeństwa Niemiec

Maximilian Krah to czołowy kandydat prawicowo-populistycznej AfD w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Wczoraj (23.04.) niemiecka Prokuratura Federalna poinformowała o zatrzymaniu w Dreźnie jego bliskiego współpracownika w Parlamencie Europejskim pod zarzutem szpiegostwa na rzecz Chin.

Dziennik „Frankfurter Allgemeine Zeitung” (FAZ) pisze dziś (24.04.2024), że Maximilian Krah, „oprócz Rosji, szczególnie darzy sympatią Chiny i z zaangażowaniem uprawia PR po myśli Pekinu”. „To, że teraz bliski niemiecko-chiński współpracownik Kraha został aresztowany w związku z podejrzeniem o szpiegostwo, pasuje do tego obrazu. Jeżeli potwierdzą się doniesienia, że czołowy kandydat (AfD) w wyborach europejskich już od 2023 roku wiedział o tych podejrzeniach, to AfD powinna podjąć działania, zamiast grać rolę niczego nieświadomych obrońców” – pisze „FAZ”.

„Część skrajnie prawicowej partii w coraz większym stopniu staje się zagrożeniem dla bezpieczeństwa Niemiec” – dodaje gazeta.

Jak przypomina, niemiecka chadecja, SPD, Zieloni i FDP w Bundestagu już od dawna maja uzasadnione obawy, że istotne dla bezpieczeństwa informacje na przykład z komisji obrony „lądują w Moskwie za pośrednictwem donosicieli z AfD” „Byłby to sukces dla hybrydowej wojny Putina” – ocenia „FAZ”.

Dziwaczna sympatia AfD dla autokratycznych reżimów

Gazeta „Sueddeutsche Zeitung” (SZ) przypomina, że już w ubiegłym roku informowała o podejrzeniach kontrwywiadu, iż Jian G. pracuje dla chińskiego rządu. „Krah i AfD najwyraźniej się tym nie przejęli, a Jian G. pozostał pracownikiem Parlamentu Europejskiego, gdzie regularnie krążą wewnętrzne informacje o kontaktach UE z Chinami” – dodaje. „Jednocześnie Krah jest podejrzewany o otrzymywanie pieniędzy ze źródeł bliskich Kremlowi. On sam temu zaprzecza, ale pewne jest to, że udzielił wywiadów portalowi internetowemu‚Voice of Europe', organowi prorosyjskiej propagandy” – zauważa „SZ”.

Jak pisze, „Krah i inni członkowie AfD kultywują dziwaczną sympatię dla autokratycznych reżimów”. „Czy to z powodu antyamerykanizmu, zaślepienia czy też chęci prowokacji, starają się wybielać lub legitymizować reżimy w Moskwie czy Pekinie. Oczywiście ignorują to, w co i z kim się angażują. Na przykład domniemany agent Jian G. miał również przekazywać informacje o członkach chińskiej opozycji. A Krah, jako główny kandydat swojej partii w wyborach europejskich, jest obecnie postrzegany jako ktoś, kto przynajmniej przez zaniedbanie pozwolił się wykorzystać Pekinowi” – dodaje dziennik.

Jednocześnie – zauważa „SZ” – sprawa ta ma też szersze znaczenie. „Czy niemieckie podejście do Chin jest nierozważne? Kanclerz Olaf Scholz, wraz z delegacją biznesu, właśnie wrócił z podróży do Chin, a Niemcy starali się o dobre interesy z Chinami. Ale kanclerz musiał też przyznać, że w centralnych kwestiach nie może oczekiwać ustępstw. Prezydent Chin Xi Jinping nie chce przywołać do porządku imperialistycznej potęgi wojennej, jaką jest Rosja, ani zmienić nieuczciwych praktyk handlowych” – dodaje „SZ”.

Atak na demokrację 

Gazeta „Westfälische Nachrichten” przypomina o niedawnych wielotysięcznych protestach przeciwko AfD na ulicach niemieckich miast. Jak pisze, „dobrze było zobaczyć” te liczne demonstracje przeciwko skrajnej prawicy. „Ale partii one nie zaszkodziły. AfD ma obecnie 18-procentowe poparcie wyborców – drugie miejsce w rankingu partii. Również inne skandale jej nie zaszkodzą. Ani proces (Bjoerna) Hoecke w związku z posługiwaniem się nazistowskim słownictwem, ani postępowanie w Muenster, w którym partia broni się przeciwko etykiecie ekstremizmu, zarzuty o korupcję wobec posłów Bystrona i Kraha, ani teraz zarzut szpiegostwa przeciwko zaufanemu współpracownikowi Kraha” – ocenia gazeta.

Jak pisze, próby tłumaczenia aktualnej siły AfD jedynie słabością koalicji rządzącej nie wystarczą. „Trzeba raczej znaleźć odpowiedź na następujące pytanie: Co dokładnie musi się stać, aby społeczeństwo w całości przekonało się, czym jest AfD? Partią niewybieralną” – ocenia dziennik „Westfälische Nachrichten”

Z kolei „Frankenpost” z Hof pisze, że w sprawie tej „chodzi o nic innego, jak wewnętrzny atak i poważne podważenie (europejskiej) demokracji”. „Krótko mówiąc: jest to czyn antydemokraty, zdrajcy. Krah, który z kolei otwarcie utrzymuje kontakty z prorosyjskim aktywistą i był już przesłuchiwany przez FBI, ponieważ podejrzewano go o

o otrzymywanie płatności od tego aktywisty, po raz kolejny wciągnięty zostaje w wir zdrady tajemnic i przestępczych machinacji. Zarówno Krah, jak i jego współpracownik nie mają czego szukać w Parlamencie Europejskim i w polityce” – ocenia „Frankenpost”.

„Leipziger Volkszeitung” pisze: „To, że AfD podoba się autorytarne podejście, można regularnie dostrzec w jej wypowiedziach na temat polityki zagranicznej, szczególnie na temat Rosji”. „Podczas gdy po części skrajnie prawicowa partia frontalnie atakuje demokratycznie wybrany rząd niemiecki, to prezydent Rosji Putin w dalekiej Moskwie może zawsze liczyć na łagodność. Zarzut szpiegostwa wobec bliskiego współpracownika czołowego kandydata AfD w wyborach europejskich pasuje do tego obrazu. Maximilian Krah nie może pozostać tym, kim jest” – dodaje gazeta z Lipska.

Lubisz nasze artykuły? Zostań naszym fanem na facebooku! >> 

Wojna w Sudanie: zapomniana tragedia

 – I przed tym konfliktem mieliśmy wiele kryzysów, ale nie sądziłam, że kiedykolwiek opuszczę mój kraj. Po prostu kocham to miejsce – mówi Aya El Sammani, Sudanka, urodzona w stołecznym Chartumie, która mieszka obecnie w Berlinie.

Przed ucieczką studiowała anglistykę i sztukę. W kwietniu ubiegłego roku w Chartumie wybuchły walki  między rywalizującymi ze sobą klanami. W ciągu kilku tygodni ludzie zdali sobie sprawę, że muszą opuścić miasto, w którym spotykają się Biały i Błękitny Nil.

– Kiedy na przykład wychodziłam z domu na zakupy, nie było spokojnie. Ryzykowałam, że zostanę zabita lub zgwałcona. Chartum jest teraz ich miastem, nie naszym – wyjaśnia El Sammani.

Konflikt toczy się przede wszystkim między wojskiem pod wodzą generała Abdela Fattaha al-Burhana a Siłami Szybkiego Wsparcia (RSF), dowodzonymi przez byłego zastępcę Burhana, Mohammeda Hamdana Daglo, znanego jako „Hemeti”.

Po obaleniu rządu wspieranego przez kraje zachodnie, obaj generałowie przejęli władzę po wojskowym zamachu stanu w roku 2021. Miał powstać rząd cywilny, a oddziały RSF miały być zintegrowane z wojskiem. Generałowie pokłócili się jednak i walczą o kontrolę nad ogromnym, bogatym w zasoby krajem na styku Afryki Subsaharyjskiej i Bliskiego Wschodu.

Wszystko to odbywa się kosztem sudańskiej ludności cywilnej, która stoi w obliczu niszczycielskiej katastrofy humanitarnej. Ponad 6,6 miliona osób jest uchodźcami wewnątrz kraju, a kolejne dwa miliony uciekły do sąsiednich krajów – do Czadu, Sudanu Południowego i Egiptu.

Walka o przetrwanie

Każdego dnia 20 tys. osób jest zmuszonych do ucieczki. Ponad połowa z tych migrantów to niepełnoletni – szacuje Międzynarodowa Organizacja ds. Migracji. W kraju załamał się system opieki medycznej – przestało funkcjonować ponad 70 procent placówek służby zdrowia, alarmowała Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) już w grudniu 2023 r. Brak środków higienicznych, eksodus personelu medycznego i wybuch chorób zakaźnych – cholery i odry  – potęgują katastrofę humanitarną.

Südsudan Renk | Sudanesische Flüchtlinge fliehen vor dem Konflikt im Sudan
Walka o przetrwanie - eksodus w Sudanie i z Sudanu null LUIS TATO/AFP

Rozkradziony dobytek

El Sammani postrzega siebie jako jedną z niewielu osób, którym się poszczęściło. Po wojnie miała ważny paszport i wizę wjazdową do Arabii Saudyjskiej, gdzie pracuje jej ojciec. Tam mieszkała prawie rok, zanim w marcu przeniosła się do Berlina w ramach programu rezydencyjnego organizacji pozarządowej Media in Cooperation and Transition.

– Jak my tu sobie tak rozmawiamy – wyjaśnia w wywiadzie dla DW – to w Sudanie całe armie żołnierzy mieszkają w moim domu, w moim pokoju, a ja nie mam dokąd wrócić. Nie mogę nawet wyjść na moją ulicę. Wszystko zostało doszczętnie zrabowanie. Każda osobista rzecz. Wejdziesz do swojego domu, a tam pewnie mebli już nie ma.

Eksodus milionów Sudańczyków


El Sammani martwi się o swoje siostry, które uciekły do nadmorskiego miasta Bur Sudan, oddalonego o 800 kilometrów. Nie mają dokumentów niezbędnych do podróży do Arabii Saudyjskiej. Dziecko jednej z sióstr nie ma paszportu. El Sammani wspomina też przyjaciółkę, która uciekła do Egiptu, ale wróciła, by opiekować się starszym ojcem. Tydzień po jej powrocie do Chartumu udało jej się do niej dodzwonić. Od tamtej pory kontakt się z nią urwał i obawia się, czy nadal żyje.

– Trudno mi pogodzić się tym, że konflikt nie zakończy się szybko – mówi. Obawia się, że świat zapomniał o Sudanie i nie ma wzmianek o sytuacji w nim w międzynarodowych mediach, zwłaszcza w ciągu ostatnich sześciu miesięcy. Reszta świata nie jest zainteresowana kryzysem w Sudanie. Od kwietnia br. w konflikcie zginęło 16 tys. osób – podaje Armed Conflict Location & Event Data Project. – A tu przecież toczą się konflikty, tu giną ludzie – mówi El Sammani.

Aktywistka Mai Shatta pomaga kobietom po traumach
Aktywistka Mai Shatta pomaga kobietom po traumachnull Privat

„To nie nasza wojna”

– Staramy się uświadamiać, że ta wojna nie jest nasza – wyjaśnia sudańska aktywistka Mai Shatta z międzynarodowej sieci feministycznej Bana Group for Peace and Development.

Urodzona w Chartumie w rodzinie z Darfuru – regionu w zachodnim Sudanie, którego mieszkańcy doświadczyli szczególnej brutalności i przemocy, mieszka dziś w Niemczech – od 12 lat. Musiała uciekać z powodu swojej działalności politycznej i społecznej.

–  Wiele osób myśli, że to wojna między obydwoma generałami. Ale to nie jest czysto wewnętrzny konflikt. Państwa ościenne mają interes w podsycaniu konfliktu. – [Sudan] wciągnięto w tę walkę, a my, cywile płacimy za to cenę, często najwyższą.

Kryzys w Sudanie trzeba analizować przez pryzmat złożonych sieci wpływów regionalnych i międzynarodowych. Ważnym czynnikiem zapalnym jest walka o kontrolę nad Sudanem, jego zasobami naturalnymi i przepływami finansowymi.

Końca nie widać

Pisarka Stella Gaitano pochodzi z południowego Sudanu. Od dwóch lat mieszka w niemieckim miasteczku Kamen. Jest stypendystką PEN-u dla pisarzy na uchodźstwie. Przed rokiem dołączyły do niej jej dzieci, w wieku 13 i 15 lat. Planują zostać na emigracji, gdyż – jak mówi – naprawdę nie wiadomo, gdzie i jak to wszystko się skończy.

 Pisarka Stella Gaitano mieszkała w Chartumie
Pisarka Stella Gaitano mieszkała w Chartumienull Duha Mohammed

Gdy w kwietniu ubiegłego roku po raz pierwszy doszło do krwawych zamieszek, Gaitano mieszkała w Chartumie. Do stolicy uciekła z Sudanu Południowego po prześladowaniach za krytykowanie rządu. Konflikt zmusił ją do dalszej ucieczki.

Gaitano ma ciągle dwie siostry w Sudanie. Zostały już dwukrotnie przesiedlone i obecnie mieszkają na wschodzie kraju. – Nie mogą pracować, ich mężowie zrezygnowali z pracy. Dzieci już od prawie roku nie były w szkole. W Sudanie miliony dzieci nie chodzą do szkoły – mówi DW.

W Niemczech Gaitano ukończyła swoją drugą powieść. Ubolewa, że Sudańczykom brakuje głosu, by opowiedzieć światu o swoim cierpieniu.

Rocznica wybuchu wojny

Hager Ali, politolożka z Niemieckiego Instytutu Studiów Globalnych i Przestrzennych, zgadza się z tą opinią. Mamy właśnie rocznicę wojny, a media milczą. 

– Wojna w Sudanie ujawnia poważny problem z „opowiadaniem historii”. Nie można jej łatwo podsumować jako wojny dobra ze złem czy demokracji z autokracją. To ogranicza międzynarodowe zainteresowanie – powiedziała Hager w wywiadzie dla DW. Dodatkowo pokutuje błędne przekonanie, że wojna nie ma wpływu politycznego poza Sudanem i że nie jest szczególnie ważna z punktu widzenia globalnej gospodarki. Na tle innych konfliktów na świecie Sudańczycy czują się niewidzialni – mówi.

– Wyobraź sobie, że musisz opuścić dom i rodzinę, i przekonać się, że twoje cierpienie nie jest nawet traktowane priorytetowo i że nikt o nim nie pamięta. W obliczu wszystkiego innego, co dzieje się na Bliskim Wschodzie, wojna w Sudanie została po prostu zapomniana

Lubisz nasze artykuły? Zostań naszym fanem na facebooku! >> 

Czy kobiety są lepszymi kierowcami ciężarówek? Historia Brigitte

UE zwleka z dozbrojeniem Ukrainy

Rosja nieustannie bombarduje infrastrukturę cywilną Ukrainy. Celem dronów, bomb manewrujących i pocisków rosyjskich są zwłaszcza elektrownie i pozycje armii ukraińskiej. Rząd w Kijowie apeluje do zachodnich sojuszników o szybkie dostarczenie sprzętu do obrony przeciwlotnicznej. Ponawiał ten apel na spotkaniach szefów resortów spraw zagranicznych NATO dwa tygodnie temu i – w tym samym składzie – w ramach grupy G7 na Capri, na szczytach unijnych w Brukseli i ostatnio w Luksemburgu.

Josep Borell, Wysoki Przedstawiciel UE ds. zagranicznych i polityki bezpieczeństwa
Josep Borell, Wysoki Przedstawiciel UE ds. zagranicznych i polityki bezpieczeństwa null Jean-Francois Badias/AP/picture alliance

Potrzebne decyzje
 

Ukraina pilnie potrzebuje systemów obrony powietrznej średniego i krótkiego zasięgu typu Patriot bądź Iris T, by skutecznie odpierać rosyjską agresję. Na linii frontu Ukraińcom brakuje też amunicji. Reakcje zachodnich sojuszników też są niezmienne: dostarczymy sprzęt tak szybko, jak będzie to możliwe i w takim zakresie, by nie nadwątlić naszych własnych zdolności obronnych – powtarzają.


Frustracja rządu w Kijowie  udziela się też unijnym urzędnikom. Także Wysoki Przedstawiciel UE ds. zagranicznych i bezpieczeństwa Josep Borrell stracił cierpliwość wobec 27 niezdecydowanych. – Nie mamy w Brukseli systemów obrony przeciwrakietowej. Patrioty muszą udostępnić bezpośrednio państwa członkowskie – wybuchnął Borrell po wideokonferencji szefów dyplomacji panstw UE i ukraińskiego ministra spraw zagranicznych Dmytro Kułeby 22 kwietnia, która zakończyła się fiaskiem. – Potrzebujemy szybkich decyzji –  dodał. Także polski minister Radosław Sikorski apelował o szybkie udostepnienie Ukrainie rozmieszczonych w UE systemów obrony przeciwrakietowej. 

Obrona przeciwlotniczna pilnie potrzebna

W opinii prezydenta Wołodymyra Zełenskego Ukraina potrzebuje co najmniej 24 systemy obrony przeciwrakietowej typu Patriot, by zapewnić skuteczną obronę całego terytorium. Ukraiński szef dyplomacji Kułeba wzywa do dostarczenia natychmiast choćby sześciu systemów.

Obecnie w Ukrainie rozmieszczone są trzy amerykańskie i trzy systemy Patriot niemieckiej Bundeswehry. Ukraińcy czekają na dostawę trzech kolejnych systemów broni z niemieckich zapasów.

Bez obrony przeciwlotniczej będą ginąć ludzie. Metro w Kijowie służy za schron
Bez obrony przeciwlotniczej będą ginąć ludzie. Metro w Kijowie służy za schronnull Alina Smutko/REUTERS


Niemcy są jedynym krajem w Europie, który uznał, że może obejść się bez Patriotów. Inne kraje, a w tym Polska, Holandia, Hiszpania, Grecja, Rumunia i Szwecja także mają nowoczesne systemy obronne, dostarczane przez Stany Zjednoczone, ale, jak twierdzą, jest ich za mało, by się nimi dzielić.


Baerbock: Nasze zapasy są wyczerpane


Holenderska minister obrony Kajsa Ollogren tłumaczyła na spotkaniu Rady UE w Luksemburgu, że jej kraj robi wszystko, co w jego mocy i szuka sposobów, by dostarczyć jeszcze więcej broni. Jej hiszpański odpowiednik Jose Manuel Albares w rozmowie z reporterami unikał konkretnych deklaracji. – Nie możemy ujawniać publicznie naszych arsenałów broni – argumentował. Szefowa niemieckiej dyplomacji Annalena Baerbock podkreślała, że od miesięcy Niemcy szukają dodatkowego sprzętu dla Ukrainy, ale zapasy są wyczerpane.

Szefowa niemieckiej dyplomacji Annalena Baerbock
Szefowa niemieckiej dyplomacji Annalena Baerbock null Kira Hofmann/AA/photothek.de/picture alliance


Niemcy mają dwanaście systemów Patriot, z których w sumie cztery ma mieć wkrótce Ukraina, a resztę Niemcy potrzebują do ewentualnej samoobrony. Tym bardziej, że dwanaście systemów Niemcy mają tylko w teorii. Nie zostały one bowiem zaprojektowane tak, by mogły służyć jako kompleksowy system obrony do ochrony ludności cywilnej, ale jako mobilne jednostki samoobrony aglomeracji czy dużych jednostek wojskowych.

Oprócz Patriotów Ukraina otrzymała także cztery niemieckie systemy obronne Iris-T. To systemy nowego typu, jeszcze niewdrożone przez Bundeswehrę. Parę systemów obronnych krótkiego zasięgu NASAM dostarczyły też Norwegia, Włochy, Francja oraz USA.

Ameykańska pomoc wojskowa owartości 61 miliardów dolarów, której przekazanie zatwierdził Kongres USA, obejmuje amunicję do NASAM-ów i rakiety typu Patriot. Każdy wystrzał z Patriota kosztuje około czterech milionów dolarów. Sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg podkreślił, że ważna jest nie tylko liczba systemów obronnych, ale także zdolność do ich utrzymania i wyposażenia w amunicję.

Systemy Patriot. Na Ukrainie brakuje systemów obrony przeciwlotniczej i amunicji
Systemy Patriot. Na Ukrainie brakuje systemów obrony przeciwlotniczej i amunicjinull BildFunkMV/IMAGO


Kolejna szansa: Ramstein


Zobowiązania co do pomocy Ukrainie mogą zapaść na kolejnym cyklicznym spotkaniu tzw. grupy z Ramstein pod koniec tego tygodnia. To forum sojuszników Ukrainy, którzy dostarczają broń i sprzęu oraz szkolą ukraińskich żołnierzy. Nie jest to grupa w ramach struktur NATO, ale działa pod przewodnictwem USA. Nazwa pochodzi od miejsca pierwszego spotkania – amerykańskiej bazy lotniczej Ramstein w Niemczech koło Heidelbergu.

 Zdolności ukraińskiej obrony przeciwlotniczej do przechwytywania rosyjskich pocisków rakietowych, bomb manewrujacych i dronów z dnia na dzień się pogarszają – szacuje amerykański think tank Rand.

Pod wpływem oostatnich zmasowanych ataków, wskaźnik obrony spadł poniżej 50 procent, a nawet 80 procent zasobów energii Ukrainy zostało uszkodzonych. Brytyjscy eksperci wojskowi z Royal United Services Institute zakładają, że ukraińska armia może wystrzeliwać tylko 2000 pocisków dziennie. Rosja ma tymczasem do dyspozycji do 10000 pocisków dziennie.

Wojna rozbija ukraińskie rodziny

 

Pracownik europosła AfD aresztowany za szpiegostwo

Czy pracownik polityka AfD Maximiliana Kraha przekazywał tajne informacje Chinom? Podejrzany o szpiegostwo został aresztowany w Dreźnie.

Według informacji pochodzących z kręgów bezpieczeństwa pracownik niemieckiego eurodeputowanego Maximiliana Kraha został aresztowany pod zarzutem szpiegostwa na rzecz Chin. Niemiecka Prokuratura Generalna poinformowała we wtorek (23.04.2024) o jego aresztowaniu w Dreźnie, nie podając nazwiska Kraha.

„Szczególnie poważna sprawa”

Zdaniem prokuratury aresztowany mężczyzna miał przekazywać informacje z Parlamentu Europejskiego. Pierwszy program niemieckiej telewizji publicznej ARD i tygodnik „Die Zeit” również o tym informowały. Europoseł Maximilian Krah był niedostępny i nie chciał tego komentować.

Jak podaje niemiecka Prokuratura Generalna, wspomniany pracownik został aresztowany przez saksońską policję kryminalną w Dreźnie w poniedziałek wieczorem. Ponadto przeszukano należące do niego mieszkania. Zgodnie z oświadczeniem prokuratury jest on oskarżony o działalność agenturalną na rzecz zagranicznych służb specjalnych w szczególnie poważnej sprawie.

Obywatel Niemiec Jian G. miał być pracownikiem chińskich służb specjalnych. Od roku 2019 miał pracować dla niemieckiego posła do Parlamentu Europejskiego i, według ARD i „Die Zeit”, już wtedy pracował dla Kraha. 

Prokuratura Generalna podała, że od stycznia ubiegłego roku wielokrotnie przekazywał on informacje o negocjacjach i decyzjach w Parlamencie Europejskim. Miał również szpiegować członków chińskiej opozycji w Niemczech dla chińskich służb wywiadowczych. Jeszcze dziś Jian G. ma stanąć przed sędzią śledczym Federalnego Trybunału Sprawiedliwości.

„Możliwe rozwiązanie stosunku pracy”

Biuro partii AfD oświadczyło dziś: „Doniesienia o aresztowaniu pracownika pana Kraha pod zarzutem szpiegostwa są bardzo niepokojące. Ponieważ obecnie nie mamy dalszych informacji na temat tej sprawy, musimy poczekać na dalsze dochodzenie prowadzone przez Prokuratora Generalnego”.

Jian G. jest wymieniony jako akredytowany asystent na stronie internetowej Maximiliana Kraha w Parlamencie Europejskim. Sam polityk AfD wyraził zaskoczenie aresztowaniem. Jak wyjaśnił, dowiedział się o tym rano z prasy i „nie ma dalszych informacji”.

Podkreślił ponadto, że oskarżenie o szpiegostwo na rzecz innego kraju jest poważnym zarzutem. Dodał, że „jeśli zarzuty okażą się prawdziwe, spowoduje to natychmiastowe rozwiązanie stosunku pracy”.

Napięta wizyta w Chinach

Faeser: Nowe zarzuty „niezwykle poważne”

Minister spraw wewnętrznych Nancy Faeser określiła nowe zarzuty szpiegostwa przeciwko pracownikowi jednego z eurodeputowanych jako „niezwykle poważne”.

– Jeśli potwierdzi się, że Parlament Europejski szpiegował dla chińskich służb wywiadowczych, będzie to atak od wewnątrz na europejską demokrację – powiedziała we wtorek w Berlinie polityk SPD.

Równie poważne jest oskarżenie o szpiegowanie chińskiej opozycji. – Każdy, kto zatrudnia takiego pracownika, również ponosi za to odpowiedzialność – zaznaczyła Nancy Faeser.

– Wszystkie powiązania i tło muszą zostać wyjaśnione. Nasze organy bezpieczeństwa, przede wszystkim Federalny Urząd Ochrony Konstytucji, znacznie wzmocniły swoje środki przeciwdziałania szpiegostwu. Chronią się przed zagrożeniami hybrydowymi ze strony Rosji, ale także przed szpiegostwem ze strony Chin. Pokazują to obecne sukcesy śledcze.

„Wierzchołek góry lodowej”

W poniedziałek w Duesseldorfie i Bad Homburg aresztowano trzy osoby podejrzane o szpiegostwo na rzecz Chin. Dwóch mężczyzn i jedna kobieta mieli pozyskiwać informacje o technologii wojskowej w Niemczech w celu przekazania ich chińskim służbom specjalnym. W momencie aresztowania podejrzani prowadzili negocjacje w sprawie projektów badawczych, które mogłyby być szczególnie przydatne dla zwiększenia zdolności bojowej chińskiej marynarki wojennej.

Pekin tymczasem odrzucił oskarżenia Niemiec o szpiegostwo. „Wzywamy stronę niemiecką, by nie wykorzystywała oskarżeń o szpiegostwo do politycznej manipulacji wizerunkiem Chin i ich zniesławiania” – brzmi oświadczenie przekazane państwowej agencji prasowej Xinhua przez chińską ambasadę w Berlinie.

Aresztowanie trzech Niemców pod zarzutem szpiegostwa na rzecz Chin to tylko „wierzchołek góry lodowej”, jak stwierdził ekspert CDU ds. bezpieczeństwa Roderich Kiesewetter. W rozmowie z dziennikiem „Handelsblatt” wyraził obawę, że istnieje więcej takich niewykrytych przypadków: „Podobnie jak Rosja, również Chiny utrzymują prawdziwą sieć w polityce, gospodarce i nauce, gdzie znajdują ludzi i firmy, które stają się narzędziami chińskich operacji wpływu i wojny hybrydowej”. Jego zdaniem te trzy aresztowania są „tylko początkiem i małym sukcesem śledczym dla władz, a takich przypadków będzie znacznie więcej”.

Roderich Kiesewetter, który jako poseł do Bundestagu jest również wiceprzewodniczącym Parlamentarnej Komisji Kontroli, która monitoruje służby wywiadowcze, powiedział sieci redakcji Redaktionsnetzwerk Deutschland: „Niemcy są słabo przygotowane do obrony przeciwko atakom hybrydowym, także tym prowadzonym przez organizacje wywiadowcze, i łatwo jest zadać im cios. Chiny mają zatem dość łatwe zadanie w Niemczech”.

(AFP, DPA/jak)

Chcesz mieć stały dostęp do naszych treści? Dołącz do nas na Facebooku!

Niemiecka prasa o partii FDP: Przekroczyła Rubikon

Dwunastopunktowy dokument FDP, który liberałowie przedstawili przed zaplanowanym w nadchodzący weekend konwentem partii, wywołuje dyskusje w koalicji sygnalizacji świetlnej. Największe kontrowersje budzą zakusy FDP, aby zlikwidować tzw. emeryturę od 63 roku życia, wdrożyć bardziej rygorystyczne kary dla osób odmawiających notorycznie podjęcia pracy, a pobierających zasiłek obywatelski, oraz ograniczyć środki na cele socjalne.

Według „Frankfurter Allgemeine Zeitung”: „Postulaty przyspieszenia transformacji gospodarczej nie są żadnym 'aktem rozwodowym' dla koalicji SPD, Zielonych i FDP, tylko dlatego, że tak uważa lider CSU Markus Söder. To wyraźny sygnał zarówno dla wyborców, jak i partnerów koalicyjnych, że musi się coś zmienić – nie tylko dla FDP, ale także dla kraju. To nie jest szczególnie socjaldemokratyczne, gdy dostaje się tyle samo lub nawet więcej za nicnierobienie niż za ciężką pracę. To nie jest ekologiczne, gdy Niemcy idą na dno. Niekoniecznie są to czerwone linie, na które wskazuje FDP. Jest to sygnał alarmowy. Jeśli rząd koalicyjny tego nie słyszy, to najpóźniej wyborcy o tym przypomną”.  

„FDP przekroczyła Rubikon: po dwunastopunktowym planie wychodzenia z kryzysu gospodarczego już nie ma dla liberałów drogi powrotu. Każde z żądań byłoby wystarczającym powodem do zerwania koalicji, gdyż nie do przezwyciężenia są różnice w poglądach z Zielonymi i SPD” – stwierdza „Münchner Merkur”. I pisze dalej: „Ale najmniejszy partner koalicyjny nie kończy na tym. Dwunastopunktowy dokument Christiana Lindnera (minister finansów) dokumentuje nic innego jak utratę podstaw modelu biznesowego koalicji rządowej, malując obraz chwiejącego się państwa przemysłowego. Jest to wyzwanie dla kanclerza, który od miesięcy podróżuje po kraju z zupełnie innym przesłaniem: Niemcy mają się dobrze, a każdy, kto twierdzi inaczej, po prostu szkodzi krajowi. Nie ma tu miejsca na kompromis, który pozwoliłby wszystkim zachować twarz”.

Niemcy. Ubóstwo dzieci na rekordowym poziomie

W ocenie „Rhein -Neckar-Zeitung”: „Za szorstkim zachowaniem kryją się również uzasadnione obawy. FDP będzie miała trudności w tym i następnym roku z przekroczeniem pięcioprocentowego progu wyborczego. To wynika z tego, że partia staje się coraz bardziej zbędna. „Gotowa do wojny”? Być może. Ale jej kompetencji gospodarczych, z których zawsze była taka dumna, nie da się zauważyć w obecnej koalicji rządowej. Kraj tonie w kryzysie, zaniedbywany brakiem reform. SPD, Zieloni i liberałowie rozdają lub bronią świadczeń: od wysokiego zasiłku obywatelskiego po emeryturę w wieku 63 lat. Jasne, że to nie działa. I logiczne jest to, że liberałowie się dystansują. To nie zniszczy koalicji, ale sprawia, że staje się trochę bardziej niekomfortowa. W końcu musi przetrwać jeszcze tylko półtora roku”.

Z kolei „Rhein – Zeitung” z Koblencji podkreśla, że Christian Lindner musi zapobiec temu, aby jego partia nie wyleciała z parlamentu w kolejnych wyborach do Bundestagu. I wskazuje, że „Scholz musi stawić czoła coraz bardziej zirytowanej SPD, która zastanawia się przed wyborami do Parlamentu Europejskiego, czy bonus kanclerski u wyborców nie został już całkowicie wykorzystany i jaką rolę w tym odgrywa Olaf Scholz osobiście. A u Zielonych nadal otwarta jest kwestia właściwego centrum władzy; wicekanclerz Robert Habeck musi przede wszystkim ugruntować swój autorytet we własnych szeregach. Postrzeganie najnowszego dokumentu FDP jako 'świadectwa rozwodu', na co już powołał się lider CSU Markus Söder, jest przesadą. Jednak mówienie o skonfliktowanym partnerstwie na pewno nie jest błędem”.

Natomiast „Kölner Stadt-Anzeiger” konstatuje: „Od miesięcy spekuluje się, że przewodniczący FDP Christian Lindner opuści koalicję. I on sam tego nie dementuje. To w czasach najtrudniejszego kryzysu międzynarodowego jest właściwie nieodpowiedzialne. Kanclerz z kolei nie ma na tyle siły, aby przywrócić swojego ministra finansów ponownie do swojego zespołu. Ponure perspektywy”. 

Chcesz mieć stały dostęp do naszych treści? Dołącz do nas na Facebooku!

 

FAZ o Polsce: w sojuszu przeciwko paktowi migracyjnemu

„No migration, no gender, no war!” – wykrzykiwał kilka dni temu premier Węgier Viktor Orban, chcąc, aby jego parole zrozumiała także Bruksela. Niemiecki dziennik „Frankfurter Allgemeine Zeitung” („FAZ”) pisze we wtorek (23.04.2024) o „sojuszu”, jaki tworzą Polska, Węgry i Słowacja przeciwko paktowi migracyjnemu.

Nowe przepisy uchwalone przez Parlament Europejski będą w poniedziałek, 29 kwietnia, przedmiotem obrad Rady Unii Europejskiej.

Zaskoczył opór Warszawy

Sojusz można nazwać „Wyszehrad minus jeden”, bo z Grupy Wyszehradzkiej nie ma w nim Czech. To, że w grupie przeciwników paktu migracyjnego znajdą się Węgry, było do przewidzenia, natomiast „mniej przewidywalny był opór Warszawy” – pisze „FAZ”. Dziennik wyjaśnia, że takie samo stanowisko jak Węgry reprezentował poprzedni rząd Polski – rząd PiS – teraz jednak również „liberalny chrześcijański demokrata” Tusk zapewnił, że będzie „bronił Polski przeciwko mechanizmowi relokacji”.

Podobnie premier Słowacji Robert Fico opisuje środki, które obejmują przyjęcie uchodźców lub alternatywnie zapewnienie pomocy dla krajów najbardziej dotkniętych nielegalną migracją na zewnętrznych granicach, jako „dyktat”. I zapowiedział, że jego koalicja najprawdopodobniej nie uchwali odpowiednich przepisów krajowych – wyjaśnia dziennik.

Lampedusa: migranci na włoskiej wyspie Lampedusa
Lampedusa: migranci na włoskiej wyspie Lampedusanull Alessandro Serrano/AFP/Getty Images

„Wyszehrad minus jeden”

Z Grupy Wyszehradzkiej brakuje w antymigracyjnym sojuszu tylko Czech, choć rząd Petra Fiali jest pod silną presją, a opozycja wygraża, że jeśli rząd poprze pakt, będzie to „największa zdrada” w najnowszej historii Czech – czytamy.

„FAZ” przypomina, że Węgry i Polska już w czerwcu 2023 roku głosowały przeciwko reformie azylowej, ale wtedy w Warszawie był jeszcze narodowo-konserwatywny rząd PiS. „Dyplomaci w Brukseli mieli nadzieję, że Tusk zmieni kurs”.

Zgoda Polski, Węgier i Słowacji nie jest jednak niezbędna do uzyskania kwalifikowanej większości w ostatecznym głosowaniu w Radzie UE – zauważa niemiecki dziennik.

Niemcy. Brakuje miejsca dla migrantów

Grożą wysokie kary

Po przyjęciu paktu migracyjnego kraje UE mają dwa lata na wdrożenie reformy. Na przykład Węgry muszą stworzyć 8,5 tys. miejsc dla migrantów, którzy nielegalnie przyjechali do UE. Nie będzie obowiązku przyjmowania migrantów z innych krajów na zewnętrznej granicy Unii, nawet w przypadku kryzysowego przeciążenia ich systemów azylowych. Możliwa jednak będzie inna forma solidarności – 20 tys. euro za jednego imigranta, którego miałby przyjąć dany kraj, albo inna forma pomocy materialnej czy finansowej – wyjaśnia „FAZ”.

Państwa członkowskie, które nie wdrożą reformy, muszą być przygotowane na postępowanie z tytułu naruszenia traktatów. Wówczas Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej może nałożyć wysokie kary pieniężne. Środki te Komisja Europejska może potrącić z unijnych wypłat dla danego kraju – pisze „FAZ”.

Lubisz nasze artykuły? Zostań naszym fanem na facebooku! >> 

Immanuel Kant i aktualność jego filozofii

Kto chce zrozumieć świat, nie musi koniecznie po nim podróżować. Dowiódł tego Immanuel Kant (1724–1804). 22 kwietnia świat będzie obchodzić jego 300. urodziny. Niemiecki  filozof nigdy nie opuścił swojego ojczystego Królewca (obecnie Kaliningrad) w ówczesnych Prusach Wschodnich, ale to zupełnie nie zaszkodziło jego rozumieniu świata. Swoimi ideami zrewolucjonizował filozofię i został pionierem oświecenia. Jego najsłynniejsze dzieło, „Krytyka czystego rozumu”, uchodzi za punkt zwrotny w dziejach ludzkiej myśli. Dziś Kanta zalicza się do najwybitniejszych myślicieli wszech czasów.

Wiele jego konkluzji zachowuje aktualność do dziś – w obliczu zmian klimatycznych, wojen  i kryzysów. Co mogłoby na przykład doprowadzić do trwałego pokoju między państwami? Kant rekomendował w rozprawie „O wiecznym pokoju” z 1795 roku „związek narodów” jako federalną wspólnotę państw republikańskich. Działanie polityczne musi się jego zdaniem zasadniczo kierować moralnością. Jego dzieło było inspiracją do utworzenia po I wojnie światowej (1914-1918) Ligi Narodów, poprzedniczki Organizacji Narodów Zjednoczonych, która w swojej Karcie uwzględniła spuściznę Ligi. 

Oprócz prawa międzynarodowego Kant rozwijał również prawo obywateli świata, odrzucając kolonializm  i imperializm oraz formułując idee humanitarnego traktowania uchodźców. Filozof z Królewca uważał, że każdy człowiek ma prawo do odwiedzenia każdego kraju, ale niekoniecznie do przebywania tam przez czas nieokreślony.

Rozum i argumentacja

Kant uzasadnia godność i prawa człowieka nie religijnie, odwołując się do Boga, lecz filozoficznie, odwołując się do rozumu. Kant miał duże zaufanie do ludzi. Uważał ich za zdolnych do brania odpowiedzialności – za siebie samych i za świat. Wierzył, że dzięki rozumowi i argumentom można zapanować nad swoim życiem. W tym celu sformułował podstawową regułę: „postępuj wedle takiej tylko zasady, co do której mógłbyś chcieć, aby była prawem powszechnym”. Nazwał to „imperatywem kategorycznym”. Dziś ujęlibyśmy to tak: czyń tylko to, co przyniosłoby wszystkim największą korzyść.

W 1781 roku Kant publikuje swoje chyba najwybitniejsze dzieło. W „Krytyce czystego rozumu” stawia cztery zasadnicze pytania filozofii: Co mogę wiedzieć? Co powinienem czynić? Czego mogę się spodziewać? Czym jest człowiek? Jego poszukiwanie odpowiedzi na te pytania określa się mianem teorii poznania. W przeciwieństwie do wielu filozofów przed nim wyłuszcza w swojej rozprawie, że ludzki umysł nie potrafi odpowiedzieć na pytania o istnienie Boga, duszy ani o początek świata.

„Kant nie jest światłem świata, lecz całym promieniującym układem słonecznym”. Takim komplementem obdarował filozofa współczesny mu pisarz Jean Paul (1763–1825). Inne wielkie umysły uważały jednak pisma Kanta za ciężkostrawne. Ich lektura wyciska „sok z nerwów” – skarżył się filozof Moses Mendelssohn. Sam nie zdołał przez nie przebrnąć.

Pionier oświecenia

Nauczanie i pisma Immanuela Kanta położyły podwaliny pod nowy sposób myślenia. Jego sentencja „Sapere aude” („Miej odwagę posługiwać się własnym rozumem”) stała się słynna i nadała mu rangę pioniera oświecenia. Ten ruch umysłowy, powstały pod koniec XVII wieku w Europie, obwołał rozum (racjonalność) człowieka i właściwe posługiwanie się nim miarą wszelkiego działania. W swoich pismach Kant wzywał do uwolnienia się od wszelkich zewnętrznych nakazów (takich jak boskie przykazania) i do wzięcia odpowiedzialności za własne postępowanie.

Na temat Kanta krąży do dziś wiele sądów i przesądów. Niemiecki filozof i badacz Kanta Otfried Höffe wziął niektóre z nich pod lupę w swojej nowej książce „Der Weltbürger aus Königsberg” („Obywatel świata z Królewca”) – między innymi pytanie, czy Kant był „eurocentrycznym rasistą” i czy dyskryminował kobiety. W obu wypadkach jego odpowiedź brzmi: „Tak, ale...”.

Filozof, który nie zamykał się w czterech ścianach

Kant nie był rasistą we współczesnym rozumieniu, przeciwnie: potępiał kolonializm i niewolnictwo. Nigdy wprawdzie nie opuścił Królewca, ale stolica Prus Wschodnich była wówczas tętniącym życiem miastem handlowym, „Wenecją Północy”. Poza tym Kant wręcz pochłaniał opisy podróży z innych krajów.

I wreszcie: czy Kant był zdziwaczałym, zamykającym się w czterech ścianach uczonym i mizantropem? Dzisiejsza nauka rozprawia się także z tym stereotypem – Kant miał wprawdzie ściśle uregulowany rytm dnia, ale rozkoszował się długimi obiadami z przyjaciółmi i znajomymi, uwielbiał bilarda i gry karciane, chodził do teatru, a w salonach miasta uchodził za duszę towarzystwa.

Imprezy rocznicowe 

O Kancie i jego spuściźnie przypomina w tym roku wiele imprez, także w Niemczech: Bundeskunsthalle w Bonn pokazała dużą wystawę poświęconą filozofowi. W czerwcu w Berlinie odbędzie się wielka konferencja naukowa, a jesienią w Bonn międzynarodowy kongres, który zaplanowano właściwie w Kaliningradzie, ale który nie mógł tam dojść do skutku z powodu rosyjskiej napaści na Ukrainę.

Grób Kanta zdobi tylną ścianę katedry w Królewcu, która do dziś jest symbolem miasta. Jako jedna z nielicznych zabytkowych budowli gotycka świątynia przetrwała naloty podczas II wojny światowej i późniejszą falę wyburzeń po przyłączeniu do Związku Radzieckiego. Kant jest dziś niezmiernie popularny, a jego pismami inspiruje się wiele nurtów politycznych. A kto nazywa siebie samego swoim ulubionym myślicielem? Słusznie – Immanuel Kant!

Artykuł ukazał się pierwotnie nad stronach Redakcji Niemieckiej DW 

Chcesz skomentować ten artykuł? Zrób to na facebooku! >>

Bez wsparcia z USA Ukraina by się nie utrzymała. Doniesienia z frontu

W sobotę (20.04.2024) wieczorem Izba Reprezentantów USA przyjęła ustawy o wsparciu dla Ukrainy i innych państw, m.in. Tajwanu. Wartość pakietów pomocowych to 95 mld dolarów, w tym niemal 61 mld przeznaczono na wsparcie dla Ukrainy. Ponad 51 mld z tej sumy to fundusz na amuniację i broń potrzebną pilnie ukraińskiej armii. Eksperci mówili o tym od miesięcy, gdy w Izbie pakiet blokowali inspirowani przez Donalda Trumpa Republikanie. 

Tuż przed głosowaniem mówił też o tym dowódca ukraińskiego oddziału artylerii na froncie we wschodniej Ukrainie. – Bez amunicji artyleryjskiej każdy front jest skazany na porażkę – przypomina w rozmowie z DW. Jego ocena sytuacji na froncie jest ponura z uwagi na brak amunicji dla ukraińskich sił zbrojnych. Oficer pragnie pozostać anonimowy – DW zna jego stopień, nazwisko i stanowisko.

Rosja strzela na pełnych obrotach

– Liczba ofiar wzrośnie, bo nie ma możliwości odpowiednio odpowiedzieć ogniem – ostrzega oficer.

Charków. Elektrycy ryzykują życie

Natomiast rosyjscy agresorzy mogą strzelać ze wszystkich dział: ukraińscy żołnierze są przykrywani ogniem zaporowym rosyjskiej artylerii. Rosyjskie samoloty bojowe bombardują ukraińskie pozycje bombami szybującymi – wystrzeliwanymi z bezpiecznej odległości za frontem, poza zasięgiem ukraińskiej obrony przeciwlotniczej, która również ma coraz większe braki.

– W pewnym momencie – mówi oficer – dojdziemy do sytuacji, w której nikt nie będzie już w stanie obronić frontu: wszyscy będą martwi lub ranni – stwierdza. I dodaje, że rezultatem będzie „utrata pozycji i przełamanie frontu”.

Taką perspektywę dla frontu ukraińskiego potwierdzają analizy, m.in. przeprowadzona przez amerykański Instytut Studiów nad Wojną (ISW). Według ISW rosyjscy agresorzy „posuwają się powoli, ale równomiernie w kilku sektorach frontu”.

Teren wielkości Detroit

Według szacunków ISW z połowy kwietnia siły rosyjskie „podbiły od początku roku ponad 360 kilometrów kwadratowych – obszar wielkości Detroit”, największego miasta w stanie Michigan.

W obecnej sytuacji grożba, że Ukraina przegra z siłami Władimira Putina, jest tak duża, jak na początku wojny w 2022 roku. Będzie tak, jeśli nie popłyną znaczące dostawy broni i amunicji od zachodnich sojuszników. Szef CIA Bill Burns i gen. Christopher Cavoli, dowódca amerykańskich sił zbrojnych w Europie, dali to w połowie kwietnia jasno do zrozumienia podczas wystąpień w Waszyngtonie.

„Istnieje bardzo realne ryzyko, że Ukraińcy przegrają na polu bitwy do końca 2024 roku, a przynajmniej – że Putin znajdzie się na pozycji, na której będzie mógł dyktować warunki rozwiązania politycznego” – stwierdził według amerykańskich mediów Burns.

Ukraina nie utrzyma się bez dostaw z USA

Decydujące dla Ukrainy jest to, czy USA szybko dostarczą pomoc. Dałoby jej to duże szanse na „utrzymanie się” w 2024 roku.

Fakt, że szef CIA mówi obecnie o „utrzymaniu się”, wskazuje na nadzieję, że Kijów w pewnym momencie rozwinie własny przemysł zbrojeniowy do takiego stopnia, że ​​Ukraina będzie mogła się obronić w dłuższej perspektywie. A także z pomocą Zachodu zbudować własne siły powietrzne. Od 2023 roku ukraińscy piloci szkolą się na amerykańskich myśliwcach F-16.

Szef CIA William J. Burns ostrzega przed groźbą przegranej Ukrainy
Szef CIA William J. Burns ostrzega przed groźbą przegranej Ukrainynull Jack Gruber-USA TODAY/picture alliance

Jednak szkolenie takie trwa znacznie dłużej, niż to przewidywali eksperci wojskowi NATO.

Rzecznik Ukraińskich Sił Powietrznych nie chciał szczegółowo odpowiedzieć na pytania DW na temat przydatności F-16 i postępu szkolenia ukraińskich pilotów w europejskich krajach NATO, takich jak Rumunia, Wielka Brytania, Niemcy czy Francja. „To bardzo delikatny temat” – napisał rzecznik, zaznaczając, że nie może nic na ten temat powiedzieć. 

Problem z angielskim

Dowódca sił USA w Europie gen. Christopher Cavoli przyznał niedawno podczas wizyty w Waszyngtonie, że ukraińskim pilotom często brakuje znajomości języka angielskiego.

Podobnie jak szef CIA, Cavoli maluje ponury obraz sytuacji Ukraińców na froncie. Jak przyznał, nie potrafi przewidywać przyszłości. – Ale znam prostą matematykę – powiedział najwyższy generał Dowództwa Europejskiego USA (EUCOM): – Z mojego doświadczenia zdobytego na przestrzeni 37 lat służby w armii amerykańskiej wynika, że ​​jeśli jedna strona może strzelać, a druga nie może oddać, to ta strona, która nie może oddać strzału, przegrywa.

Blokowany miesiącami przez Republikanów pakiet pomocowy USA dla Ukrainy, przyjęty 20 kwietnia br., opiewa na kwotę 61 mld dolarów (57,2 mld euro). Oprócz pieniędzy dla ukraińskiego budżetu i pomocy gospodarczej aż 51,7 mld dolarów przeznaczono na dostawy amunicji i broni, jak wynika z komunikatu prasowego premiera Ukrainy Denysa Szmyhala po jego niedawnej wizycie w USA.

Sukcesy Ukrainy wypierają newsy o sytuacji

Kwestia tego, jak istotne w tej fazie wojny są dla Ukrainy szybkie dostawy amunicji z USA, jest wypierana przez doniesienia o sukcesach Ukrainy, zwłaszcza na platformach społecznościowych. W połowie kwietnia Ukraina po raz pierwszy pochwaliła się zestrzeleniem rosyjskiego bombowca ponaddźwiękowego Tupolew Tu-22M3. Po raz koleiny trafiono w pozycje radarowe na okupowanym przez Rosję Półwyspie Krymskim, przez które Moskwa organizuje zaopatrzenie dla swoich żołnierzy na południu Ukrainy.

Ale to oczywiście tylko ukłucia szpilką w porównaniu z ogromną presją ze strony Rosjan na froncie i z powietrza, taką jak niedawne ataki na miasto Czernihów, 70 km na północny wschód od Kijowa czy regularne ostrzały Charkowa, drugiego co do wielkości miasta Ukrainy.

Putin chce sukcesu do 9 maja

Po wizycie na froncie głównodowodzący ukraińskich żołnierzy Ołeksandr Syrski napisał w serwisie Telegram, że Rosja koncentruje się na tym, by „przebić się przez naszą obronę na zachód od Bachmutu i uzyskać dostęp Kanału Doniec-Donbas, zdobyć osadę Czasiw Jar i stworzyć warunki do dalszego marszu w kierunku większego obszaru wokół Kramatorska”.

Gmina Czasiw Jar położona jest na wzniesieniu, co zapewnia ukraińskim obrońcom przewagę. Syrski pisze na Telegramie, że Putin rozkazał rosyjskim siłom zajęcie tego stanowiska do 9 maja, czyli do Dnia Zwycięstwa, w którym Rosja hucznie obchodzi wygraną ZSRR z nazistowskimi Niemcami.

Niemiecki ekspert ds. bezpieczeństwa i Ukrainy Nico Lange pisze w swojej ostatniej analizie, że Ukraina „nie może utrzymać linii frontu na wschodzie, a może jedynie opóźnić rosyjski atak”.

Głównie poprzez wykorzystanie dronów wyposażonych w urządzenia wybuchowe. „Drony nie zastępują artylerii” – przyznaje dwowódca oddziału artylerii we wschodniej Ukrainie, z którym rozmawiała DW. Najważniejsze jest to, czy on i jego ludzie otrzymają teraz zapasy amunicji – tak szybko, jak to możliwe.

Chcesz skomentować ten artykuł? Dołącz do nas na facebooku! >>