Dlaczego pył z Sahary dociera do Europy?

Wiejący znad Sahary wiatr  przywiał w tym tygodniu pył do odległej o tysiące kilometrów greckiej stolicy, Aten. Efektem było niesamowitej urody zjawisko, dzięki któremu wszystko przybrało czerwonawo-pomarańczowy odcień. Akropol zaś, przynajmniej przez chwilę, wyglądał tak, jakby został przeniesiony na Marsa.

Burze, które unoszą pył znad Sahary i transportują go do Europy, są zjawiskiem częstym i zdarzają się od lat. Zajmijmy się więc tym, jak powstają, jak się przemieszczają i czy są groźne.

Jak się rodzi i rozwija burza pyłowa na Saharze?

Burze  pyłowe zdarzają się, gdy nad ciągnącą się przez całą Afrykę Północną pustynią Sahara wieją silne wiatry i jest sucho. Carlos Perez Garcia Pando, ekspert do spraw piasku i pyłu z Barcelona Supercomputing Center, mówi DW, że pustynne piaski składają się z wielu różnych cząstek.

Niektóre są duże i ciężkie. Są to pierwsze cząstki podrywane przez silne wiatry. Ale to nie one przedostaną się ostatecznie przez Morze Śródziemne  do Europy.

Te większe cząstki muszą bowiem nieuchronnie spaść na ziemię. Uderzają wtedy w ziarnka piasku i rozbijają je na bardzo drobne cząstki, tłumaczy Garcia Pando. I to te mniejsze cząstki ostatecznie pokonują wielkie odległości, ponieważ są tak małe i lekkie.

Aby takie burze mogły się pojawić, musi być sucho, ponieważ w przeciwnym razie cząstki zlepiają się ze sobą i stają się zbyt ciężkie, żeby pokonać wielkie dystanse. Burze piaskowe są zaś najbardziej prawdopodobne tam, gdzie jest mało roślinności, która by mogła osłabiać wiatr i spowalniać burzę.

BdTD | Syrien
Pył z Sahary dociera także do innych krajów, na przykład do Syriinull Aref Watad/AFP/Getty Images

Dlaczego burze przenoszą pył do Europy?

Burze pyłowe zdarzają się na Saharze regularnie. Żeby jednak mogły się przesunąć tysiące kilometrów na północ, musi zapanować też sprzyjająca pogoda, która przyniesie silne wiatry, zdolne je przepchnąć na wielkie odległości.

Pył znad Sahary jest transportowany nad Morzem Śródziemnym do Europy przez układy niżowe. Garcia Pando tłumaczy, że w takich systemach pogodowych nagromadzona jest wielka ilość energii niezbędnej, by wywołać silne wiatry. Na półkuli północnej wieją one w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara. Zazwyczaj występują na wiosnę.

Cząstki pyłu, które ostatecznie docierają do Europy, mogą pozostawać w powietrzu tak długo, ponieważ są znacznie mniejsze niż piasek, który opada znacznie szybciej, napisał DW Stuart Evans, ekspert do spraw pyłu na Uniwersytecie Buffalo w Nowym Jorku. „To, co dociera do Europy, to burza pyłowa, a nie piaskowa”, podkreślił w nadesłanym do DW e-mailu.

Czy burze pyłowe są problemem?

– To się powtarzało przez całe dzieje, pył jest prawie tak stary jak Ziemia – mówi Garcia Pando. – To nic nowego – dodaje.

Ekspert z Barcelony podkreśla, że celem analizowania burz pyłowych nie jest wzbudzanie strachu. Chodzi raczej o zrozumienie tego zjawiska i jego wpływu na społeczeństwo i klimat. Garcia Pando wyjaśnia, że pył nie zawsze jest czymś złym, jest bowiem na przykład swego rodzaju odżywką dla lasów i oceanów. Dostarcza im żelaza i fosforu.

Ilość pyłu na Ziemi wzrasta od czasów przedindustrialnych, mówi naukowiec. Jest to w dużej mierze spowodowane uprawą ziemi przez człowieka, ale także zmianami klimatycznymi.

Aby zrozumieć, jak to działa, trzeba wyobrazić sobie grudkę zaskorupiałego brudu, mówi Garcia Pando. Jeśli się na nią nadepnie lub przejedzie po niej auto, cząstki brudu oderwą się od tej grudki, a wiatr będzie mógł je łatwiej unieść.

Teraz wiesz: skąd się bierze piasek?

W odniesieniu do zmian klimatu Garcia Pando wskazuje na źródła wody, które wysychają, gdy jest susza. Gdy takie jezioro już wyschnie, „osady, które pozostaną na dnie, będą silniej podlegać erozji i mogą łatwiej trafić do atmosfery”, tłumaczy ekspert od piasku i pyłu.

Ale jak na razie naukowcy wciąż nie mają pewności, czy na Ziemi będzie więcej, czy mniej wiatru w wyniku zmian klimatu. Trudno więc powiedzieć, jak to będzie z burzami pyłowymi w przyszłości.

– Jest to jeden z kluczowych elementów niepewności, z którymi mamy do czynienia w prognozowaniu przyszłości pyłu – mówi Garcia Pando. – Zrozumienie, jak będą ewoluować wiatry w różnych sytuacjach. Nie tylko średnie wiatry, ale także ekstremalne – podkreśla.

Zachowaj bezpieczeństwo podczas burzy pyłowej

Gdy człowiek się znajdzie w burzy pyłowej w Europie, to zdaniem Garcii Pando powinien postępować zgodnie z tymi samymi radami, których udzielają eksperci w dniach, kiedy jakość powietrza jest szczególnie niska. Pył stanowi zagrożenie dla układu oddechowego, dlatego należy nosić maskę i powstrzymywać się od uprawiania sportu na świeżym powietrzu. Dotyczy to zwłaszcza ludzi z chorobami układu oddechowego.

Artykuł ukazał się pierwotnie nad stronach Redakcji Angielskiej DW

Chcesz skomentować ten artykuł? Zrób to na facebooku! >>

Bundestag łagodzi ustawę o ochronie klimatu

Niemiecka ustawa o ochronie klimatu dotychczas przewidywała indywidualne cele w zakresie emisji CO2 dla każdego sektora. Branże transportowa i budowlana wielokrotnie jednak ich nie osiągały. W piątek (26.04.2024) Bundestag przyjął budzącą kontrowersję nowelizację ustawy. Po ciągnących się miesiącami dyskusjach kluby poselskie koalicji rządowej zdecydowały się ją złagodzić w nadziei na zmniejszenie presji ze strony branży transportowej i budowlanej, które nie spełniały wcześniej ustalonych wymagań. Nowa ustawa znosi dotychczas obowiązujące górne limity emisji gazów cieplarnianych dla poszczególnych sektorów w gospodarce.

Ustawa musi jeszcze zostać przyjęta przez Bundesrat. Wniosek posła opozycyjnej CDU Thomasa Heilmanna, który chciał wstrzymania prac nad nowelizacją, został odrzucony przez Federalny Trybunał Konstytucyjny w czwartek (25.04.2024).

Dzięki nowelizacji w przyszłości działania służące poprawie ochrony klimatu będą konieczne tylko wtedy, gdy ogólny cel Niemiec dotyczący ograniczenia emisji CO2  będzie zagrożony. Po raz pierwszy zostanie to ponownie zweryfikowane w 2026 roku, co oznacza, że obecna koalicja rządowa już nie będzie musiała przyjmować żadnych nowych decyzji w sprawie ochrony klimatu. Niemcy jako całość osiągnęły swój cel klimatyczny na rok 2023, ale stało się tak między innymi ze względu na zmniejszenie tempa wzrostu gospodarczego. Jednak w perspektywie nadchodzących lat nie jest pewne, że uda się to powtórzyć.

Zgodnie z wcześniejszymi przepisami, sektor budowlany, a przede wszystkim transportowy, musiałyby uruchomić natychmiastowe programy, aby powrócić na właściwe tory. Niemcy już zostały za to sądownie ukarane, ponieważ ministrowie transportu i budownictwa nie wdrożyli takich programów. 

Strajk głodowy w Berlinie. Chodzi o klimat

„Wypatroszona ustawa”

Zmiana ustawy nastąpiła głównie na wniosek FDP. Minister transportu z tej partii, Volker Wissing zagroził drastycznymi środkami, w tym wprowadzeniem zakazu jazdy w weekendy, jeśli Bundestag nie przyjmie do lata reformy ustawy o ochronie klimatu. W takim przypadku Wissing musiałby przedstawić natychmiastowy program zmian gwarantujący, że sektor transportu osiągnie cele klimatyczne.

Reformę krytykuje opozycja. Polityk CDU i partyjny ekspert ds. energii Andreas Jung mówił o „wypatroszeniu” ustawy o ochronie klimatu i kroku wstecz w tym zakresie. Jego zdaniem poprzez złagodzenie wiążących celów klimatycznych dla poszczególnych branż najważniejsze cele ustawy zostały zniesione, a samej ustawie „wyrwano serce”.

W odpowiedzi na te zarzuty przewodniczący klubu poselskiego partii FDP w Bundestagu Christian Duerr oświadczył, że stara ustawa o ochronie klimatu przypominała wytyczne obowiązujące w gospodarce planowej. Tymczasem dla klimatu jest zupełnie obojętne, czy emisje CO2 są redukowane w sektorze energetycznym, przemysłowym czy transportowym.

Ambitne cele w redukowaniu emisji

Przewodnicząca klubu poselskiego partii Zielonych w Bundestagu Katharina Droege uważa, że „ustawa o ochronie klimatu spogląda w przyszłość”. Cele emisyjne zaś pozostają: „W przyszłości nie będzie można wyemitować ani jednego grama CO2 więcej”. Posłanka przyznała jednak, że Zieloni chcieliby, aby poszczególne sektory wzięły na siebie jeszcze jaśniej zarysowaną odpowiedzialność za ochronę klimatu.

Zgodnie ze zmienioną ustawą, Niemcy muszą zmniejszyć emisję gazów cieplarnianych o co najmniej 65 procent do 2030 roku w porównaniu ze stanem z roku 1990. Do roku 2040 mają one zostać zredukowane o 88 procent, a pełna neutralność emisyjna ma zostać osiągnięta do 2045 roku. W praktyce oznacza to, że w 2045 roku Niemcy chcą emitować tyle gazów cieplarnianych, ile może zostać pochłoniętych przez środowisko.

(DPA, RTR/jak)

Chcesz komentować nasze artykuły? Dołącz do nas na Facebooku! >>

Globalne ocieplenie. „Cel 1,5 stopnia nadal wykonalny”

Przed rozpoczęciem obrad Petersberskiego Dialogu Klimatycznego w Berlinie Jennifer Morgan, specjalna pełnomocniczka do spraw ochrony klimatu w niemieckim ministerstwie spraw zagranicznych, oceniła, że wciąż są szanse na to, by ocieplenie Ziemi nie przekroczyło 1,5 stopnia Celsjusza.

– Dobra wiadomość jest taka: może się to nam jeszcze udać i mamy wszelkie niezbędne do tego środki i technologie – powiedziała Morgan dziennikom „Rheinische Post” i „General-Anzeiger”.

Podkreśliła, że najwięcej do zrobienia mają najwyżej rozwinięte państwa – członkowie grupy G20 – które są odpowiedzialne za ponad 80 procent światowych emisji gazów cieplarnianych. Wskazała, że w skali globalnej Chiny spalają ponad połowę węgla i wciąż z rozmachem budują nowe elektrownie węglowe.

Ośrodek narciarski we Francji
Zmiany klimatyczne widać było w tym roku na wielu stokach narciarskich w Europie null Durand Thibaut/ABACA/imago images

Czas nagli

Jennifer Morgan postuluje jednak podjęcie szybkich działań na rzecz ochrony klimatu. Przypomina, że według naukowców mamy jeszcze mniej czasu, niż sądziliśmy. – Wszyscy muszą zrobić więcej, jeśli chcemy ograniczyć globalne ocieplenie do 1,5 stopnia – podkreśliła pełnomocniczka. Za kluczową sprawę uznała finansowanie. Zapowiedziała dyskusje o przekształceniu Banku Światowego w taki sposób, aby mógł on wspierać przyjazną dla klimatu transformację także w skali międzynarodowej.

Egzystencjalne zagrożenie

Osiągnięcie globalnego celu ochrony klimatu zależy zdaniem Morgan przede wszystkim od tego, czy uda nam się zużywać znacznie mniej węgla, ropy i gazu. Świat ma bowiem do czynienia z „egzystencjalnym zagrożeniem” i wszystkie państwa powinny traktować ten temat w taki właśnie sposób.

Dialog w Berlinie przed konferencją w Baku

Wysocy rangą przedstawiciele około 40 państw wezmą 25 i 26 kwietnia w Berlinie udział w 15. Petersberskim Dialogu Klimatycznym. Spotkanie ma charakter przygotowawczy przed listopadowym szczytem klimatycznym ONZ (COP 29) w stolicy Azerbejdżanu Baku. Obrady mają doprowadzić do ożywienia międzynarodowej dyplomacji klimatycznej.

Chcesz skomentować ten artykuł? Zrób to na facebooku! >>

W porozumieniu paryskim z 2015 roku społeczność międzynarodowa uzgodniła, że będzie dążyć do ograniczenia globalnego ocieplenia do poziomu poniżej dwóch stopni, a optymalnie do 1,5 stopnia w porównaniu z epoką przedindustrialną. Na razie jednak ocieplenie Ziemi się nasila, co sprawia, że groźba przekroczenia granicy 1,5º wydaje się coraz bardziej realna.

(AFP/pesz)

Rekordowe temperatury

Bild: Saksonia zapłaci miliony euro za odbiór odpadów z Polski

Reporterzy niemieckiego dziennika wybrali się do polskiej wsi Tuplice w woj. lubuskim w pobliżu granicy z Niemcami, gdzie na terenie dawnej cegielni od lat zalegają nielegalnie przywiezione z Niemiec odpady. „Co najmniej 20 tysięcy ton żużli pocynkowych leży bez żadnego zabezpieczenia na skraju rozlewiska Nysy. Od 2013 roku opady deszczu wypłukują z granulatu do wód gruntowych niebezpieczne substancje, jak cynk kadm, ołów, arsen i rtęć” – pisze wysokonakładowy „Bild”.

Pod koniec marca polska minister minister klimatu i środowiska Paulina Hennig-Kloska poinformowała, że jeszcze w tym roku niemiecki kraj związkowy Saksonia ma usunąć odpady, co potwierdziło następnie DW saksońskie Ministerstwo ds. Energii, Ochrony Klimatu, Środowiska i Rolnictwa.

Zapłacą podatnicy

Rzecznik saksońskiej Dyrekcji Krajowej, czyli administracji landu, Ingolf Ulrich mówi w rozmowie z „Bildem”, że niebezpieczne odpady w Tuplicach pochodzą „z Saksonii”. „Trop prowadzi do Rudaw i firmy Befesa Zinc Freiberg GmbH. Przyznaje ona w rozmowie z ‚Bildem’, że faktycznie była producentem żużlu pocynkowego. Mimo to firma od lat uparcie odmawia usunięcia własnych śmieci. Powód: za wywóz odpowiedzialny był broker odpadów. Jednak firma realizująca zlecenie, Mineral Projekt Chemnitz, od lat jest w stanie upadłości…” – pisze gazeta.

I dodaje, że „ponieważ także Polska wywiera presję”, Saksonia zamierza usunąć odpady „za pieniądze podatników”, a jednocześnie „pociągnąć do odpowiedzialności sprawcę”. Rzecznik administracji wyjaśnia, że takie działania wynikają z przepisów europejskich. Koszt to 2,5 mln euro, a przetarg już się rozpoczął – dodaje „Bild”.

Skarga na Niemcy w Brukseli i Luksemburgu

Według polskich władz na terenie czterech województw zalega w sumie ok. 35 tysięcy ton odpadów nielegalnie przywiezionych z zagranicy, przede wszystkim z Niemiec. Po wielu bezowocnych apelach do niemieckich władz federalnych i regionalnych o usunięcie tych odpadów zgodnie z przepisami UE, w zeszłym roku poprzedni polski rząd Zjednoczonej Prawicy złożył skargi na Niemcy do Komisji Europejskiej oraz do Trybunału Sprawiedliwości UE.

Na początku kwietnia br. niemiecki resort środowiska deklarował, że jest zainteresowany polubownym rozstrzygnięciemsporu prawnego. Sprawa ta leży jednak w kompetencji niemieckich krajów związkowych, a nie rządu federalnego. Strona polska mówi o planach organizacji oględzin składowisk odpadów dla przedstawicieli władz niemieckich landów, aby doprowadzić do takiego rozwiązania, jak w Tuplicach.

DW odwiedza kwaterę reprezentacji Polski w Hanowerze

Raport Copernicusa: 2023 rokiem ekstremów klimatycznych w Europie

Europa nie jest wyjątkiem, jeśli chodzi o skutki zmian klimatycznych; szybko staje się to jasne, gdy spojrzymy na informacje zebrane przez unijny program obserwacji Ziemi Copernicus (Climate Change Service) i Światową Organizację Meteorologiczną (WMO) w ich najnowszym raporcie. Wszystkie trzy najcieplejsze lata w Europie odnotowano od 2020 roku, a dziesięć najcieplejszych – od roku 2007.

Rok 2023 również pobił kolejne negatywne rekordy: wraz z 2020 był najcieplejszym rokiem w Europie, o około jeden stopień powyżej okresu referencyjnego 1991–2020. Ogólnie rzecz biorąc, 2023 był rokiem złożonym i wielowarstwowym pod względem zagrożeń klimatycznych w Europie, jak podsumowuje wyniki dyrektor programu Copernicus Carlo Buontempo: „W 2023 roku Europa doświadczyła największych pożarów, jakie kiedykolwiek zarejestrowano, jednego z najbardziej ulewnych lat, poważnych morskich fal upałów i niszczycielskich powodzi”.

Prawie 11 mld euro strat przez powodzie

Ogółem w 2023 roku w Europie zanotowano o około siedem procent więcej opadów niż zwykle. Jedna trzecia rzek wylała, a niektóre nawet katastrofalnie.

Według wstępnych szacunków EM-DAT, międzynarodowej bazy danych dotyczących katastrof, powodzie w Europie dotknęły około 1,6 mln ludzi, a co najmniej 40 osób straciło w nich życie. 63 osoby zginęły w wyniku burz, a 44 w pożarach lasów. 13,4 mld euro – tyle szkód spowodowały w Europie zdarzenia pogodowe i klimatyczne, z czego ponad 80 proc. stanowią powodzie.

„Kryzys klimatyczny to największe wyzwanie stojące przed naszym pokoleniem. Koszt działań klimatycznych może wydawać się wysoki, jednak koszty bierności są znacznie wyższe” – powiedziała Celeste Saulo, sekretarz generalna WMO.

Bułgaria | Powodzie w regionie Karłowa
1000 domów pod wodą: Bułgaria była jednym z krajów dotkniętych tragicznymi skutkami powodzi w 2023 rokunull Impact Press Group/NurPhoto/IMAGO

Coraz więcej dni z ekstremalnymi upałami

Zdaniem naukowców szkodliwe skutki zdrowotne ekstremalnych zjawisk pogodowych i klimatycznych w Europie również się nasilają. W ciągu ostatnich 20 lat liczba osób, które zmarły na skutek upałów, wzrosła o około 30 proc. W całej Europie rośnie liczba dni ekstremalnie upalnych, a rok 2023 był pod tym względem rekordowy.

W szczytowym momencie lipcowej fali upałów 41 proc. południowej Europy doświadczyło poważnych, bardzo dotkliwych czy też ekstremalnych upałów, a wiele osób doznało stresu cieplnego. Termin ten opisuje wpływ, jaki wysokie temperatury w połączeniu z innymi czynnikami, takimi jak wilgotność powietrza i prędkość wiatru, promieniowanie słoneczne i cieplne, wywierają na organizm ludzki.

Bagatelizowane ryzyko stresu cieplnego

Długotrwały stres cieplny może pogorszyć istniejące problemy zdrowotne. Zwiększa także ryzyko wyczerpania i udaru cieplnego, zwłaszcza u małych dzieci, osób starszych i osób przewlekle chorujących.

Niemniej jednak według autorów raportu nie tylko społeczna świadomość ryzyka, jakie niosą dla zdrowia zmiany klimatyczne, jest niedostatecznie wysoka. Często także świadczący opiekę zdrowotną nie podchodzą do problemu z należytą powagą.

Topnienie lodu w Alpach i płonące lasy

Fala ubiegłorocznych upałów nie pozostała bez wpływu na europejskie lodowce. Wszystkie straciły pokaźne masy lodu, a wśród nich szczególnie dotknięte zostały lodowce alpejskie. Zwłaszcza że zimą spadło tam bardzo mało śniegu. Według raportu programu Copernicus w ciągu ostatnich dwóch lat lodowce alpejskie straciły łącznie około 10 proc. swojej objętości.

Ciepło, śnieg i susza są ze sobą ściśle powiązane. I tak na przykład ze względu na niską pokrywę śnieżną ilość wody w alpejskiej rzece Po przez cały rok utrzymywała się poniżej średniej. Tej wody brakowało wówczas w północnych Włoszech, gdzie już panowała susza.

Upały i susza to także przyczyny pożarów lasów, które dotknęły duże części Europy w 2023 roku. W ciągu jednego roku spłonął obszar wielkości Londynu, Paryża i Berlina razem wziętych. Największy pożar lasu, jaki kiedykolwiek zarejestrowano w UE, miał miejsce w Grecji: objął obszar dwukrotnie większy niż Ateny.

Greccy strażacy walczą z pożarem lasu w pobliżu Aleksandropolis
Piekło płomieni: greccy strażacy walczą z pożarem lasu w pobliżu Aleksandropolisnull Achilleas Chiras/AP/picture alliance

Dlaczego Europa tak bardzo się ociepla?

Europa jest kontynentem, który ociepla się w największym tempie, a temperatury rosną tu około dwukrotnie szybciej niż średnia światowa. Według zastępczyni dyrektora Copernicusa Samanthy Burgess wynika to częściowo ze stosunkowej bliskości Europy i Arktyki, która ociepla się około cztery razy szybciej niż pozostałe części świata.

Według Burgess poprawa jakości powietrza w Europie spowodowała, że znajduje się w nim mniej cząstek odbijających światło słoneczne i przyczyniających się do chłodzenia.

Rekordowa energia odnawialna

Na koniec pozytywna wiadomość: nigdy w Europie nie powstało tyle energii elektrycznej ze źródeł odnawialnych, co w 2023 roku. Ogółem stanowiła ona 43 proc. wytworzonej energii. Dla porównania: w 2022 roku było to 36 proc. Jesienne i zimowe burze wygenerowały ponadprzeciętną ilość energii wiatrowej, a wysoki poziom rzek spowodował zwiększył ilości energii wodnej.

Oznacza to, że już drugi rok z rzędu produkujemy więcej energii elektrycznej ze źródeł odnawialnych niż ze szkodliwych dla klimatu paliw kopalnych. Autorzy raportu ostrzegają jednak, że emisje gazów cieplarnianych, które są odpowiedzialne za obserwowane skutki globalnego ocieplenia, będą w 2023 roku nadal rosły.

Krótka perspektywa na rok 2024: promyk nadziei

Zdaniem dyrektora Copernicusa Buontempo jest mało prawdopodobne, by te skutki klimatyczne zostały ograniczone, przynajmniej w najbliższej przyszłości.

Według jego zastępczyni Samanthy Burgess można się zatem spodziewać, że aż do osiągnięcia celu zerowego netto i ustabilizowania się klimatu będziemy notować coraz więcej rekordów. Jednak w jej ocenie przyszłoroczne lato w Europie nie pobije już żadnych termicznych rekordów. Ale to głównie dlatego, że w tym roku dobiega końca zjawisko El Niño.

Chcesz mieć stały dostęp do naszych treści? Dołącz do nas na Facebooku!

Artykuł ukazał się pierwotnie na stronach Redakcji Niemieckiej DW.

Niemcy: Brak inżynierów hamuje transformację klimatyczną

Jak wynika z opublikowanego w czwartek (18.04.2024) sondażu Instytutu Badań Gospodarczych (IW) z Kolonii, około 29 procent firm postrzega brak fachowców jako przeszkodę w lepszym pozycjonowaniu się pod kątem ochrony klimatu i przemian energetycznych. Problem ten obejmuje od 19 procent dostawców usług biznesowych do 75 procent w sektorze „dostaw energii, wody i gospodarki odpadami”.

Wśród firm zatrudniających co najmniej 250 pracowników, 70 procent spodziewa się zwiększonego zapotrzebowania na informatyków w ciągu najbliższych pięciu lat, a 59 procent inżynierów specjalizujących się w rozwoju technologii i produktów przyjaznych dla środowiska.

Niedobór w zawodach inżynieryjnych

Według badania przeprowadzonego przez Instytut Badań Gospodarczych (IW) i Stowarzyszenie Niemieckich Inżynierów (VDI), liczba wakatów dla inżynierów w Niemczech utrzymuje się wciąż na wysokim poziomie.

Do końca 2023 roku na 380 wakatów przypadało 100 bezrobotnych osób o odpowiednich kwalifikacjach. Szczególnie duży niedobór występuje w zawodach inżynieryjnych związanych z energetyką i elektrotechniką, budownictwem/geodezją/techniką budowlaną oraz architekturą. Na drugim miejscu znalazła się inżynieria mechaniczna i motoryzacyjna, wyprzedzając informatykę. Te cztery kategorie zawodowe są uważane za szczególnie ważne dla cyfryzacji i ochrony klimatu.

Malejąca liczba studentów

 – Dla pomyślnie przeprowadzonej transformacji klimatycznej, niezbędne są odpowiednio liczne kadry specjalistów – powiedział dyrektor VDI Adrian Willig. Jak dodał: „Wysokie zapotrzebowanie na inżynierów ma konsekwencje dla rynku pracy”. Problem stanowi malejąca liczba studentów rozpoczynających studia na kierunkach inżynieryjnych i informatycznych. Zmniejszyła się ona z 143 400 w roku akademickim 2016 do 128 400 w roku akademickim 2023 – co stanowi spadek o ponad 10 procent.

Zdaniem eksperta, aby zredukować ten brak wykwalifikowanych pracowników potrzebny jest szereg działań. Głównie chodzi o zwiększenie liczby młodych ludzi podejmujących studia na kierunkach inżynieryjnych. Pomocne mogą być również propozycje przedłużenia zatrudnienia dla starszych pracowników, inwestycje w edukację oraz konkretne działania mające na celu zwiększenie liczby młodych kobiet zainteresowanych zawodem inżyniera.

– Jeśli jako kraj przemysłowy nadal chcemy należeć do światowej czołówki, potrzebujemy również więcej wykwalifikowanych pracowników z zagranicy, którym możemy zapewnić łatwy start – powiedział szef VDI. – W przeciwnym razie przejście na przemysł przyjazny dla klimatu zakończy się niepowodzeniem nie z powodu naszych pomysłów lub inwestycji, lecz braku personelu – dodał.

(RTR/jar)

Chcesz skomentować ten artykuł? Zrób to na facebooku! >>

Ekstrema pogodowe. Czym są El Niño i La Niña?

Na początku kwietnia tego roku prezydent Zimbabwe Emmerson Mnangagwa ogłosił stan klęski żywiołowej. Przyczyną trwającej „katastrofy suszy”, która oznacza „poważną sytuacją żywnościową”, jest zjawisko klimatyczne El Niño, które bierze początek na Oceanie Spokojnym, powodując susze i katastrofalne straty w południowoafrykańskim rolnictwie. Zambia i Malawi krótko przedtem ogłosiły stan klęski żywiołowej.

Według naukowców obecny cykl El Niño rozpoczął się w czerwcu 2023 roku, a jego szczyt nastąpił w grudniu. Jest on również odpowiedzialny za ekstremalne upały i suszę w Azji Południowo-Wschodniej. Na przykład na Filipinach z powodu rekordowych upałów zamknięto szkoły.

Skąd wzięła się nazwa El Niño?

Zjawisko pogodowe i atmosferyczne zostało po raz pierwszy opisane w XVII wieku przez południowoamerykańskich rybaków, którzy nazwali je „El Niño de Navidad” (po hiszpańsku: Dzieciątko Jezus), zauważywszy, że osiąga ono swój szczyt w okresie Bożego Narodzenia.

Rekordowe temperatury na świecie w 2023 roku, najcieplejszym od rozpoczęcia pomiarów pogodowych, są ściśle związane z występowaniem El Niño.

Zjawisko przeciwne, La Niña (po hiszpańsku: dziewczyna), powoduje warunki pogodowe z większą wilgotnością, gwałtownymi burzami i huraganami.

Wpływ na eksterma pogodowe

El Niño powstaje co dwa do siedmiu lat. Jest to część oscylacji południowej (ENSO), wzorca klimatycznego, który zaczyna się na Oceanie Spokojnym.

Wiatry, zwane pasatami, zazwyczaj wieją na zachód przez Pacyfik. El Niño tworzy się, gdy pasaty słabną, zwracając się czasami w przeciwnym kierunku. Pasaty zazwyczaj wieją wzdłuż równika i wypychają ciepłą wodę z Ameryki Południowej do Azji Południowo-Wschodniej i Australii.

Dwóch mężczyzn przenosi stół do gry ​w​ piłkarzyki, brodząc w wodzie w dotkniętym powodzią regionie Boliwii
Powódz w Boliwii (luty 2024)null AFP/Getty Images

Gdy jednak wiatry ucichną, cieplejsza woda nie jest już wypychana na zachód, lecz pozostaje we wschodnim Pacyfiku, w pobliżu wybrzeży Ameryki Południowej. Ciepło zapobiega przedostawaniu się zimnej wody na powierzchnię. Dodatkowe ciepło w atmosferze zatrzymuje więcej wilgoci, co prowadzi do zwiększenia regionalnych opadów i powodzi na przykład w Boliwii i północnej części Ameryki Południowej.

Jednocześnie w zachodnim Pacyfiku brakuje ciepłej wody, co może prowadzić do większych susz i ekstremalnych temperatur na lądzie.

Wprawdzie Australia uniknęła poważnych pożarów, których obawiano się latem 2023-2024 roku w szczytowym okresie cyklu El Niño, jednakże od sierpnia do października 2023 wystąpiło tam najmniej opadów deszczu od 120 lat.

Zakłócenia w temperaturze oceanu, spowodowane przez El Niño, mogą wpływać również na silne wiatry występujące na dużych wysokościach, zwane prądem strumieniowym, które z kolei oddziaływują na globalne opady deszczu. Prowadzi to do anomalii klimatycznych. W Indonezji i Indiach zanikają monsuny, na Atlantyku występuje mniej huraganów niż zwykle.

Ostatni cykl El Niño był częściowo odpowiedzialny za ulewne deszcze i powodzie, nękające Afrykę Wschodnią pod koniec 2023 roku. W Kenii w powodziach zginęło wówczas ponad 120 osób, a 700 tys. straciło domy.

Naukowcy ustalili, że bezpośredni wpływ El Niño na opady w Afryce Wschodniej jest stosunkowo niewielki. Odkryli jednak, że może on wywołać tak zwany Dipol Oceanu Indyjskiego (IOD), który jest kolejnym zjawiskiem klimatycznym powodującym ekstremalne powodzie w regionie.

La Niña intensyfikuje burze i huragany

La Niña jest również częścią wcześniej wspomnianej oscylacji południowej, wywiera jednak skutki odwrotne do El Niño. La Niña występuje, gdy przeważające wschodnio-zachodnie wiatry nad Pacyfikiem stają się silniejsze niż zwykle. Oznacza to, że do zachodniego Pacyfiku dociera coraz więcej cieplejszej wody. W Australii i Azji Południowo-Wschodniej opadów będzie więcej niż zwykle.

Jednocześnie fazy La Niña na wschodnim Pacyfiku mogą wywołać większą suszę i pożary, dotykając także południowo-zachodnie części Stanów Zjednoczonych, Meksyk i Amerykę Południową. Jednak ze względu na lokalne różnice klimatyczne, północno-wschodnie regiony USA i Kanada podczas zimy La Niña zazwyczaj są bardziej wilgotne i zimniejsze.

La Niña często nasila także huragany nad Atlantykiem – zjawisko to pogarszają obecne rekordowo wysokie temperatury na jego powierzchni.

Skutki trudne do przewidzenia

El Niño i La Niña to naturalne zjawiska pogodowo-atmosferyczne. Ich konsekwencje są zróżnicowane i zależne od okresu, czasu trwania i złożonych wpływów klimatycznych, w tym globalnego ocieplenia spowodowanego przez człowieka. Istnieją dowody na to, że fenomeny pogodowe ENSO ze względu na zmiany klimatyczne stały się częstsze i intensywniejsze.

Zdaniem naukowców cykle El Niño i La Niña w miarę ocieplania się planety prawdopodobnie będą charakteryzowały się coraz bardziej gwałtownym przebiegiem. Cieplejsze powietrze zatrzymuje więcej wody, co prowadzi do bardziej ekstremalnych opadów. Jeśli uda się ograniczyć globalne ocieplenie poprzez rezygnację z paliw kopalnych i osiągnąć neutralność klimatyczną, możliwe będzie również osłabienie skutków ekstremalnych zjawisk pogodowych, do których należą El Niño i La Niña.

Artykuł ukazał się pierwotnie na stronach Redakcji Angielskiej DW.

Rekordowe temperatury

Ochrona klimatu. Sektor transportowy nadal odstaje

Sektor transportowy odpowiadał w ubiegłym roku za emisję o wiele większych ilości CO2 do atmosfery, niż zezwalają na to niemieckie przepisy. Tak wynika z analizy opublikowanej w poniedziałek (15.4.24) przez niezależną Radę Ekspertów ds. Klimatycznych.

Jak podano, zamiast dozwolonych 133 milionów ton CO2 niemiecki sektor transportowy wyemitował do atmosfery 146 milionów ton. Oznacza to, że przekroczono dopuszczalny limit już trzeci rok z rzędu.

Eksperci rady przygotowują swoje analizy na podstawie danych Federalnego Urzędu Środowiska. Wynika z nich, że także sektor budynków przekroczył limit, choć jak podkreślili członkowie Rady, dane w tym zakresie nie są dostatecznie precyzyjne, aby wydać jednoznaczną ocenę. Tak czy inaczej, także w tym zakresie konieczne są szybkie kroki prawne, podkreślili eksperci.

Ogólny spadek emisji

Rada przekazała, że mimo niektórych niejasności, odnotowano w ubiegłym roku wyraźny spadek ogólnych emisji, sięgający 10 procent w porównaniu do roku 2022. Emisje spadły z 750 do 674 milionów ton ekwiwalentu CO2. W ekwiwalenty wlicza się także inne gazy cieplarniane, aby ułatwić porównywanie wartości.

Emisje CO2 w Niemczech spadły, ale to głównie zasługa spowolnienia gospodarki
Emisje CO2 w Niemczech spadły, ale to głównie zasługa spowolnienia gospodarki null Ina Fassbender/AFP

Był to największy procentowy spadek od 1990 roku. Eksperci podkreślili jednak, że nie jest to zasługą skutecznej polityki klimatycznej, tylko słabnącej gospodarki i pogody. Już wcześniej zwracał na to uwagę Urząd ds. Środowiska, a także pochodzący z partii Zielonych minister gospodarki Robert Habeck.

– Bez ograniczenia działalności energochłonnego przemysłu i bez kolejnej łagodnej pogody, emisje w roku 2023 byłyby zdecydowanie wyższe – powiedział przewodniczący Rady Hans-Martin Henning. Gdyby nie te czynniki, zapewne nie udałoby się osiągnąć celu rocznego. Henning dodał, że w związku z globalnym ociepleniem, prawdopodobnie można będzie na stałe ograniczyć emisje związane z ogrzewaniem.

Niemcy mają cel ograniczenia emisji gazów cieplarnianych o 65 procent do 2035 roku w porównaniu z rokiem 1990. Urząd ds. Środowiska ocenia, że Niemcy są na odpowiedniej drodze, aby to osiągnąć. Do 2045 roku Niemcy chcą być neutralne klimatycznie, to znaczy nie emitować więcej gazów, niż kraj jest w stanie zmagazynować.

Rada Ekspertów ds. Klimatu to gremium naukowe, do którego zadań należy doroczna analiza i kontrola danych Federalnego Urzędu ds. Środowiska na temat emisji.

Norwegia. Koniec „brudnych” rejsów do fiordów

(DPA/szym)

Chcesz skomentować ten artykuł? Zrób to na facebooku! >>

Niemcy. Szopy pracze żyją tu od 90 lat

Otwarte okno w piwnicy. Pełna miska z karmą dla zwierząt. Niepożądane zwierzę chrupie i przeżuwa w kuchni coś, do czego nie ma prawa. Obok czai się zjeżony, fukający kot. Tak opisuje swoje nocne spotkanie z szopem praczem jedna z mieszkanek Kassel. Do sytuacji takich jak ta dochodzi w tym dużym mieście północnej Hesji stosunkowo często. Gdyż uroczy mały zwierzak zadomowił się już na dobre w tym regionie i występuje tam bardzo licznie.

Heski Związek Łowiecki szacuje, że w szczególnie dotkniętych dzielnicach miasta na sto hektarów przypada ponad 100 szopów praczy. Według rzecznika związku Markusa Stiftera, normalnie powinno być od sześciu do ośmiu osobników, podobnie jak w ich naturalnym środowisku takim jak np. Park Narodowy Müritz.

Miasto Kassel nie ma dokładnych liczb ani wiarygodnych szacunków dotyczących populacji tych zwierząt. Jednak jest ona na tyle wysoka, że Kassel nazywane jest „europejską stolicą szopów praczy”. Nawet na stronie internetowej miasta zainteresowani znajdą informacje nt. „misia” z charakterystycznymi pierścieniami na ogonie i czarną maską na oczach.

Szopy pracze zdominowały północnoheskiej miasto Kassel
Szopy pracze zdominowały północnoheskiej miasto Kasselnull Lakomski/Eibner-Pressefoto/picture alliance

Jak u siebie w domu

W Kassel niektórzy się cieszą, większość jednak się irytuje. Właściciele domów skarżą się na niepożądanych lokatorów, którzy powodują ogromne szkody. Te sprytne zwierzęta chętnie gnieżdżą się na strychach, wyrywają izolacje, zakładają tam rodziny i zostawiają swoje cuchnące odchody. W ogrodach objadają drzewa z owoców i opróżniają gniazda ptaków albo zuchwale grzebią w śmietnikach.

Proces ich naturalizacji w Niemczech rozpoczął się prawdopodobnie 12 kwietnia 1934 roku, kiedy nad północnoheskim jeziorem Edersee wypuszczono dwie pary szopów praczy. Stało się to z inicjatywy tamtejszego hodowcy futer. Z powodu kryzysu gospodarczego hodowla zwierząt stała się wtedy nieopłacalna i hodowca zaoferował wtedy nadleśnictwu Voehl cztery „misie”, które chętnie przyjęto z myślą o wzbogaceniu lokalnej fauny.

Kilka lat później początek kolejnej populacji dało kilka osobników, które w 1945 roku uciekły z farmy futrzarskiej w Brandenburgii – wyjaśnia Berthold Langenhorst z Niemieckiego Stowarzyszenia Ochrony Przyrody (NABU) w Hesji. Od tego czasu pochodzące z Ameryki Północnej zwierzęta sukcesywnie rozprzestrzeniają się w Niemczech. NABU szacuje ich liczbę na kilkaset tysięcy.

Miasto Kassel - widok z góry Wilhelmshöhe
Miasto Kassel - widok z góry Wilhelmshöhenull picture-alliance/dpa/S. Pförtner

Idealne warunki rozwoju

Jezioro Edersee, podobnie jak inne regiony Hesji, Brandenburgii czy Dolnej Saksonii, oferuje im doskonałe warunki naturalne: dużo lasu, dużo wody. „Odpowiednie warunki życia, aby móc się rozmnażać praktycznie bez przeszkód” – mówi leśnik Sari Führer z Parku Narodowego Kellerwald-Edersee. W północnej Hesji szopy pracze nie mają naturalnych wrogów, za to istnieje bogata oferta pokarmowa dla gatunku, który nie jest zbyt wybredny: robaki, owady, mięczaki, ryby, małe ssaki i owoce.

Zdaniem biologa Langenhorsta z NABU wkrótce szop pracz zasiedli stopniowo całe Niemcy. Ma tutaj optymalne warunki do życia - nawet w osiedlach, gdzie znajduje obfitość pożywienia w postaci resztek jedzenia, karmy dla zwierząt, kompostu i opadłych owoców.

Szopy pracze z upodobaniem zasiedlają domy, pustosząc strychy i izolację
Szopy pracze z upodobaniem zasiedlają domy, pustosząc strychy i izolacjęnull Matthias Tödt/ZB/picture alliance

W międzyczasie coraz więcej ludzi szuka porady, ponieważ czworonogi chętnie wybierają domy na miejsce do zamieszkania. Aby utrudnić im życie, NABU zaleca między innymi zabezpieczenie pojemników na śmieci, strychów i piwnic, niezostawianie karmy dla zwierząt na zewnątrz, niewyrzucanie resztek jedzenia ani na kompost, ani do publicznych śmietników. Ponadto nie powinno się zwierzaków dokarmiać, jak to robią niektórzy.

Według Langenhorsta szopy pracze należą do najinteligentniejszych zwierząt na świecie: „Potrafią otwierać słoiki i puszki, oceniać zagrożenie ze strony ludzi i wiedzą, że można pić piwo, gdy przewróci się otwartą butelkę”.

Udomowiony szop pracz z Młodzieżowego Zamku Hessenstein nad jeziorem Edersee codziennie krąży po podwórku, „żeby sprawdzić, czy dzieci zostawiły coś do zjedzenia”. Pewnego razu wskoczył do niezamkniętego kontenera na resztki jedzenia. Ponieważ nie mógł się już wydostać po śliskich ścianach, dozorca znalazł go rano „kwilącego i umazanego czerwonym sosem od makaronu”.

(EPD/jar) 

Chcesz skomentować ten artykuł? Zrób to na facebooku! >>

Nowy trend w Niemczech. Współdzielenie energii odnawialnej

Bürgerenergie Rhein-Sieg, obywatelska spółdzielnia energetyczna z siedzibą w Siegburgu w Nadrenii Północnej-Westfalii w zachodnich Niemczech, która zajmuje się odnawialnymi źródłami energii, chce zbudować nową elektrownię słoneczną na właśnie wydzierżawionym, dawnym wysypisku śmieci.

Od 2011 roku ponad 350 osób w tym regionie połączyło siły, żeby sfinansować nową generację przyjaznej dla środowiska energii elektrycznej.

Niemcy mogą pochwalić się blisko 900 takimi „obywatelskimi spółdzielniami energetycznymi”. W całej Unii Europejskiej jest ich około 9000, z tego większość w Europie Północnej.

Każdy może dołączyć do jednej z tych spółdzielni, kupując jeden lub więcej „spółdzielczych udziałów”. Na przykład w spółdzielni Rhein-Sieg jeden udział kosztuje 250 euro (ponad tysiąc złotych). W zamian członkowie otrzymują odsetki od inwestycji i dywidendy z prądu dostarczanego do publicznej sieci elektrycznej.

Thomas Schmitz, który na ochotnika został dyrektorem spółdzielni, chce dystrybuować i sprzedawać wspólnie wyprodukowany prąd w regionie przy użyciu modelu znanego, jako „energy sharing”, „współdzielenie energii”.

Unia wspiera energetyczne spółdzielnie

Unia Europejska widzi we współdzieleniu energii czynnik sprzyjający decentralizacji europejskiego rynku energii elektrycznej. Bruksela przewiduje, że wszystkie unijne państwa członkowskie muszą umożliwić tworzenie spółdzielni czystej energii i zagwarantować im prawo do konsumpcji, przechowywania i sprzedaży wyprodukowanego przez siebie prądu. Wszystko to musi zostać zapisane w prawie krajowym wszystkich unijnych państw.

Członkowie spółdzielni Bürgerenergie Rhein-Sieg
Członkowie spółdzielni Bürgerenergie Rhein-Sieg już dzielą się samochodami; „współdzielenie energii” w Niemczech nie jest jednak jeszcze możliwe.null Thomas Schmitz/Bürgerenergie Rhein-Sieg eG

Ale jak Schmitz mówi DW, te regulacje wciąż jeszcze nie znalazły się na porządku dnia: – Jak na razie nie wolno ci nawet oddać wyprodukowanego przez siebie prądu swojemu sąsiadowi – twierdzi.

Co utrudnia współdzielenie energii w Niemczech?

W odpowiedzi na pytanie DW, niemieckie ministerstwo gospodarki i ochrony klimatu stwierdziło, że unijne prawo nie zapewnia uprzywilejowanego traktowania energii wytwarzanej kolektywnie, ale raczej niedyskryminacyjne traktowanie spółdzielni produkujących energię odnawialną.

Sednem problemu jest korzystanie z publicznej sieci energetycznej. Prąd wytwarzany przez obywatelską spółdzielnię energetyczną na użytek jej członków nie może być przesyłany przez sieć publiczną. Jeśli jednak współdzielenie energii ma odnieść sukces, to właśnie tego potrzeba. – W Niemczech to zasadniczo nie jest jeszcze możliwe – mówi Valerie Lange z Sojuszu na rzecz Energetyki Obywatelskiej (Bündnis Bürgerenergie, BBEn), organizacji, która jest parasolem dla obywatelskich projektów energetycznych.

Spółdzielnia Bürgerenergie Rhein-Sieg posiada również liczne elektrownie słoneczne w środowisku miejskim, takie jak ta w zachodnioniemieckim mieście Siegburg
Spółdzielnia Bürgerenergie Rhein-Sieg posiada również liczne elektrownie słoneczne w środowisku miejskim, takie jak ta w zachodnioniemieckim mieście Siegburgnull Thomas Schmitz/Bürgerenergie Rhein-Sieg eG

Co więcej, przepisy obowiązujące w Niemczech oznaczają, że nawet gdyby była możliwa sprzedaż energii elektrycznej wytwarzanej przez obywateli za pośrednictwem sieci publicznej na przykład najbliższemu sąsiadowi czy regionalnemu przedsiębiorstwu komercyjnemu, byłaby ona ledwie opłacalna, twierdzi Felix Schäfer, współzałożyciel i jeden z prezesów spółdzielni Bürgerwerke handlującej prądem wytwarzanym przez niemieckie spółdzielnie energii odnawialnej.

Podatki czynią współdzielenie energii kosztownym

– W Niemczech każdy, kto sprzedaje prąd za pośrednictwem sieci, jest automatycznie uznawany za handlarza energią elektryczną i musi płacić takie podatki, jak podatek od energii elektrycznej oraz opłaty przesyłowe na rzecz operatorów sieci – wyjaśnia Schäfer. Jak mówi, spółdzielnie energetyczne musiałyby przenieść koszty na swoich klientów. Wszystko to wymagałoby ogromnego wysiłku ze strony małych spółdzielni energetycznych, które zazwyczaj prowadzone są przez wolontariuszy.

– Pod kreską pozostaje więc, że dla klientów ekologiczny prąd z ich własnego regionu kosztowałaby co najmniej tyle, co energia z norweskich elektrowni wodnych – mówi Schäfer. Obecnie te elektrownie dostarczają elektryczność do około 3,6 miliona niemieckich gospodarstw domowych.

Spółdzielnie apelują o obniżenie opłat

Ponieważ niemieckie podatki za prąd nie są nakładane na „prywatną energię słoneczną z dachu własnego domu”, właściciele domów mogą bardzo tanio korzystać z energii elektrycznej z własnego, często dotowanego przez państwo systemu solarnego, wyjaśnia Schäfer. – Z drugiej strony dla najemców, którzy chcieliby skorzystać z zielonego prądu z działającej po sąsiedzku spółdzielczej elektrowni słonecznej, ten prąd byłby znacznie droższy – podkreśla współzałożyciel spółdzielni Bürgerwerke.

To tłumaczy, dlaczego organizacja Schäfera wzywa do znacznego obniżenia opłat, takich jak podatek nakładany na prąd czy opłaty za przesył energii ze spółdzielni obywatelskich.

La Palma: raj energii odnawialnej

BBEn uważa również, że rząd musi stworzyć realne zachęty finansowe do współdzielenia energii. Niemcy zobowiązały się, że do 2030 roku 80 procent wytwarzanego przez nich prądu będzie pochodzić ze źródeł odnawialnych. Teraz jest to około połowa.

– Aby osiągnąć ten cel, potrzebujemy dużo, dużo więcej turbin wiatrowych i elektrowni słonecznych. Te elektrownie będą znacznie bardziej widoczne niż centralne elektrownie kopalne. Wszyscy będziemy je mieć koło naszych domów – mówi Valerie Lange z BBEn, wskazując na potencjalne źródło sprzeciwu wobec odnawialnych źródeł energii.

Energia od obywateli musi się opłacać

Lange mówi, że aby przekonać ludzi do transformacji energetycznej i przeciwdziałać ich obiekcjom, „muszą być w stanie uczestniczyć w produkcji i czerpać z niej korzyści”. Żeby zaś tak się stało, ich elektrownie muszą jej zdaniem mieć ekonomiczny sens.

BBEn twierdzi, że wszystkie zainteresowane strony w promieniu 50 kilometrów obywatelskiej elektrowni powinny mieć możliwość uczestniczenia w takim projekcie. Państwowa premia za prąd powinna więc zapewniać, że elektrownie produkujące czysty prąd na skalę użytkową będą mogły go sprzedawać po atrakcyjnych cenach. To by stworzyło z kolei zachętę do korzystania z energii odnawialnej.

Inteligentne liczniki to wciąż wyjątki

Aby tak się stało, wszystkie zaangażowane strony muszą wiedzieć, ile prądu pochodzi z elektrowni regionalnych, a ile z innych źródeł, i kiedy, w jakiej porze dnia. Dane te mogą być dostarczane przez „inteligentne liczniki”, czyli cyfrowe liczniki prądu, które mierzą jego zużycie w czasie rzeczywistym.

Park energii wiatrowej w Ludwigsburgu
Potrzebny jest ogromny wzrost produkcji energii ze źródeł odnawialnych, żeby transformacja energetyczna zakończyła się sukcesemnull Fabrizio Bensch/REUTERS

Jednakże w Niemczech takie liczniki posiada tylko około trzech procent konsumentów energii. BBEn proponuje, żeby liczniki były najpierw instalowane w budynkach i gospodarstwach domowych zainteresowanych udziałem we współdzieleniu energii.

Samowystarczalność to silny motyw

Thomas Schmitz ze spółdzielni Rhein-Sieg mówi, że zainteresowanie dużymi elektrowniami wiatrowymi czy słonecznymi we własnej okolicy rośnie, gdy ludzie mogą na nich zarobić.

– Ludzie zrozumieli, że są bardzo zależni od importu energii z krajów, od których nie chcą już jej kupować. Pragnienie samowystarczalności jest ogromne – mówi Schmitz. – Jeśli nie mogą wytwarzać czystej energii u siebie, chcą przynajmniej otrzymywać taki prąd ze swojego regionu.

Aby zaś tak się stało, Niemcy muszą stworzyć warunki, które sprawią, że współdzielenie energii stanie się centralną częścią niemieckiej transformacji energetycznej w kierunku czystych źródeł energii.

Niniejszy artykuł jest częścią sześcioczęściowej serii poświęconej społecznościom energetycznym w Unii Europejskiej. Projekt DW realizowany jest przy wsparciu Journalismfund Europe.

Logo of Journalismfund Europe

Niemcy zabiorą nielegalne odpady z Tuplic. Polska nie wycofuje skargi

Tuplice, Stary Jawor, Sobolew, Gliwice, Sarbia, Bzowo i Babin – to miejsca, gdzie według polskiego Ministerstwa Klimatu i Środowiska od lat zalega 35 tysięcy ton odpadów nielegalnie przywiezionych z zagranicy, przede wszystkim z Niemiec. Po wielu bezowocnych apelach do niemieckich władz federalnych i regionalnych o usunięcie tych odpadów zgodnie z przepisami UE, w zeszłym roku poprzedni polski rząd Zjednoczonej Prawicy złożył skargi na Niemcy do Komisji Europejskiej oraz do Trybunału Sprawiedliwości UE.

Teraz wygląda na to, że Niemcy gotowi są uprzątnąć z Polski nielegalne odpady – a przynajmniej większą ich część. Pod koniec marca polska minister klimatu i środowiska Paulina Hennig-Kloska poinformowała, że jeszcze w tym roku niemiecki kraj związkowy Saksonia ma usunąć 20 tys. ton odpadów zalegających od 2015 roku w Tuplicach w województwie lubuskim, w pobliżu granicy z Niemcami. To efekt prowadzonych od trzech miesięcy rozmów ze stroną niemiecką na różnych szczeblach. – Postanowiliśmy wrócić na drogę dialogu – przekonywała Hennig-Kolska na konferencji prasowej.

Kilka milionów euro na uprzątnięcie śmieci

W Tuplicach znajdują się głównie żużle pocynkowe, które mogą być groźne dla środowiska i dla zdrowia ludzi. Według przedstawionego przez Niemcy harmonogramu do końca kwietnia rozstrzygnięty ma zostać przetarg na usunięcie odpadów i nastąpi złożenie zamówienia.

Sprowadzenie z powrotem tak dużej ilości odpadów wymagać będzie dłuższego czasu – poinformowało DW saksońskie Ministerstwo ds. Energii, Ochrony Klimatu, Środowiska i Rolnictwa. I zapewniło, że cała operacja ma zakończyć się w tym roku. Rozpoczęto już procedurę udzielania zamówień na całą usługę, a Saksonia przeznaczyła na ten cel „niską siedmiocyfrową kwotę”.

Minister klimatu i środowiska Paulina Hennig-Kloska
Minister klimatu i środowiska Paulina Hennig-Kloskanull Attila Husejnow/Sopa/picture alliance

Drogę do uprzątnięcia przez Saksonię odpadów z Tuplic otworzyło rozstrzygnięcie w listopadzie ub. roku postępowania sądowego przed Sądem Administracyjnym w Chemnitz, który uznał, że spółka, odpowiedzialna za nielegalny wywóz odpadów, ma obowiązek poniesienia przewidywanych kosztów ich odbioru z Polski.

Berlin „bardzo zainteresowany” polubownym rozstrzygnięciem

A co z odpadami na innych nielegalnych składowiskach? Polskie Ministerstwo Klimatu i Środowiska mówi o planach organizacji oględzin składowisk dla przedstawicieli władz niemieckich landów, aby doprowadzić do takiego rozwiązania, jak w Tuplicach. Sprawa ta leży bowiem w kompetencji władz niemieckich regionów, a nie rządu federalnego, który w przeszłości często to akcentował, odpowiadając na polskie pretensje. Teraz jednak resort środowiska w Berlinie zapewnia DW: „Prowadzimy stały dialog z zainteresowanymi krajami związkowymi oraz z przedstawicielami Rzeczypospolitej Polskiej”. „Federalne Ministerstwo Środowiska jest bardzo zainteresowane polubownym rozstrzygnięciem sporu prawnego ze wszystkimi zaangażowanymi stronami” – poinformowało biuro prasowe niemieckiego resortu.

Pomimo tych deklaracji jak na razie nowy polski rząd nie wycofuje skargi do TSUE przeciwko Niemcom w sprawie nielegalnego przemieszczania odpadów. – Jeśli nasze rozmowy przyniosą skutki i strona niemiecka podejmie działania w sprawie usunięcia wszystkich składowisk będących przedmiotem sporu, to przeanalizujemy wycofanie skargi – zapewnia DW rzecznik polskiego Ministerstwa Klimatu i Środowiska Hubert Różyk.

Trudne poszukiwania właścicieli odpadów

Według Generalnego Inspektoratu Ochrony Środowiska (GIOŚ) odpady nielegalnie wwiezione z Niemiec znajdują się na terenie czterech polskich województw. Jak wyjaśniał GIOŚ w odpowiedzi na pytanie DW, ich pochodzenie ustalono na podstawie dokumentacji, np. dokumentów transportowych, gdzie wskazane są niemieckie firmy uczestniczące w nielegalnym eksporcie odpadów do Polski. Dodatkowo można to określić na podstawie ich wyglądu (stwierdzone w czasie oględzin napisy, etykiety w języku niemieckim itp.).

Jednym z najbardziej nagłośnionych jest problem składowiska odpadów w Sarbii w województwie wielkopolskim, gdzie zalega prawie 9 tysięcy ton śmieci. Hałdy znajdują się w pobliżu domów mieszkalnych. Polscy inspektorzy szacują, że trzy czwarte odpadów pochodzi z Niemiec, a pozostała część z Wielkiej Brytanii i Polski.

W 2022 r. niemieccy dziennikarze programu Panorama 3 w telewizji NDR ustalili, że na składowisku w Sarbii znajdują się m.in. odpady z sortowni Grupy Alba w Brunszwiku. Polskie władze odkryły numer identyfikacyjny na belach odpadów w Sarbii, ale nie znały jego pochodzenia. Na pytanie dziennikarzy Alba odpowiedziała, że nie eksportowała żadnych odpadów do Polski w latach 2017-2018, ale dostarczała odpady niemieckim firmom. Śmieci mogły dotrzeć do Polski za pośrednictwem tych firm, jednak Alba nie ujawniła wówczas, o jakie firmy chodzi. Z kolei szef innej firmy, Boehme z Bawarii, poinformował w swej odpowiedzi, że wywóz śmieci odbywał się w sposób legalny i wskazał polskie przedsiębiorstwo, któremu przekazano odpady. Z kolei polska firma tłumaczyła, że nie miała nic wspólnego z wysypiskiem w Sarbii, jednak trzy ciężarówki zostały jej „skradzione” przez partnera biznesowego i tak trafiły do Sarbii. „Odpowiedzialność za śmieci jest po prostu przekazywana dalej” – podsumowali dziennikarze Panoramy 3.

Plastik plus ścieki równa się wodór?

Lubisz nasze artykuły? Zostań naszym fanem na facebooku! >> 

Niemcy. Zapowiada się rekordowo ciepły weekend

W weekend po raz kolejny do Niemiec dotrze niezwykle ciepłe, północnoafrykańskie powietrze podzwrotnikowe. Możliwe, że na południu i wschodzie kraju temperatura powietrza przekroczy 30 stopni Celsjusza. Byłby to rekord. Do tej pory rekordowa temperatura w Niemczech na początku kwietnia wynosiła nieco poniżej 28 stopni.

Jednak DWD ponownie spodziewa się dużej ilości pyłu znad Sahary. Na zachodzie Niemiec może pojawić się już w sobotę. Według meteorologów granica 30 stopni Celsjusza może zostać przekroczona na południowym wschodzie, od Alp po Górne Łużyce.

żółte niebo nad miastem
Wysokim temperaturom ma towarzyszyć pył znad Saharynull Arnulf Hettich/imago images

Zmiana klimatu i ciepłe masy powietrza z Afryki Północnej

Według DWD, spodziewane wysokie temperatury mają również związek ze zmianami klimatu. Sprawiły one, że w Niemczech jest ogólnie cieplej – wyjaśnił meteorolog DWD Christian Herold.  Ponadto obszar niskiego ciśnienia "sprowadza do nas najcieplejsze możliwe masy powietrza z Afryki Północnej". Jak dodał, także Atlantyk stał się znacznie cieplejszy; od stycznia nie było napływu zimnego powietrza, dlatego miesiące luty i marzec były najcieplejszymi miesiącami od początku zapisów temperatur.

DWD spodziewa się pogorszenia pogody od połowy przyszłego tygodnia i powrotu do normalnych temperatur. Jednak na poniedziałek meteorolodzy nadal przewidują upały do 29 stopni.

(DPA,du)

Szwajcarskie lodowce topnieją w rekordowym tempie

W Niemczech grasują azjatyckie szerszenie. To zagrożenie dla rodzimych owadów

Przyniesione na teren Niemiec azjatyckie szerszenie gwałtowanie się rozprzestrzeniają. Pożerają pszczoły miodne, ale także inne owadyi są już obecne w całym Kraju Saary. Problem dotyka również Badenii-Wirtembergii, Nadrenii-Palatynatu i Nadrenii Północnej-Westfalii –

powiedział Benjamin Waldmann, referent ds. gatunków inwazyjnych w ministerstwie ochrony środowiska Badenii-Wirtembergii. Ale również w Dolnej Saksonii, Bawarii, Hesji oraz Hamburgu występują kolonie tego gatunku. „Możliwe jest rozprzestrzenianie się do kolejnych landów i należy się tego spodziewać” – ocenia Federalny Urząd Ochrony Przyrody (BfN). Wszystko to niepokoi ekologów. Łagodna zima i utrzymująca się nadal łagodna pogoda bez wiosennych przymrozków powodują, że  szerszenie azjatyckie (Vespa velutina) będą mogły się jeszcze bardziej rozmnażać.

Skutki dla rodzimy insektów i rolnictwa

„Nie wiadomo, jaki będzie wpływ tego szybko rozprzestrzeniającego się gatunku na nasz rodzimy świat owadów” – mówi ekspert ds. pszczół z organizacji ekologicznej NABU w Badenii-Wirtembergii, Martin Klatt. Nie ma sprawdzonych informacji na temat tego, jak azjatycki szerszeń zachowuje się wobec rodzimego, chronionego europejskiego szerszenia, ani jak polowanie na inne owady wpłynie na ekosystem.

Azjatycki szerszeń poluje na pszczoły miodne, ale zjada również muchy, chrząszcze i dzikie pszczoły. Duże gniazdo zawierające tysiąc lub więcej azjatyckich szerszeni pochłania znacznie więcej niż jedenaście kilogramów owadów rocznie, powiedziała Kristin Krewenka z niemieckiego związku pszczelarzy. Azjatyckie szerszenie chętnie gryzą także owoce. Dla ludzi ukąszenia azjatyckich szerszeni nie są bardziej niebezpieczne niż ukąszenia os z naszego obszaru – podało Nabu.

Niejasne są szczegóły dotyczące szkód, jakie ten inwazyjny gatunek może wyrządzić poza obawami o utratę gatunków owadów. Niemiecki Związek Pszczelarzy ostrzegł na początku marca przed potencjalnymi zagrożeniami nie tylko dla pszczelarstwa, ale także dla rolnictwa. Wskazał przy tym na badania dotyczące szkód w sadownictwie i uprawie winorośli w Galicji i Portugalii. Na południowym-zachodzie Europy ten gatunek pochodzący z południowo-wschodniej Azji jest szeroko rozpowszechniony.

Zagłada pszczół w Rumunii

„Jedynie możemy starać się ograniczyć”

Dotknięte landy polegają na portalach zgłoszeniowych, gdzie można zgłaszać obserwacje oraz gniazda tych owadów. W Badenii-Wirtembergii w zeszłym roku zgłoszono 550 gniazd - 20 razy więcej niż w 2022 roku. W Nadrenii-Palatynacie, według informacji tamtejszego ministerstwa środowiska, w 2023 roku zgłoszono i usunięto około 430 gniazd.

Chcesz skomentować nasze artykuły? Dołącz do nas na facebooku! >>

Saksonia-Anhalt, dotąd praktycznie nie dotknięta tym problemem, obawia się szerszeń może się i tutaj zadomowić i dlatego w połowie marca władze wezwały do obserwacji i zgłaszania przypadków na platformie do zgłaszania. Jak podkreśla Federalny Instytut Ochrony Przyrody ogólnie rzecz biorąc, kraje związkowe są w ciągłym kontakcie w sprawie gatunków inwazyjnych. "Obecnie również rozważają stworzenie wspólnej ogólnokrajowej platformy do zgłaszania gatunków wczesnego rozpoznawania. Żaden z ekspertów nie wierzy, że azjatycki szerszeń kiedykolwiek zniknie z Niemiec. „Możemy tylko liczyć na ograniczenie” – mówi Benjamin Waldmann.

(DPA/jar) 

Więcej zajęcy na niemieckich polach i łąkach

Liczba zajęcy szaraków, czyli gatunku uznanego za zagrożony, w Niemczech ostatnio znacznie wzrosła. Wiosną 2023 roku po polach, łąkach i gruntach rolnych skakało średnio 19 zajęcy na kilometr kwadratowy. – To rekord wszech czasów – powiedział Torsten Reinwald, rzecznik Niemieckiego Związku Łowieckiego (DJV), w wywiadzie dla Niemieckiej Agencji Prasowej.

Skoczny rekord

To najwyższa liczba od czasu rozpoczęcia ogólnokrajowego monitorowania populacji zajęcy w 2001 roku. Torsten Reinwald dodał, że zwłaszcza sucha wiosna 2023 roku zapewniła idealne warunki rozwoju dla potomstwa zajęcy. Wiosna to ważny okres rozrodczy dla szaraków. W 2022 roku myśliwi w całych Niemczech naliczyli średnio 16 zwierząt na kilometr kwadratowy.

Zające szaraki występują niemal wszędzie w Niemczech, nawet na obszarach leśnych i w środowiskach miejskich takich, jak Berlin. Istnieją jednak różnice w populacjach zajęcy między sześcioma głównymi krainami geograficznymi w kraju. Ze średnią 28 zajęcy szaraków na kilometr kwadratowy, ich populacja jest najgęstsza na północno-zachodnich nizinach niemieckich, czyli od granicy z Danią do północnej Nadrenii. W południowo-zachodnich Niemczech w niskich pasmach górskich występuje 21 zajęcy szaraków na kilometr kwadratowy.

Szaraki są natomiast stosunkowo nieliczne na północno-wschodnich nizinach niemieckich ze średnią liczbą 7 osobników i na przedgórzu alpejskim z 9 osobnikami na kilometr kwadratowy.

– Można powiedzieć, że zając jest wygranym zmian klimatycznych – powiedział Torstenh Reinwald. Wynika to z faktu, że zające szaraki, jako pierwotni mieszkańcy stepów, skorzystały w szczególności z suchych i ciepłych wiosen. Miesiące kwiecień i maj są decydującym okresem dla dorastania młodych zajęcy.

– Jeśli jest sucho i ciepło, mają idealne warunki rozwoju – wyjasnił rzecznik Niemieckiego Związku Łowieckiego (DJV). Z drugiej strony młode zające są wrażliwe na zimną i mokrą pogodę. Bierze się to z tego, że zające nie mają ochronnej nory, w przeciwieństwie do królików.

Myśliwy z zabitym zającem
Myśliwi polują także na zającenull alimdi/Arterra/imageBROKER/picture alliance

Myśliwi liczą w nocy

Zające szaraki są liczone przez myśliwych w ramach monitoringu dzikich zwierząt wiosną i jesienią. Polega to na rejestrowaniu, ile zwierząt można zauważyć na określonej trasie w nocy w świetle znormalizowanego reflektora.

Po raz kolejny policzono ponad 400 obszarów referencyjnych. Jednak ostatnim razem ich liczba była nieco niższa, ponieważ mokra pogoda jesienią sprawiła, że w niektórych miejscach niezebrana kukurydza rosła nadal wysoko na polach, co uniemożliwiało dokładne policzenie zajęcy. Niemniej jednak, według Niemieckiego Związku Łowieckiego, uzyskane dane są porównywalne z tymi z poprzednich lat.

Myśliwi polują również na zające szaraki. Według DJV takie polowania odbywają się z uwzględnieniem warunków regionalnych. Na niektórych obszarach myśliwi dobrowolnie powstrzymują się od polowań na zające.

Nadal nie jest pewne, jak rozwinie się obecne potomstwo zajęcy. Ich liczenie trwa. Po raz kolejny panują do tego dobre warunki wyjściowe, jak powiedział Torsten Reinwald. Tak zwana stopa wzrostu, czyli różnica między wynikami liczenia populacji zajęcy wiosną i jesienią 2023 roku, była dobra i wyniosła 15 procent. Wiele zajęcy szaraków prawdopodobnie przetrwało zimę, która nie była szczególnie surowa. Jednak obfite opady deszczu i powodzie w niektórych częściach Niemiec były fatalne dla wielu młodych zajęcy. – W tym roku nie miały żadnych szans na przetrwanie – wyjaśnił rzecznik DJV.

Zając na torach kolejowych
Wskutek ingerencji człowieka, zającom brakuje naturalnych siedlisknull Marcus Siebert/imageBROKER/picture alliance

Brakuje naturalnych siedlisk

Ogólnie rzecz biorąc, populacja zajęcy szaraków w Niemczech wzrosła w ostatnich latach. Niemiecka Fundacja na rzecz Dzikiej Przyrody ocenia, że w Niemczech żyją co najmniej dwa miliony osobników gatunku Lepus europaeus. – Jednak pozytywny rozwój sytuacji nie powinien przesłaniać nam długoterminowego trendu – zastrzegł Andreas Kinser, dyrektor ds. ochrony przyrody i gatunków w tej fundacji. – Jeśli spojrzymy na ostatnie 50 lat, widzimy, że trend jest spadkowy.

W szczególności intensywne rolnictwo sprawia, że krajobraz staje się mniej zróżnicowany, a tym samym siedliska zajęcy stają się rzadkie. – Dużym minusem jest utrata naturalnych siedlisk. Mamy tu jeszcze wiele do zrobienia – zaznaczył Torsten Reinwald. Zające szaraki potrzebują do życia naturalnych żywopłotów, rowów i pasów kwiatowych. W tych „nieuporządkowanych zakątkach” znajdują pożywienie dla siebie takie, jak malwy, rumianek i waleriana. To samo odnosi się do innych zagrożonych gatunków, jak chomik polny i kuropatwa szara. – Także one potrzebują zróżnicowanego krajobrazu do przeżycia – dodał.

Nieregularne obrzeża pól, miedze i remizy śródpolne zapewniają zającom osłonę przed drapieżnikami. – Im większe stają się obszary przeznaczone pod uprawy, tym mniej jest takich struktur – wyjaśnił Andreas Kinser.

Myśliwi i organizacja WWF stale powtarzają, że więcej ugorów mogłoby pomóc zającom szarakom i wpłynąć na rzecz różnorodności biologicznej w ogóle. Krytykują to, że UE niedawno zawiesiła wymogi dotyczące ugorów na ten rok. Z punktu widzenia myśliwych potrzebne są większe zachęty dla rolników, aby zharmonizować ze sobą zadania ochrony przyrody i wymagania gospodarki rolnej. – Tylko działając razem możemy odnieść sukces – podkreślił rzecznik DJV Torsten Reinwald. Zwrócił przy tym uwagę, że działania na rzecz większej różnorodności biologicznej muszą się opłacać także rolnikom.

(DPA/jak)

Lubisz nasze artykuły? Zostań naszym fanem na Facebooku! >> 

Światowa Organizacja Meteorologiczna ogłasza czerwony alarm

W ubiegłym roku zmiany klimatyczne uwidoczniły się bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, bijąc kolejne rekordy. Celeste Saulo, szefowa Światowej Organizacji Meteorologicznej (WMO), publikując raport końcowy o stanie klimatu na świecie w 2023 roku, mówiła o „czerwonym alarmie” – najwyższym stopniu zagrożenia.

Zmiana klimatu to znacznie więcej niż tylko temperatury. To, czego doświadczyliśmy w 2023 roku, zwłaszcza bezprecedensowe ocieplenie oceanów, cofanie się lodowców i utrata morskiego lodu w Antarktyce, budzi szczególne zaniepokojenie” – powiedział w Genewie.

WMO potwierdziła swoje wstępne szacunki: średnia globalna temperatura w 2023 roku wyniosła około 1,45 stopnia powyżej poziomu sprzed okresu industrializacji (1850–1900). Dotychczas najcieplejszym rokiem był 2016 – ze wzrostem o około 1,3 stopnia.

Europejski program obserwacji Ziemi Copernicus wyliczył globalne ocieplenie klimatu w 2023 roku na plus 1,48 stopnia. Raporty WMO, dotyczące zmian klimatycznych, mają szeroki zakres i uważane są za globalne wytyczne, ponieważ analizuje wszystkie dane, pochodzące zarówno z Copernicusa, jak i z innych renomowanych instytutów.

Szefowa Światowej Organizacji Meteorologicznej Celeste Saulo
Szefowa Światowej Organizacji Meteorologicznej Celeste Saulo: „bezprecedensowe ocieplenie oceanów, cofanie się lodowców i utrata morskiego lodu w Antarktyce”null MARTIAL TREZZINI/picture alliance

Nieosiągalne 1,5 stopnia

Podczas światowej konferencji klimatycznej w Paryżu w 2015 roku ustalono za zgodą wszystkich państw nieprzekraczalny próg globalnego ocieplenia o wartości 1,5 stopnia, przyjmując za punkt odniesienia czasy przedindustrialne. Zdaniem większości badaczy osiągnięcie takiego ograniczenia jest obecnie niemożliwe.

Według raportu WMO ​​w ciągu ubiegłego roku 90 proc. regionów oceanicznych doświadczyło fali upałów. Ponadto lodowce, zwłaszcza w Ameryce Północnej i Europie, straciły więcej lodu niż kiedykolwiek wcześniej (pomiary zaczęto prowadzić w 1950 roku). Zasięg lodu morskiego Antarktyki również osiągnął rekord ujemny. Wynosił o milion kilometrów kwadratowych mniej niż poprzedni maksymalnie negatywny wynik. Odpowiada to obszarowi wielkości Niemiec i Francji razem wziętych.

Narciarze na wyciągu krzesełkowym
Koniec ze śniegiem: narciarze na wyciągu krzesełkowym w Górach Orlickich w Czechach w połowie lutego tego rokunull Michal Fanta/Zumapress/picture alliance

Najwyższy poziom morza od 20 lat

W zeszłym roku średni światowy poziom morza był wyższy niż kiedykolwiek (pomiary satelitarne zaczęto w 1993 roku). W ciągu ostatnich dziesięciu lat poziom morza podnosił się dwukrotnie szybciej niż w ciągu pierwszych dziesięciu lat od rozpoczęcia pomiarów. Spowodowane jest to zarówno topnieniem lodowców i lodu morskiego, jak i rozprzestrzenianiem się cieplejszych wód.

Karsten Haustein, pracownik Instytutu Meteorologii Uniwersytetu w Lipsku, krytykuje panujące w niemieckiej debacie publicznej przekonanie, że konsekwencje zmian klimatycznych można przezwyciężyć za pomocą technologii. W jego ocenie w Niemczech brakuje zdecydowanej woli, by kryzys klimatyczny traktować poważnie.

Haustein podkreśla: „Fakty są takie, że koszty wtórne zmian klimatycznych, wynikające z bierności, przekroczą koszty niezbędne do powstrzymania tych zmian w odpowiednim czasie o prawie dwukrotnie większą kwotę rocznie”. Im więcej pieniędzy zainwestujemy teraz w walkę z uzależnieniem od paliw kopalnych, tym więcej zaoszczędzimy w perspektywie średnioterminowej. „Dzisiejsza bezczynność będzie drogo kosztować nasze dzieci i wnuki”.

[Zdjęcie: Niemiecki minister ochrony klimatu Robert Habeck: „Będą burze, wiatry i huragany z powodziami, nad którymi będzie nam ciężko zapanować”]

Minister ochrony klimatu w niemieckim rządzie federalnym Robert Habeck (Zieloni) również ostrzega przed niekontrolowanym ociepleniem klimatu na Ziemi. „Być może jesteśmy o krok od globalnego ocieplenia, w tym przypadku ocieplenia oceanów, które faktycznie może wymyknąć się spod kontroli” – powiedział na międzynarodowej konferencji dotyczącej transformacji energetycznej w Ministerstwie Spraw Zagranicznych w Berlinie. „Będą burze, wiatry i huragany z powodziami, nad którymi będzie nam ciężko zapanować”.

Klimatolog Karsten Haustein
Karsten Haustein: „Dzisiejsza bezczynność będzie drogo kosztować nasze dzieci i wnuki”null John Cairns/dpa/picture alliance

Potrojenie energii odnawialnej będzie trudne

Międzynarodowa Agencja Energii Odnawialnej (IRENA) w raporcie opublikowanym przy okazji konferencji w berlińskim MSZ podaje, że uzgodniony na ubiegłorocznej konferencji klimatycznej cel, by do 2030 roku trzykrotnie zwiększyć ilość energii pochodzącej ze źródeł odnawialnych, będzie osiągalny jedynie wtedy, gdy podjęte zostaną – i to w znacznym stopniu – dodatkowe wysiłki.

Do tego czasu trzeba będzie instalować średnio prawie 1100 gigawatów dodatkowej mocy rocznie – ponad dwukrotnie więcej niż w rekordowym roku 2023, w którym było to 473 gigawatów. W tym celu potrzebne są roczne inwestycje o wartości około 1,058 bln euro. Według wstępnych danych IRENA w ubiegłym roku moc zainstalowana na całym świecie wyniosła 3870 gigawatów.

(afp, dpa, epd/paw)

Artykuł ukazał się pierwotnie na stronach Redakcji Niemieckiej DW.

Chcesz mieć stały dostęp do naszych treści? Dołącz do nas na Facebooku!

Protest przeciw Tesli. Konflikt się zaostrza, minister grozi

W Grünheide pod Berlinem od tygodni trwa protest działaczy lewicowych, m.in. inicjatyw Robin Wood i „Tesla Stoppen” („Zatrzymać Teslę”), przeciw rozbudowie gigafabryki Tesli. W obozie protestacyjnym w lesie przy fabryce zaostrza się konflikt pomiędzy aktywistami a władzami landu. Protest został za wiedzą władz przedłużony do przyszłego czwartku, jednak land postawił protestującym konkretne warunki związane z kwestiami bezpieczeństwa, których ci nie spełniają.

W nocy z piątku na sobotę (16.03) część protestujących spała w domkach na drzewach, czego zgodnie z warunkami władz mieli nie robić. Odmówili też rozbiórki domków do poniedziałku. Działacze nie odpowiedzą na żądania władz – potwierdziła w sobotę rzeczniczka inicjatywy „Zatrzymać Teslę”. Domki na drzewach to, jak zaznaczyła, ważna część protestu.

Protest przeciw Tesli. Minister grozi

Ministerstwo Spraw Wewnętrznych Brandenburgii żąda zdemontowania domków. W przeciwnym razie zostanie to uznane za naruszenie wymagań – twierdzi minister spraw wewnętrznych Michael Stübgen (CDU). Wtedy, jak zagroził, obóz protestacyjny zostanie zlikwidowany, co wg niego władze mogą zrobić. Aktywiści zgłosili protest jako demonstrację polityczną, na którą nie potrzebują zgody, ale w szczególnbym warunkach może ona zostać przez władze przerwana.

10  marca, Grünheide: marsz przeciw rozbudowie fabryki Tesli
10 marca, Grünheide: marsz przeciw rozbudowie fabryki Teslinull Odd Andersen/AFP/Getty Images

Minister ostro krytykuje protest i zarzuca działaczom, że chcą zrobić w Grünheide „europejskie centrum ekofaszyzmu”, podobnie jak szef Tesli Elon Musk, który nazywał ich „najgłupszymi ekoterrorystami”. W sobotę minister zapowiedział skierowanie na teren protestu więcej policji.

Rzeczniczka inicjatywy „Zatrzymać Teslę” zapowiedziała w sobotę, że grupa złoży w tej sprawie z pilny wniosek o rozstrzygnięcie sporu do Sądu Administracyjnego w Poczdamie, by zapobiec usunięciu protestujących. Do południa w sobotę sąd nie potwierdził, by wniosek wpłynął.

Konflikt wokół Tesli. Zagrożony las i podpalenie masztu

Celem działaczy, którzy od tygodni protestują w lesie, jest jego ochrona przed degradacją przez Teslę. Kulminacją konfliktu był atak grupy Wulkan 5 marca na maszt energetyczy w okolicy, w wyniku czego na kilka dni przerwano dostawy prądu do samej fabryki i okolicznych miejscowości. Wcześniej Tesla osiągnęła w niemieckiej fabryce produkcję na poziomie 1000 pojazdów dziennie, atak na maszt spowodował przerwę w pracy fabryki.

Tesla bez prądu

Głównym przedmiotem sporu jest las. Oprócz już 300-hektarowego terenu fabryki Tesla chciała na dodatkowych 170 hektarach zbudować stację towarową, magazyny i przedszkole firmowe. W tym celu na obszarze chronionym ma zostać wyciętych ponad 100 hektarów lasu zarządzanego przez land, co groziłoby różnymi konsekwencjami, m.in. dla gatunków i w dostępie do zasobów wodnych.

Większość mieszkańców Grünheide jest temu przeciwna. Gmina Grünheide proponuje, by wycięto około połowy planowanego obszaru.

W fabryce Tesli w Grünheide pracuje wg danych firmy ok. 12,6 tys. osób, część z nich to Polacy.

(AFP/mar)

Lubisz nasze artykuły? Zostań naszym fanem na facebooku! >> 

Prasa: złudny sukces niemieckiej polityki klimatycznej

„Nie ma wątpliwości, że w 2023 r. Niemcy osiągnęły najlepszy bilans klimatyczny od dłuższego czasu. Emisje spadły do poziomów niespotykanych od 1990 r., a szacunki wskazują nawet, że cel klimatyczny na 2030 r. jest w zasięgu ręki. Jesteśmy na dobrej drodze, a przynajmniej tak się wydaje” – pisze w sobotę (16.03.) dziennik „Sueddeutsche Zeitung”.

Jednak – dodaje – to wszystko nie jest takie proste. „Sukces jest złudny. Ponieważ największa część w tym bilansie przypada na elektrownie. Spala się w nich coraz mniej węgla, co częściowo wynika z tańszego gazu, boomu na zieloną energię elektryczną i importu energii elektrycznej” – zauważa gazeta. „Niestety, obliczenia te ukrywają fakt, że w jednym obszarze praktycznie nic się nie dzieje: w transporcie. Samochody spaliły w zeszłym roku więcej paliwa. Jadą bez hamulca w złym kierunku” – ocenia „Sueddeutsche Zeitung”.

Przestrzega, że „byłoby zatem dramatycznym błędem, gdyby koalicja spoczęła na laurach”. Bowiem gdy nie będzie już możliwości ograniczenia emisji w sektorze energii i w przemyśle, to nie da się już nadrobić zaniedbań w sektorze transportu. „Każdy, kto dziś nie zacznie myśleć o ograniczeniach prędkości, zmianach w ruchu drogowym i anulowaniu dotacji, jutro będzie miał problem” – pisze dziennik z Monachium.

Recesja to nie pomysł na ratunek dla klimatu

„Frankfurter Rundschau” pisze: „Są jeszcze dobre wiadomości ze strony koalicji. Prawie dziesięć procent mniej emisji CO2 tylko w ciągu jednego roku. To nie udało się jeszcze żadnemu rządowi od 1990 roku, czyli roku bazowego dla sporządzania bilansów (klimatycznych). Nawet następny etap, do 2030 roku, wygląda dobrze. Według przewidywań Federalnej Agencji Środowiska niemiecki cel klimatyczny zakładający ograniczenie emisji o 65 proc. wobec 1990 roku jest do osiągnięcia. Chapeau!”.

W sektorze transportu emisje CO2 nadal są powyżej limitów
W sektorze transportu emisje CO2 nadal są powyżej limitównull picture-alliance/A. Stein/JOKER

Jak dodaje, „byłoby pięknie, gdyby na tym można było zakończyć”. „Ale to nie takie proste. To, że emisje CO2 tak mocno spadły, jest wprawdzie także wynikiem dobrej polityki niemieckiej koalicji, ale przede wszystkim rozwoju energii słonecznej i wiatrowej. Inne czynniki nie są jej (koalicji) zasługą. A jeśli nawet, to jest to raczej żenujące. Było bardzo ciepło, a ceny gazu i oleju grzewczego były wysokie, więc mało grzano. A gospodarka się załamała. Korzysta na tym wprawdzie bilans emisji CO2, ale nie jest to koncepcja polityki klimatycznej” – komentuje gazeta z Frankfurtu nad Menem. Podkreśla, że przede wszystkim dwa sektory nie wypełniają celów klimatycznych: transport i budownictwo. „Tutaj resorty musza zmienić kurs” – ocenia „Frankfurter Rundschau”.

Mały promyk nadziei

Z kolei dzienniki „Straubinger Tagblatt” i „Landshuter Zeitung” cytują ministra gospodarki i ochrony klimatu Roberta Habecka, który stwierdził: „Po raz pierwszy w ogóle liczby pokazują: Niemcy trzymają kurs”. To, co w ustach ministra brzmi tak pozytywnie, „jest w rzeczywistości jedynie małym promykiem nadziei” – piszą gazety.

„Niemiecka polityka ochrony klimatu wciąż napotyka na wiele problemów – zwłaszcza jeśli chodzi o zaangażowanie firm i obywateli (...) Niedopuszczalne jest, aby koszty transformacji energetycznej ponosili tylko konsumenci, bez jednoczesnego zmniejszenia obciążeń. Doprowadzi to do sytuacji, gdzie w pewnym momencie większość społeczeństwa przestanie akceptować cele klimatyczne. Dla polityki oznacza to, że obiecane dawno zasiłki klimatyczne muszą w końcu się pojawić” – oceniają „Straubinger Tagblatt” i „Landshuter Zeitung”.

W ocenie „Suedwest Presse” z Ulm minister Robert Habeck mógłby „z zadowoleniem poklepać się po plecach”. „Od objęcia urzędu znacznie przyśpieszył transformacje energetyczną, chociaż jednocześnie należy sobie zadać pytanie, jakim kosztem. Ale – i to jest ten włos w zupie – załamanie energochłonnego przemysłu odgrywa oczywiście ważną rolę, jeżeli nie jedyną” – pisze gazeta.

Niemiecki minister gospodarki Robert Habeck
Niemiecki minister gospodarki i ochrony klimatu Robert Habeck null Christian Charisius/dpa/picture alliance

„Niemiecka polityka klimatyczna pozostaje zakładem na przyszłość. Przede wszystkim stawia na to,  że pewnego dnia wodór będzie dostępny w wystarczających ilościach i po przystępnych cenach, oraz że ceny energii spadną do konkurencyjnego poziomu.

Tylko wtedy nastąpi zwrot energetyczny à la Niemcy, który nie będzie opisywany w podręcznikach szkolnych na całym świecie jako przestroga. Tego, czy ten zakład uda się wygrać, nie może przewidzieć także raport Agencji Środowiska” – ocenia dziennik z Ulm.

Bez ochrony klimatu ucierpi i gospodarka i społeczeństwo

Gazeta „Nuernberger Zeitung” pisze, że najnowsze liczby dotyczące emisji CO2 „wyglądają dobrze również dlatego, że przemysł, szczególnie budownictwo cierpi na brak zamówień, mniej się produkuje i mniej zanieczyszczeń emituje się do powietrza”. „Kto teraz uważa, że mniejszy wzrost gospodarczy jest rozwiązaniem, by uratować klimat, ten jest w błędzie. Mniejszy wzrost gospodarczy prowadzi tylko do mniejszych wysiłków, mniejszych innowacji. A właśnie innowacje techniczne potrzebne są do tego, by wzrost nie następował kosztem klimatu” – ocenia dziennik z Norymbergi.

Według „Rhein-Zeitung” najnowszy bilans klimatyczny pokazuje, że „kurs, jaki obrał niemiecki rząd, jest właściwy”. „Niemcy mogą wypełnić swoje cele klimatyczne do 2030 roku, jeżeli ta ścieżka będzie kontynuowana. Możliwe, że dopuszczalne ilości emisji, mierzone na podstawie postawionych sobie celów, nie zostaną przekroczone. To jest sygnał, który brzmi optymistycznie. I nie powinien być dezawuowany poprzez bezpodstawne katastroficzne wizje, że dekarbonizacja prowadzi do rzekomej deindustrializacji kraju” – pisze gazeta z Koblencji.

Dodaje, że „bez ochrony klimatu gospodarka i całe nasze społeczeństwo będzie cierpieć znacznie bardziej na dłuższą metę”. „Tylko więcej ochrony klimatu może zapewnić dobrobyt i wolność. Aby osiągnąć ten nadrzędny cel, na świecie jest jeszcze bardzo wiele do zrobienia” – ocenia „Rhein-Zeitung”.

Lubisz nasze artykuły? Zostań naszym fanem na facebooku! >> 

Strajki w Niemczech. Transport publiczny i strajk klimatyczny

W wielu krajach związkowych w Niemczech trwa strajk w transporcie publicznym. Zaplanowana przez związek zawodowy Verdi na cały tydzień akcja rozpoczęła się w miniony poniedziałek, 26 lutego, i potrwa w niektórych miastach jeszcze do soboty 2 marca.

Berlin. Strajk klimatyczny i strajk w transporcie publicznym
Berlin. Strajk klimatyczny i strajk w transporcie publicznymnull TOBIAS SCHWARZ/AFP/Getty Images

W ponad 70 miastach i prawie 40 powiatach z powodu strajku nie kursuje większość autobusów, tramwajów i pociągów metra. Podróżni muszą się liczyć z dużymi utrudnieniami.

Zjednoczyli siły

Teraz do strajku kierowców dołączyli aktywiści klimatyczni. W ramach sojuszu „Jedziemy razem” w całych Niemczech zaplanowano na piątek 1 marca około 110 wieców i demonstracji. – Podczas gdy rząd gubi się w sporze, Młodzieżowy Strajk Klimatyczny i Verdi są zjednoczeni i wspólnie walczą o ochronę klimatu, dobre miejsca pracy i długo oczekiwane inwestycje w transporcie publicznym – powiedziała aktywistka Młodzieżowego Strajku Klimatycznego Luisa Neubauer.

Strajk klimatyczny i strajk w transporcie publicznym w Berlinie
Strajk klimatyczny i strajk w transporcie publicznym w Berlinienull TOBIAS SCHWARZ/AFP/Getty Images

Strajki nie odbędą się w ten piątek w Turyngii, gdzie akcja protestacyjna zakończyła się dzień wcześniej, a także w Kraju Saary i Bawarii.

To druga runda strajków ostrzegawczych w ramach sporu płacowego w transporcie publicznym. Związek zawodowy Verdi negocjuje nowe umowy zbiorowe w 14 krajach związkowych.

(DPA/dom)

Chcesz mieć stały dostęp do naszych treści? Dołącz do nas na Facebooku!

Tesla. Protest przeciwko rozbudowie gigafabryki

W proteście przeciwko rozbudowie fabryki Tesli w Grünheide w Brandenburgii aktywiści ekologiczni zajęli pobliski las. Jak poinformowały w czwartek rano (29.02.2024) inicjatywy Robin Wood i „Tesla Stoppen” („Zatrzymać Teslę”), wzniesiono tam między innymi domki na drzewach. Na miejscu pojawiła się policja.

Organizacja Robin Wood podaje, że aktywiści wzywają Teslę i osoby odpowiedzialne w gminie, kraju związkowym i rządzie do „zrobienia wszystkiego, co możliwe, aby powstrzymać ekspansję i promować przyjazną dla klimatu transformację mobilności”. Osoby odpowiedzialne powinny wdrożyć niedawne głosowanie obywateli – naciskają aktywiści.

Mieszkańcy przeciwni rozbudowie

Podczas konsultacji z obywatelami większość mieszkańców gminy Grünheide opowiedziała się przeciwko rozbudowie zakładu Tesli o 170 hektarów. Przeciwko było 3499 mieszkańców, a „za” opowiedziało się 1882 przy frekwencji wynoszącej około 76 procent. Wynik głosowania nie jest jednak dla gminy wiążący. Bezpartyjny burmistrz gminy Arne Christiani wyraził ubolewanie z powodu wyniku konsultacji, mówiąc o „ważnych projektach infrastrukturalnych”.

Protest przeciwko rozbudowie gigafabryki i wycince lasu
Protest przeciwko rozbudowie gigafabryki i wycince lasunull Patrick Pleul/dpa/picture alliance

Oprócz 300-hektarowego terenu fabryki Tesla chce na dodatkowych 170 hektarach zbudować stację towarową, magazyny i przedszkole firmowe. W tym celu na obszarze chronionym ma zostać wyciętych ponad 100 hektarów lasu.

Bronią lasu przed wycinką

„Las musi pozostać” – żąda Robin Wood. „Jesteśmy tu dzisiaj, aby pokazać czerwoną kartkę szefowi Tesli Elonowi Muskowi i wszystkim tym, którzy pomagają mu uczynić jego gigafabrykę jeszcze większą” – oświadczyła organizacja. Planowane wycięcie lasu zagroziłoby – jej zdaniem – dostawom wody pitnej dla całego regionu, klimatowi i spowolniłoby transformację transportu. Organizacja zaapelowała do odpowiedzialnych osób o wdrożenie wyniku głosowania obywateli.

Protest odbywa się w pobliżu stacji kolejowej Fangschleuse i według aktywistów planowany jest na czas nieokreślony. Inicjatywa „Zatrzymać Teslę” opisuje akcję jako „okupację wody”. – Naszymi ciałami chronimy ten ważny zasób, który jest marnowany i zanieczyszczany w interesie Tesli – powiedziała aktywistka inicjatywy Caro Weber.

(AFP/dom)

Bądź na bieżąco i zostań jednym z prawie 60 tysięcy obserwujących naszą stronę na facebooku! Tam też skomentujesz nasze artykuły >>

 

Zmiany klimatyczne. Nowy przedmiot w szkole

Monica Capo lubi patrzeć, jak jej uczniowie brudzą sobie ręce. W ogrodzie szkoły podstawowej w Neapolu na południu Włoch sadzi wraz z dziećmi kwiaty i zbiera warzywa. Zmiana klimatu to skomplikowane zagadnienie, które może łatwo sprawić, że ktoś poczuje się nim przytłoczony. Dlatego Monica stara się je przybliżyć młodzieży.

– Chcę, żeby uczniowie pokochali przyrodę i poczuli, że ona ich otacza – mówi z przekonaniem, że w ten sposób pomoże im zrozumieć, o co toczy się gra.

Widmo niepewnej przyszłości

W 2019 roku Włochy zapowiedziały, że będą pierwszym krajem, który wprowadzi zmiany klimatyczne jako obowiązkowy przedmiot w programie nauczania. We włoskich szkołach dzieci i młodzież w wieku od 6 do 19 lat muszą obecnie w roku szkolnym uczestniczyć w 33 godzinach lekcyjnych na ten temat. Są tam uczone, jak sadzić i pielęgnować drzewa, zasad recyklingu, oszczędzania wody, zmniejszania zużycia energii i nieulegania szybkiej modzie.

Powódź we Włoszech
W ubiegłym roku Włochy ucierpiały z powodu poważnych powodzi i ekstremalnych temperaturnull Andreas Solaro/AFP

Monica Capo stara się im przekazać ważność i pilność tego problemu, bez wzbudzania w nich obaw. – Robię, co w mojej mocy, żeby ich nie przestraszyć – mówi o swoich uczniach w wieku od 6 do 11 lat. – Ale im szybciej się tego nauczą, tym lepiej dla nich.

Monica Capo wie, że wzrastające temperatury będą miały wpływ na przyszłość jej uczniów. Przewiduje się, że w ciągu życia dzieci w tej grupie wiekowej temperatura na Ziemi wzrośnie o 1,5 stopnia Celsjusza w porównaniu z czasami przedindustrialnymi. Towarzyszyć temu będzie prawie czterokrotny wzrost liczby ekstremalnych zjawisk pogodowych, jak susze, pożary i powodzie. Około miliarda dzieci jest już szczególnie zagrożonych związanymi ze zmianami klimatu niedoborem wody, chorobami i migracjami. Ich szanse na rozwój i przetrwanie są tak zagrożone, że ONZ określiła zmiany klimatyczne jako „kryzys praw dziecka”.

Jednak nie wszystkie szkoły wyposażają swoich uczniów w narzędzia potrzebne młodym ludziom do zrozumienia zmieniającego się świata i radzenia sobie w nim.

Meksyk: uczniowie na lekcji o klimacie
Meksyk jest jednym z niewielu krajów, które włączyły edukację klimatyczną do programu nauczanianull Keith Dannemiller/ZPress/dpa/picture-alliance

Edukacja klimatyczna niedoceniana

Chociaż porozumienie klimatyczne z Paryża wymienia edukację jako ważne narzędzie walki z kryzysem klimatycznym, mniej niż jedna trzecia krajów, które je podpisały, umieściły edukację w swoich krajowych programach klimatycznych.

Widać to także na lekcjach. Tylko połowa ocenionych przez UNESCO w 2021 roku krajowych programów nauczania uwzględnia zmianę klimatu. A jeśli nawet, to często tylko marginalnie. Około 70 procent młodych ludzi ankietowanych przez UNESCO stwierdziło, że nie ma wystarczającej wiedzy, aby zrozumieć i wyjaśnić zmiany klimatyczne. Jak wykazała ankieta przeprowadzona w Wielkiej Brytanii w latach 2020-2021, ponad jedna trzecia uczniów stwierdziła, że w szkole bardzo niewiele lub wcale nauczyła się o środowisku.

Tymczasem, czy to poprzez rekordowe temperatury, czy ekstremalne zjawiska pogodowe, kryzys klimatyczny staje się coraz bardziej zauważalny. Na całym świecie panuje coraz większa zgoda co do tego, że „dzieci należy uwrażliwić i wyposażyć w narzędzia, dzięki którym będą one częścią rozwiązania tego problemu” – mówi Stefania Gianni, zastępca dyrektora generalnego UNESCO ds. edukacji.

Nigeria: lekcja ekologii
Wielu młodych ludzi twierdzi, że w szkole nie uczy się wystarczająco dużo o zmianach klimatycznychnull DW

Kto jest prymusem?

Stowarzyszenie Włoskich Nauczycieli i Administratorów Szkół twierdzi, że chociaż nie ma oficjalnych statystyk na temat skuteczności zmian w programie nauczania we Włoszech, w klasach dzieje się wiele, a nauczyciele wyrażają o nich pozytywne opinie. Monika Capo mówi, że podręczniki zostały zaktualizowane, a szkoły i nauczyciele otrzymali więcej przydatnych im pomocy naukowych.

Włochy nie są jedynym krajem, który przyciąga uwagę jako potencjalny lider edukacji klimatycznej. Chociaż zmiany klimatyczne nie są w Nowej Zelandii przedmiotem obowiązkowym, od 2020 roku wszystkie tamtejsze szkoły średnie mają dostęp do zaktualizowanych materiałów dydaktycznych opracowanych przez czołowe instytucje naukowe. Poruszają takie tematy jak „lęk klimatyczny” i działania podejmowane przez aktywistów.

Meksyk w 2019 roku nawet zmienił swoją konstytucję, aby uwzględnić w niej zrozumienie i ochronę środowiska jako obowiązkowy temat w krajowym systemie edukacji.

– Nie ma uniwersalnego modelu edukacji klimatycznej – twierdzi Stefania Gianni z UNESCO. W Berlinie czy Rzymie musi on wyglądać inaczej niż w małej wiosce w Nigerii. Szkoły muszą być w stanie ukształtować je zgodnie ze swoimi potrzebami.

Młoda aktywistka podczas protestu „Piątki dla przyszłości”
Młoda aktywistka podczas protestu „Piątki dla przyszłości” w Rzymienull Christian Minelli/NurPhoto/picture alliance

Potrzebna zmiana systemu edukacji

Oprócz aktualizacji programów nauczania, co często zajmuje dużo czasu i może budzić kontrowersje polityczne, są także inne sposoby wprowadzania zmian, jak wyjaśnia Stefania Gianni. Aby naprawdę skutecznie przekształcić system edukacji, potrzebne jest całościowe podejście do tego wyzwania. Obejmuje ono włączenie możliwie jak największej części społeczeństwa w edukację klimatyczną, budowanie zrównoważonych budynków szkolnych i zrównoważone zarządzanie nimi, a także lepsze kształcenie nauczycieli.

Należy również zająć się niedoborem wiedzy i kwalifikacji samych nauczycieli. Takie wnioski płyną z badania poziomu edukacji klimatycznej przeprowadzonego w 2023 roku przez Akademię Nauk Społecznych Australii.

Monica Capo jest zapaloną aktywistką klimatyczną i założycielką organizacji Teachers for Future Italia (oddziału ruchu Fridays for Future). Jednak nie wszyscy – tak jak ona – mają dość pewności siebie, aby na lekcjach poruszać kwestię zmian klimatycznych. Tylko 40 procent nauczycieli objętych wspomnianą wyżej ankietą UNESCO w 100 krajach miało odwagę wyjaśniać skutki zmian klimatycznych. Ankieta przeprowadzona w 2020 roku wśród nauczycieli w Europie wykazała, że brak wiedzy specjalistycznej był głównym powodem, dla którego nie poruszano w szkołach zagadnienia zmian klimatycznych.

Norwegia. Koniec „brudnych” rejsów do fiordów

Przeciwwaga dla lęku klimatycznego

Dla Moniki Capo klasa szkolna jest jednym z najważniejszych narzędzi walki z kryzysem klimatycznym, ponieważ zapewnia nauczycielom takim, jak ona, bezpośredni kontakt z młodymi ludźmi. Pomaga im to właściwie przedstawić fakty i rozwiewać dezinformację, z którą uczniowie zetknęli się w Internecie lub usłyszeli ją od włoskiego rządu sceptycznie nastawionego wobec zmian klimatu.

– W TikToku krąży wiele dezinformacji na temat zmian klimatycznych, dlatego niezwykle ważne jest nauczenie uczniów, jak odróżnić fałszywe wiadomości od prawdy. Większość z nich jest tym zainteresowana, ale także się boi – mówi Monica Capo. Próbuje im przekazać, że wiedza i celowe działanie mogą zrównoważyć ten strach.

– Chcę, aby wszyscy w mojej klasie wiedzieli, że możemy coś zrobić i że wciąż jest nadzieja. Potrzebujemy nadziei, aby móc coś zmienić – podkreśla.

Autorka: Holly Young

Artykuł ukazał się pierwotnie nad stronach Redakcji Angielskiej DW.

Lubisz nasze artykuły? Zostań naszym fanem na Facebooku! >> 

Rafineria w Schwedt czeka na specpozwolenie. "Po prostu emituje dalej"

Wg landowego urzędu ochrony środowiska Brandenburgii podstawą dla dozwolonych emisji w rafinerii Petrochemisches Kombinat (PCK) w Schwedt są normy określone w okresie 1996-1998. Określają one dopuszczalną emisję takich pierwiastków jak dwutlenek siarki (SO) i azotu (NO), które zawsze towarzyszą pracy wielkich pieców, nie tylko w rafineriach, ale także w elektrowniach i innych zakładach, gdzie spalane i przetwarzane są paliwa kopalne. Unia Europejskawytyczyła ramy prawne dla tych emisji za pomocą dyrektywy, która następnie została wprowadzona do krajowych kodeksów prawnych. „Instalacje do destylacji lub rafinacji są instalacjami wymagającymi zezwolenia na mocy przepisów dotyczących kontroli emisji w rozumieniu federalnej ustawy o kontroli” - wyjaśnia sytuację prawną niemieckie Ministerstwo Środowiska i Ochrony Przyrody oraz dodaje, że landy są uprawnione do przyznawania na wniosek rafinerii w wyjątkowych indywidualnych przypadkach pozwolenia na wyższe emisje.

Właśnie z tej możliwości skorzystała rafineria PCK w 2017 roku, wnioskując, jak podaje landowy urząd ochrony środowiska, o możliwość emitowania 500 mg/m3. Urząd nie udzielił Deutsche Welle informacji, czy wartość ta podana jest jako przeciętna godzinowa, dzienna czy roczna. Jednocześnie urząd przyznał, że zezwolenie indywidualne z 2017 roku wygasło z dniem 31.12.2023. Rafineria złożyła wniosek o przedłużenie tego pozwolenia, ale ten wniosek jest obecnie nierozstrzygnięty, podobnie jak całkiem nowy wniosek o pozwolenie na znacznie podwyższone emisje. Landowy urząd informuje, że wnioskodawca może jedynie liczyć na maksymalną wartość emisji SO o wysokości 1000 mg/m3 i to tylko na bardzo ograniczonych warunkach.

Specpozwolenia na grząskim gruncie prawnym

Prawniczka niemieckiej organizacji ekologicznej Deutsche Umwelthilfe (DUH), dr Cornelia Nicklas, zwraca uwagę na załącznik numer 5 do przepisów dotyczących kontroli emisji. W tym załączniku dopuszczane są emisje rzędu przeciętnie 1000 mg/m3 wyłącznie dla instalacji użytku własnego. W tym kontekście rafineria musiałaby to udowodnić.

Według prawniczki DUH, która ma za sobą wiele batalii prawnych w związku z emisjami w brandenburskich elektrowniach, w niektórych przypadkach zakłady bez indywidualnego pozwolenia na emisje „po prostu emitują dalej”, aż do rozstrzygnięcia wniosków. Niektórym udaje się zdobyć tymczasowe pozwolenia. Tymczasem PCK argumentuje, że w celu zapewnienia zgodności z limitami emisji jest monitorowana przez przez właściwy organ, czyli Urząd Ochrony Środowiska Brandenburgii i postępuje zgodnie z prawem, bo proces rozstrzygnięcia jej wniosku jest w toku. Cornelia Nicklas uważa tę argumentację za błędną­. Jak twierdzi „albo pozwolenie na emisje jest udzielone i ma moc prawną albo pozwolenia nie ma”. Jak podkreśla rafineria powinna emitować maksymalnie tylko tyle, na ile pozwolił ustawodawca. Jeśli zakład obecnie nie posiada pozwolenia na podwyższone emisje, musi albo powrócić do pierwotnych norm z lat 1990-tych ub. wieku albo zaprzestać emitować do czasu rozstrzygnięcia aktualnego wniosku o podwyższone emisje.

Płomień wydobywający się z urządzeń rafinerii
Wg ustaleń DW prowadzone są rozmowy o przejęciu części akcji PCK przez Orlennull Patrick Pleul/dpa-Zentralbild/picture alliance

Orlen współwłaścicielem?

Rafineria PCK w Schwedt w ostatnim roku przerobiła 8,1 milionów ton ropy, między innymi na produkty takie jak olej napędowy i asfalt. Jest to znacznie mniej niż w latach poprzednich, gdy do rafinerii docierała przez ropociąg „Przyjaźń” rosyjska ropa w ilościach 10-11 milionów ton rocznie. Od początku 2023 roku rafineria nie odbiera oficjalnie rosyjskiej ropy i zdywersyfikowała kierunki dostaw surowca.

Dywersyfikacja dostaw ropy nie jest jedynym wyzwaniem dla tego zakładu, który należy nadal w ponad 54 procentach do rosyjskiego koncernu Rosnieft. Udziały te zostały objęte jesienią 2022 roku nadzorem powierniczym przez niemiecki rząd. To powiernictwo, które było pierwotnie ograniczone czasowo na okres sześciu miesięcy, zostało już dwukrotnie przedłużone i doniesienia medialne wskazują na zbliżający się w tej sprawie przełom. Niemiecki rząd, jak podaje Business Insider, zamierza do marca br. przekazać udział Rosnieftu w ręce niemieckiego skarbu państwa, a następnie odsprzedać je ewentualnie firmom z Polski. Nieoficjalnie Deutsche Welle dowiedziała się, że obecnie toczą się rozmowy na ten temat z Orlenem. Ani Business Insider, ani źródło Deutsche Welle w polskim Sejmie nie doprecyzowały jednak, czy Orlen przejmie cały pakiet udziałów Rosnieftu (54%) czy tylko jego część.

Chcesz skomentować ten artykuł? Zrób to na facebooku! >>

Skutki zmiany klimatu odczuwalne także w supermarketach

Naukowcy z brytyjskiego Durham University wyszli niedawno ze spektakularnym pomysłem. Aby zwrócić uwagę na negatywne skutki konsumpcji mięsa dla klimatu i ją ograniczyć, należy ich zdaniem umieszczać na opakowaniach szokujące zdjęcia i ostrzeżenia – tak jak to się robi z papierosami. W niemieckich supermarketach nie pojawiły się jeszcze takie etykiety. Zmiana klimatu i tak jednak przekłada się na nasze zakupy i – czy tego chcemy, czy nie – już od dawna wpływa na to, co ląduje w naszym wózku i ile to kosztuje. Konsumenci muszą się liczyć z tym, że podczas dużych cotygodniowych zakupów w przyszłości coraz silniej będą się im dawać we znaki skutki zmiany klimatu.

– W wypadku niektórych rodzajów żywności będzie dochodziło do większych wahań pod względem cen i dostępności. Będą takie lata, w których będzie mniej określonych produktów takich jak awokado, kakao, kawa, mango, kokosy, papaje i banany – mówi ekspert z dziedziny rolnictwa Michael Berger z organizacji obrońców środowiska WWF. W odniesieniu do wielu produktów istnieje na świecie tylko wąski pas, gdzie istnieją warunki klimatyczne niezbędne do uprawy. Wskutek częstszych skrajnych zjawisk pogodowych wzrasta jego zdaniem ryzyko nieurodzaju. Przez to przedsiębiorstwom handlowym trudniej jest kalkulować. Niepewność i niedobory pociągają za sobą wzrost cen – podkreśla Berger.

Szczególnie wrażliwe są w opinii ekspertów monokultury – czyli powierzchnie, na których przez całe lata uprawia się takie same rośliny. Skrajne zjawiska pogodowe, infekcje i szkodniki mają tam ułatwione zadanie i mogą zniszczyć dużą część plonów. Berger wskazuje na obszary uprawy kakao w Boliwii i Kolumbii, gdzie w minionych latach plony plony były niższe o 30 procent. Na niektórych plantacjach nie zebrano nic. Z powodu słabych zbiorów, grasującej choroby roślin i huraganów także sok pomarańczowy stał się ostatnio towarem deficytowym, a jego cena wzrosła.

Zagrożona może być nawet połowa obszarów uprawy kawy

Wskutek zmiany klimatu na całym świecie ucierpieli również hodowcy kawy. Według analiz do 2050 roku może być zagrożona połowa obszarów uprawy tej rośliny. Kawowy koncern Tchibo przewiduje z tego powodu wzrost cen. Podobnie stało się ostatnio z oliwą z oliwek. W Hiszpanii roczne plony, które wynosiły w minionych latach średnio ok. 1,5 miliona ton, spadły w sezonie 2022/2023 o ponad połowę. Przyczyną była susza.

Zbiory kawy w Embu w Kenii
Zbiory kawy w Embu w Keniinull Ute Grabowsky/photothek/picture alliance

Również Stefanie Sabet, prezes Federalnego Zrzeszenia Niemieckiego Przemysłu Spożywczego (BVE), widzi duży wpływ klimatu na produkcję żywności. Dotyczy to jej zdaniem już nie tylko gospodarek wschodzących – z negatywnymi skutkami borykają się również rodzime uprawy. – Będą przetasowania w krajach pochodzenia, ale jestem przekonana, że uda się jednak udostępnić szeroki wachlarz produktów spożywczych – powiedziała.

Ze względu na klimat w przypadku niektórych obszarów upraw sytuacja będzie według niej trudniejsza, ale gdzie indziej pojawią się nowe. – Kilka lat temu nikt by nie pomyślał, że możemy uprawiać nad Dunajem soję, a w Niemczech melony. Dziś to możliwe – dodała. Łagodniejszy klimat i dłuższe fazy wegetacji pozwalają zaś na częstsze zbiory. Źródłem nadziei są dla Sabet również nowe gatunki, bardziej odporne na upał, powstające dzięki nowym technologiom hodowli, ingerującym bezpośrednio w genom roślin. Systemy nawadniające, stosowane w okresach suszy, i lepsze prognozy pomagają jej zdaniem adaptować się do klimatu i skrajnych zjawisk pogodowych. – Zmiany klimatu nie da się powstrzymać, ale mamy pewne możliwości przystosowania się do jej następstw – podkreśliła szefowa BVE.

Co drugi konsument zaniepokojony

Eksperci nie przypuszczają, że poszczególne produkty całkowicie znikną z półek w supermarketach. Konsumenci są mimo to zaniepokojeni. Według sondażu firmy YouGov co drugi konsument jest albo „bardzo”, albo „raczej zaniepokojony”, że niektóre artykuły żywnościowe, jak na przykład kakao, kawa lub określone gatunki warzyw przestaną być dostępne lub będą dostępne tylko w ograniczonym zakresie.

Spożywczy handel detaliczny stara się o to, by skutki dla klientów były możliwie niewielkie. W wypadku owoców i warzyw firma Rewe przygląda się, jakie są alternatywy dla danego kraju upraw, i dąży do dywersyfikacji ryzyka – mówi jeden z rzeczników przedsiębiorstwa.

Hiszpania. Plantatorzy oliwek w kryzysie

Aby zmniejszyć zależność od importu, Rewe stawia od kilku lat w coraz większym stopniu na wzrost znaczenia swoich produktów regionalnych. W zależności od regionu sezonowa paleta produktów obejmuje od 50 do 190 różnych artykułów regionalnych. Również Kaufland stawia według własnych informacji coraz bardziej na produkcję rodzimą i regionalność.

Klimat napędza inflację

Ekspert WWF Michael Berger widzi przyszłość upraw przede wszystkim w systemach dywersyfikujących, takich jak rolnictwo ekologiczne. Jest ono jego zdaniem wprawdzie bardziej pracochłonne i daje mniejsze plony z tej samej powierzchni, ale za to lepiej się adaptuje do zmiany klimatu i jest na nią odporniejsze. To wszystko sprawia, że żywności przybędzie, ale stanie się ona droższa, „aby można było pokryć wyższe koszty produkcji”.

Konsumenci w Niemczech musieli się już ostatnio przyzwyczajać do coraz droższej żywności. Inflacja ostatnio wprawdzie nieco przygasła, ale klienci muszą się liczyć z dalszym wzrostem cen – także wskutek zmian klimatycznych. Eksperci z poczdamskiego Instytutu Badań nad Skutkami Zmian Klimatu wyliczyli to w ubiegłym roku dokładniej. Rezultat: wzrost średnich temperatur może sprawić, że do 2035 roku ceny żywności oraz inflacja bazowa będą wyższe nawet o 1,18 procent rocznie.

(DPA/pesz)

Lubisz nasze artykuły? Zostań naszym fanem na facebooku! >> 

Huragany. Naukowcy chcą rozszerzyć skalę

Zdaniem dwóch badaczy siła cyklonów tropikalnych w ostatnich latach przekracza wartość ujętą w stosowanej obecnie skali. Do tej pory wystarczała skala pięciostopniowa, przy czym stopień piąty dotyczył cyklonów o prędkości 70 metrów na sekundę lub wyższej. Jednak w ostatnich latach w przypadku kilku cyklonów tropikalnych prędkość wiatru przekraczała 86 metrów na sekundę, jak piszą w czasopiśmie „Proceedings” amerykańskiej Narodowej Akademii Nauk. Odpowiada to prędkości ponad 309,6 km na godzinę.

Krytyczna dekada

Według autorów badań analiza danych z lat 1980–2021 wykazała, że pięć huraganów można by zaliczyć do nowej, szóstej kategorii. „Wszystkie te huragany pojawiły się w ciągu ostatnich dziewięciu lat objętych okresem analizy zebranych danych” – piszą Michael Wehner z Lawrence Berkeley National Laboratory w Berkeley i James Kossin z Uniwersytetu Wisconsin-Madison.

Jedną z przyczyn tego zjawiska są zmiany klimatyczne i związany z nimi wzrost temperatury mórz. Daje to dodatkową energię cieplną huraganom, które mogą stać się silniejsze. Najsilniejszy z pięciu huraganów, „Patricia”, wystąpił na wschodnim Pacyfiku w 2015 roku i dotarł na ląd w Meksyku.

Sztorm u wybrzeży San Francisco
Sztorm u wybrzeży San Francisconull Noah Berger/AP Photo/picture alliance

Pozostałe cztery to tajfuny, jak nazywa się cyklony tropikalne występujące w północno-zachodnim regionie Pacyfiku. Wśród nich był „Haiyan”, który w 2013 roku nawiedził gęsto zaludnione wyspy Filipin i spowodował najwięcej ofiar śmiertelnych ze wszystkich pięciu huraganów.

Zdaniem naukowców starsze modele klimatyczne wykazały, że ryzyko wystąpienia hipotetycznych cyklonów szóstej kategorii w regionie Filipin wzrasta o 50 procent, jeśli globalne ocieplenie będzie o 2 stopnie wyższe niż przed epoką przemysłową. W Zatoce Meksykańskiej ta wartość nawet się podwaja. W przeszłości sugerowano już, że szczególnie niszczycielski cyklon tropikalny „Haiyan” powinien zostać zaliczony do kategorii szóstej. Dwaj wymienieni wyżej naukowcy zawracają uwagę, że „Haiyan” nie wydaje się odosobnionym przypadkiem.

Śmiercionośna siła

Opowiadają się oni za zmianą obecnej skali siły wiatru huraganowego Saffira-Simpsona, z kategorią piątą dla szczytowych prędkości wiatru od 70 do 86 metrów na sekundę i wprowadzeniem do niej dodatkowej kategorii szóstej, odnoszącej się do prędkości wiatru powyżej tej wartości.

Poprzednie badanie wykazało, że większość wypadków śmiertelnych spowodowanych huraganami w USA nastąpiła wskutek sztormów przybrzeżnych (49 procent), następnie powodzi wywołanych ulewnymi deszczami (27 procent), śmierci wynikłej bezpośrednio z siły wiatru (8 procent) i kilka innych przyczyn.

Włochy. Skutki potężnych burz

Naukowcy piszą, że dotychczasowa pięciostopniowa skala oparta na prędkości wiatru ma jedynie marginalne znaczenie dla wielu zniszczeń i szkód spowodowanych huraganami. Mimo to pozostaje ważnym kryterium ostrzeżeń o możliwym zagrożeniu. Dodanie szóstej kategorii albo szóstego stopnia do skali huraganów mogłoby również zwiększyć świadomość zagrożeń związanych z możliwością wystąpienia niezwykle silnych huraganów w wyniku globalnego ocieplenia.

Pięciostopniowa skala siły wiatru huraganowego Saffira-Simpsona została wprowadzona w Stanach Zjednoczonych na początku lat 70. XX wieku. Od 2010 roku pomiary prędkości wiatru prowadzone są na wysokości dziesięciu metrów. Same huragany przemieszczają się bardzo powoli, ale związane z nimi wirujące wiatry są bardzo szybkie.

(DPA/jak)

Chcesz mieć stały dostęp do naszych treści? Dołącz do nas na Facebooku!

KE nadal za prędkim „maratonem” do neutralności klimatycznej

– Przeżyliśmy właśnie najgorętszy rok w historii [pomiarów]. Argumenty przemawiające za działaniami na rzecz klimatu nie budzą wątpliwości i wymagają planowania już teraz. A przyszłości będziemy musieli stać mocniej na dwóch nogach, czyli na klimacie bezpiecznym i zdrowym dla wszystkich, którzy będą w nim żyć, oraz na silnej i odpornej gospodarce z jasną przyszłością dla biznesu i sprawiedliwą transformacją dla wszystkich. Walka z kryzysem kryzysem klimatycznym to maraton, a nie sprint – powiedział Wopke Hoekstra, komisarz UE ds. klimatu.

Ten następca Fransa Timmermansa w Komisji Europejskiej we wtorek (06.02.2024) przedstawił rekomendację, by Unia do 240 roku zredukowała swe emisje gazów cieplarnianych o 40 proc. (netto oraz w standardowym unijnym odniesieniu do 1990 roku).

Wszystkie państwa UE, w tym Polska po dłuższym ociąganiu się rządu Mateusza Morawieckiego, politycznie wsparły cel neutralności klimatycznej całej Unii w 2050 roku. Ale obecne wiążące „prawo klimatyczne” zobowiązuje Unię do redukcji emisji gazów cieplarnianych o co najmniej 55 proc. do 2030 roku, co jest rozbite na wiele szczegółowych przepisów z pakietu „Fit-for-55” (w tym ścieżka do bodaj najgłośniejszego zakazu nowych samochodów spalinowych od 2035 roku).

Ale teraz coraz częstsze protesty m.in. rolników przeciw kosztom Zielonego Ładu sprawiły, że nawet w centroprawicowej Europejskiej Partii Ludowej, do której należy Ursula von der Leyen (i jej rodzima niemiecka chadecja), było ostatnio coraz więcej apeli, by kierowana przez nią Komisja Europejska nie wchodziła w temat nowych celów redukcyjnych tuż przed kampanią do Parlamentu Europejskiego. Zwłaszcza, że hasła przeciw Zielonemu Ładowi bywają coraz częściej wykorzystywane przez skrajną prawicę.

Szkopuł w tym, że z unijnego „prawa klimatycznego” wynika, że Komisja musiała przedstawić swą propozycję redukcyjną na czas po 2030 roku do początku czerwca, czyli najpóźniej na kilka dni przez eurowyborami planowanymi na 6-9 czerwca. A zatem zrobiła to już dzisiaj, ale zalecony cel redukcji na 2040 rok nie jest jeszcze – to miałby większą wagę polityczną – projektem legislacyjnym, lecz tylko „komunikatem Komisji Europejskiej”, dającym czas na dodatkowe wewnątrzunijne dyskusje przed przedłożeniem projektu konkretnego rozporządzenia. A zatem jego przygotowanie przerzucono na Komisję Europejską kolejnej kadencji (zacznie się najbliższej jesieni), o której kierowanie zapewne będzie się ubiegać ponownie von der Leyen. To również Parlament Europejski nowej kadencji będzie negocjować z krajami Unii w Radzie UE wiążące przepisy o redukcjach emisji do 2040 roku.

Jakie są skutki globalnego ocieplenia?

Polskie zamieszanie wokół 2040 roku

Wiceminister klimatu Urszula Zielińska już w połowie stycznia – pytana przez dziennikarzy w Brukseli – powiedziała, że UE powinna iść w stronę ambitnej polityki klimatycznej i zmniejszenia emisji o 90 proc. do 2040 roku. Polska dyplomacja niemal natychmiast ruszyła do odkręcania tej deklaracji, ponieważ do dzisiaj większość krajów Unii milczy w tej kwestii, czekając na szczegółowe propozycje i rokowania o podziale kosztów redukcji wewnątrz UE czy też o branżach najbardziej dociążonych Zielonym Ładem w nowych w planach Unii. Ostatecznie minister Paulina Hennig-Kloska publicznie prostowała, że słowa jej zastępczyni nie są oficjalnym stanowiskiem rządu polskiego, lecz należałoby je traktować jako co najwyżej „deklaracją otwartości w negocjacjach”.

Trzy scenariusze analizowane przez Komisję Europejską w ostatnich tygodniach obejmowały redukcję emisji netto o 80 proc, o 85-90 proc. oraz w wariancie trzecim – redukcję o 90-95 proc. do 2040 roku. Komisja w dzisiejszej propozycji postawiła na dolny próg wariantu trzeciego, który – wedle rady naukowców doradzających Brukseli w kwestiach klimatu – jest najbardziej wydajny pod względem kosztów dla Unii dążącej do neutralności w 2050 roku.

„Wariant trzeci przekłada się na najniższy budżet na ograniczenie emisji, co czyni go najlepszym wariantem pod względem wkładu UE w ograniczanie zmian klimatu i w zapewnienie najbardziej wiarygodnej zachęty dla partnerów UE na całym świecie do przyspieszenia działań na rzecz klimatu” – głosi analiza, na której oparła się Komisja.

Zielony Ład z redukcyjnym celem 90 proc. już w 2040 roku wymagałby wielkich inwestycji publicznych i prywatnych z kluczową rolą Europejskiego Banku Inwestycyjnego, przyspieszyć wdrażanie technologii niskoemisyjnych, rozwój odnawialnych źródeł energii, oszczędności energii oraz szybkie wycofywanie paliw kopalnych i szybką elektryfikację transportu drogowego i ogrzewnictwa. Jednocześnie działania dążące do redukcji emisji o 90 proc. mogą przełożyć się na 2,8 biliona euro oszczędności w imporcie netto paliw kopalnych do UE w latach 2031-2050.

Redukcyjne cele UE w Zielonym Ładzie są podawane i zatwierdzane w wersji netto, czyli jako bilans emisji oraz przechwytywanych gazów cieplarnianych. Tradycyjna metodą jest intensywne zalesianie, ale dzisiejszy plan Komisji Europejskiej bardzo mocno zależy od przyspieszonego rozwinięcia i wykorzystania technologii wychwytywania oraz składowania CO2. Obecnie w UE nie działają żadne projekty wychwytywania dwutlenku węgla na skalę przemysłową, a przedstawiony również dzisiaj plan „zarządzania emisjami dwutlenku węgla” przewiduje wychwytywanie i składowaniu 240 megaton CO2 rocznie w porównaniu z obecnym celem wychwytywania 50 megaton w 2030 roku.

Hiszpania. Plantatorzy oliwek w kryzysie

Próby uspokajania rolników

Zarówno analizy opracowane dla Komisji Europejskiej, jak i jej dzisiejszy „komunikat” wskazują na wielką rolę rolnictwa w zielonej transformacji. Cała Unia teoretycznie byłaby zdolna zmniejszyć rolnicze emisje gazów cieplarnianych innych niż CO2 o co najmniej 30 proc. w 2040 roku (w porównaniu do 2015 roku), a rolnictwo w połączeniu z leśnictwem mogłoby już w 2035 roku stać się klimatycznie neutralną (netto) częścią gospodarki Unii.

Jednak Komisja Europejska na kilkanaście godzin przed ogłoszeniem swego nowego celu redukcyjnego na 2040 rok wycofała się ze szczegółowych postulatów redukcji emisji gazów cieplarnianych w rolnictwie. Przykładowo, dzisiejszy „komunikat” już nie zawiera – pierwotnie planowanego – odniesienia do 30 proc. redukcji emisji metanu, azotu i innych gazów związanych z rolnictwem w 2040 roku. A legislacyjne propozycje w tej dziedzinie mają być poprzedzone długą serią konsultacji społecznych, które Ursula von der Leyen zainaugurowała w połowie stycznia.

Ponadto szefowa KE zapowiedziała dziś wycofanie się Komisji Europejskiej z pakietu przepisów o redukcji zużycia pestycydów o połowę do 2030 roku.

– Rolnicy są na pierwszej linii frontu kryzysu klimatycznego w Europie, zmagając się z suszami, pożarami, powodziami i osuwiskami. Jednak politycy ignorujący zalecenia naukowców dotyczące pomocy rolnikom w odejściu od nadprodukcji mięsa i nabiału pogarszają zmiany klimatu i sprawiają, że europejskie rolnictwo jest bardziej narażone na ekstremalne warunki pogodowe – tak Marco Cantiero z Greenpeace krytykował rozwadnianie zapisów o rolnictwie.

Chcesz komentować nasze artykuły? Dołącz do nas na Facebooku! >>

Niemcy napędzają eksport gazu LNG z USA. Ekolodzy zaniepokojeni

– W nocy jest tu jasno jak w Las Vegas – mówi emerytowany inżynier ds. ropy naftowej i gazu John Allaire, wskazując na sąsiadującą fabrykę, w której gaz ziemny jest skraplany do postaci LNG. Jego nieruchomość znajduje się bezpośrednio nad Zatoką Meksykańską w amerykańskim stanie Luizjana.

Zakład Calcasieu Pass został ukończony na początku 2022 roku. Tam gaz łupkowy wydobywany w regionie jest schładzany do temperatury minus 162°C, a następnie eksportowany statkami. Kilka takich zakładów jest obecnie budowanych wzdłuż wybrzeża Zatoki Perskiej od Nowego Orleanu do Rio Grande.

W ostatnich latach Niemcy stały się ważnym odbiorcą LNG z USA. Wynika to z faktu, że od czasu rosyjskiego ataku na Ukrainę brakuje importu z Rosji.

Allaire z niepokojem patrzy na rozbudowę infrastruktury gazowej. – Zanieczyszczają powietrze, zanieczyszczają wodę. A teraz chcą rozbudować ten zakład – mówi. Emeryt obawia się wpływu na okoliczne tereny podmokłe, na których roi się od wydr, kaczek, ryb i krewetek.

Zakład w Calcasieu Pass jest własnością giganta LNG Venture Global z siedzibą w amerykańskim stanie Wirginia. Firma chce zbudować znacznie większy obiekt eksportowy LNG tuż obok istniejącego: CP2.

Niemcy, które płacą wyższą cenę za amerykański gaz niż klienci krajowi, są jednym z głównych podmiotów finansujących projekt. W czerwcu 2023 r. niemiecka spółka państwowa Securing Energy for Europe (SEFE) - dawniej Gazprom Germania – podpisała 20-letni kontrakt z Venture Global na roczny import milionów ton LNG z instalacji CP2.

John Allaire na plaży, w głębi morze
John Allaire twierdzi, że nowe zakłady po rozbudowie będą trzykrotnie większe od obecnychnull Stuart Braun/DW

To uczyniłoby Venture Global największym dostawcą LNG dla Niemiec, pomimo jego problematycznego wpływu na środowisko.

Według Departamentu Ochrony Środowiska Luizjany, istniejący zakład naruszył regulacyjne wymogi kontroli zanieczyszczenia powietrza co najmniej 139 razy od momentu uruchomienia w 2022 roku.

Firma „nie działa zgodnie z przepisami amerykańskiej ustawy o czystym powietrzu” – twierdzi Shreyas Vasudevan z organizacji ekologicznej Louisiana Bucket Brigade w Nowym Orleanie. A dzieje się to w celu zaspokojenia rosnącego popytu ze strony klientów takich jak Niemcy – podkreśla Vasudevan.

Prezes Venture Global LNG Mike Sabel zaznacza, że jego firma współpracuje z niemieckim SEFE, aby zapewnić „bezpieczeństwo dostaw energii nie tylko dla Niemiec, ale także dla reszty europejskiego rynku gazu”. – Niemcy podjęły zdecydowane działania w celu dywersyfikacji swojego portfela energetycznego, a LNG staje się ważną częścią tej mieszanki – napisał Sabel w oświadczeniu z czerwca ubiegłego roku.

DW zwróciło się do Venture Global z prośbą o zaktualizowane oświadczenie, ale do czasu publikacji nie otrzymało odpowiedzi.

„Sprzedaż oferentowi, który zaoferuje najwyższą cenę”

Projekt CP2 firmy Venture Global znajduje się w centrum protestów przeciwko ekspansji LNG, która prowadzi do podwojenia eksportu gazu z USA do 2035 roku.

Do 2016 r. Stany Zjednoczone produkowały gaz ziemny wyłącznie na potrzeby krajowe; obecnie kraj ten jest największym na świecie eksporterem LNG.

– W ciągu 20 lat, kiedy zajmowałem się poszukiwaniem, produkcją i odwiertami gazu, nic nie eksportowaliśmy - mówi Allaire w rozmowie z DW. - Teraz jest zupełnie inaczej. Chodzi o to, by sprzedać go temu, kto zaoferuje najwyższą cenę - dodaje.

Gaz ziemny od dawna był reklamowany jako tak zwana technologia pomostowa, ponieważ uwalnia mniej CO2 niż węgiel, gdy jest wykorzystywany do ogrzewania i wytwarzania energii elektrycznej. Jednak gaz ziemny składa się głównie z metanu, który jest 80 razy bardziej szkodliwy dla klimatu niż CO2. A ponieważ metan ulatnia się również podczas wydobycia, skraplania i transportu gazu ze szczelinowania, efekt klimatyczny może być bardziej szkodliwy niż w przypadku wykorzystania węgla.

Na ostatnim szczycie klimatycznym w Dubaju Stany Zjednoczone ogłosiły środki mające na celu ograniczenie emisji metanu. Jednak rosnący eksport LNG wydaje się przeczyć tym ambicjom.

Według badania opublikowanego w 2019 r. przez Roberta Howartha, eksperta ds. metanu na Uniwersytecie Cornella, boom w wydobyciu gazu łupkowego metodą szczelinowania w samej Ameryce Północnej może być odpowiedzialny za "ponad połowę wszystkich zwiększonych emisji gazów cieplarnianych na całym świecie", które zostały uwolnione przez paliwa kopalne w ciągu ostatnich dziesięciu lat.

Urządzenia wydobywcze
Gaz wydobywany jest w USA metodą szczelinowania (frackingu)null Paul Ratje/AFP/Getty Images

Negatywne skutki dla ochrony klimatu„

„Eksport LNG ostatecznie spowoduje więcej emisji gazów cieplarnianych niż każdy samochód, dom i fabryka w Europie” – przewidywał amerykański aktywista klimatyczny Bill McKibben w swoim artykule. Planowana produkcja LNG zniwelowałaby wszystkie redukcje emisji w USA od 2000 roku.

McKibben odnosi się do listu, który 170 naukowców wysłało w grudniu do prezydenta USA Joe Bidena. Wzywają w nim Bidena do anulowania zezwolenia na budowę terminalu CP2 i wstrzymania wszystkich przyszłych projektów LNG.

„Skala planowanej ekspansji LNG w ciągu najbliższych kilku lat jest oszałamiająca – czytamy w liście. – Zezwolenie na CP2 i inne projekty LNG podważy deklarowane cele znaczącego zajęcia się kryzysem klimatycznym i przesunie nas dalej w kierunku eskalacji chaosu klimatycznego”.

W innym liście, podpisanym w listopadzie przez około 60 demokratycznych kongresmenów z USA, wezwano Departament Energii do „rozważenia ogólnego wpływu, jaki gwałtowny wzrost eksportu LNG z USA ma na klimat, społeczności i naszą gospodarkę”.

Setki demonstrantów protestowało w zeszłym tygodniu w Nowym Orleanie przeciwko rozbudowie Plaquemines Parish, kolejnego obiektu Venture Global LNG w delcie Missisipi.

Ludzie mieszkający w pobliżu zakładu skraplania gazu będą szczególnie narażeni na zanieczyszczenia podczas silnych burz, mówi ks. Wilfret Johnson. Jest on proboszczem parafii Plaquemines.

– Mamy tu wiele huraganów, a zakład znajduje się w strefie zalewowej – mówi DW, przypominając szkody wyrządzone przez huragan Katrina w 2006 roku.

Czy Biden ugnie się pod presją?

Taki opór ze strony świadomych klimatu wyborców mógł mieć wpływ na ostatnią decyzję administracji Bidena.

W połowie stycznia Biały Dom potwierdził, że na razie zawiesza licencje eksportowe dla LNG z nowych zakładów do krajach nieposiadających umów o wolnym handlu. Obejmuje to Europejczyków, do których w 2023 r. trafiła około połowa całego eksportu z USA.

W międzyczasie Departament Energii przeanalizuje wpływ eksportu gazu na potencjalnie wyższe ceny energii dla amerykańskich konsumentów. Przeprowadzona zostanie również ponowna ocena wpływu emisji gazów cieplarnianych.

W rządowym oświadczeniu wspomniano również o „niebezpiecznym wpływie metanu na naszą planetę”.

Według New York Timesa, zakład CP2 firmy Venture Global i 16 innych planowanych projektów eksportowych LNG otrzyma pozwolenia najwcześniej w przyszłym roku. Gdyby tak się nie stało, „byłby to szok dla globalnego rynku energii, skutkowałby sankcjami gospodarczymi i wysłałby druzgocący sygnał do naszych sojuszników, że nie mogą już polegać na Stanach Zjednoczonych" – ostrzega Shaylyn Hynes, rzeczniczka Venture Global.

Tymczasem republikanka Nikki Haley, która ubiega się o urząd prezydenta USA, obiecała zwiększyć produkcję LNG podczas. - Przyspieszymy wydawanie zezwoleń - powiedziała Haley w New Hampshire 21 stycznia.  - Będziemy eksportować tyle skroplonego gazu ziemnego, ile się da - dodała

„Niemcy nigdy nie miały niedoboru gazu” 

Niemcy płacą wysokie ceny za gaz, mimo że nie jest on potrzebny - krytykuje raport kolońskiego think tanku New Climate Institute.

Niemieckie zapotrzebowanie na gaz spadło o dwanaście procent w 2022 r., częściowo z powodu wyższej wydajności i niższego popytu po rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Jednocześnie Niemcy budują nowe terminale LNG dla gazu z USA, Kataru i innych krajów.

Istniejące instalacje LNG w USA są wystarczające, aby zrekompensować deficyt dostaw rosyjskiego gazu do Europy, twierdzą eksperci ds. energii.

„Niemcy nigdy nie miały niedoboru gazu i były w stanie poradzić sobie z zimą 2022 r. bez własnych terminali” – czytamy w liście niemieckich organizacji pozarządowych i stowarzyszeń ekologicznych do amerykańskich organów regulacyjnych z 17 stycznia. Pismo wzywa również do nieudzielania zezwolenia na budowę terminalu CP2.

Według listu, niemieckie Federalne Ministerstwo Gospodarki przyznało, że „Niemcy mogą być zaopatrywane przez istniejące terminale importowe LNG w Belgii, Holandii i Francji”.– Zasoby nie są nieskończone, to nie jest rozwiązanie na dłuższą metę – uważa John Allaire.

– Jeśli chcemy, możemy być w 100 procentach zrównoważeni dzięki odnawialnym źródłom energii w ciągu najbliższych dziesięciu lat - mówi Allen - ale w grę wchodzą tu duże pieniądze.

Artykuł okazał się w oryginale na stronach Redakcji Angielskiej DW.

Lubisz nasze artykuły? Zostań naszym fanem na facebooku! >> 

Polska wygasza prace na Odrze, ekolodzy krytykują dalej

– Domagamy się wdrożenia „terroru praworządności” na rzekach – apeluje do premiera Donalda Tuska w Warszawie Koalicja Ratujmy Rzeki, skupiająca ponad 50 organizacji pozarządowych oraz kilkudziesiąt osób. Ekolodzy z Polski i Niemiec nie kryją rozgoryczenia tym, że pomimo zmiany rządu w Warszawie i zapowiedzi przywrócenia praworządności, nadal – jak twierdzą aktywiści – prowadzone są prace związane z regulacją Odry – wbrew sądowym wyrokom, nakazującym wstrzymanie tych prac.

– Od sądowego nakazu wstrzymania prac regulacyjnych na Odrze granicznej minął rok, a roboty nadal trwają – wskazał w przesłanym DW oświadczeniu Radosław Gawlik, były wiceminister środowiska, ekspert Koalicji do spraw polityki wodnej. Przypomniał, że Koalicja Ratujmy Rzeki protestowała, gdy wiceminister infrastruktury w poprzednim rządzie PiS Marek Gróbarczyk nazwał wyroki sądów administracyjnych „idiotycznymi” i odmawiał ich wykonania. – Nie rozumiemy, dlaczego deklarująca praworządność Koalicja 15 października idzie w jego ślady – dodał Gawlik. W czwartek, 1 lutego, aktywiści zorganizowali w tej sprawie konferencję prasową pod kancelarią premiera Donalda Tuska.

Listopad 2022 r. Prace na Odrze prowadzone kilka miesięy po katastrofie ekologicznej
Listopad 2022 r. Prace na Odrze prowadzone kilka miesięy po katastrofie ekologicznejnull Patrick Pleul/dpa/picture alliance

Spór polsko-niemiecki

Wyrok, o którym mowa, zapadł 9 grudnia 2022 roku. Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie uwzględnił skargę organizacji ekologów na decyzję środowiskową, zezwalającą na prace regulacyjne na Odrze i nakazał wstrzymanie robót. Decyzję zaskarżył też rząd kraju związkowego Brandenburgia. 7 marca 2023 r. Naczelny Sąd Administracyjny oddalił zażalenie Wód Polskich i Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska na orzeczenie WSA. Ówczesny wiceminister infrastruktury Gróbarczyk skomentował wtedy na Twitterze: „Ze względu na koszty wykonania postanowienia NSA, na skutki społeczno-prawne i środowiskowe, nie można wykonać tak idiotycznych, radykalnych działań”.

Z kolei w lipcu 2023 r. Sejm przyjął głosami PiS  tzw. specustawę odrzańską, która – według ówczesnego rządu – miała służyć rewitalizacji Odry, zaś zdaniem organizacji ochrony środowiska – w rzeczywistości skupiała się na ułatwieniu inwestycji.

Sprawa regulacji Odry urosła do rangi sporu polsko-niemieckiego po katastrofie ekologicznej na Odrze latem 2022 r., kiedy to zakwit złotej algi zabił miliony ryb, małży i ślimaków wodnych. O zaniechanie przez stronę polską prac nad regulacją Odry, aby ekosystem rzeki mógł się zregenerować, apelowała niemiecka minister środowiska Steffi Lemke, a także m.in. władze przygranicznej Brandenburgii oraz organizacje ekologiczne z Polski i Niemiec. Na platformie X (dawniej Twitter) zrzeszenie niemieckich organizacji SaveOder regularnie publikuje zdjęcia i informacje o tym, gdzie prowadzone są roboty na rzece granicznej. Najnowszy wpis pochodzi z 25 stycznia.

Prace na Odrze tylko do końca lutego

Tymczasem polskie władze zapewniają, że prace są „wygaszane”, a 31 marca 2024 roku zakończy się realizacja obecnego kontraktu. 

„Realizowane prace na Odrze granicznej w znaczącej większości związane są z odbudową i modernizacją już istniejących obiektów hydrotechnicznych. Wykorzystywane są materiały naturalne (kamień hydrotechniczny, kostka brukowa, drewno, faszyna). Roboty mają charakter punktowy. Towarzyszy im monitoring środowiskowy, działania łagodzące, zarybianie rzeki itp. Zmodernizowano 167 ostróg” – przekazało DW Państwowe Gospodarstwo Wodne Wody Polskie, które podlega resortowi infrastruktury.

Prace budowlane mają zakończyć się z końcem lutego, zaś od „marca 2024 roku planuje się już tylko porządkowanie terenu, likwidację dróg technologicznych, placów magazynowych i zapleczy budowy”.

Również rzecznik Ministerstwa Infrastruktury Rafał Jaśkowski wyjaśnia w rozmowie z DW, że od końca marca żadnych robót na rzece nie będzie, zaś te obecne „są zlokalizowane w uzgodnionych ze stroną niemiecką miejscach limitujących” (czyli przeszkadzających w żegludze – red).

Różnice zdań w Berlinie

Pomimo tych zapewnień, Bjoern Ellner, szef Związku Ochrony Przyrody i Różnorodności Biologicznej (NABU) w Brandenburgii, nie szczędzi krytyki pod adresem polskich władz. Uważa on, że działania strony polskiej są spóźnione.  – Oczywiście mieliśmy nadzieję i oczekiwaliśmy, że nowy rząd będzie respektował wyrok sądu. Naszym zdaniem w tej sprawie dochodzi bowiem do naruszania zasad praworządności – powiedział Ellner w rozmowie z DW.

– Wstrzymanie prac na Odrze powinno nastąpić już dawno temu. Bardzo krytyczne oceniamy to, że są one kontynuowane, aby wywiązać się z jakichś kontraktów – dodał.

Latem 2022 roku z Odry wyłowiono setki ton martwych ryb
Latem 2022 roku z Odry wyłowiono setki ton martwych rybnull Marcin Bielecki/dpa/picture alliance

Ellner zarzuca też niemieckiemu rządowi, szczególnie resortowi infrastruktury w Berlinie, że „robi zbyt mało” w tej sprawie i nie wywiera politycznej presji na Warszawę, także na szczeblu UE. Być może wynika to z faktu, że sam niemiecki rząd wydaje się nie być jednego zdania w sprawie regulacji Odry. Bowiem niemiecki resort infrastruktury obstaje przy umowie z Polską z 2015 roku, która dotyczy regulacji rzeki, podczas gdy Ministerstwo Środowiska chce przynajmniej przeglądu tej umowy. 

Powstanie Park Narodowy Doliny Dolnej Odry?

Koalicja Ratujmy Rzeki (KRR) apeluje też do polskiego rządu o przywrócenie nadzoru nad gospodarką wodną Ministerstwu Klimatu i Środowiska. Obecnie leży to w gestii resortu infrastruktury, co – zdaniem aktywistów – powoduje, że działania i wydatki koncentrują się na regulacjach rzek i inwestycjach służących żegludze, a nie ochronie wód. „W dobie katastrofy klimatycznej Polki i Polacy nie potrzebują ‚wodnych barkostrad’ za 200 mld zł, ani zapór na Wiśle i Odrze. Potrzebujemy odtwarzania mokradeł, zdrowych rzek i jezior, potrzebujemy dostępu do czystej wody” – apeluje KRR w liście otwartym do polskiego premiera z 15 stycznia br.

Po niemieckiej stronie rzeki granicznej w Dolinie Dolnej Odry już istnieje park narodowy
Po niemieckiej stronie rzeki granicznej w Dolinie Dolnej Odry już istnieje park narodowynull Lisa Stüve/DW

Spore nadzieje z nowym rządem w Polsce wiążą też zwolennicy utworzenia Parku Narodowego Doliny Dolnej Odry na obszarze obecnego parku krajobrazowego od Widuchowej na południu po obrzeża Szczecina. Nowa minister klimatu i środowiska Paulina Hennig-Kloska zapowiadała tworzenie nowych i powiększanie istniejących parków narodowych

– Liczymy na to, że park narodowy powstanie w tym roku – mówi DW Łukasz Ławicki z inicjatywy na rzecz stworzenia parku narodowego w Międzyodrzu. Podkreśla, że inicjatywa ma poparcie samorządów, a także przychylność władz województwa zachodniopomorskiego. Według Ławickiego utworzenie parku nie będzie miało żadnego wpływu na żeglowność Odry, czy jakiekolwiek prace, które są prowadzone na rzece. – Odcinek ten jest dawno uregulowany – wyjaśnia.

I dodaje: „Jest cała litania postulatów dotyczących tego, co powinno stać się z Odrą i innymi polskimi rzekami, aby nie powtórzyła się katastrofa z 2022 r.” – Recepta jest gotowa, tylko trzeba zacząć te zalecenia i zmiany przepisów wdrażać – apeluje Ławicki.

Lubisz nasze artykuły? Zostań naszym fanem na facebooku! >> 

Niebezpieczne dziki. Zwierzę pogryzło 77-latka

Do groźnego incydentu doszło w Stuttgarcie na południu Niemiec. Dzik, który wtargnął na teren miasta, pogryzł i poważnie ranił 77-letniego mężczyznę. Jak poinformowała w niedzielę policja w Stuttgarcie, mężczyzna został zaatakowany w sobotnie popołudnie (27.1.2024) na terenie stacji benzynowej w dzielnicy Heslach.

Wiele osób zgłaszało wcześniej policji, że po okolicy biega dzik, a służby ratunkowe natychmiast rozpoczęły intensywne poszukiwania z udziałem fachowców z pogotowia dla zwierząt. Niestety bezskutecznie. Nieco później żona 77-latka powiadomiła policję o ataku na stacji benzynowej.

Jak poinformowali funkcjonariusze, mężczyzna doznał „poważnych obrażeń w wyniku pogryzienia”. Emeryt trafił do szpitala.

(AFP, DPA/dom)

Chcesz skomentować nasze artykuły? Dołącz do nas na facebooku! >>

Zwierzęta giganty na ulicach Antwerpii

Wody gruntowe nikną w szokującym tempie

Globalne zasoby wód gruntowych kurczą się, a w wielu miejscach następuje to w coraz szybszym tempie. Taki jest wniosek międzynarodowego zespołu badawczego, wyciągnięty z analizy wyników 170 tysięcy serii pomiarów przeprowadzonych w ponad 40 krajach na całym świecie.

Niepokojące wyniki badań

Okazało się, że w jednym na osiem z prawie 1700 przetestowanych systemów wód gruntowych – zwanych także warstwami wodonośnymi – poziom wody w nich spada o ponad pół metra rocznie. Jest to szczególnie niepokojące w regionach suchych, które są w dużym stopniu wykorzystywane rolniczo. Z badania wynika jednak, że ten trend można spowolnić, a nawet odwrócić.

„Wody gruntowe są głównym źródłem wody dla wielu gospodarstw domowych, gospodarstw rolnych, zakładów przemysłowych i miast na całym świecie” – pisze grupa badaczy kierowana przez Scotta Jasechko z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Santa Barbara i Hansjoerga Seybolda ze Szwajcarskiego Federalnego Instytutu Technologii (ETH) w Zurychu w czasopiśmie "Nature”. „Niezrównoważony pobór wód gruntowych i zmiany klimatyczne mogą spowodować spadek poziomu wód gruntowych, utrudniając dostęp do tych zasobów” – podkreślają naukowcy.

W północno-wschodnim Iranie poziom wód gruntowych obniża się aż o 2,62 metra rocznie, a w niektórych częściach Indii i USA o ponad jeden metr rocznie. W Europie naukowcy zwracają uwagę na wody gruntowe w południowo-wschodniej Hiszpanii, a zwłaszcza na północ dobrze rozwiniętego rolniczego regionu Murcji. Pomiary wykazały, że poziom wód gruntowych spada w nim o 1,60 metra rocznie. Według Seybolda inne obszary w południowo-wschodniej Hiszpanii, które produkują owoce i warzywa dla dużej części Europy, również doświadczają tak gwałtownych spadków.

Jedną z przyczyn są mniejsze opady

Porównanie z danymi z końca XX wieku pokazuje, że w XXI wieku obniżył się poziom wód gruntowych w 30 procentach systemów wód podziemnych. W dużej części z nich, chodzi o 80 procent, przyczyniły się do tego mniejsze opady deszczu.

„Nie byliśmy zaskoczeni, że poziom wód gruntowych gwałtownie spadł na całym świecie”, cytuje Seybolda oświadczenie instytutu ETH. „Ale tempo, w jakim spada on od 2000 roku, było dla nas szokiem”.

Hiszpania: Susza - rolnicy wiercą nielegalne studnie

Jedną z przyczyn szybkiego obniżania się poziomu wód gruntowych, szczególnie na obszarach suchych, jest intensywne użytkowanie tych obszarów w rolnictwie i wypompowywanie z nich dużej ilości wód gruntowych na powierzchnię w celu nawadniania upraw, nie tylko w południowo-wschodniej Hiszpanii, ale także, na przykład, w dolinie Central Valley w Kalifornii.

Są też inne trendy

Utrzymują się jednak również tendencje przeciwne: „Nasza analiza poziomu wód gruntowych wskazuje na to, że straty wód gruntowych nie są ani powszechne, ani nieuniknione”, piszą analitycy. W jednej trzeciej (36 procent) z 542 systemów, dla których dane sięgają XX wieku, spadek poziomu wód gruntowych albo osłabł (20 procent), albo nawet uległ odwróceniu (16 procent) od 2000 roku – częściowo w wyniku zastosowania posunięć politycznych, które uregulowały pobór wody.

Jako przykład takiego regionu grupa badaczy wskazuje na niektóre obszary w Arabii Saudyjskiej, zachodnim Iranie i dorzecze w pobliżu Bangkoku. Kolejny pozytywny przykład dotyczy Europy: genewska sieć wód gruntowych zaopatruje w wodę pitną około 700 tysięcy mieszkańców kantonu Genewy i sąsiedniego francuskiego departamentu Haut-Savoye. Gdy w Szwajcarii oraż Francji w sposób nieskoordynowany pompowano tam wodę gruntową, w latach 1960–1970 jej poziom spadł tak drastycznie, że studnie wyschły.

Szwajcaria i Francja zgodziły się zatem dostarczać tam wodę z rzeki Arve w celu podniesienia poziomu wód gruntowych. „Ta warstwa wodonośna nie osiągnęła jeszcze swojego pierwotnego poziomu, ale ten przykład pokazuje, że nie musi być tak, że poziom wód gruntowych zawsze spada", podkreśla Hansjoerg Seybold.

Przykład miasta Tucson w stanie Arizona pokazuje, że przekierowanie wody może czasami być problematyczne. W celu ustabilizowania poziomu wód gruntowych pobierana jest tam woda z rzeki Kolorado. Ale ta rzeka, której woda jest wykorzystywana również do innych celów, obecnie rzadko dociera do swego ujścia w Zatoce Kalifornijskiej.

Włochy. Suchą nogą przez jezioro Garda

Ogólny trend jest negatywny

W sumie ogólny trend światowy jest wyraźnie negatywny: we wszystkich obniżających się systemach wód podziemnych średni spadek ich poziomu wynosi 20 centymetrów rocznie, podczas gdy w systemach rosnących poziom wody wzrasta jedynie o 5 centymetrów. Regiony poważnie dotknięte spadkiem poziomu wody znajdują się głównie w strefach klimatu suchego, co znacznie utrudnia uzupełnianie tam wód gruntowych, nawet jeśli zużycie wody wody w nich obecnie spada.

„Trzeba zdać sobie sprawę z tego, że warstwy wodonośne na półpustyniach i pustyniach często regenerują się przez setki lat po prostu dlatego, że nie ma tam wystarczającej ilości deszczu, który mógłby przedostać się do wód gruntowych”, mówi Scott Jasechko z Uniwersytetu Kalifornijskiego.

Na wybrzeżach grozi nam inne niebezpieczeństwo. Jeśli poziom wód gruntowych spadnie tam poniżej pewnego poziomu, może przedostać się do nich woda morska. Ta woda nie nadaje się do picia ani do nawadniania pól. Drzewa, których korzenie sięgają do wód gruntowych, umierają. Zjawisko to można zaobserwować na wschodnim wybrzeżu USA: znajdują się tam rozległe tzw. lasy duchów, w których nie żyje już żadne drzewo.

„Ziemia grozi zapadnięciem się”

Oprócz zaopatrzenia w wodę Hansjoerg Seybold wymienia jeszcze jeden powód do ustabilizowania poziomu wód gruntowych – na przykład w regionie Bangkoku: „Jeśli zabraknie tam wód gruntowych, istnieje niebezpieczeństwo zapadnięcia się gruntu, a to jest znacznie większy problem”, mówi ekspert z ETH w Zurychu.

W komentarzu zamieszczonym w magazynie „Nature” Donald John MacAllister z Brytyjskiej Służby Geologicznej podkreśla, że wody gruntowe są niezbędne dla zaopatrzenia ludzkości w wodę i żywność – zwłaszcza w obliczu zmian klimatycznych.

Liczba przeanalizowanych w badaniu danych jest bezprecedensowa i dostarcza ważnych informacji na temat poszczególnych regionów świata. Jednakże w niektórych miejscach takich danych brakuje, na przykład w Ameryce Południowej, Azji Południowo-Wschodniej i Afryce. Tymczasem właśnie w tych regionach obserwuje się obecnie duży wzrost liczby ludności. Należy zatem pilnie usprawnić monitorowanie tam kluczowych zasobów wody.

(DPA/jak)

Lubisz nasze artykuły? Zostań naszym fanem na Facebooku! >> 

Jadowity pająk Nosferatu już w prawie całych Niemczech

Chociaż pająki Nosferatu są na ogół nieśmiałe, od roku 2022 zanotowano ponad 20 tysięcy zgłoszeń o ich obecności. Zwierzę, które po raz pierwszy pojawiło się w Niemczech w 2005 roku, jest znacznie bardziej powszechne niż wcześniej sądzono.

Z pomocą ogólnokrajowego portalu zbierającego dane przyrodnicze NABU-naturgucker.de ustalono, że pająk był już szeroko rozpowszechniony w prawie całych Niemczech w 2022 roku, jak informuje Niemiecka Unia Ochrony Przyrody i Różnorodności Biologicznej (NABU). Był on rzadko widywany jedynie w Meklemburgii-Pomorzu Przednim.

Alexander Wirth i Gaby Schulemann-Maier z NABU napisali w fachowym magazynie „Frontiers in Arachnid Science”, że jego terytorium jest ponad 2,3 razy większe niż dotychczas szacowano. Jesienią 2022 roku w ciągu zaledwie kilku tygodni na portalu NABU-naturgucker.de zgłoszono ponad 25 000 nowych obserwacji. Od tego czasu w akcji wzięło udział ponad 20 000 osób. Naukowcy wyjaśniali wówczas, że w wyniku rozwoju turystyki i zmian klimatu w Niemczech pojawiają się wcześniej tam nieobserowane gatunki roślin i zwierząt.

„W międzyczasie pająki te prawdopodobnie rozprzestrzeniły się jeszcze bardziej” – stwierdza Gaby Schulemann-Maier w komunikacie prasowym NABU.

Dlaczego skorpiony świecą?

Ukąszenie nie jest groźne

Pająk Nosferatu (Zoropsis spinimana) jest jednym z największych pająków w Niemczech i jednym z niewielu, których ukąszenie może przebić ludzką skórę. Choć Nosferatu zaliczany jest do pająków jadowitych, jego ewentualne ukąszenie nie jest groźne dla zdrowia i życia człowieka. Objawy ukąszenia są opisywane jako porównywalne z objawami użądlenia osy. Pająk ten gryzie jednak bardzo rzadko, gdy jest bezpośrednio zagrożony. O wiele nieprzyjemniejsze jest spotkanie z innym jadowitym pająkiem obecnym w Niemczech, kolczakiem zbrojnym, którego ugryzienie jest bardzo bolesne i niekiedy wymaga interwencji lekarskiej.

Według NABU pająk Nosferatu osiąga długość ciała do dwóch centymetrów i rozpiętość nóg około pięciu centymetrów. Dorosłe i młode pająki można znaleźć w Niemczech przez cały rok. Spędzają zimę w budynkach mieszkalnych lub garażach. Żywią się muchami, ćmami i innymi pająkami, które czasami mogą być nawet większe od nich.

Według NABU pająk ten, pochodzący z regionu Morza Śródziemnego, został po raz pierwszy zaobserwowany w Niemczech w 2005 roku. Od tego czasu szybko się rozprzestrzenił. Nazwano go tak, ponieważ wzór na jego ciele przypomina czaszkę wampira, podobnie jak wampir Nosferatu z niemego filmu z 1922 roku o tej samej nazwie.

(DPA/jak)

Chcesz mieć stały dostęp do naszych treści? Dołącz do nas na Facebooku!